Obserwowałam drżenie moich nóg, nigdy nie byłam taka roztrzęsiona. W mojej głowie był totalny bajzel, nie kojarzyłam faktów, wszystko było bardzo pomieszane.
Myślałam, że będę się rozkoszować życiem przez te ostatnie dni, jakie mi zostały. Nie myślałam w ogóle o wygranej, nie zastanowiłam się co zrobię na arenie. Wydawało mi się, że jestem dobra, że umiem walczyć, ale ja - z trzema krótkimi latami treningów nie dorastałam zawodowcom do pięt. Absolutnie żadnej wiary we własne możliwości. Podkuliłam kolana i położyłam na nich głowę. Do moich uszu doszedł cichuteńki dźwięk odbijania kropel deszczu o parapet za oknem Pałacu Sprawiedliwości. Z czasem zaczął im towarzyszyć drugi dźwięk - pukania. Zdziwiłam się, że ktokolwiek przyszedł się ze mną pożegnać. Nieśmiało uniosłam głowę i zobaczyłam stojącego w drzwiach Sama.
- Dziękuję - powiedział, zanim zdążyłam obrócić głowę - Ocaliłaś jej życie.
Westchnęłam ciężko i zwróciłam ku niemu wzrok.
- Kosztem własnego - jęknęłam - Ale myślę, że uczyniłam słusznie - starałam się chociaż udać zadowolenie z mojego czynu - Jej życie jest cenniejsze, niż moje.
Sam popatrzył mi prosto w oczy i otarł łzę, która zdążyła już rozpocząć swoją wędrówkę po twarzy.
- Emily, jesteś silniejsza od innych - wyszeptał łamiącym się głosem - Ty może tego nie dostrzegasz, ale masz to coś, czego nie mają inni ani zawodowcy, ani Liam. Moim zdaniem to pewne, że zwyciężysz, wierzyłem w ciebie od początku i będę wierzył już zawsze!
Miałam nie okazywać słabości, ale ja sama uroniłam łzę. Tym razem nie z powodu mojej przewidywanej śmierci, tylko z powodu Sama - człowieka, który jako jedyna osoba na świecie mówił do mnie tak samo, jak mówiliby do mnie rodzice. Moje serce dopiero w tym momencie rozdarł przenikliwy ból. Musiałam się zgłosić na trybuta, by tego doznać.
- Jesteś silna - powiedział po chwili - I masz o tym nie zapomnieć! Uwierz, że wygrasz. A potem wrócisz tu i będzie tak jak dawniej, rozumiesz? - zapytał spoglądając mi głęboko w oczy.
Nie byłam pewna, czy wtedy mówiłam prawdę, czy zrozumiałam do końca wszystko, co chciał mi przekazać, ale nie potrafiłam go zranić mówiąc, że nie mam najmniejszych szans.
- Rozumiem - odpowiedziałam najpewniejszym tonem głosu, na jaki mogłam się wysilić - I nigdy nie zapomnę, bądź pewny.
W tej chwili strażnicy pokoju wyprowadzili Sama z pokoju oznajmiając, że czas upłynął. Odprowadziłam go do drzwi smutnym wzrokiem zastanawiając się, czy widzę go ostatni raz.
Piękny rozdział. :) Czekam na resztę. I w odpowiedzi na twój komentarz o tym, że mogłabyś zrobić mi nagłowek, to ja bardzo chętnie. Byłabym Ci wdzięczna. Powodzenia w pisaniu :33
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz i świętna historia. PISZ WIĘCEJ!!!
OdpowiedzUsuńSłyszałaś to? To dźwięk mojego pękającego serca.
OdpowiedzUsuńDlaczego ja to sobie robię. Ale twoja historia jest taka dobraaa.
Kochana, masz talent i jak przestaniesz pisać to przysięgam, że cię znajdę i się do ciebie wybiorę, jasne?
A więc, biedna Emily jednak zwątpiła w swoje możliwości. Nie wiem co knujesz, ale mam nadzieję, że za ciężko to w życiu nie będzie miała no. Mam słabość do takich postaci jak Emily i mam nadzieję, że wszystko w końcu będzie dobrze, że odnajdzie spokój, załata tą pustkę w sercu po przyjacielu i wygra, najważniejsze - wygra.
Pozdrawiam, Faith.
http://trybuci-dystryktu-czwartego.blogspot.com/