Z perspektywy czasu patrzę na to inaczej, ale nadal czasami budzę się zlana potem, wykrzykując jego imię. Uczucia do niego nie zmieniły się mimo upływu lat, doprowadzając do najgorszego błędu w moim życiu.
Wtedy jednak nie byłam taka spokojna. Ten chłopak był dla mnie bez wątpienia najważniejszą osobą w życiu, wielokrotnie mnie ratował, bez niego spotkałaby mnie śmierć głodowa. Dlaczego? Cóż, zacznijmy od początku.
Moi rodzice, tak jak ja, urodzili się w Dziesiątym Dystrykcie, czyli Dystrykcie Rzeźni, jak kto woli. Walczyli z Kapitolem i ponieśli za to najgorszą cenę, jaka mogła ich spotkać. Nie pamiętam ich, więc nie żałuję ich śmierci, chociaż oczywiście - wolałabym, żeby żyli. Miałam być przeniesiona do Domu Komunalnego, który jest, swoją drogą, gorszy niż mieszkanie na ulicy. Nie zabawiłam tam długo, bo moim wybawieniem okazała się młoda para z córką, Anabellą, moją późniejszą siostrą. W rozmowie z właścicielką wydawali się bardzo mili, cieszyłam się, że będę mieć normalną rodzinę. Jednak nie tym razem. Okazał się bowiem, że chodzi im tylko o to, żebym pobierała astragale, ratując tym samym moją siostrę. Mało tego, jako jedyna z rodziny pracowałam. I to jako jedenastolatka. Gdzie? W rzeźni oczywiście. Byłam jedną z niewielu dziewczyn, a do tego najmłodszą. Przydzielili mi zabijanie krów, pracę, którą zajmowali się tylko mężczyźni. Oczywiście robiłam to, nie miałam wtedy siły się przeciwstawić. Całe pieniądze pobierali rodzice, nie dając mi do nich dostępu. Nie karmili mnie. Znaczy - robili to tylko na początku, kiedy byłam za mała, żeby siedzieć cicho z pustym brzuchem.
Dlatego polowałam. Od szóstego roku życia. Na początku niezbyt dobrze mi to wychodziło, ale z czasem nabierałam pewności i wyrafinowania w zabijaniu zwierząt. Dzięki pracy w rzeźni, nauczyłam się znosić śmierć i krew, a tym samym stałam się silniejsza niż wszystkie dzieci w Dziesiątce.
W szkole byłam traktowana jak ktoś inny. Polowałam, pracowałam - inni sądzili, że nie zechciałabym się zadawać z dzieciakami. Ja miałam na ten temat inne zdanie...
Patricka pierwszy raz spotkałam w pewien deszczowy dzień, kiedy miałam długą pogadankę z moją zastępczą matką. Zapytała mnie, dlaczego jeszcze nie umarłam, skoro nie dają mi jedzenia. Stwierdziła, że kradnę ICH jedzenie i dostałam lanie. Z płaczem uciekłam na ulicę... I spotkałam jego. Miał zupełnie inną sytuację, jego rodzice byli wystarczająco bogaci, żeby zapewnić mu wszystko, jego życie upływało we względnym szczęściu. Byliśmy dziećmi, od razu nawiązaliśmy rozmowę, i po jakimś czasie byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Dawał mi jedzenie, bawiliśmy się i spędzaliśmy dużo czasu ze sobą. Tak bardzo się różniliśmy, on bogaty, ja biedna, on nie musiał pobierać astragali, ja miałam najwięcej wpisów w całym Dystrykcie, on został wylosowany, ja zostałam oszczędzona.
