środa, 11 lipca 2012

Rozdział III

Siedziałam tam. W tępym osłupieniu wpatrywałam się w obite skórą ściany, meble, które sprawiły mi trzy lata temu tyle bólu. Byłam pewna, że nikt nie przyjdzie mnie pożegnać. Może ludzie będą m wdzięczni, będą wiwatować na mój widok, ale żaden nie odważy się spojrzeć mi prosto w oczy. Tak jest ze wszystkim. Kiedy pracowałam w rzeźni całą grupę dzieci rozdzielano na stanowiska pracownicze. Nikt nie zgłosił się do zabijania, nikt nie chciał splamić sobie rąk. Mimo to nikomu nie przeszkadzało obrabianie mięsa zwierząt czy odrywanie go od kości. Czemu? Bo to oczywiście nie była ich sprawa - ktoś musiał to robić i on był za to odpowiedzialny. W tym przypadku byłam to ja. I nadal jestem. W ogóle nie przemyślałam mojej decyzji. Byłam jak w transie, nie kalkulowałam, nie chciałam o tym myśleć. Coś we mnie podjęło decyzję, coś, czego w tym momencie nienawidziłam najbardziej. 
Obserwowałam drżenie moich nóg, nigdy nie byłam taka roztrzęsiona. W mojej głowie był totalny bajzel, nie kojarzyłam faktów, wszystko było bardzo pomieszane. 
Myślałam, że będę się rozkoszować życiem przez te ostatnie dni, jakie mi zostały. Nie myślałam w ogóle o wygranej, nie zastanowiłam się co zrobię na arenie. Wydawało mi się, że jestem dobra, że umiem walczyć, ale ja - z trzema krótkimi latami treningów nie dorastałam zawodowcom do pięt. Absolutnie żadnej wiary we własne możliwości. Podkuliłam kolana i położyłam na nich głowę. Do moich uszu doszedł cichuteńki dźwięk odbijania kropel deszczu o parapet za oknem Pałacu Sprawiedliwości. Z czasem zaczął im towarzyszyć drugi dźwięk - pukania. Zdziwiłam się, że ktokolwiek przyszedł się ze mną pożegnać. Nieśmiało uniosłam głowę i zobaczyłam stojącego w drzwiach Sama. 
- Dziękuję - powiedział, zanim zdążyłam obrócić głowę - Ocaliłaś jej życie. 
Westchnęłam ciężko i zwróciłam ku niemu wzrok. 
- Kosztem własnego - jęknęłam - Ale myślę, że uczyniłam słusznie - starałam się chociaż udać zadowolenie z mojego czynu - Jej życie jest cenniejsze, niż moje. 
Sam popatrzył mi prosto w oczy i otarł łzę, która zdążyła już rozpocząć swoją wędrówkę po twarzy. 
- Emily, jesteś silniejsza od innych - wyszeptał łamiącym się głosem - Ty może tego nie dostrzegasz, ale masz to coś, czego nie mają inni ani zawodowcy, ani Liam. Moim zdaniem to pewne, że zwyciężysz, wierzyłem w ciebie od początku i będę wierzył już zawsze! 
Miałam nie okazywać słabości, ale ja sama uroniłam łzę. Tym razem nie z powodu mojej przewidywanej śmierci, tylko z powodu Sama - człowieka, który jako jedyna osoba na świecie mówił do mnie tak samo, jak mówiliby do mnie rodzice. Moje serce dopiero w tym momencie rozdarł przenikliwy ból. Musiałam się zgłosić na trybuta, by tego doznać. 
- Jesteś silna - powiedział po chwili - I masz o tym nie zapomnieć! Uwierz, że wygrasz. A potem wrócisz tu i będzie tak jak dawniej, rozumiesz? - zapytał spoglądając mi głęboko w oczy. 
Nie byłam pewna, czy wtedy mówiłam prawdę, czy zrozumiałam do końca wszystko, co chciał mi przekazać, ale nie potrafiłam go zranić mówiąc, że nie mam najmniejszych szans. 
- Rozumiem - odpowiedziałam najpewniejszym tonem głosu, na jaki mogłam się wysilić - I nigdy nie zapomnę, bądź pewny. 
W tej chwili strażnicy pokoju wyprowadzili Sama z pokoju oznajmiając, że czas upłynął. Odprowadziłam go do drzwi smutnym wzrokiem zastanawiając się, czy widzę go ostatni raz.




3 komentarze:

  1. Piękny rozdział. :) Czekam na resztę. I w odpowiedzi na twój komentarz o tym, że mogłabyś zrobić mi nagłowek, to ja bardzo chętnie. Byłabym Ci wdzięczna. Powodzenia w pisaniu :33

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie piszesz i świętna historia. PISZ WIĘCEJ!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Słyszałaś to? To dźwięk mojego pękającego serca.
    Dlaczego ja to sobie robię. Ale twoja historia jest taka dobraaa.
    Kochana, masz talent i jak przestaniesz pisać to przysięgam, że cię znajdę i się do ciebie wybiorę, jasne?

    A więc, biedna Emily jednak zwątpiła w swoje możliwości. Nie wiem co knujesz, ale mam nadzieję, że za ciężko to w życiu nie będzie miała no. Mam słabość do takich postaci jak Emily i mam nadzieję, że wszystko w końcu będzie dobrze, że odnajdzie spokój, załata tą pustkę w sercu po przyjacielu i wygra, najważniejsze - wygra.
    Pozdrawiam, Faith.

    http://trybuci-dystryktu-czwartego.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń