Nie byłoby źle, gdybym choć raz w życiu pomyślała i wybrała inne miejsce. Takie, w którym nikt by mnie nie zobaczył. Ale oczywiście byłam spanikowana nadchodzącym atakiem, bałam się już zanim się w ogóle zaczął.
- Nic - odpowiedziałam, mając nadzieję na szybką ucieczkę z miejsca i tym samym, uniknięcie niewygodnych pytań. Niestety przy wstanie z podłogi i próba oddalenia się od kolumny nic nie dała, a ja usłyszałam charakterystyczny szczęk. Kajdanki. Zapomniałam.
Szybko nabiłam kciuk na kolec, dzięki czemu uwolniłam ręce.
- Wiłaś się po podłodze, jakby cię ktoś torturował - zauważyła dziewczynka.
Trafny dobór skojarzeń, nie ma co.
- Nie powinno cię to obchodzić - opowiedziałam, nie mogąc wymyślić niczego lepszego.
- To wyglądało strasznie - ciągnęła dalej, a ja starałam się ją wyminąć. Nie pozwalała mi.
- Możesz mnie przepuścić? - Zapytałam w końcu.
- Nie, dopóki nie odpowiesz.
Wzięłam głęboki oddech. Dlaczego nie mogłam jej tak po prostu zbyć?
- To tajne - odparłam. Może błagać, ale nie dowie się niczego więcej. W mojej głowie już tworzyły się plany, jak dałoby się ją minąć i uciec. Ale wiedziałam, że nie będę w stanie zrobić krzywdy małej dziewczynce, a już w szczególności Prim.
- Prim? - Drzwi się otworzyły. To Katniss. Jeszcze lepiej.
Nie chciałam nawet myśleć o tym, jak dziwnie musiałam wyglądać z kajdankami w ręku i zmęczeniem pomieszanym ze złością na twarzy, wcelowanej w tą delikatną blondyneczkę.
- Emily dzieje się coś dziwnego - powiedziała od razu Prim.
- Co takiego?
- Musicie się wszyscy tak interesować? - Zapytałam podniesionym głosem.
W moich oczach stanęły łzy, a fala gorąca uderzyła w moją twarz i znalazłam się w tym dziwnym momencie, w którym nie chcesz się odzywać, bo wiesz, że jak to zrobisz to zamiast pewnego siebie głosu wydobędzie się pisk kilkuletniej dziewczynki i nie powiesz więcej niż kilka słów, bo utopisz się w wodospadzie własnych łez.
Dlatego nic nie powiedziałam. Zamiast tego ukryłam twarz w dłoniach, mając nadzieję, że robię wrażenie jakbym była zmęczona, a nie na skraju załamania nerwowego. Wzięłam kilka głębszych oddechów, otarłam oczy, po czym powiedziałam:
- Nic, po prostu sobie tak... umieram - powiedziałam mało poważnym tonem.
Czekałam w napięciu na ich reakcję. Gratulowałam sobie w duchu, że nie rozbeczałam się jak mała dziewczynka.
- A tak naprawdę? - Uśmiechnęła się Katniss.
Czyli tak jak oczekiwałam. Nie uwierzyła.
- Nic, po prostu przyszłam tu odpocząć, a twoja siostra chyba źle to zinterpretowała...
- Nieprawda, sama widziałam jak...
- Siedzę tu sama i się przejęła, co za wrażliwa dziewczyna... - Ratowałam się jak mogłam.
- Na pewno? - Katniss nie wydawała się być przekonana.
- Na pewno - odparłam najspokojniej, jak tylko mogłam.
- Okej. A już się bałam, że naprawdę coś ci się dzieje, Emily. Pamiętaj, wszyscy cię teraz potrzebujemy...
No jasne. Wszyscy mnie wspierają i przy mnie są. Co za cudowne i wrażliwe bractwo, na czele oczywiście z Coin, Ianem i oczywiście tym dupkiem, Plutarchem. Oni mnie potrzebują najbardziej.
- Staram się jak tylko mogę - uśmiechnęłam się. - A teraz pozwólcie, że pójdę na trening...
- No jasne - odparła Katniss.
- Mogłabym jeszcze zamienić słówko z Prim? - Zapytałam, zanim zniknęły po drugiej stronie korytarza.
Prim z obrażoną miną, niechętnie podeszła.
- Nie mów nikomu o tym, co widziałaś - szepnęłam. - Nikt się nie może dowiedzieć. To ważne... Dla całego Trzynastego Dystryktu. Okej?
Pokiwała głową. Byłą niesamowicie dojrzała jak na swój wiek.
Może przesadziłam trochę z tym stopniem ważności, ale wiedziałam co się stanie, kiedy Coin się o wszystkim dowie.
- Możesz mnie przepuścić? - Zapytałam w końcu.
- Nie, dopóki nie odpowiesz.
Wzięłam głęboki oddech. Dlaczego nie mogłam jej tak po prostu zbyć?
- To tajne - odparłam. Może błagać, ale nie dowie się niczego więcej. W mojej głowie już tworzyły się plany, jak dałoby się ją minąć i uciec. Ale wiedziałam, że nie będę w stanie zrobić krzywdy małej dziewczynce, a już w szczególności Prim.
- Prim? - Drzwi się otworzyły. To Katniss. Jeszcze lepiej.
Nie chciałam nawet myśleć o tym, jak dziwnie musiałam wyglądać z kajdankami w ręku i zmęczeniem pomieszanym ze złością na twarzy, wcelowanej w tą delikatną blondyneczkę.