Moi rodzice, tak jak ja, urodzili się w Dziesiątym Dystrykcie, czyli Dystrykcie Rzeźni, jak kto woli. Walczyli z Kapitolem i ponieśli za to najgorszą cenę, jaka mogła ich spotkać. Nie pamiętam ich, więc nie żałuję ich śmierci, chociaż oczywiście - wolałabym, żeby żyli. Miałam być przeniesiona do Domu Komunalnego, który jest, swoją drogą, gorszy niż mieszkanie na ulicy. Nie zabawiłam tam długo, bo moim wybawieniem okazała się młoda para z córką, Anabellą, moją późniejszą siostrą. W rozmowie z właścicielką wydawali się bardzo mili, cieszyłam się, że będę mieć normalną rodzinę. Jednak nie tym razem. Okazał się bowiem, że chodzi im tylko o to, żebym pobierała astragale, ratując tym samym moją siostrę. Mało tego, jako jedyna z rodziny pracowałam. I to jako jedenastolatka. Gdzie? W rzeźni oczywiście. Byłam jedną z niewielu dziewczyn, a do tego najmłodszą. Przydzielili mi zabijanie krów, pracę, którą zajmowali się tylko mężczyźni. Oczywiście robiłam to, nie miałam wtedy siły się przeciwstawić. Całe pieniądze pobierali rodzice, nie dając mi do nich dostępu. Nie karmili mnie. Znaczy - robili to tylko na początku, kiedy byłam za mała, żeby siedzieć cicho z pustym brzuchem.
Dlatego polowałam. Od szóstego roku życia. Na początku niezbyt dobrze mi to wychodziło, ale z czasem nabierałam pewności i wyrafinowania w zabijaniu zwierząt. Dzięki pracy w rzeźni, nauczyłam się znosić śmierć i krew, a tym samym stałam się silniejsza niż wszystkie dzieci w Dziesiątce.
W szkole byłam traktowana jak ktoś inny. Polowałam, pracowałam - inni sądzili, że nie zechciałabym się zadawać z dzieciakami. Ja miałam na ten temat inne zdanie...
Patricka pierwszy raz spotkałam w pewien deszczowy dzień, kiedy miałam długą pogadankę z moją zastępczą matką. Zapytała mnie, dlaczego jeszcze nie umarłam, skoro nie dają mi jedzenia. Stwierdziła, że kradnę ICH jedzenie i dostałam lanie. Z płaczem uciekłam na ulicę... I spotkałam jego. Miał zupełnie inną sytuację, jego rodzice byli wystarczająco bogaci, żeby zapewnić mu wszystko, jego życie upływało we względnym szczęściu. Byliśmy dziećmi, od razu nawiązaliśmy rozmowę, i po jakimś czasie byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Dawał mi jedzenie, bawiliśmy się i spędzaliśmy dużo czasu ze sobą. Tak bardzo się różniliśmy, on bogaty, ja biedna, on nie musiał pobierać astragali, ja miałam najwięcej wpisów w całym Dystrykcie, on został wylosowany, ja zostałam oszczędzona.
Kiedy na Dożynkach padło jego nazwisko, nie mogłam się otrząsnąć. Nie pamiętam co wtedy zrobiłam, ale ktoś krzyczał. Nie ktoś, JA. Ja krzyczałam, nie chciałam im pozwolić, żeby go zabrali. Chciałam im przerwać, choćbym musiała ich zabić, tak jak jedną z krów. Przecież to nie mogło być takie trudne.
Widziałam go na scenie, z kamiennym wyrazem twarzy i łzami w oczach. Zgłosiłabym się za niego. Gdybym tylko mogła, chciałabym poświęcić za niego moje życie. Gdyby to dziewczyny były wybierane jako drugie, zgłosiłabym się za niego. Chciałam go uratować nawet, jeśli miało być to okupione moją śmiercią.
Kilka minut po wejściu trybutów do Pałacu Sprawiedliwości klęczałam w błocie przed sceną, zalewając się łzami. Miałam wtedy na sobie różową sukienkę, jedyną pamiątkę po mojej matce. Niestety straciła już swoją barwę.
Nogi nie chciały mnie słuchać, nie wiedziałam, czy chcę się z nim żegnać. To było zbyt bolesne, ale bardziej cierpiałam nie mając go przy sobie. Chwiejnym krokiem poszłam do Pałacu, żeby zobaczyć się z nim ostatni raz, nie miał zbyt wielkich szans na wygraną, nie pracował, o polowaniu nawet nie chciałam myśleć, chociaż wielokrotnie proponowałam mu, że go nauczę. Pchnęłam drzwi pokoju, za którym miałam go znaleźć. Strażnik o groźnym wyrazie twarzy mruknął: "pięć minut" i zostawił nas samych.
Widziałam go na scenie, z kamiennym wyrazem twarzy i łzami w oczach. Zgłosiłabym się za niego. Gdybym tylko mogła, chciałabym poświęcić za niego moje życie. Gdyby to dziewczyny były wybierane jako drugie, zgłosiłabym się za niego. Chciałam go uratować nawet, jeśli miało być to okupione moją śmiercią.
Kilka minut po wejściu trybutów do Pałacu Sprawiedliwości klęczałam w błocie przed sceną, zalewając się łzami. Miałam wtedy na sobie różową sukienkę, jedyną pamiątkę po mojej matce. Niestety straciła już swoją barwę.
Nogi nie chciały mnie słuchać, nie wiedziałam, czy chcę się z nim żegnać. To było zbyt bolesne, ale bardziej cierpiałam nie mając go przy sobie. Chwiejnym krokiem poszłam do Pałacu, żeby zobaczyć się z nim ostatni raz, nie miał zbyt wielkich szans na wygraną, nie pracował, o polowaniu nawet nie chciałam myśleć, chociaż wielokrotnie proponowałam mu, że go nauczę. Pchnęłam drzwi pokoju, za którym miałam go znaleźć. Strażnik o groźnym wyrazie twarzy mruknął: "pięć minut" i zostawił nas samych.
Pokój był wyłożony ciemną tkaniną, o której pewnie nie było mi dane nigdy usłyszeć. Wydawała się miękka i sprężysta, niewątpliwie bardzo droga. Patrick siedział na środku tego ciemnego pokoju, opierając się o skórzaną fakturę fotela. Podeszłam do niego. Błoto ściekało z mojej sukienki, musiałam pewnie wyglądać okropnie. Jednak wtedy nie myślałam o wyglądzie.
- Emily - powiedział, chociaż brzmiało to bardziej jak szept.
Panowałam nad sobą na tyle by się nie rozpłakać, ale wiedziałam, że jak tylko otworzę usta, zniszczę tą cienką granicę, która dzieliła mnie od wybuchu histerii. Nic nie powiedziałam. Podeszłam do niego i go przytuliłam. On najwyraźniej nie chciał na tym poprzestać, nachylił się i mnie pocałował. Mieliśmy tylko czternaście lat, ale byliśmy bardzo związani ze sobą, wręcz nie mogliśmy bez siebie żyć. Oddałam mu pocałunek i starałam się mieć nadzieję, że przeżyje.
- Musisz to wygrać - szepnęłam, nadal tkwiąc w jego objęciach. Sama przed sobą nie chciałam przyznać, jak bardzo marne były na to szanse. Staliśmy przytuleni do siebie, aż Strażnik kazał mi opuścić pokój. Rzuciłam mu ostatnie tęskne spojrzenie.
Potem wszystko potoczyło się szybko. Starałam się nie patrzeć na te wszystkie próżne relacje w telewizji, ale nie wytrzymałam bez widywania go nawet, jeśli miałabym oglądać go na ekranie. Mało z tego pamiętam, ale zdobył szóstkę w prezentacji, co nie było wcale takim złym wynikiem, jaki obstawiałam. Jedyne, co zapisało mi się trwale w pamięci był wywiad. Tak, pamiętam go do tej pory. Patrick był taki, jakim go zapamiętałam - wesoły, radosny, wymowny. Kiedy czas się kończył, zapytał Ceasara czy może coś powiedzieć. Prowadzący oczywiście zgodził się bez gadania.
- Chciałbym powiedzieć coś do jednej osoby, choć nie mam pewności, że to ogląda. - Przerwał i popatrzył w obiektyw tym samym wzrokiem, który widziałam u niego w Pałacu Sprawiedliwości. - Może o tym wiesz, ale nigdy ci tego nie powiedziałem. Emily, kocham cię.
Poczułam falę ciepła, ogarniającą moje ciało, motyle w brzuchu, nerwowe uderzanie mojego serca. Ja mu tego nie powiedziałam i nigdy nie miało być mi dane naprawić tego błędu. Igrzyska rozpoczęły się. Dokładnie mówiąc, 65-te Głodowe Igrzyska. Patrick nie miał zbyt dużych szans, ale i tak w niego wierzyłam. Zginął, otwierając najlepszą ósemkę. Zabił go Finnick Odair.
JEJKU JESTEŚ ŚWIETNA !!! Nie mogę się doczekać przeczytania tego, co napiszesz ! :) Dodaję do obserwowanych :D i dziękuje Ci za miłe komentarze pod moimi amatorskimi opowiadaniami :D Pozdrawiam i życzę dużo weny :D
OdpowiedzUsuńBoże, miałam ciarki na całym ciele. Cudownie napisane. Prawdziwie. Smutno. Człowiek się wczuwa i z jego twarzy znikają resztki uśmiechu. Ciarki na całym ciele.
OdpowiedzUsuńGenialnie napisane a końcówka jest niesamowita :)
OdpowiedzUsuńO boże Finnick, o boże Finnick. <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńAle czad. *>*
Znaczy się, smutno, że zabił Patricka no ale, ja tak kocham Finnicka. <3
Czytam dalej!
Dlaczego nie dowiedziałam się o tym blogu wcześniej?! Ach,Finnick....Co za niespodzianka... ;) Ciekawie się zapowiada, czytam dalej. *-*
OdpowiedzUsuńNie.
OdpowiedzUsuńNIE.
NIE NIE NIE NIE. Wspominałam już o NIE?
Grzecznie zaczynam sobie czytać twoje opowiadanie i na samym początku już zabijasz mnie jak jedną z tych krów? No dobrze. Najwyżej utonę we własnych łzach. Prolog bardzo fajny, chociaż sama historia Emily wyrwała mi serce. Tak bardzo zrobiło mi się przykro. Dlaczego złe rzeczy spotykają dobrych ludzi? I w chwili, kiedy dostała już namiastkę szczęścia w roli Patricka, Finiś go zabił?
MÓJ FINIŚ?
Dobiłaś mnie. I jak ja biedna przebrnę przez resztę rozdziałów. Moje życie już nigdy nie będzie takie samo.
Dodaję do obserwowanych i czytam.
Masz talent, kochana!
Pozdrawiam i życzę weny
xoxo, Faith.
http://trybuci-dystryktu-czwartego.blogspot.com/
Teraz dopiero znalazłam tego bloga. I nie masz pojęcie jak się cieszę.
OdpowiedzUsuńEmily ma naprawdę beznadziejną historię. Najpierw straciła rodziców. Potem zaadoptowali ją jayś idioci, by pobierała astragale. Najlepszy przyjaciel zgoną na igrzyskach. Zabity przez Finnika. Swoją drogą, pierwszy blog jaki czytam, gdzie Finnik nie jest wychwalany pod niebiosa. Mimo że kocham tę postać, podoba mi się, że pokazałaś jego słabą stronę.
Poza tym piszesz naprawdę bosko i nie zanudzasz. Czytam dalej.
Rolga
Dziękuję, każdy czytelnik bardzo mnie cieszy <3
Usuń