niedziela, 2 września 2012

Rozdział IX

- Travisa - powiedział Erick, nieudolnie naśladując spokojny ton. - Obraziłaś Travisa, a potem wdałaś się z nim w bójkę.
Siedziałam na sofie, obejmując kolana rękami. Wiedziałam, że mi się za to dostanie. Teraz trzeba było po prostu znieść to w jak najmniej krzywdzący sposób.
- Nie - powiedziałam szczerze. - Odciągnęli nas, zanim zdążyłam cokolwiek mu zrobić.
Naprawdę byłam z tego dumna. Po raz pierwszy od jakiegoś czasu zrobiłam coś, co miało jakiś sens.
- Boże, Emily! Czy ty nie możesz chociaż raz mnie posłuchać! Kazałem ci przestrzegać dwóch rzeczy! Słownie - DWÓCH! - Pokazał tą liczbę palcami, ale wyglądała bardziej jak "V", znak pokoju. W tej sytuacji musiało to dziwnie wyglądać. Chcąc nie chcąc, uśmiechnęłam się. - Miałaś tylko nie atakować innych i trzymać się z daleka od stanowisk, które są twoim atutem. Ale oczywiście musiałaś zignorować obie!
Zastanowiłam się. Co do pierwszej się zgadzałam, ale druga? Nawet nie tknęłam noży ani łuku. Czy z tymi włóczniami poszło mi lepiej, niż początkowo myślałam?
- Zdenerwował mnie - powiedziałam, nie zaprzeczając wcześniejszym oskarżeniom. W końcu siedzący w tym samym pokoju Liam był już moim wrogiem. 
- I atakujesz innych za każdym razem kiedy cię denerwują? - Zapytał już nie krzycząc, ale ton jego głosu był bardzo podwyższony.
- Tak - zgodziłam się. - Takie są moje metody. Jakie są twoje? 
Zbiłam go z tropu. Potrzebowałam chwilki, żeby wszystko przemyśleć. Nie dał mi zbyt wiele czasu.
- Czy to ważne? Wygrałem Igrzyska bez takich akcji. Nic tym nie udowodnisz, Emily. Ich jest więcej, choćbyś miała jakieś małe szanse w pojedynku jeden na jeden, nie poradzisz sobie z nimi wszystkimi.
Małe szanse pomyślałam ze złością. On nawet nie miał pojęcia o czym mówi. Popatrzyłam na Liam'a. W mojej głowie zakotłowało się od synonimów słowa zdrajca odmienianych przez wszystkie możliwe przypadki. Wstałam, patrząc mu w oczy. Odwróciłam się od wszystkich, przeczesując włosy palcami, mając nadzieję, że będę mogła wrócić do pokoju, zachowując twarz. 
- I co? Znowu wyjdziesz? Nie masz odwagi, żeby powiedzieć mi w twarz, co naprawdę myślisz? - Zapytał, a ja w myślach widziałam ten kpiący uśmiech na jego twarzy.
Teraz przegiął. Odwróciłam się spokojnie, by po chwili wybuchnąć.
- Wiesz co ci powiem?! - Krzyczałam. - Że jesteś dupkiem! - Inne słowo nie przyszło mi do głowy, a to najlepiej go opisywało. - Nawet nie masz pojęcia dlaczego tu jestem i nie natrudziłeś się nawet, żeby o to spytać! Nie obchodzi cię, że mogę mieć choćby cień powodu, żeby tak się zachowywać! - Przerwałam na chwilę i wzięłam głęboki oddech. - I wiesz co? Jestem zadowolona, że tak zachowałam się względem Travisa! A jeżeli od początku obstawiasz, że umrę pierwsza, to po co chcesz, żebym się starała? Jeżeli tak cię to boli, to nie musisz być moim mentorem! - Powiedziałam na zakończenie. - Tak, dobrze słyszałeś. Zwalniam cię z tego przykrego obowiązku, lepiej poradzę sobie sama, niż z kimś takim jak ty.
Zakończyłam wyjątkowo spokojnie. Odwróciłam się w stronę drzwi i skierowałam się w ich stronę. Po kilku sekundach zatrzymałam się, żeby coś dodać. Musiałam to zrobić.
- A tak poza tym - mój ton wrócił do normalnego brzmienia. - Wyobraź sobie, że zajęłam się tym, co mi wychodzi najgorzej, tak jak chciałeś - odwróciłam się w stronę Liam'a. - I tak, możesz o tym powiedzieć swoim koleżkom, zdrajco!
Trzasnęłam drzwiami i rzuciłam się na łóżko. Teraz to już sobie nagrabiłam. Jak zrazić do siebie wszystkich otaczających ludzi? Zachowuj się jak Emily Saws! Prawdopodobnie pierwsza trybutka w historii, która sama się zgłosiła i umarła jako pierwsza, zamordowana przez tłum wściekłych zawodowców! 
Głowa mi pękała. Nie pomyślałam nawet, co z prezentami od sponsorów. Czy Lora będzie mi je wysyłać? Odrzuciłam od siebie wszelkie nadzieje. Przecież na sponsorów nie miałam szans. Nie z moim wizerunkiem. Co planował Presscott? Wyglądał, jakby miał plan. I to taki bardzo dobry, który dałby mi szanse na przeżycie. Nie ufałam mu, ale czy miałam wybór? Wiedziałam jedno - gorzej być nie może. Przycisnęłam poduszkę do twarzy, mając nadzieję zasnąć. Nic z tego. Czekały mnie jeszcze dwa dni treningów, zakończone pokazem umiejętności. Z mentorem pokłóciłam się już w pierwszy. Cudownie.
***
Noc była ciężka. Ciągle myślałam, jak zachowam się drugiego dnia. Nie zastanowiłam się nawet nad moją taktyką. Tę noc zamierzałam na to poświęcić, i tak nie mogłam zasnąć. Doszłam do jednego wniosku, na początek dobre i to - nie będę zawierać sojuszy. Nie wyobrażałam sobie, że pomagam jakiejś osobie, przywiązuję się do niej, a potem zabijam ją z zimną krwią. Zdecydowanie wolałam sama umrzeć, niż dopuścić się czegoś takiego.  I stwierdziłam, że wezmę udział w rzezi pod rogiem. Mogłam uciekać, ale bez broni moje szanse stopniałyby do zera. Chciałam podlecieć pod róg, wziąć pierwszą lepszą broń i dopiero potem uciec. Biegałam naprawdę szybko, ale czy wystarczająco, by wyprzedzić Gabrielle? Nie miałam pojęcia. 
Rano nie poszłam na śniadanie, co pewnie nikogo nie zdziwiło. Zamówiłam posiłek do pokoju, zjadając go w pośpiechu i ubierając się na poczekaniu. Znowu te same ubrania, co poprzedniego dnia. Związałam miedziane włosy w kucyk na czubku głowy tak, żeby nie przeszkadzały, i miałam zamiar od rana ignorować wszystko, co powie Erick. 
Kiedy weszłam na salę treningową, zawodowcy już tam byli. Wszyscy rzucili mi wściekłe spojrzenia i wyglądali, jakby wymyślili już tysiąc sposobów, żeby uprzykrzyć mi życie. Westchnęłam. Nie miałam zamiaru wdawać się już w żadne konflikty, i tak już sobie nagrabiłam. Podeszłam do stoiska ze wspinaczką, które akurat było wolne. Szczerze mówiąc, nigdy się nie wspinałam, więc zapowiadało się ciekawie. Swoją drogą, może gdybym spadła zawodowcy daliby mi spokój? Uznali, że tamte pokazy to łut szczęścia? Ale nie, ja nie miałam zamiaru spadać. Jak już umrzeć to z klasą.
Złapałam się różnokolorowych uchwytów i zaczęłam wchodzić pod górę. Nie sprawiło mi to problemu, w przeszłości wielokrotnie byłam zmuszana uciekać na drzewa. Kiedy tylko zeszłam, rozejrzałam się po sali. Przyszli już wszyscy. Odetchnęłam, jak dotąd nikt mnie nie zaczepił, może ta dobra passa miała trwać cały dzień?
Rzuciłam tęskne spojrzenie w stronę stanowiska z nożami. A gdyby tak wziąć jeden? Tylko jeden! Tak dawno nie miałam ich w ręce! Mimowolnie podeszłam do tego stanowiska, biorąc w rękę idealnie wyważony nóż. Jak on by wspaniale leciał! Prawie ustawiłam się na przeciw maty, kiedy zatrzymał mnie wysoki, dziewczęcy głos.
- Mogłabyś się nie wpychać? - To była Gabrielle, tak jak podejrzewałam.
- Wybacz - nie chciałam już nikogo prowokować. - Ale byłam tu pierwsza, więc to chyba ty się wpychasz.
Obrzuciła mnie groźnym spojrzeniem. Prychnęłam.
- Lepiej to oddaj - wyciągnęła rękę po mój nóż. Nie miałam zamiaru go oddawać.
- Tam masz inne. Dlaczego uparłaś się właśnie na ten? Wszystkie są takie same - schemat się powtarzał.
- Chcę ten! - Podniosła głos. - I nic ci do tego!
Przewróciłam oczami. Naprawdę potrafiłam być irytująca. Postawiłam sobie za punkt honoru dopilnować, by ten nóż nigdy nie dostał się w jej ręce. Nie chciałam też doprowadzać do bójki. Odwróciłam się i odeszłam parę metrów w tył, nie patrząc na Gabrielle, która w moich wyobrażeniach wręcz kipiała złością. 
- Wiesz co - mruknęłam cicho, zaciskając palce na trzonku. Zamknęłam oczy i rzuciłam nóż. Tyłem. Z zadowoleniem wyłapałam dźwięk przebijanej maty. Prawie idealnie wpadł w środek. - Weź go sobie.
Odeszłam, nie zwracając uwagi na jej obelgi i oskarżenia. Jak szaleć, to szaleć. 
Potem nie zamierzałam zajmować się żadną z dziedzin, którą zajmował się ktokolwiek z tamtej grupy. Tym razem postawiłam na rozpoznawanie roślin. Niby nie było mi to potrzebne, bo w domu wielokrotnie byłam zmuszana do całonocnych poszukiwań ziół i jagód, ale powtórka nie mogła mi zaszkodzić. Usiadłam przy stanowisku, kiedy miejsce koło mnie zajął chłopaczek z Dwunastki. Ten, którego broniłam.
- Ty jesteś Emily - powiedział z uśmiechem.
- Tak - potwierdziłam, ale lekko się zdziwiłam. - A ty...
- Nathan - podał mi rękę. Uścisnęłam.
Zajęliśmy się szkoleniem. Do końca nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem, ale chłopak pokazał, że doskonale zna się na gatunkach roślin, o których ja nawet nie miałam pojęcia. Zaimponował mi. Bardziej niż ktokolwiek z zawodowców. Odeszłam od stanowiska dopiero wtedy, kiedy szkolenie oficjalnie się zakończyło. Następnego dnia czekał mnie pokaz umiejętności. Nie wiedziałam, co będę robić. Miałam jeszcze trochę czasu, żeby dokładnie to przemyśleć.

3 komentarze:

  1. Witam. Tutaj znów szefowa Ery Krytyki, Czekoladowa. Bardzo chciałabym przeprosić za zamieszanie, gdyż powyższa prośba o zmianę oceniającej jest nieaktualna.
    Przepraszam jeszcze raz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm, podoba mi sie twój styl pisania, ogólnie opowiadanie wywarło na mnie dobre wrażenie. Czekam na nastepne czesci, i zapraszam do mnie, na psychologiczno-przygodową historie Moriego
    http://opowiadanie-hatredies.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Powiem Ci tak. Płaczę i śmieję się na przemian. Te twoje małe teksty tak poprawiają mi humor. "W mojej głowie zakotłowało się od synonimów słowa zdrajca odmienianych przez wszystkie możliwe przypadki." Liam, ty durniu. I na co ci to było. Teraz zginiesz.

    "Jak zrazić do siebie wszystkich otaczających ludzi? Zachowuj się jak Emily Saws! Prawdopodobnie pierwsza trybutka w historii, która sama się zgłosiła i umarła jako pierwsza, zamordowana przez tłum wściekłych zawodowców! " NIE NO. NAPRAWDĘ. SIEDZĘ I ŚMIEJĘ SIĘ SAMA DO SIEBIE. Jesteś genialna, nie przestawaj.

    Akcja z nożem, genialna. Ale jakie będą tego skutki? Nie nagrabi sobie (jeśli to w ogóle możliwe jeszcze) jeszcze bardziej?
    Tyle pytań, tak mało odpowiedzi!

    Pozdrawiam, Faith!

    trybuci-dystryktu-czwartego.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń