poniedziałek, 9 lipca 2012

Rozdział II

Rozdział II


Włożyłam moją różową sukienkę - tę samą, którą włożyłam w tamten dzień, w którym raz na zawsze straciłam Patricka. Przejrzałam się w starym lustrze, oczywiście dzięki hojności mojej rodziny, która pozwoliła mi na dwadzieścia minut w ICH łazience. Patrzyłam na siebie prawie przez połowę tego czasu usilnie próbując określić mój wygląd - czy jestem ładna, czy nie. Miałam porcelanową cerę, kasztanowe, pofalowane włosy opadające kaskadami na ramiona i ciemne oczy, stanowiące idealny kontrast do reszty twarzy. W stanie, do jakiego doprowadziłam siebie po jakimś czasie przygotowywań nie było widać licznych blizn, których dorobiłam się podczas polowań. Wstałam i zawiązałam sobie aksamitny pasek na mojej talii - tak, byłam zdecydowanie za chuda, ta sukienka idealnie ukazywała moje wystające kości biodrowe. Nic dziwnego, w naszym Dystrykcie nie było lekko, a w mojej sytuacji trudno było kiedykolwiek liczyć na nasycenie.
Dotrzymałam czasu co do minuty i wyszłam z łazienki nie patrząc nawet na resztę rodziny. A raczej chciałam tego nie robić, ale mój plan zepsuła moja przyrodnia siostra - Anabella. Trudno było powiedzieć o jej wyglądzie chociaż jedno złe słowo, wysoka blondynka, w której słowniku nie było haseł takich jak "głód" i "problemy żywieniowe". Obrzuciła mnie pogardliwym wzrokiem i oparła się o framugę drzwi uniemożliwiając mi przejście.
- Zejdź mi z drogi - powiedziałam ostrym tonem, nie zważając na protesty mojej matki zastępczej. Anabella była jedną z niewielu osób, której życzyłam śmierci. 
Kiedy mój ton nie pomógł, popatrzyłam się na nią tym samym wzrokiem, który patrzyłam na ojca, kiedy chciał mnie zbić. Ale nie wtedy, kiedy byłam głupią jedenastolatką i się dawałam, oj, nic z tych rzeczy - teraz byłam silna. Byłam siedemnastolatką z nożem w ręce, której on nie mógł już nic zrobić. Najwidoczniej to zadziałało, bo odeszła od drzwi, nadal utrzymując na twarzy pogardliwą minę.
Pchnęłam drzwi, ze wszystkich stron uderzyło mnie zimne powietrze. Liczyłam na los - że to moje imię pojawi się na karteczce. Nie chciałam już nigdy widzieć tego domu. Zostawiłam go daleko za sobą, nawet się nie oglądając. Podeszłam do jednego z wielu stanowisk przed Pałacem Sprawiedliwości i oddałam próbkę mojej krwi, następnie zostałam odprowadzona do grupy siedemnastoletnich dziewcząt. Nerwy były niemal namacalne, każdy bał się o siebie i swoją rodzinę, nikt nie chciał uczestniczyć w rzezi. No, z małym wyjątkiem w mojej osobie. Z tym, że ja nie do końca wiedziałam czy chcę. Czułam, że zostanę wylosowana, tak po prostu. Po kilku minutach stania w miejscu zobaczyłam na scenie pojawiającą się postać. Lora McQuive - wygrała 56. Głodowe Igrzyska i wyglądała znacznie lepiej, niż wskazywałby na to jej wiek. Wręcz czuło się, na nią patrząc, jak napięta jest skóra na jej twarzy.
Potem było normalnie, Burmistrz wygłosił przemówienie, Lora próbowała maksymalnie rozluźnić publikę, ale nie miało to sensu - nikt ani na chwilę nie pozwolił sobie na choćby cień uśmiechu. Czas nadszedł. Zanurzyła rękę w puli i wyjęła karteczkę. Wolnym krokiem, jak na ścięcie podeszła do mikrofonu i teatralnym gestem ją otworzyła. Emily Saws, Emily Saws, powtarzałam w myślach, wtedy nie musiałabym decydować, los rozstrzygnął by sam.
- Alexandra Howre! - Wykrzyknęła Lora, a wśród piętnastoletnich dziewcząt tłum rozstąpił się ukazując szczupłą blondynkę. Szła z przerażeniem w oczach, żadnych szans na przeżycie. Poza tym była córką Sama. Tak, Sama od soku pomarańczowego, Sama, który ostatniego wieczoru prosił mnie o zgłoszenie.
- No cóż, to są ochotnicy? - Spytała Lora kierując wzrok na plac. Nastąpiła cisza. Czułam na sobie wzrok Sama, a także reszty placu, choć w tym drugim przypadku było to tylko moją paranoją. 
- Ja - usłyszałam swój głos. Nie było to zależne ode mnie, moje zmysły zadecydowały. - Chcę być trybutem.
Nie krzyczałam, nie musiałam nawet wypowiadać tego głośno, żeby cały plac usłyszał. Wszystkie oczy skierowały się w moją stronę, a ja wystąpiłam z szeregu. Czułam się jak obca cząstka we własnym organizmie, nie czułam uderzania moich stóp o chodnik, ale słyszałam odgłos. Powoli weszłam na scenę, wpatrując się w Alexandrę. Lora podeszła do mnie i objęła mnie matczynym gestem, jednocześnie pozwalają dziewczynie wrócić na ziemię. 
- Jak się nazywasz? - Zapytała do mikrofonu.
- Emily Saws - Odpowiedziałam głosem słabym, ale pewnym swego. Byłam zadowolona z jego brzmienia. Od tej chwili miałam się czuć jak zawodowiec.
Kazała mi odejść wgłąb sceny. Nie byłam jednak smutna ani zła na siebie, że podjęłam taką, a nie inną decyzję. Raczej chciało mi się śmiać. Razem z Patrickiem umarła moja chęć życia, a dokonanie mojego siedemnastoletniego żywota w taki sposób wydawało mi się najlepszą możliwością. 
- Liam Gosh! - Wyrwało mnie z rozmyślań.
Znałam go z widzenia. W szkole uchodził za jednego z najpopularniejszych i najprzystojniejszych, chociaż nigdy nie był w moim typie. Wraz z wylosowaniem jego nazwiska cała jego pewność siebie prysła. Wydawał się co najmniej sto razy bardziej zlękniony niż ja. Podaliśmy sobie ręce, a Strażnicy Pokoju wyprowadzili nas do oddzielnych pokojów, w których mieliśmy spędzić ostatnie chwile w Dziesiątce. Wątpiłam, że ktokolwiek do mnie przyjdzie - ten czas mogłam jednak zagospodarować inaczej. Na przykład myśleć, jak wielką byłam idiotką, że to zrobiłam. Teraz nie byłam już pewna, co o tym wszystkim sądzić.

4 komentarze:

  1. Jestem pod wrażeniem Twojego talentu pisarskiego, naprawdę. Według mnie wszystko współgra i tworzy ładną i przejrzystą całość. Trzymaj tak dalej! Zapraszam do mnie. Mam nadzieję, że wypowiesz się na temat mojej twórczości. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział. Brak słów. :) Pisz dalej ! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham twoją twórczość!! Zapraszam na mojego bloga, może wypowiesz się na temat moich pomysłów. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. WIEDZIAŁAM. WIEDZIAŁAM, ŻE SIĘ ZGŁOSI!
    Jejku. Nic jak wstrzymanie akcji serca. Chwilowo myślałam już, że jednak pójdzie tamta dziewczyna, ale nie Emily jest silną dziewczynką. W sumie nie wiem, czy na jej miejscu, będąc nią, nie zrobiłabym tego samego. Z taką rodziną i przeszłością (ale też umiejętnościami) miała szansę uwolnić się i zacząć nowy rozdział. Nie wiadomo tylko jaki on by był. Pędzę czytać dalej! Pozdrawiam, Faith.

    http://trybuci-dystryktu-czwartego.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń