niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział IX

- Jak to trzech? - Spytała przytomnie Katniss.
- Myślisz, że kto go przekonał, żeby zmienił zasady? Żeby dwójka przeżyła? Fakt, że na końcu Snow wyciągnął lepsze argumenty, ale Peeta przeżył z tego co pamiętam dzięki tobie.
- Emily... Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś wcześniej?
- Po co? Dawno i nieprawda.
- Tak czy inaczej dzię...
- Nie dziękuj - przerwałam. - Wyszłoby na to, że dopraszam się podziękowań. A ja po prostu powiedziałam to... W zasadzie nawet nie wiem po co.
- Ale bez ciebie nie przeżylibyśmy.
- Nie. Bez Crane'a.
Zwiesiła wzrok.
- Co? - Spytałam zdziwiona.
- Powiesiłam go - odparła.
Nie wiedziałam co o tym myśleć. Jak to - powiesiła?
- No, na prezentacji umiejętności. Powiesiłam kukłę z jego imieniem. Teraz żałuję.
- Myślę, że w obecnym stanie nie zrobi to na nim wrażenia. Nie przejmuj się. Ja podpaliłam flagę Kapitolu...
- Dobrze wiesz o co mi chodzi...
- Wiem - odpowiedziałam. - Ale zdradzę ci sekret... - Przyciszyłam głos - to już nic nie zmieni.
*****
     Nasza jednostka elitarna składała się oczywiście ze mnie, Gale'a, Finnicka oraz trzech innych żołnierzy. Cody'ego - już na pierwszy rzut oka było widać, że to typowy mózgowiec. Nie widziałam go zbyt często na treningach, albo nie rzucił mi się w oczy. Był dość chudym blondynem, noszącym okrągłe okulary na piegowatym nosie. Jego wzrok przez całą podróż do Siódemki utkwiony był w przenośnych urządzeniach elektryczny.
     Drugi, Matt, był całkowitym przeciwieństwem Cody'ego. Wysoki, napakowany, bez cienia inteligencji w oczach. Jego kojarzyłam. Był dobry w dyscyplinach siłowych, we wszystkim innym... No cóż, też niezły. Jedyne co go łączyło z Codym, to to, że obaj nic nie mówili. No ale nieważne, ich jeszcze zrozumiem.
     Była jeszcze dziewczyna, Diana. Dosyć ładna, moim zdaniem, blondynka. Ale nie miałam pojęcia dlaczego została wybrana. Nie była ani silna, ani zdolna, ani nawet mądra. Nawet nie pamiętam jej nazwiska na tej liście z najlepszymi, czy w ogóle tam było? Nie wiedziałam. 
     No i oczywiście James. Był siódmy. Jak można było się spodziewać, kierował całą akcją. Musiał być jednak w innym poduszkowcu, bo nie widziałam go przez cały dzień. 
     Całą drogę Finnick i Gale rozprawiali o tym, co może nas czekać w Siódemce i ogólnie o sytuacji politycznej, czasem Diana dorzuciła też swoje trzy grosze, które reszta kwitowała tylko milczeniem. Cała reszta nie odezwała się ani słowem. Co prawda, próbowali nawiązać ze mną kontakt, ale jedno moje spojrzenie wystarczyło, żeby przestali się męczyć.
     Po kilku godzinach do komory poduszkowca wszedł James. Pewnie cały czas siedział w kabinie pilota.
- Teraz się skupcie bo nie będę powtarzał. Kiedy tylko nas zrzucą, rozpęta się piekło.
Pociągnął za jakiś sznurek i natychmiast wysunął się ekran, na którym wyświetlony był plan Siódmego Dystryktu.
- Musimy odbić więźniów. Na szczęście Strażnicy Pokoju nie posiadają już własnego budynku, ponieważ został on zbombardowany przez powstańców tydzień temu. Teraz trzymają naszych ludzi tutaj - pokazał budynek naprzeciwko Pałacu Sprawiedliwości. - My zaś, jesteśmy zrzucani tutaj, za Pałacem. Cały budynek jest kontrolowany przez powstańców,  jako jedyny w całym Panem. Dlatego tu będziemy mieszkać przez te kilka dni, tu się też spotkamy po całej akcji. Cała rzeź rozpocznie się na placu. Powstańcy odciągną uwagę od nas. My podzielimy się na dwuosobowe grupy i jedną trzyosobową i spróbujemy wejść trzema różnymi wejściami. Będą stawiać opór. Musicie zabijać, nie ma innej opcji. Kto pierwszy wejdzie do budynku, ten otworzy wszystkie inne wejścia i pomoże uciec więźniom. 
     Przerzucił na zdjęcie budynku więzienia.
- Pierwsza grupa, Cody, Matt i Gale spróbują wejść bocznym wejściem. Główne jest zbyt oczywiste. Ja pójdę z Dianą, spróbujemy wejść przez wejście do piwnicy. A Emily z Finnickiem spróbują od góry...
     Z Dianą. Dlaczego z Dianą, czemu nie ze mną?! Moje myśli same krzyczały. Przecież ona się nie nadaje nawet do zwykłej pracy, co dopiero wojna... I nawet nie jest ładna. Myślałam tak, ale chyba się myliłam. Widocznie wtedy musiało być korzystne światło... Tak, na pewno było.
- Jakieś pytania?
- Powstańcy są uzbrojeni? - Spytałam, udając, że wcale się nie przejęłam całą sytuacją.
- Część jest...
- Czyli poświęcamy ich?
- No tak...
- Żeby ocalić kilku więźniów?
- Ważnych więźniów.
- To może wyślijmy tylko tych uzbrojonych, a efekt będzie...
- Emily, a mogłabyś po prostu słuchać rozkazów? - Zapytał zdenerwowany.
    Jasne, że mogłam. Ale wysyłanie tylu ludzi na pewną śmierć było dla mnie bez sensu.
- Oczywiście generale - mruknęłam sarkastycznie i podniosłam się z krzesła. Właśnie lądowaliśmy.
- Dużo tych Strażników Pokoju? - Spytał Gale.
- Już nie, w porównaniu do sytuacji z wybuchu powstania. Kilka dni i przejmiemy ten Dystrykt.
Miałam nadzieję, że miał rację.
*****
- Ciekawe kogo odbijamy - powiedział Finnick, po chwili ciszy.
Biegliśmy ciasnymi uliczkami, za blokami okalającymi plac. Nie mieliśmy planu, nie wiedzieliśmy nawet jak mamy się dostać na ten budynek "od góry" i co właściwie mamy zrobić. Ale chyba nikt nie wiedział.
- Tak to cię zastanawia? Pewnie kogoś ważnego. Inaczej nie pakowaliby ich do więzienia, tylko po prostu zabili.
- Racja - odparł, a ja skrzywiłam się na odgłos walk, rozgrywających się za blokami. Miałam ochotę tam wbiec i im pomóc, albo może chociaż spróbować uratować...
    Siódmy Dystrykt był jednym wielkim lasem. My znajdowaliśmy się jednak w jego centrum, tam, gdzie były zakłady papiernicze, ciągnące się przez całą długość placu. Nie widzieliśmy ani jednego człowieka, wszyscy byli teraz częścią krwawej jatki.
     W pewnym momencie zobaczyłam drabinę, prowadzącą na dach budynku prostopadłego do innego zakładu, obok którego znajdowało się więzienie.
- Chodź - powiedziałam do Finnicka i zaczęłam wspinać się po drabinie.
     Kiedy byłam już na samej górze, przeszłam na drugą stronę dachu, obserwując sytuację na placu. Powstańcy nie mieli szans z uzbrojonymi po zęby Strażnikami. Natychmiast położyłam się i wyciągnęłam karabin. Nie spudłowałam. Jeden. Dwa. Trzy. Cztery...
- Emily! - Przerwał mi Finnick - nie uratujesz ich! Mieliśmy inne rozkazy.
- Głupie - odparłam i nadal strzelałam.
- Chodź, zauważą cię!
Pociągnął mnie do tyłu i zmusił do wstania. W sumie dobrze zrobił. Dobiegliśmy do samego końca budynku i zaczęliśmy się zastanawiać jak mamy przeskoczyć dziesięciometrową szparę i dostać się do więzienia. Czy musieliśmy się wracać i próbować wejść na dach w jakiś inny sposób?
     Z odpowiedzią przyszedł Finnick. Nie zauważyłam drutu, który łączył zakład z więzieniem.
- Od dawna nie ma tu prądu - powiedział, wyprzedzając moje pytanie.
Wyciągnął sznur, który był częścią naszego wyposażenia i przełożył go przez drut.
- Że ja mam niby tam zjechać? - Spytałam zdziwiona.
- Tak. Wskakuj.
- Że ja mam tam zjechać Z TOBĄ? Jeszcze lepiej.
- Emily...
- No, okej... - Zgodziłam się w końcu i wskoczyłam na niego, oplatając jego tułów jak tylko mogłam najmocniej i zjechaliśmy. O matko, nigdy czegoś takiego nie robiłam. Na szczęście drut wytrzymał i do więzienia zostało jeszcze tylko kilka kroków.
- Teraz pytanie, jak dostać się do środka - powiedziałam, a mój wzrok zwrócił się w stronę placu.
- Tak - potwierdził Finnick. - To ja może sprawdzę, czy innym się udało, a ty myśl.
     Nie miałam żadnego pomysłu. Dach był solidny, zresztą - jak wszystko tutaj. Miał pięć zadaszonych kominów, cztery w rogach, jeden na środku. Nie było opcji, by jakakolwiek osoba się przez nie przecisnęła. Miały może z trzydzieści centymetrów średnicy.
- Nikt jeszcze nie wszedł, Strażnicy się bronią.
I wtedy wpadł mi do głowy pewien pomysł. Podeszłam do rogu z tylnym wejściem i spojrzałam na Dianę i Jamesa. Jak podejrzewałam, dziewczyna tylko stała z tyłu, a jej pomoc ograniczała się do nie przeszkadzania.
- James! - Krzyknęłam zaczepnie. - Mogę zrobić hałas?
- Co? - Zdziwił się. Widać było, że nie ma pojęcia jak wejść do najprawdopodobniej najlepiej strzeżonego miejsca w Siódemce.
- Rzucimy się w oczy...
- Dobra, byle skutecznie.
Kiwnęłam głową. Miałam plan.
- Finnick, natychmiast zejdź z dachu!
Nie trzeba było długo powtarzać, Finnick zeskoczył na jeden z betonowych podestów poniżej.
- Potem otworzysz nam drzwi - krzyknęłam, a potem zwróciłam się do Jamesa - a ty mnie lepiej złap!
     Wyjęłam zielony nóż. Nie wiedziałam jaka była siła wybuchu, ale zakładałam, że wystarczająco duża, by zrobić dziurę, ale nie aż taka, żeby zabiła Finnicka. No cóż. Jego ostatecznie można poświęcić.
     Jeden rzut. Musiałam trafić w komin i skakać. Inaczej siła eksplozji mogłaby mnie odrzucić dużo dalej. Zacisnęłam rękę na rękojeści, zamachnęłam się i rzuciłam. Na szczęście, zgodnie z oczekiwaniami, James mnie złapał, po czym położył na ziemi, a raczej - przykrył sobą, żeby nie trafiły mnie odłamki. Przykrył MNIE, a nie jakąś Dianę.
- Dzięki - wyszeptałam, po czym odwróciłam się, by sprawdzić, czy się udało. Na szczęście, tak jak zakładałam, część dachu poszła, a Finnick albo wskoczył do środka, albo po prostu zniknął. Dlatego była duża szansa, że się udało.
    Zgodnie z oczekiwaniami, po kilkunastu sekundach drzwi stanęły otworem. Finnick wykorzystał fakt, że Strażnicy byli sparaliżowani i zaskoczeni eksplozją, niezdolni do oddania strzału. Niestety szybko się pozbierali, a my znaleźliśmy czas by przywołać resztę grupy. Szybko wkroczyliśmy do środka i rozpoczęła się strzelanka. Zabiłam z dwóch, może trzech. Na szczęście żadna kula nawet mnie nie drasnęła. I nie tylko mnie. Nikomu z nas nic się nie stało.
     Nie wiedziałam kim są więźniowie, ale jeden z nich na pewno był burmistrzem Siódmego Dystryktu. Pamiętałam go z Tournee Zwycięzców. Oprócz niego było tam jeszcze kilku ludzi, których nie znałam.
- Strażnicy nadciągają - Matt odezwał się chyba pierwszy raz.
    Wszyscy rzuciliśmy się do okien i strzelaliśmy. Niestety, każdy z nas miał ograniczoną ilość naboi.
- Musimy zabrać ich do Pałacu Sprawiedliwości! - Ktoś krzyknął.
- Jak?
- Trzeba jakoś odciągnąć uwagę - powiedział James.
- Dobra, chodź, zwycięzco - powiedziałam do Finnicka, przygotowana na to, co czekało za drzwiami.
- Nie, Emily, nie pójdziesz tam - próbował zatrzymać mnie James.
Wybiegłam na pole bitwy.
- Stary, nie próbuj nawet - usłyszałam jeszcze cichy głos Finnicka, który w końcu jednak pobiegł za mną.
- Uciekajcie! - Krzyknęłam w jedną z uliczek, żeby zmylić Strażników. Chciałam, żeby myśleli, że więźniowie już zostali wyprowadzeni.
Uniknęłam jednego z pocisków i od ręki zabiłam tego, który go do mnie skierował. Teraz już musiałam oszczędzać naboje.
To będzie cud, jeśli przeżyję pomyślałam, wiedząc, że nie mam nic do stracenia. I tak niedługo umrę.
     Wbiegłam w uliczkę, którą wcześniej wskazałam, po czym schowałam się za zakrętem i podcięłam gardło Strażnikowi, który na mnie wpadł, a potem jeszcze kilku innym. Resztę załatwił Finnick.
Biegliśmy dalej, a mi, niespodziewanie, zaczęło się kręcić w głowie.
Mgła. Wszędzie mgła. Nie, nie teraz. Przecież na kartce było napisane, że dopiero trzynastego... Zaraz. Dziś jest trzynasty.
Naprzeciw nas wybiegło jeszcze kilku Strażników, miałam nadzieję, że to już ostatni. Nie miałam pojęcia gdzie strzelam, widziałam już coraz mniej. W którymś momencie spojrzałam na pistolet i uświadomiłam sobie, że został mi ostatni nabój... I ostatni Strażnik. Wycelowałam.
Chyba mnie nie zabijesz. Jego twarz. Znałam ją. To nie był Strażnik. To był Patrick. Na pewno. Żywy, cały i zdrowy.
- Patrick! - Powiedziałam, rzuciłam pistolet na ziemię i pobiegłam go przytulić. Wtedy on podniósł swój i wycelował w moją głowę.
- Co? - Zdziwiłam się i zatrzymałam. - Co ty?!
Strzelił. W tym samym momencie poczułam, że Finnick rzuca się na mnie, tym samym ratując mnie przed pociskiem i strzela w kierunku Patricka. Celnie.
- Nie! - Krzyknęłam. - Zabiłeś go! Znowu go zabiłeś! 
Mgła wchodzi mi do oczu, a twarz Finnicka to ostatnie, co widzę.
*****
- Żyjesz? 
Leżałam w jakimś dziwnym pomieszczeniu. Wszędzie było dużo drewna. Nade mną pochylił się Finnick, jakby sprawdzał, czy jestem przy zdrowych zmysłach.
- Żyję - powiedziałam i usiadłam. - Co się stało?
- Może ty mi powiesz? Krzyczałaś coś o Patricku, zachowywałaś się jakbyś...
- Była osaczona? - Dokończyłam.
- Tak.
Nie było sensu dalej tego kryć. Jeśli miałam przeżyć tę misję, ktoś musiał wiedzieć. Ktoś musiał mnie kryć.
- Ok, powiem ci. Tak czy inaczej, paradoksalnie, jesteś osobą, której najbardziej tu ufam.
Wzięłam głęboki oddech.
- Jak wiesz, byłam w więzieniu po Igrzyskach. No i... Osaczyli mnie. Znaczy, próbowali... Coś się nie udało i no... - Nie wiedziałam jak to ubrać w słowa. - Mam teraz dużo jadu os gończych w mózgu, wywołuje on częste halucynacje. Wiem kiedy są, bo Beetee zrobił mi rozpiskę, ale dzisiaj zapomniałam...
- Co? Jak to halucynacje? Wtedy, kiedy chciałaś mnie zabić po egzaminie z rzucania nożami...
- Też. Wtedy dopiero się zaczynały. Teraz jest coraz gorzej.
- Kiedy się skończą?
Przełknęłam ślinę. Nie chciałam mu mówić.
- Potrzebuję twojej pomocy, musisz mnie tu kryć. Będę się przypinać kajdankami i nikomu nic nie zrobię...
- Emily...
- Naprawdę, dam radę!
- Emily...
- Nie mów nikomu bo cię zabiję i...
- Emily! - Tym razem krzyknął. - Powinnaś leżeć w Trzynastce i się leczyć!
- Nie - odparłam wykorzystując resztki spokoju.
- Tak! Od razu wracasz, jak tylko dojdziemy do Pałacu!
- Nie! - Tym razem, to ja krzyknęłam. - Finnick... Tego się nie da leczyć.
- Jak to?
- Finnick, ja... Ja umieram.
Nigdy tak na mnie nie patrzył. Skończyły się żarty i dogryzanie. Skończył się czas, kiedy mogło mnie to bawić, kiedy wszystko było prostsze.
- Nie możesz.
Zaśmiałam się smutno.
- I nie chcę. Ale tak chyba musi być.
Wtedy stało się coś dziwnego. W oczach Finnicka, chyba po raz pierwszy zobaczyłam łzy.
- Co? Hej, Finnick, nie płacz - przyłożyłam mu dość delikatnego, mimo wszystko, liścia w twarz. - Nie wierzę, jeszcze kilka miesięcy temu sam chciałeś mnie zabić.
- Nie płaczę - oburzył się. - Tylko... Nie, nie możesz umrzeć. Nie wyobrażam sobie tego.
     Jeżeli miałabym obstawiać, kto będzie płakał po mojej śmierci, to na pewno nie byłby to Finnick. A jednak. Jak bardzo można się pomylić?
- No chodź tu, ty mój największy wrogu - powiedziałam, przytulając go. - Obiecaj, że nikomu nie powiesz. Nikomu. I że pomożesz mi to ukryć.
- Obiecuję.
*****
     Przeszliśmy przez plac pełen trupów. Nie wiem ilu zabiłam i chyba nie chciałam tego liczyć. Teraz już było cicho. Po bitwie zawsze pozostawała tylko krew i cisza. 
- Chyba się udało - wyszeptałam. 
Miałam rację. W środku przyjęli nas jak bohaterów, skandowali nasze imiona. Jednocześnie bardzo się ucieszyli, bo myśleli, że już nigdy nie wrócimy.
- Siódmy Dystrykt przejęty - James znienacka wziął mnie na ręce, a potem szepnął mi do ucha: - Cieszę się, że żyjesz.
Uśmiechnęłam się. Jednak wiedziałam, że to tylko ta dobra strona misji. Za którymiś drzwiami leżeli ranni, którzy zapewne teraz umierali z powodu niedużej opieki medycznej. A część z tych, którzy przeżyli, zajmowała się teraz chowaniem trupów.
- Bardzo odważna akcja, panno Saws - zwrócił się do mnie burmistrz Haywood. - Gratuluję - podał mi rękę.
     Okazało się, że Haywood był bardzo ważny, bo to on należał do osób, które wymyślały plan działania, które rozpętały powstanie. Współpracował z Coin i Plutarchem. Cieszyłam się, że w końcu zyskałam sympatię w kimś z tego grona.
     Burmistrz zorganizował niewielkie przyjęcie na naszą cześć. Nie chciałam brać w nim udziału, bo za bardzo kojarzyło mi się z przyjęciami organizowanymi niegdyś w tym miejscu przez Kapitol, kiedy jeszcze Haywood udawał, że jest marionetką Snowa.
     Kiedy tylko mogłam, wymknęłam się z sali. Oczywiście musiałam, po prostu musiałam z kilku drzwi na korytarzu wybrać te jedne, prowadzące do prowizorycznego "szpitala".
- Emily Saws! - Doszły mnie krzyki i szepty.
     Nie wiedziałam jak mam się zachować. Kim ja dla nich byłam? Lubili mnie, czy wręcz przeciwnie? W końcu niewiele zrobiłam a oni wszyscy poświęcali się dla mnie...
- Oni już nie wrócą? - Zapytała jakaś mała dziewczynka. Ona pierwsza do mnie podeszła.
Kucnęłam.
- Nie, tu już będzie bezpiecznie - zapewniłam. - Przyślemy żołnierzy, nie pozwolą wam zrobić krzywdy.
- A oddacie mi tatusia? - Spytała, a kobieta stojąca za nią wybuchła płaczem. Pewnie jej matka.
Westchnęłam. Wojna. To była właśnie wojna.
_______________________
Kurde, nie wiem dlaczego, ale mi się ten rozdział strasznie podoba. Dlatego tak szybko publikuję. Wiem, że pewnie nieogarnięty, bo naprawdę DUŻO się dzieje i że pewnie będziecie mieli problem z ogarnięciem, ale cóż. Świetnie mi się to pisało, aż dziw. I pewnie są błędy, bo koniec końców mi się nie chciało poprawiać. Przepraszam :C

29 komentarzy:

  1. Jest wojna, są straty... jak mawia moja wychowawczyni :)
    Rozdział bardzo przypadł mi do gustu :)
    Uwielbiam moment, gdy Finnick słysząc, że Emily umiera prawie zaczął płakać... a ona go przytuliła <3 Jedna z lepszych scen w tym rozdziale :d
    Kolejna, która mi się podobała to była to, gdzie Em wysadziła pół dachu, a James złapał ją i nakrył własnym ciałem xD Jak to podkreśliła: "Przykrył MNIE, a nie jakąś Dianę." Buhahahaha :D to mi się podoba :D Albo jak wziął ją na ręce i szepnął, że cieszy się, że żyje... a mało brakowało, a by rozpaczał po jej śmierci.. jak dobrze, że był tam Finnick :D
    I nie przepraszaj xD Może i są błędy oraz dużo się dzieję, ale strasznie się cieszę, że opublikowałaś ten rozdział :D Jest booski <3
    Ostatnia wymiana zdań z tą dziewczynką smutna ;c "A oddacie mi tatusia?" ;_; Czy to zdanie nie wzbudza łez? ;o Bo u mnie tak xD
    Faktycznie dużo się dzieję, ale jakoś ogarnęłam :D Co jest dziwne, bo z reguły to ja jestem tą osobą nie ogarniającą ^^
    Mam takie głupie przeczucie, że James dowie się o jej chorobie... takie cholerne przeczucie, które po zakończeniu czytania rozdziału mnie nie opuszcza ;/ :D
    Nie mogę się doczekać nexta! :D Więcej takich akcji i więcej Jamesa! <3 :D
    Pozdrawiam i życzę weny ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ten moment jest również i moim ulubionym. Zastanawiałam się długo czy tak zrobić, ale zrobiłam i to chyba była dobra decyzja.
      A z Jamesem to jeszcze będzie ciekawie, uwierz mi. Następny rozdział wiele wyjaśni i będzie w nim Jamesa dużo aż do porzygu.
      I cieszę się, że ogarnęłaś, bo to znaczy, że nie jestem aż tak beznadziejna.

      Dziękuję i pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Proszę, nie zabijaj Em i Finnicka!
    Gdy czytałam:
    " - Finnick, ja... Ja umieram.
    Nigdy tak na mnie nie patrzył. Skończyły się żarty i dogryzanie. Skończył się czas, kiedy mogło mnie to bawić, kiedy wszystko było prostsze.
    - Nie możesz.
    Zaśmiałam się smutno.
    - I nie chcę. Ale tak chyba musi być.
    Wtedy stało się coś dziwnego. W oczach Finnicka, chyba po raz pierwszy zobaczyłam łzy.
    - Co? Hej, Finnick, nie płacz - przyłożyłam mu dość delikatnego, mimo wszystko, liścia w twarz. - Nie wierzę, jeszcze kilka miesięcy temu sam chciałeś mnie zabić.
    - Nie płaczę - oburzył się. - Tylko... Nie, nie możesz umrzeć. Nie wyobrażam sobie tego.
    Jeżeli miałabym obstawiać, kto będzie płakał po mojej śmierci, to na pewno nie byłby to Finnick. A jednak. Jak bardzo można się pomylić?" zaczęłam płakać. Nie wiem dlaczego, ale zaczęłam.
    Nie łatwo mnie doprowadzić do płaczu, Tobie się to udało. Gratuluję.

    Kiedy następny?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że ta historia wywołuje takie emocje. Serio, ja nigdy nie płakałam na żadnej książce ani blogu, noo... Może pomijając :"Oskar i Pani Róża", bo to to naprawdę było smutne :C

      Już połowę następnego napisałam, ale nie chcę publikować za wcześnie, więc tak plus minus tydzień.
      Dziękuję i pozdrawiam <3

      Usuń
    2. Ja bym wolała z tego "plus minus" "minus" ;)

      Usuń
    3. Wywołałaś takie emocje, bo Finnick to moja ulubiona postać i jak przeczytałam, że zginą zaczęłam pĺakać i rzuciłam książką i ścianę :(
      W dodatku polubiłam Em.

      Usuń
    4. Bardzo się cieszę, że polubiłaś Em, bo to już jakiś sukces. Następny rozdział już gotowy w zasadzie, ale tym razem zrobię korektę i poczekam dłużej, bo wena odchodzi :/ A finnicka postaram się uratować, co do Emily to jeszcze nie wiem.
      Pozdrawiam ♡

      Usuń
    5. Teraz czytam znów Kosogłosa. Za dwa rozdziały Finnick... zginie...

      Usuń
    6. Takie czytanie o jego śmierci to czysty masochizm, zaprzestań! :P

      Usuń
    7. Przepraaszam :C Ale ja na serio nie mam serca czytać jego śmierci jeszcze raz ;C

      Usuń
    8. Tak bardzo jak kocham i wielbię Finnicka tak uwielbiam trylogię Igrzysk i Twoje opowiadanie.
      zaczęłam czytać I część i muszę doczytać do końca bo nie będę mogła spać :c
      Finnick...*płacze*

      Usuń
  3. Tem rozdział był na swój sposób wzruszający, ale pokazywał też prawdziwe oblicze wojny...
    No i jest miłą niespodzianką:)
    Zacznijmy po kolei: James i Emily. Skomplikowane ze względu na wojnę i politykę, ale ta lekka zazdrość Emily przypadła mi do gustu:) I ta Diana... Piąte koło u wozu. Nic dodać, nic ująć.

    Teraz moje przemyślenia co do Finnicka i Em... Wydaje

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz. Piszę przez telefon i mi się wysłało. Kontynuując:
      Wydaje mi się, że oboje dojrzali emocjonalnie, ale połączył ich też wspólny wróg-Capitol;)
      A jeśli się już przyznajemy kto i kiedy płakał, to mi leciały łzy gdy Em się dowiedziała o osaczeniu... Tak, naprawdę.

      Podsumowując, rozdział jeden z najlepszych. Masz obowiązek być z niego zadowolona:D Czekam na kolejne i zapraszam do mnie;)

      Usuń
    2. Masz rację, w tym dojrzewaniu i wspólnym wrogu musi coś być. Zresztą, od początku wiedziałam, że kiedyś będą się lubić i z ciężkim sercem pisałam ich bójki i kłótnie. Ale satysfakcja była ;)

      Dziękuję za ciepłe słowa, jestem w trakcie czytania twojego bloga, ale skomentuję dopiero, jak nadrobię wszystko :)
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  4. Tyle się dzieje w tym rozdziale! Nie wiem, czy dam radę to skomentować, bo chyba umarłam... no ale dobra, lecimy.
    Rozmowa Katniss i Emily o Senece to złoto. Naprawdę. To wspomnienie o powieszeniu kukły i podpaleniu flagi - jejku, przecież pisałaś to tak nie dawno! Fajne podkreślenie tego, jak wszystko przemija, jak już patrzymy na to z tej perspektywy.

    James, James, James, James. Co ja się z tobą mam. No naprawdę, człowieku. Dorośnij. Przypominasz mi mojego brata, kiedy po raz pierwszy pokłócił się z dziewczyną.
    "Widocznie wtedy musiało być korzystne światło... Tak, na pewno było." To było genialne i nie możesz temu zaprzeczyć! Cudny tekst. Jakbym słyszała siebie albo moją kochaną Faith.

    Współpraca Emily i Finnicka była tak dobrze opisana, że oddech ponownie wzięłam dopiero przy tym, jak James złapał Ems. Za co. Boże, ledwo, co się nie udusiłam! Tyle emocji! Tak dobrze napisane! Emily, litości, poważnie.
    "- Dobra, chodź, zwycięzco.
    - Nie, Emily, nie pójdziesz tam.
    - Stary, nie próbuj nawet." Wymiana zdań na miarę Nobla. Chwalę cię za to. Z jednej strony miałam na tym rozdziale gęsią skórkę, a z drugiej śmiałam się jak debil. Świetnie łączysz akcję z komedią. Uwielbiam cię za to.

    Patric. Zobaczyłam to imię i aż mnie od komputera odrzuciło. W pierwszej chwili miałam takie: "NOPE!" w a drugiej miałam: "JESZCZE WIĘKSZE NOPE!". I tak jakoś wyszło, że przytulałam poduszkę, płacząc sobie cichutko. Ostatnio łatwo mnie wzruszyć.

    No i rozmowa Finnicka i Emily. Ich postacie po prostu się zmieniły, i tak, jak powiedziała Halcyon, połączył ich wspólny wróg. Aczkolwiek bardzo mi się podobało: "Nie mów nikomu bo cię zabiję i..." no i: "No chodź tu, ty mój największy wrogu". Jak już mówiłam, jesteś świetna w pisaniu. Nic tylko czekać na publikację jakiejś książki. A jak już wyjdzie, to zamawiam egzemplarz z autografem.

    "- A oddacie mi tatusia? - Spytała, a kobieta stojąca za nią wybuchła płaczem. Pewnie jej matka.
    Westchnęłam. Wojna. To była właśnie wojna." To chyba złamało mi serce tym razem. Nie Patric. Nie rozklejenie się Finnicka. TO. To było epickie. Te słowa na długo zostaną mi w pamięci, bo jestem historycznym nerdem i okres II wojny światowej to mój konik, więc... co nieco o tym wiem. I każdy temat wojenny łamie mi serce. A tu to tak ładnie ujęłaś. Tak prosto, a zarazem tak dobitnie.

    Odpowiedziałam na twój komentarz na moim blogu. Swoją drogą, serdecznie ci dziękuję za to, że czytasz moje wypociny.
    xoxo, Loks.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, Loks. Twój komentarz wczoraj czytałam, czytałam, i czytałam i... Nie mogłam przestać! Cały czas się uśmiechałam jak idiotka, bo tak się cieszę, że coś co napisałam się podoba.

      Dialog z Katniss to skutek faktu, że nie wszyscy wiedzieli o co chodzi w tej "trójce" więc taki trochę nadprogramowy, ale chyba się udał.

      James jest taką postacią, z którą chcę trochę poczekać, ale jak już pisałam gdzieś na górze - w następnym rozdziale będzie go naprawdę dużo. Dlatego wszystkich jego zwolenników zapraszam.

      Współpraca Finnicka z Emily była najtrudniejszą częścią rozdziału, do końca nie wiedziałam jak mają się zachowywać. Pisałam co tylko mi wpadło do głowy i nadal mam wrażenie, że jest to bardzo nieogarnięte, a jednak wyszło. Mam szczęście ;)

      Kiedy pisałam fragment z Finickiem, a potem dialog z Em, to muszę przyznać - odstawiłam laptopa, przeczytałam wszystko od początku do końca i powiedziałam "zajebiste". I muszę przyznać, że naprawdę rzadko zdarza mi się tak powiedzieć o mojej twórczości. Oczywiście, jak to czytałam drugi raz to pojawiło się milion rzeczy do zmiany, ale uparłam się, żeby zostawić tak, jak było.

      Dziewczynka... Też jakoś samo wpadło. Wdzięczna jestem wenie ^^

      Twoje wypociny? Najlepszy blog jaki czytałam, ej! I wiem, że odpowiedziałaś. Odświeżałam cały dzień, tak się doczekać nie mogłam.
      Dzięki i pozdrawiam <3

      Usuń
  5. W końcu krwawa wojna!!! Siódemka! Emily w akcji! Na to czekałam!
    Super akcja, naprawdę. Emily i Finnick w jednaj parze. Kocham <3 Wiedziałam, że Emily zrobi coś takiego, i będzie zabijać, ale że halucynacje?! Boż, wcale jej nie oszczędzasz ;) Matko, akcja z Patrickiem była najlepsza. Naprawdę. Boskie ;)
    Finnick już wszystko wie ^^ i mogłam poczytać jak prawie płacze. Sytuacja w szpitalu totalnie mnie rozczuliła. Ta dziewczyna i jej mama ;_; Smutne. No i znowu mnie zabiłaś tym swoim epickim zakończeniem. Czekam na dalsze i krwawsze rozdziały, i żeby James się opamiętał i zawalczył o Emily.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Halucynacje po prostu musiały nastąpić, wiedziałam to już jak zaczynałam pisać ten rozdział. Były niezbędne... Patrick był niezbędny. Fajnie, że to mi wyszło.

      I krwawo będzie, nawet bardzo. Następny rozdział będzie w to obfity, także zapraszam, jak tylko go dodam.
      Dzięki i pozdrawiam :)

      Usuń
  6. Dzięki! Dzięki! Dzięki!

    Na to czekałam wojna i krew ( rany chyba jestem nienormalna, ale co mi tam). Uwielbiam jak opisujesz sceny walki, a ten halun z Patrikiem to po prostu... sorki, brak mi słów :-).

    Fink się rozpłakał? No po prostu nie mogę w to uwierzyć. ha ha ha.

    Diana. Dobrze kombinuje że została wybrana tylko po to żeby wzbudzić w Emili zazdrość? Czy jest jakiś ukryty cel? Jak jest to mi nie mów chce mieć niespodziankę;-)

    Rozdział genialny czekam na następny, na szczęście wyjazd na wieś odwołany i nie rozstaje się z moim ukochanym netem.
    Pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Albo jesteś całkowicie normalna, albo jesteśmy we dwie nienormalne, nie wiem :P

      Tak, Finnick się rozpłakał. Powiedziałabym - Haha, jaka ciota :D Ale w sumie nie chcę się już z nim kłócić :P

      Tak, z Dianą właśnie tak było, zresztą dokładniej dowiesz się w następnym rozdziale, to akurat już napisałam.

      Dzięki i pozdrawiam :>

      Usuń
  7. To FF jest lepsze od oryginalnych IŚ <333
    Rozdział super(zresztą jak zawsze)
    Czekam na następne :3
    Pozdrawiam i życzę weny :)
    (piszę z anonima, bo nie mogę się zalogować ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, chociaż uważam, że do IŚ mi baaaardzo daleko.
      Pozdrawiam ♥

      Usuń
  8. Ekstra!
    Po prostu nie wiem co powiedzieć ! Świetne!!!
    Czekam na nexta ;D
    Weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Yes! Strasznie się cieszę, że dodałaś ten rozdział. Jest genialny. Uwielbiam go! Nareszcie pojawiła się walka. Tak jak obiecałaś :) Hahaha... podobał mi się ten fragment z Dianą i James'em. I do tego pojawiło się dużo Finnicka i Emily. Kocham kiedy ci dwoje są razem. Najlepsze są ich dialogi. Na przykład ten:
    "Że ja mam niby tam zjechać? - Spytałam zdziwiona.
    - Tak. Wskakuj.
    - Że ja mam tam zjechać Z TOBĄ? Jeszcze lepiej.
    - Emily...
    - No, okej... "
    Hahah...
    Jak już wspominałam uwielbiam ten rozdział. Moim zdaniem to jeden z najlepszych na twoim blogu, chociaż oczywiście wszystkie są świetne. Cieszę się, że Em nareszcie komuś powiedziała o tym, że umiera. Przynajmniej nie musi sama tego dźwigać. Ehh... nie wiem co jeszcze napisać. To jest po prostu doskonałe! Wszystkie twoje dialogi są rozwalające. Zgadzam się z Lokirką. Świetnie łączysz elementy komiczne z tymi dramatycznymi. I pojawił się Patrick, Patrick, Patrick... I współczuję tej naszej Emily. Normalnie mam ochotę ją poklepać po plecach. Nieźle dajesz jej w kość :3 Najpierw pozbawiasz ją rodziców, potem umieszczasz ją u fatalnej rodziny zastępczej, zabijasz jej chłopaka i wysyłasz ją na igrzyska śmierci, gdzie musi zabijać dzieci, a potem ją torturujesz i kiedy W KOŃCU trafia do trzynastki i ci kretyni chcą ją skazać za to, że rzekomo zdradziła jakieś tajemnice. I jeszcze do tego te halucynacje i wyrok śmierci. KOBIETO! Dobra...trochę się uniosłam, ale to wszystko sprawia, że twoje opowiadanie jest jeszcze bardziej genialne! Mam nadzieję, że po tym będziesz jeszcze coś pisać, bo nie możesz zmarnować swojego talentu.
    Gall Anonim

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku, dziękuję CI strasznie.

      Fakt, daję jej popalić, ale myślę, że to tylko podkreśla siłę jej charakteru. Z każdą przeszkodą staje się coraz silniejsza i może przeżyć jeszcze więcej. Bardzo cenię takich ludzi, ludzi, którzy się nigdy nie poddają.

      Halucynacji będzie jeszcze kilka, choć w następnym rozdziale dam jej chwilowo spokój. Ogólnie, jeszcze trochę pocierpi, a potem... Potem się okaże ;)

      Dziękuję jeszcze raz i pozdrawiam :>

      Usuń