- Emily dzieje się coś dziwnego - powiedziała od razu Prim.
- Co takiego?
- Musicie się wszyscy tak interesować? - Zapytałam podniesionym głosem.
W moich oczach stanęły łzy, a fala gorąca uderzyła w moją twarz i znalazłam się w tym dziwnym momencie, w którym nie chcesz się odzywać, bo wiesz, że jak to zrobisz to zamiast pewnego siebie głosu wydobędzie się pisk kilkuletniej dziewczynki i nie powiesz więcej niż kilka słów, bo utopisz się w wodospadzie własnych łez.
Dlatego nic nie powiedziałam. Zamiast tego ukryłam twarz w dłoniach, mając nadzieję, że robię wrażenie jakbym była zmęczona, a nie na skraju załamania nerwowego. Wzięłam kilka głębszych oddechów, otarłam oczy, po czym powiedziałam:
- Nic, po prostu sobie tak... umieram - powiedziałam mało poważnym tonem.
Czekałam w napięciu na ich reakcję. Gratulowałam sobie w duchu, że nie rozbeczałam się jak mała dziewczynka.
- A tak naprawdę? - Uśmiechnęła się Katniss.
Czyli tak jak oczekiwałam. Nie uwierzyła.
- Nic, po prostu przyszłam tu odpocząć, a twoja siostra chyba źle to zinterpretowała...
- Nieprawda, sama widziałam jak...
- Siedzę tu sama i się przejęła, co za wrażliwa dziewczyna... - Ratowałam się jak mogłam.
- Na pewno? - Katniss nie wydawała się być przekonana.
- Na pewno - odparłam najspokojniej, jak tylko mogłam.
- Okej. A już się bałam, że naprawdę coś ci się dzieje, Emily. Pamiętaj, wszyscy cię teraz potrzebujemy...
No jasne. Wszyscy mnie wspierają i przy mnie są. Co za cudowne i wrażliwe bractwo, na czele oczywiście z Coin, Ianem i oczywiście tym dupkiem, Plutarchem. Oni mnie potrzebują najbardziej.
- Staram się jak tylko mogę - uśmiechnęłam się. - A teraz pozwólcie, że pójdę na trening...
- No jasne - odparła Katniss.
- Mogłabym jeszcze zamienić słówko z Prim? - Zapytałam, zanim zniknęły po drugiej stronie korytarza.
Prim z obrażoną miną, niechętnie podeszła.
- Nie mów nikomu o tym, co widziałaś - szepnęłam. - Nikt się nie może dowiedzieć. To ważne... Dla całego Trzynastego Dystryktu. Okej?
Pokiwała głową. Byłą niesamowicie dojrzała jak na swój wiek.
Może przesadziłam trochę z tym stopniem ważności, ale wiedziałam co się stanie, kiedy Coin się o wszystkim dowie.
*****
Chyba jednak trochę się spóźniłam, bo w szatni byłam tylko ja i Gale. Wszyscy już poszli się rozgrzewać.
- Hej - uśmiechnął się, kiedy mnie zobaczył.
- Cześć - odpowiedziałam, trochę zdziwiona tak radosnym powitaniem.
- Słyszałaś o misjach? Podobno dzisiaj mają przedstawić listę uczestników, będziemy brać udział w walkach w różnych Dystryktach...
Nie słyszałam nic o żadnej misji, ale ucieszyłam się, kiedy się o niej dowiedziałam. W końcu wyjdę z podziemi, w końcu będę mogła w jakiś sposób przyłączyć się do rebelii.
- No to świetnie - starałam się okazać entuzjazm. Niestety, chyba mi nie wyszło. Nie lubiłam takich sytuacji. Niepisana zasada kontaktów międzyludzkich brzmi "raz jedna osoba coś mówi, później zaś druga". Ale im bardziej myślałam, tym bardziej nie wiedziałam co miałabym powiedzieć. Na szczęście on mnie ubiegł.
- Emily... Mam dziwne pytanie.
- No dawaj - zachęciłam, zajęta sznurowaniem butów.
Poczekał aż skończę, tworząc sztuczne napięcie.
Poczekał aż skończę, tworząc sztuczne napięcie.
- Kogo byś wybrała, mnie czy Peetę?
No, przyznam, że mnie to zdziwiło. Takich pytań nie słyszy się każdego dnia.
Kogo bym wybrała? Co do tego nie miałam wątpliwości.
- Ciebie.
- Dlaczego? - Spytał, choć było widać, że odpowiedź mu się podobała.
- Bo masz większość tych cech, które mi się... Których wręcz wymagam w ludziach, którzy ze mną przebywają. A Peeta jest, no cóż, dobry, ale wolę osoby, które radzą sobie w trudnych sytuacjach.
Nie chodziło mi o to, że Peeta sobie nie radził. Po prostu zachowywał się strasznie emocjonalnie. Myślał tylko o Katniss, nie obchodziły go praktyczne strony jego zachowań. Na przykład - gdyby nie zgłosił się do Igrzysk Ćwierćwiecza, mogliby przeżyć oboje. Czy nie lepiej pomógłby jej ze stanowiska mentora? No ale nieważne, co się stało, to się nie odstanie.
- Ale pewnie tobie chodzi o to, kogo wybrałaby Katniss. Dlaczego więc pytasz mnie?
- Bo jesteś do niej bardzo podobna?
Prychnęłam śmiechem.
- Nie masz nawet pojęcia, jak bardzo się mylisz.
- Obie jesteście odważne, zorganizowane, inteligentne, potraficie zabić, ale też potraficie się za kogoś poświęcić.
- Gdybyś obejrzał moje Igrzyska zmieniłbyś zdanie. Zachowywałam się jak kompletna idiotka.
- Ale wygrałaś. Czyli musiałaś być zdecydowanie lepsza od reszty.
- A szkoda - mruknęłam. - Czasami myślę, że lepiej było umrzeć wtedy...
- Daj spokój, wygramy tę wojnę i... Masz całe życie przed sobą.
Chciałabym, żeby tak było.
- Masz rację - odparłam, udając, że szczerze się uśmiecham.
Zapadła chwilowa cisza. Już chciałam wyjść, kiedy przerwało mi jego ostatnie pytanie.
- Ale tak szczerze, jak myślisz, kogo wybierze Katniss?
- Tak szczerze? - Powtórzyłam. Co do tego nie miałam wątpliwości. - Peetę. Ale to zależy od wielu czynników, i... Nie wiem jakie ty masz z nią relacje. Ale jeśli Peecie przejdzie to całe osaczenie, to myślę, że na pewno tak się stanie.
- Dzięki - powiedział z nutą ironii.
- Proszę. Polecam się - uśmiechnęłam się i skierowałam do drzwi, dając my chyba wiele do myślenia.
- Dlaczego Peetę? - Zapytał, kiedy już prawie dotknęłam drzwi.
- Z tych samych powodów, z których ja bym go nie wybrała - ta odpowiedź wydała mi się najsensowniejsza.
- Proszę. Polecam się - uśmiechnęłam się i skierowałam do drzwi, dając my chyba wiele do myślenia.
- Dlaczego Peetę? - Zapytał, kiedy już prawie dotknęłam drzwi.
- Z tych samych powodów, z których ja bym go nie wybrała - ta odpowiedź wydała mi się najsensowniejsza.
*****
Jamesa widywałam tylko na treningach, zwracał się do mnie tak samo oficjalnie jak do innych żołnierzy, jakbyśmy się nie znali. A do komory przychodził zazwyczaj kiedy już spałam, wychodził zanim się budziłam. Nie potrafiłam określić czy to dobrze czy źle. Z jednej strony cieszyłam się, bo o to mi przecież chodziło. Żeby sobie odpuścił, bo raz - nie wyobrażałam sobie życia z nim, nawet jeżeli tym "życiem" nazwiemy miesiąc, który mi został, nawet nie chodziło tu właśnie o niego, chyba już nie potrafiłabym być z nikim... A po drugie nie chciałam go ranić moją śmiercią. Przecież już długo o tym myślałam i byłam absolutnie pewna, że dobrze robię.
Ale teraz... Nie byłam pewna. Ta egoistyczna część mnie bardzo chciała, żeby się mną zainteresował. Żeby chociaż na mnie spojrzał, żeby był mniej obojętny. Z pewnością, gdybym postąpiła zgodnie z nią, od razu rzuciłaby się mu w ramiona. Możliwe, że właśnie ta część byłą tzw. głosem serca. Niektórzy sądzą, że to właśnie nim trzeba kierować się w życiu. Ale ja nie wyobrażałam sobie czegoś takiego. Już raz za nim poszłam i żałuję do teraz.
Na treningu James wyczytał listę uczestników nadchodzących misji. Liczyła ona sześć osób, a wśród nich ja, Finnick i Gale. Reszty nie pamiętam, ale wśród nas oprócz mnie była jeszcze tylko jedna dziewczyna.
Wszyscy inni opuścili salę, a Finnick przybił mi piątkę. Zwycięzcy udowodnili, że nadal potrafią walczyć.
James przedstawił nam zasady i harmonogram. Będziemy mieszkać z powstańcami, zadania będą rozdzielane na miejscu. Często będziemy zmieniać miejsce zamieszkania. I poza tym jesteśmy jednostką elitarną, mamy dbać o dobro ludzi i dawać dobry przykład. A nasza trójka będzie również często występować w propagitach.
Podobało mi się to. W końcu będę działać, naprawdę pomagać, a nie tylko siedzieć pod ziemią i udawać, że jestem strasznie ważna. Oczywiście miałam na uwadze, że będę musiała zabijać... Ale z Greysonem nie poszło mi tak źle. Największym problemem były halucynacje. Nie miałam wpływu na czas ich wystąpienia. Nie chciałabym, żeby stało mi się to podczas walki....
Mieliśmy kolejno odwiedzać Dystrykty - Siódmy, Czwarty, Dziesiąty i na samym końcu - Drugi. Oczywiście najbardziej bałam się mojego rodzimego Dystryktu. Myślałam, że już nigdy tam nie wrócę, a jednak. No, chyba, że zginę wcześniej czy coś takiego. Ale chyba nie ma sensu martwić się na zapas.
Mieliśmy kolejno odwiedzać Dystrykty - Siódmy, Czwarty, Dziesiąty i na samym końcu - Drugi. Oczywiście najbardziej bałam się mojego rodzimego Dystryktu. Myślałam, że już nigdy tam nie wrócę, a jednak. No, chyba, że zginę wcześniej czy coś takiego. Ale chyba nie ma sensu martwić się na zapas.
*****
- Chodź tu, Saws - w końcu Haymitch postanowił ze mną porozmawiać.
Długo zastanawiałam się, jak zareagował na wiadomość o mojej zbliżającej się śmierci. Wydawało mi się, że zawsze mnie lubił, ale takich rzeczy nigdy nie można być do końca pewnym.
Weszłam do jego komory. Mieszkał luksusowo, bo sam. Niewiele osób w Trzynastce mogło sobie pozwolić na taki luksus.
Stanęłam na przeciwko niego, nie do końca wiedząc, co mam robić.
- Bardzo mi przykro - powiedział. Te słowa z jego ust brzmiały co najmniej dziwnie.
- Och, daj spokój - odparłam. - Już się z tym pogo...
W tym momencie zaskoczył mnie bardziej niż kiedykolwiek. Podszedł do mnie i mnie PRZYTULIŁ. Oczywiście odwzajemniłam uścisk, doceniając tak uczuciowy gest z jego strony.
- Już i tak przeżyłam więcej, niż myślałam - próbowałam odnajdywać dobre strony. - Dane mi było zginąć dużo wcześniej.
- Nie, Emily - głos mu się łamał. - Wszyscy od ciebie za dużo wymagają, już i tak poświęciłaś wszystko rebelii.
- I oddam jej moje ostatnie miesiące - odparłam, mając nadzieję, że to jednak miesiące, a nie miesiąc.
- Zasłużyłaś na coś więcej - trzymał się swojego zdania.
- Zabijaniem ludzi?
- Złych ludzi. I trybutów. Nie można cię za to winić.
- Jakbym sama była dobra...
- Jesteś. Może kiedyś... Było ci do tego daleko, ale zmieniłaś się. Absolutnie. Teraz bardziej niż kiedykolwiek zasługujesz na to życie... I na to, żeby być szczęśliwa...
- Haymitch, to już nie jest ważne...
- Jest. Wszyscy nałożyliśmy na ciebie nieprawdopodobne zadania, wywiązałaś się ze wszystkiego. Nie musisz wcale być najlepsza, nie musisz trenować, nie musisz już nawet udawać, że coś czujesz do tego generała, koniec, robisz co chcesz.
Na słowo generał otworzyłam usta, ale szybko je zamknęłam, bo uświadomiłam sobie, że tak naprawdę nie wiem co powiedzieć. Znowu ta cholerna część mnie aż się wyrywała do śmiałych wyznań. Na szczęście miałam też tą drugą, która zamykała mi usta.
- Emily? - Haymitch oczywiście zawsze musiał zauważać te wszystkie pierdoły, tę mimikę twarzy, zawsze wiedział kiedy kłamałam. - Czyżbym widział zawahanie w twoich oczach?
Uparcie nic nie mówiłam. Świdrowałam go tylko wzrokiem, choć wiedziałam, że czyni mnie to jeszcze mniej wiarygodną.
- Znaczy... No wiesz. Nie chcesz, nie musisz. Ale... Nie wierzę. Serio się zakochałaś? - Krótko się zaśmiał. - Ty?
- Nie - odparłam z udawaną pewnością. - To raczej kiepski pomysł zakochiwać się pod koniec życia, nie? - Myślałam całkiem racjonalnie.
- Kiepski. Ale jeżeli dzięki temu byłabyś szczęśliwa? To czemu nie?
Wiedziałam, że muszę zmienić temat. Nie chciałam o tym rozmawiać, nie chciałam o tym myśleć. Im mniej myślałam, tym miej czułam, a raczej mniej oczywistości do mnie dochodziło. Całonocne rozmyślania to najlepsza droga do tego, by się zapętlić w problemie i wiedzieć jeszcze mniej, niż wiedziało się wieczorem.
- Wykonam zadania do końca - powiedziałam oficjalnie. - Jak najlepiej będę umiała.
- Wiem, Saws. Wiedziałem to już zanim cię tu poprosiłem. Nigdy niczego się nie nauczysz. Ale chcę, żebyś wiedziała, że zrobię wszystko, żeby cię uratować.
- Przecież nie ma ratunku - zauważyłam. - Beetee mówił, że to niemożliwe...
- W Trzynastce. Nie zdziwiłbym się, gdyby w Kapitolu była jakaś opcja...
- Tego się nie dowiemy, jeśli nie wygramy wojny. Nie wiemy też, czy nie umrę wcześniej zastrzelona, lub od tego jadu - w sumie wolałam tą pierwszą opcję - aczkolwiek dziękuję.
Czasem nawet śmieszył mnie mój sposób opowiadania o własnej śmierci. Jej perspektywa towarzyszyła mi przecież całe życie. W dzieciństwie z rąk ojca zastępczego, potem pierwsze Igrzyska, potem tortury w Kapitolu, znowu Igrzyska... I za każdym razem miałam świadomość, że mogę już nie wrócić do domu. I teraz też wiedziałam, że nigdy już do niego nie wrócę. Inna sprawa, że tak naprawdę nie wiedziałam, gdzie jest mój prawdziwy dom. Nie miałam takiego miejsca, do którego chciałabym wrócić.
- Jest. Wszyscy nałożyliśmy na ciebie nieprawdopodobne zadania, wywiązałaś się ze wszystkiego. Nie musisz wcale być najlepsza, nie musisz trenować, nie musisz już nawet udawać, że coś czujesz do tego generała, koniec, robisz co chcesz.
Na słowo generał otworzyłam usta, ale szybko je zamknęłam, bo uświadomiłam sobie, że tak naprawdę nie wiem co powiedzieć. Znowu ta cholerna część mnie aż się wyrywała do śmiałych wyznań. Na szczęście miałam też tą drugą, która zamykała mi usta.
- Emily? - Haymitch oczywiście zawsze musiał zauważać te wszystkie pierdoły, tę mimikę twarzy, zawsze wiedział kiedy kłamałam. - Czyżbym widział zawahanie w twoich oczach?
Uparcie nic nie mówiłam. Świdrowałam go tylko wzrokiem, choć wiedziałam, że czyni mnie to jeszcze mniej wiarygodną.
- Znaczy... No wiesz. Nie chcesz, nie musisz. Ale... Nie wierzę. Serio się zakochałaś? - Krótko się zaśmiał. - Ty?
- Nie - odparłam z udawaną pewnością. - To raczej kiepski pomysł zakochiwać się pod koniec życia, nie? - Myślałam całkiem racjonalnie.
- Kiepski. Ale jeżeli dzięki temu byłabyś szczęśliwa? To czemu nie?
Wiedziałam, że muszę zmienić temat. Nie chciałam o tym rozmawiać, nie chciałam o tym myśleć. Im mniej myślałam, tym miej czułam, a raczej mniej oczywistości do mnie dochodziło. Całonocne rozmyślania to najlepsza droga do tego, by się zapętlić w problemie i wiedzieć jeszcze mniej, niż wiedziało się wieczorem.
- Wykonam zadania do końca - powiedziałam oficjalnie. - Jak najlepiej będę umiała.
- Wiem, Saws. Wiedziałem to już zanim cię tu poprosiłem. Nigdy niczego się nie nauczysz. Ale chcę, żebyś wiedziała, że zrobię wszystko, żeby cię uratować.
- Przecież nie ma ratunku - zauważyłam. - Beetee mówił, że to niemożliwe...
- W Trzynastce. Nie zdziwiłbym się, gdyby w Kapitolu była jakaś opcja...
- Tego się nie dowiemy, jeśli nie wygramy wojny. Nie wiemy też, czy nie umrę wcześniej zastrzelona, lub od tego jadu - w sumie wolałam tą pierwszą opcję - aczkolwiek dziękuję.
Czasem nawet śmieszył mnie mój sposób opowiadania o własnej śmierci. Jej perspektywa towarzyszyła mi przecież całe życie. W dzieciństwie z rąk ojca zastępczego, potem pierwsze Igrzyska, potem tortury w Kapitolu, znowu Igrzyska... I za każdym razem miałam świadomość, że mogę już nie wrócić do domu. I teraz też wiedziałam, że nigdy już do niego nie wrócę. Inna sprawa, że tak naprawdę nie wiedziałam, gdzie jest mój prawdziwy dom. Nie miałam takiego miejsca, do którego chciałabym wrócić.
*****
- Wyjeżdżamy jutro - powiedział ucieszony Finnick, pakując do ust kawałek wołowiny z kolacji.
Zdecydowałam się od czasu do czasu przyjść na kolację na czas i usiąść przy stole z Katniss, Galem i całą resztą. Kiedyś mnie to męczyło, ale po jakimś czasie nauczyłam się czerpać z tych spotkań radość. Tam też widywałam się z Johanną. Ostatnio rzadko się widywałyśmy, miałam wrażenie, że to Coin chciała pozbawić mnie możliwości spotykania się z nielicznymi osobami, które lubiłam. Po co? Chciała, żebym była słabsza. Tego byłam pewna.
- Ta propagita z wami była taka słodka - powiedziała Johanna o filmu o "godzeniu się nawet największych wrogów".
- Starałam się - zatrzepotałam rzęsami.
- Nadal w to nie wierzę... - Przyznała.
- Nie tylko ty - dodał Finnick.
- W zasadzie, to o co wam poszło? - Zapytała w końcu Katniss.
- Zabił mi chłopaka - wypaliłam od razu, bez zastanowienia.
- Ale na Igrzyskach - bronił się.
- I jest... No dobra. BYŁ zapatrzonym w siebie dupkiem. Teraz jest tylko irytujący - uznałam to za przekonujący argument.
- Wcale nie! - Oburzył się.
- Jesteś, jesteś. Ale było gorzej, także powinieneś podziękować za komplement - uśmiechnęłam się i wróciłam do jedzenia.
- Coś jeszcze ci przeszkadzało? - Zapytał.
- No, jak już często powtarzałam, bycie "dziwką Kapitolu".
- Sama byłaś lepsza?
Tortury. Więzienie. Strażnicy. Ból.
- Tak, myślę, że tak.
- No to powiedz, co cię łączyło z Cranem.
Zamurowało mnie. Skąd wiedział?
- No... On mnie kochał, a ja potrafiłam to wykorzystać - powiedziałam jak było. Wiedziałam, że gdybym odmówiła odpowiedzi, byłoby to podejrzane.
Wszyscy oczywiście spojrzeli na mnie jakbym przyznała się do bycia co najmniej szpiegiem Snowa.
- I co, byłaś lepsza? - Ponowił pytanie.
- Tak - powiedziałam po raz drugi. - Bo robiłam to z własnej, nieprzymuszonej woli, głównie po to, by uratować trybutów.
- Coś ci chyba nie wyszło... Miałaś jednego zwycięzcę z tego co pamiętam - zauważył.
Uśmiechnęłam się. Miałam nadzieję tego nie mówić, ale samo wyszło z moich ust.
- Nie. Trzech.
____________________________________
Jest. Mam mieszane uczucia co do tego rozdziału, fajnie się pisało więc może być kupa. Wiem, dużo gadania, ale to ostatni spokojny rozdział. W następnym będzie walka, krew, powstańcy i dużo ciekawych rzeczy :D Także będzie lepiej. Pozdrawiam Was :D
Żadna kupa! Rozdział super. Najbardziej mi się podobał fragment z Galem i ostatni z Finnickiem. Od razu mówię, że wybrałabym Peetę, pewnie nie jestem jedyna, bo Gale mnie wkurzył podczas akcji z Orzechem w Kosogłosie. A Peeta zawsze ma takie dobre serce ;) Rozmowa Z Finnickiem, była boska. Nie no, powiedz, jak Ty to robisz, że piszesz tak genialne zakończenia?! Po prostu jak przeczytałam ostatnie zdanie, to się tak sama z siebie uśmiechnęłam :D Mam nadzieję, że jednak nie zabijesz Emily, dasz jej zobaczyć rodzinne strony, przeżyje, w Kapitolu ją uzdrowią i będzie wesele z Jamesem. Teraz to go już na serio lubię ^^
OdpowiedzUsuńWalka, krew i powstańcy - miód na moje serduszko <3 !!! I w ogóle co to za "ciekawe rzeczy"? Aż się boję ;) Ale wiem, że będę koczować na nową notkę. I patrz jestem, o dziwo, pierwsza!
Pozdrawiam i życzę dużo weny!!!
Mnie też wkurzył, ale tu jest jeszcze przed akcją z Orzechem i zabijaniem dzieciaczków, więc w sumie może tak myśleć ;)
UsuńZakończenia piszę tak, jak mi pasuje. Czasami poprawiam, bo mam taką myśl, że tak tego nie mogę zostawić. Trzeba zaintrygować i w ogóle :P
Ojej, jak słodko. Zastanowię się. Jak na razie nie wiem tego, podobnie jak wielu innych rzeczy.
Dziękuję i pozdrawiam :3
Muszą uratować Emily!
OdpowiedzUsuńOk, rozważę propozycję.
UsuńDzięki i pozdrawiam <3
Walka, krew, powstańcy! :D Jej... :D I chyba tego mi brakowało w Kosogłosie... Katniss nic nie robiła.. nie walczyła... raz pojechała sobie, żeby zobaczyli, że też coś robi.. a potem to tylko wyskoczyła do Kapitolu pobiegać sobie po ulicach :P
OdpowiedzUsuńA tutaj już widać, że jest inaczej.. Emily będzie coś robić :D I bardzo dobrze :D To mi się podoba :D
Haymitch <3 Haymitch <3 Taki uczuciowy... :D Dla Emily to musiał być szok jak ją przytulił, ale mi się wydaje, że on chce dobrze :P I mam nadzieję, że znajdzie to lekarstwo w tym Kapitolu :) Było by ekstra ;3 A do tego James... czemu ona nie chce być z nim? Rozumiem, że nie chce go później zranić swoją śmiercią, ale ta miłość była by dla mnie świetnym wątkiem! :3
Końcowa rozmowa wymiata xD Emily dla mnie powiedziała tak śmiesznie niby nadąsana: "Zabił mi chłopaka" :D
I uratowała trzech? Hmm... to ona chyba pomogła Peecie i Katniss wygrać co nie? :P Czy źle kojarzę? :)
Niezły rozdział... podobał mi się :D I to nie była żadna kupa, moja droga! :D
Nie mogę się doczekać nexta... ^^
Pozdrawiam i życzę weny :P
Zapraszam na 9 rozdział :D http://76-igrzyska-smierci.blogspot.com/
Też mi tego brakowało. No ale co zrobić, to pomysł pani Collins nie nasz ;)
UsuńHaymitcha kocham, podobnie pewnie jak wy wszyscy. I tak, on ma ludzkie uczucia i ja to wiem.
Wątek miłosny będzie, to ci mogę obiecać, ale dość niestandardowy i jeszcze trochę trzeba będzie poczekać.
Taak, ta rozmowa w zasadzie wpadła tak na szybko, ale b. zadowolona z niej jestem.
Tak, dobrze kojarzysz.
Dzięki i pozdrawiam :>
Nareszcie! Nareszcie! Nareszcie!
OdpowiedzUsuńJuż się nie mogę doczekać, kiedy pojedzie do siódemki. No po postu tego mi brakuje, kilka scen walki i najlepiej w parzę z generałem ;-)
Rozdział super, a najlepsza końcówka. Jak ty to robisz? Ciekawa jestem ich reakcji.
Wiesz Haymitch z książki był super, ale ten twój do po prostu jest genialny. Strasznie lubię takie postaci, nawet do końca nie wiem dlaczego. Może dlatego że można się z nich pośmiać w jednej sytuacji i podziwiać w drugiej.
Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, ale o zgrozo jadę w piątek do babci i będę przez tydzień odcięta od neta :-(
Życzę weny.
Sceny walki będą, w zasadzie najbliższe rozdziały to będzie sama walka.
UsuńReakcja będzie, ale nie będę dalej rozwijać tego wątku. Uratowała to uratowała, po co drążyć?
Dziękuję bardzo za Haymitcha i za wszystkie ciepłe słowa, staram się :>
Pozdrawiam *.*
Piszę z anonima. Ale trudno. Kocham to jak piszesz. Masz dar. Ogromnyyy dar. Naprawdę.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału... Nie mogłam się doczekać. Wszystkie inne posty przeczytałam jednego dnia.
Jakby to powiedzieć... się uzależniłam od Twojego bloga xD
I jeszcze raz. Genialny rozdział *u*
/OM
Dziękuję bardzo, chociaż chyba nie mogę się zgodzić. Po prostu to lubię. Jak coś lubisz, to wszystko jakoś tak samo wychodzi.
UsuńJejku, strasznie się cieszę. Dziękuję za komentarz i pozdrawiam <3
Na prawdę nie wiem co powiedzieć.... no cóż po prostu świetne!
OdpowiedzUsuńJedyne o co chce Cię prosić to żebyś napisała jeszcze jak najwięcej rozdziałów bo na prawdę kocham to jak piszesz, to że zawsze dajesz takie fajne zakończenia, to że stworzyłaś taką wspaniałą Emily Saws i choćby to że nie dajesz za dużo Katniss ( tak na serio nigdy jej nie lubiłam ).
Rozdział genialny. Weny ;*
Spoko, napiszę dużo rozdziałów, bo ja też nie chcę się rozstawać z blogiem. Nie wiem jak będę żyć bez niego :< Z drugiej strony nie chcę, aby to się ciągnęło jak jakaś Moda na Sukces, dlatego zakończę w odpowiednim momencie.
UsuńNie daję Kat, bo sobie z nią nie radzę. Szczerze mówiąc mam duży problem z pisaniem jej dialogów, ze zrozumieniem postaci.
Dziękuję i pozdrawiam :D
O jesu. Po pierwsze: PRIM. Ta mała, ciekawska istotka zadaje zbyt wiele pytań i wtyka nos w nie swoje sprawy, ale nie da się jej nie kochać, więc po prostu przeskoczę do następnych scen.
OdpowiedzUsuńBosz, rozmowa z Gale'm. Emily to ja, ja to Emily, jesteśmy takie same. Jejciu, tak doskonale oddałaś moje myśli, że śmiałam się jak głupia do ekranu i nie potrafiłam przestać! Tak więc dzięki ci za tą scenę.
"Nie chodziło mi o to, że Peeta sobie nie radził. Po prostu zachowywał się strasznie emocjonalnie. Myślał tylko o Katniss, nie obchodziły go praktyczne strony jego zachowań. Na przykład - gdyby nie zgłosił się do Igrzysk Ćwierćwiecza, mogliby przeżyć oboje." myślałam o tym samym bardzo długo i jak to czytałam to sobie myślałam, że rozumujemy w ten sam sposób.
"- Dlaczego Peetę?
- Z tych samych powodów, z których ja bym go nie wybrała." Bardzo mi się podobał ten fragment i jest chyba moim ulubionym z całego tego rozdziału.
Ale wzruszyło mnie coś innego. A mianowicie? Haymitch! Boże, to moja ulubiona postać i aż zaczęłam krzyczeć, jak czytałam ten moment z uściskiem. Może i pokazałaś jego uczuciową stronę, ale to nadal był Haymitch ze swoim wyśmiewaniem uczuć. Tak, to mi się bardzo podobało.
"Zabił mi chłopaka" czy to powinno mnie śmieszyć tak bardzo, jak mnie rozśmieszyło? Po prostu... postawa Emily w tym momencie jest bezcenna, ok? Ogólnie, rozmowa z Finnickiem zrobiła mi dzień. No i ostatnie słowa też, oczywiście.
Czekam na następny, bo w końcu akcja, mord i rzeź <3
xoxo, Loks.
Tak, Prim jest cudowna <3
UsuńTeż się nad tym zastanawiałam, niby miłość i tak dalej, no ale tak to by była chociaż szansa, że oboje by przeżyli. Bez sensu. Musiałam to w końcu napisać bo bym nie wytrzymała XD
Tak, Haymitch jest zdecydowanie najbardziej barwną postacią tutaj. Lubię pisać jego wypowiedzi, traktuje wszystkich protekcjonalnie, ale jak już coś mówi, to mówi serio. I jednocześnie wyśmiewa. Kocham tego człowieka :D
Spoko, może cię śmieszyć ;) Długo nie wspominałam o Patricku, teraz przy okazji jej pobytu w Dziesiątce będzie wiele wspomnień z nim i tak dalej... Ale to już tyle. Ona już go tak nie kocha. Także śmiej się dalej, śmiech to zdrowie :D
I tak, TEAM FINNICK FOREVAH <3
Dzięki i pozdrawiam ;)
Ej, bo nie wiem, czy tylko ja jestem taka tępa, że nie wiem, o co chodzi z ostatnimi wyrazami wypowiadanymi przez Emily "Nie. Trzech". Nie rozumiem o co chodzi... Wytłumaczy mi ktoś? Prrrroszę!!
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle rozdział jak zawsze świetny, kooocham <3
Możesz nie wiedzieć, bo to było już daawno.
UsuńEmily poprosiła Senekę, który zresztą był w niej zakochany, żeby zmienił zasady i żeby mogli przeżyć oboje. Bez niej Peeta by najprawdopodobniej zmarł (pozbawiony pomocy Katniss).
Zresztą, wytłumaczę to dokładniej w następnym rozdziale ;)
Dzięki i pozdrawiam :>
Nareszcie weszłam na twojego bloga. ( wcześniej byłam odcięta od internetu) i zobaczyłam aż dwa rozdziały. Przeczytałam obydwa dzisiaj ale skomentuje je pod tym najnowszym. No to lecimy...Jeśli chodzi o rozdział 7 to trochę zdziwiła mnie reakcja Emily na to, że umiera. Spodziewałam się raczej tego, że pogodzi się ze swoją śmiercią albo dostanie napadu złości. W końcu tak jak sama powiedziała w tym rozdziale przez całe życie towarzyszyło jej ryzyko śmierci. Właściwie spodziewałam się wszystkiego tylko nie łez. No, ale przynajmniej mnie zaskoczyłaś :) Bardzo mi się podobało, że Emily zabiła Greysona. Zasłużył na to, chociaż z drugiej strony tylko wykonywał rozkazy Kapitolu. Kto wie jak by się zachował gdyby miał wybór. Nie wiem co jeszcze powiedzieć o tym rozdziale bo już palę się do skomentowania 8. Całkowicie zgadzam się z Emily, że odrzuciła Jamesa. Ja też tak bym zrobiła na jej miejscu. Trochę mi to przypomina książkę Johna Greena " Gwiazd naszych wina". Nie wiem czy ją czytałaś ( jeśli nie to polecam). W jego powieści główna bohaterka umiera i nie chce pokochać nikogo więcej, żeby nikt potem nie cierpiał po jej śmierci. Użyła tam takiego sformułowania, że " jest jak granat i nie chce żeby ktoś więcej znalazł się w polu rażenia". No więc Emily przypomina mi właśnie taki granat. Ale jest jeszcze dla niej nadzieja! Z jednej strony chciałabym, żeby przeżyła i wszystko zakończyło się przynajmniej częściowym happy endem, a z drugiej lubię zakończenia w których główny bohater ginie. I nie mam na myśli tego, że dowiadujemy się na końcu książki, że umarł ze starości. Chodzi mi o jakąś świetnie opisaną śmierć z poświęcenia, albo w walce. W każdym razie bez względu na to czy Em umrze czy nie będę szczęśliwa. Nareszcie pojawiła się Prim! Nie jest ona moją ulubioną postacią. Szczerze mówiąc jakoś za nią nie przepadam. Zdecydowanie wolałam Rue. Mimo to chciałam żeby Emily się z nią spotkała i napisałaś to! Wyszło świetnie. Teraz pora na Gale'a. Zdziwiło mnie jego pytanie, myślałam, że może jest jednak zakochany w Emily. Ja wybrałabym Gale'a. :))) Owszem, zdenerwował mnie z tą akcją w Orzechu, ale zachował się jak wojownik. Po za tym podoba mi się w nim odwaga i ta cała złość. Zakończenie Collins mnie nie zaskoczyło. Zazwyczaj główne bohaterki wybierają tych delikatniejszych, którzy nigdy się nie złoszczą i daliby się poszatkować z miłości. Ale dobra taka była jej wizja i tyle. I nareszcie pojawił się Haymitch. Masz rację :D wszyscy go kochają. Nie będę już pisać nic więcej. Wystarczy, że powiem, że twoje rozdziały są genialne i nie mogę doczekać się następnego
OdpowiedzUsuńGall Anonim
PS: Przepraszam za błędy i za to, że wszystko jest takie chaotyczne i przydługawe.
Co ty, im dłuższe tym lepsze :)
UsuńTak, Em była blisko, ale w końcu się nie rozpłakała. Zależało mi, żeby pokazać różnicę w jej charakterze w porównaniu z pierwszymi dwoma częściami. I chyba się udało.
Książki nie czytałam, ale skoro polecasz, to zabiorę się za nią jak tylko ją zdobędę. I mam takie same uczucia co do Happy Endu, nadal nie wiem jak to rozstrzygnę.
I też nie lubię zbytnio Prim, ale jeszcze nie wspominałam o niej w tej powieści, więc trzeba było urozmaicić i Cię posłuchałam :3 Jestem zadowolona.
Też od początku wiedziałam, że Katniss wybierze Peetę. I nie planowałam zakochania się Gale'a w Emily, ale nie wiem co zrobiłam źle, że wszyscy odnieśli takie wrażenie xD No cóż, zdarza się.
Dziękuję bardzo i pozdrawiam :D
Wiesz dobrze, że jesteś niesamowita;)
OdpowiedzUsuńSama nie wiem od czego zacząć, najlepiej po kolei.
Prim, ciesze się, że się pojawiła. Jej reakcja była trafna do sytuacji, ale dobrze, że ukazałaś to, że nie jest już dzieckiem, ale dojrzałą psychicznie dziewczyną.
James- ty dupku walcz o nią!
Rozmowa z Gale'm... EPICK! Boskie. Jeśli chodzi o to, że Peeta mógł się nie zgłaszać, to się z tobą zgadzam w pełni. Po prostu nie ogarniam jak on może być czasami taki wrażliwy, ale i tak u mnie team Peeta.
Zaskoczył mnie Haymitch, jego reakcja w razie wypadku gdyby Em się zakochała była boska. Plus dla naszej odważnej Em, która sobie ze wszystkim radzi. Nie przedstawiasz jej jako idealnej, ale moją uwagę najbardziej przykuła końcówka. Już wiemy, że w następnym rozdziale będzie ciekawie.
Jakaś dziwna ta recenzja, ale no rozdział boski jak zawsze;) Zapraszam do mnie:
http://iskrypozogifanfictionigrzyskasmierci.blogspot.com/
Daj spokój ;)
UsuńZ Jamesem jeszcze historia się rozwinie, nie martw się. I widzę, że nie tylko mnie dziwi akcja z Peetą, wszyscy się nad tym zastanawiają :P TO dobrze.
I tak, Haymitch to jest taki wrażliwy misio, ja to wiem do początku ;)
I tak, następny rozdział, myślę, że się udał.
Bloga ogarnę jak będę miała czas.
Dziękuję i pozdrawiam :>
Fajny rozdział - taki lekki i przyjemny :)
OdpowiedzUsuńSpodobała mi się zwłaszcza rozmowa z Gale'em <3
Ciekawe, jaka będzie reakcja na: Nie. Trzech. XD
Weny ;3