Wreszcie zapanował spokój. Słońce wręcz ironicznie muskało promieniami moją twarz, przypominając, że dawno temu byłam szczęśliwa. Zabawne, że już sama nie pamiętam kiedy. Postawiłam sobie za cel by wygrać, ale nie miałam do kogo wracać. Oni mieli. Te dziewięć osób, które dotąd pozbawiłam życia.
Potrząsnęłam głową, chcąc pozbawić się tych myśli. Zgłosiłam się głównie po to, żeby umrzeć z honorem, jednak okazałam się silniejsza niż myślałam. Na śmierć był czas wcześniej, teraz walczyłam o życie. Ono było dla mnie najważniejsze, nie chciałam go stracić.
Zjadłam moje zapasy prawie do końca, byłam pewna, że wszystko rozstrzygnie się w ciągu najbliższych dwudziestu czterech godzin. Oczekiwaniu na następną niespodziankę organizatorów towarzyszyło nerwowe napięcie. Zastanawiałam się nad różnymi rzeczami, jak np. jak to jest, kiedy przebijają cię nożem. Moja pewność siebie powoli topniała, mimo, że była mi teraz najbardziej potrzebna.
Kiedy zauważyłam że się trzęsę, usiadłam. Na jedno nie mogłam sobie pozwolić - na łzy. Ale ja bardzo chciałam płakać, miałam dość udawania silniejszej niż jestem. I wtedy pomyślałam sobie o Finnick'u. O moim powodzie. Kiedy przebijał Patrick'a trójzębem. Zalała mnie fala złości, nogi przestały się trząść. Byłam tu po to, żeby zabijać. To była jedyna rzecz, która mi wychodziła.
Związałam włosy tak, żeby nie przeszkadzały mi w walce. Dopiłam wodę prawie do końca i przygotowałam broń - kolekcję dziesięciu noży, dwa małe miecze i łuk, z którego użytek zrobię tylko na początku. Zresztą nie strzelałam na tyle dobrze, żeby był moją główną bronią.
Następne godziny upłynęły mi na zabawie w "zgadnij gdzie jest kamera". Mogłam sobie tylko wyobrażać, jak mówią o mnie w Kapitolu. Kim dla nich byłam? Morderczynią? Zdesperowaną dziewczyną? Nie wiedziałam na kogo mnie wykreowali. Nie wiedziałam nawet, kim wtedy byłam sama dla siebie. Pewne było tylko jedno - nie przeszłam przez to wszystko bez szumu, musiałam mieć sponsorów. Ale żadnych prezentów nie dostałam, co mogło być tylko i wyłącznie winą moich mentorów. Czułam się zdradzona, bo jak Erick rzeczywiście mógł nie czuć się w obowiązku, tak Lora mogła mi pomóc. Byłam wściekła na nich oboje.
Wróciłam myślami do Travis'a. On bez wątpienia chciał mnie zabić. Ale tak samo jak Monique i Liam. Tylko Nathan mógłby być moim sojusznikiem, ale to oznaczałoby w konsekwencji finał między nami. Zresztą, on i tak nie mógłby zbyt wiele zrobić przeciwnikom. Był zbyt słaby. Wiedziałam, że gdyby całą trójka połączyła siły, nie miałabym szans, ale coś mi mówiło, że każde z nich będzie chciało załatwić mnie osobiście.
***
Nie wiem, ile dokładnie czasu minęło. Bawiłam się nożami, patrzyłam w niebo, starałam się wyłączyć "co by było gdyby". Byłam w doskonałej formie fizycznej i psychicznej. Przygotowana na sto procent, bezwzględna zabójczyni. No, przynajmniej przez jakiś czas. Kiedy zerwał się wiatr, wiedziałam, że finał jest już blisko. Słońce prawie zaszło, pozostawiając piękny, pomarańczowy zachód słońca. Panował półmrok. Powiedziałabym, że warunki dosyć malownicze, nie licząc oczywiście tego, co zwiastowały.
Usłyszałam dziwne odgłosy. Jakiś zwierząt, może ptaków, nie byłam pewna. Wiedziałam jedynie, że muszę uciekać. Uciekać w kierunku Rogu, gdzie miało się to wszystko zakończyć. Zabrałam tylko to, co wcześniej zaplanowałam i przyspieszyłam. Nie chciałam by jakieś kapitolińskie zmiechy pokrzyżowały mi plany, miałam dotrzeć na miejsce w idealnym stanie.
Im bliżej Rogu byłam, tym mniej odgłosów słyszałam. Schowałam się za tym samym kamieniem, za którym siedziałam podsłuchując Travisa i Cassidy. Wyjrzałam zza niego w poszukiwaniu jakiegokolwiek innego trybuta. Nikogo nie dostrzegłam. Miałam przeczucie, że robią to też wszyscy pozostali.
I wtedy zobaczyłam Nathana, a tuż za nim smukłą sylwetkę Monique. To już nie była ucieczka przed ptakami, Monique ewidentnie go goniła i chciała zabić. Poderwałam się i założyłam strzałę na łuk. Z tej odległości jednak ciężko było wycelować, oboje strasznie się szamotali, nie chciałam zrobić chłopakowi krzywdy. Poza tym to był koniec, on musiał umrzeć, a Monique w zasadzie uczyniłaby przysługę, zabijając go. Rozsądek podpowiadał żeby zaczekać i zabić dziewczynę w odpowiednim momencie, ale serce zadecydowało. Byłam już w połowie drogi do walczących.
- Emily? - Zobaczyłam pytające spojrzenie Nathana. Monique odwróciła się, kpiąco uśmiechnęła i wbiła mu nóż w brzuch.
Chłopak zaczął kaszleć krwią, a jego drobna postać przewróciła się na ziemię. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa, poczułam się tak samo jak wtedy, kiedy Patrick umarł. Jakbym wszystko oglądała w jakimś telewizorze. Nie chciałam płakać, ale łzy cisnęły się do oczu. Mój cel był przecież inny. Miałam być silna do końca.
- Ty szmato! - Krzyknęłam w stronę Moinque i wyciągnęłam miecz. Chciała się nad nim poznęcać? Teraz ja chciałam poznęcać się nad nią.
Adrenalina dodawała mi sił, wskoczyłam na nią i przygwoździłam do ziemi. Wbiłam kolano w brzuch.
- Podoba ci się to, Emily? Jak wykończyłam chłoptasia? - Zapytała z sarkastycznym uśmieszkiem. - Boli?
- Zaraz ciebie będzie bolało! - Wydusiłam zadając jej cios pięścią. Idealnie wymierzony i bardzo bolesny. Chciałam ją poćwiartować, utopić, spalić. Chciałam, żeby cierpiała, nie do końca jednak wiedziałam, jak się do tego zabrać, od czego zacząć.
- Nie musiałaś zabijać Dirka - wyszeptała.
Dirka? Myślami wróciłam do chłopaka, który z nią był. Chłopaka z innego Dystryktu, którego pewnie kochała.
W tym samym czasie ona objęła mnie i przeturlała w bok, teraz to ja byłam na dole. Chciała mnie uderzyć, ale zatrzymałam jej pięść. Spojrzałam na Nathana, adrenalina podskoczyła ponownie. Pchnęłam ją do tyłu i kopnęłam w twarz. Była cała we krwi. Chwyciłam miecz, który wcześniej wypadł mi z ręki.
- Arena to nie najlepsze miejsce na miłości - zauważyłam, ponownie na nią wchodząc.
- Coś o tym wiesz? - Wysyczała, chociaż krew zalewała jej usta. Mimo to, nadal nie chciała się poddać.
Podniosłam jej głowę i uderzyłam o ziemię. Na kilka sekund straciła przytomność.
- Pożegnaj się - mruknęłam, ściskając miecz. - Bo właśnie wygrałam.
Wbiłam jej ostrze w pierś i czekałam na huk armaty. Kiedy nastąpił, poczułam zalewającą falę ciepła. Monique nie żyła. Ale zaraz potem pomyślałam o Nathanie i wszystko się zmieniło. Gorączkowo wróciłam do chwili, kiedy dziewczyna wbiła mu nóż w brzuch i usiłowałam sobie przypomnieć czy usłyszałam wystrzał z armaty. Nie byłam pewna.
- Nathan? - Rzuciłam w jego stronę, ale nie usłyszałam odpowiedzi. Wstałam i już chciałam do niego podejść, kiedy zatrzymał mnie głos Travisa.
- No gratulacje, laleczko - powiedział sarkastycznie wysokim głosem. - Pokazałaś połowę swoich możliwości czy po prostu tylko na tyle cię stać?
Popatrzyłam na niego. Miał obandażowany bok, w który tak niedawno wbiłam mu nóż. Najwyraźniej jednak był w świetnej formie. Na pewno leki dostał od sponsorów. Finnick nie próżnował.
- Jedną trzecią - odparłam. - Resztę zachowam dla ciebie.
Był z nim Liam. Oczywiście. Właśnie wychodził z lasu. Trzymał się daleko za Travisem, gotowy wkroczyć do akcji, gdyby coś poszło nie tak.
- Na to liczę - odpowiedział podchodząc krok bliżej. - Chcę cię zabić w jakiś efektowny sposób.
Mimo, że zbliżał się do mnie coraz bardziej, ja ciągle patrzyłam na Liam'a. Travis był moim wrogiem, ale od początku i w sposób oczywisty. Liam nie. On był zwyczajnym zdrajcą.
- ...wiesz, liczyłem, że jednak wysłuchasz mojej przemowy przed twoją śmiercią - najwyraźniej Travis mówił od jakiegoś czasu. Ja byłam zajęta wywoływaniem poczucia winy w jego sojuszniku.
- Co mnie to obchodzi - powiedziałam spokojnie z wyjątkowo uroczym uśmiechem. - Ty nie jesteś teraz ważny.
Jedyne, co mogłam w tamtej chwili zrobić, to go zignorować, umniejszyć.
- Podejdź tu, Liam - krzyknęłam.
Nie zareagował.
- No co, nie przyjdziesz, bo on ci nie pozwoli? - Zapytałam kpiąco, wskazując na Travis'a. - A no tak... To on tobą kieruje. Już ustalił, że to on przeżyje, a ty się zgodziłeś? - Zaśmiałam się pod nosem. - No tak, mogłam się tego spodziewać.
Skutek był taki, jaki zaplanowałam. Chłopak podszedł bliżej, jego twarz ukazała się mi w pełnej krasie w pomarańczowych promieniach zawieszanego słońca.
- Jestem - powiedział wzruszając ramionami. - Co, chciałaś mnie po prostu zobaczyć?
- Porozmawiać - powiedziałam zgodnie z prawdą.
- O czym? - zapytał, utrzymując kamienną twarz.
- O tym co zrobiłeś. Jak tak po prostu zdradziłeś nasz Dystrykt.
- Nie mieszaj do tego naszego Dystryktu! Może zdrada oznacza dla ciebie coś innego niż dla mnie, ale...
- Wstąpiłeś do sojuszu z zawodowcami! Przez wieki trybuci woleli zginąć niż do nich dołączyć! Dlaczego to zrobiłeś? To jedyne, czego chcę się dowiedzieć.
Zamilkłam, oczekując odpowiedzi. Jego wyraz twarzy stopniowo zmieniał się, zdziwioną minę zastępował szeroki uśmiech.
- Zabić cię, złotko. To dlatego uciekłem z Travisem. Każde z naszej siódemki chciało cię zabić, a tylko ja znałem twoje słabe punkty. Potem reszta chciała się z tobą ułożyć, a na to przystać nie mogliśmy. Obiecałem im, że dołączę do nich, jeśli pozwolą mi cię zabić. Wcześniej byli przekonani, że będziemy w sojuszu, a wtedy mieliby silną konkurencję. W końcu jednak i tak ją mieli, bo okazałaś się silniejsza niż zakładaliśmy.
Te słowa wywarły na mnie wrażenie, nie wiedziałam, że aż tak bardzo chciał mnie zabić.
- Dlaczego? - Wyszeptałam. Nie wiedziałam, że chciał to zrobić od początku.
- Wszyscy wiedzieli, że się zgłosisz. Wszyscy wiedzieli, że trenowałaś. Ale z trybutów tylko ja wiedziałem do jakiego stopnia groźna jesteś. Zgarnęłaś wszystkie laury, nawet w połowie nie starając się tak jak ja. Już przed Igrzyskami byłaś faworytką. Myślisz, że jak ja się czułem? Nie miałem zamiaru zniknąć w twoim cieniu. Denerwowało mnie to, że byłaś uznawana za lepszą.
- Może po prostu byłam lepsza? - Mruknęłam, udając, że nie doceniam wagi sytuacji.
- Postawiłem sobie za punkt honoru, żeby pozbawić cię życia. Oczywiście planowałem inaczej, chciałem być twoim sojusznikiem, zdobyć twoje zaufanie, a dopiero potem wykończyć. Ale nie, ty się nie dałaś. Byłaś zimna i niedostępna, jak zresztą podejrzewałem. Udawałem idiotę, żeby uśpić twoją czujność, starałem się nawiązać z tobą kontakt. Nic z tego, zamykałaś się w pokoju, zrezygnowałaś z pomocy mentora. Zrobiłaś dokładnie wszystko, co powinno sprawić, że umarłabyś na samym początku. Nie wiem jakim cudem dotrwałaś do dzisiaj. Albo jesteś jeszcze lepsza niż zakładałem, albo masz cholerne szczęście.
Nie wyciągnęłam noża. Starałam się to wszystko pojąć, tak na spokojnie. On to wszystko zaplanował.
- I teraz w końcu mogę to zrobić - wyciągnął miecz. Zdziwienie nie pozwoliło mi ruszyć się w tył choćby o krok. Byłam kompletnie bezbronna. - Wybacz, Travis, że nie dokończysz swojej mowy. Muszę zrobić jedną bardzo ważną rzecz.
Fizycznie rzecz biorąc, mogłam się bronić. Ba, pewnie nawet bym wygrała. Jednak w tamtej chwili wszystkie emocje były zbyt silne, już prawię czułam oddech śmierci na plecach. Mimowolnie wróciłam do tych wszystkich najgorszych momentów, do śmierci rodziców, do Patrcika. Do wszystkiego złego, co mogło mi się przytrafić. Zamknęłam oczy, nie wiedziałam, że okażę się aż taka słaba.
- Nie - tym razem odzywa się Travis. - To ty mi wybacz.
Liam zaczyna krztusić się krwią i pada na ziemię.
_________________
Specjalnie chciałam dodać go w Sylwestra. Już napisałam rozdział następny i muszę przyznać, że wyszedł mi zadowalająco długi. Mam nadzieję, że Was nie zawiodę! Szczęśliwego Nowego Roku!
- Emily? - Zobaczyłam pytające spojrzenie Nathana. Monique odwróciła się, kpiąco uśmiechnęła i wbiła mu nóż w brzuch.
Chłopak zaczął kaszleć krwią, a jego drobna postać przewróciła się na ziemię. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa, poczułam się tak samo jak wtedy, kiedy Patrick umarł. Jakbym wszystko oglądała w jakimś telewizorze. Nie chciałam płakać, ale łzy cisnęły się do oczu. Mój cel był przecież inny. Miałam być silna do końca.
- Ty szmato! - Krzyknęłam w stronę Moinque i wyciągnęłam miecz. Chciała się nad nim poznęcać? Teraz ja chciałam poznęcać się nad nią.
Adrenalina dodawała mi sił, wskoczyłam na nią i przygwoździłam do ziemi. Wbiłam kolano w brzuch.
- Podoba ci się to, Emily? Jak wykończyłam chłoptasia? - Zapytała z sarkastycznym uśmieszkiem. - Boli?
- Zaraz ciebie będzie bolało! - Wydusiłam zadając jej cios pięścią. Idealnie wymierzony i bardzo bolesny. Chciałam ją poćwiartować, utopić, spalić. Chciałam, żeby cierpiała, nie do końca jednak wiedziałam, jak się do tego zabrać, od czego zacząć.
- Nie musiałaś zabijać Dirka - wyszeptała.
Dirka? Myślami wróciłam do chłopaka, który z nią był. Chłopaka z innego Dystryktu, którego pewnie kochała.
W tym samym czasie ona objęła mnie i przeturlała w bok, teraz to ja byłam na dole. Chciała mnie uderzyć, ale zatrzymałam jej pięść. Spojrzałam na Nathana, adrenalina podskoczyła ponownie. Pchnęłam ją do tyłu i kopnęłam w twarz. Była cała we krwi. Chwyciłam miecz, który wcześniej wypadł mi z ręki.
- Arena to nie najlepsze miejsce na miłości - zauważyłam, ponownie na nią wchodząc.
- Coś o tym wiesz? - Wysyczała, chociaż krew zalewała jej usta. Mimo to, nadal nie chciała się poddać.
Podniosłam jej głowę i uderzyłam o ziemię. Na kilka sekund straciła przytomność.
- Pożegnaj się - mruknęłam, ściskając miecz. - Bo właśnie wygrałam.
Wbiłam jej ostrze w pierś i czekałam na huk armaty. Kiedy nastąpił, poczułam zalewającą falę ciepła. Monique nie żyła. Ale zaraz potem pomyślałam o Nathanie i wszystko się zmieniło. Gorączkowo wróciłam do chwili, kiedy dziewczyna wbiła mu nóż w brzuch i usiłowałam sobie przypomnieć czy usłyszałam wystrzał z armaty. Nie byłam pewna.
- Nathan? - Rzuciłam w jego stronę, ale nie usłyszałam odpowiedzi. Wstałam i już chciałam do niego podejść, kiedy zatrzymał mnie głos Travisa.
- No gratulacje, laleczko - powiedział sarkastycznie wysokim głosem. - Pokazałaś połowę swoich możliwości czy po prostu tylko na tyle cię stać?
Popatrzyłam na niego. Miał obandażowany bok, w który tak niedawno wbiłam mu nóż. Najwyraźniej jednak był w świetnej formie. Na pewno leki dostał od sponsorów. Finnick nie próżnował.
- Jedną trzecią - odparłam. - Resztę zachowam dla ciebie.
Był z nim Liam. Oczywiście. Właśnie wychodził z lasu. Trzymał się daleko za Travisem, gotowy wkroczyć do akcji, gdyby coś poszło nie tak.
- Na to liczę - odpowiedział podchodząc krok bliżej. - Chcę cię zabić w jakiś efektowny sposób.
Mimo, że zbliżał się do mnie coraz bardziej, ja ciągle patrzyłam na Liam'a. Travis był moim wrogiem, ale od początku i w sposób oczywisty. Liam nie. On był zwyczajnym zdrajcą.
- ...wiesz, liczyłem, że jednak wysłuchasz mojej przemowy przed twoją śmiercią - najwyraźniej Travis mówił od jakiegoś czasu. Ja byłam zajęta wywoływaniem poczucia winy w jego sojuszniku.
- Co mnie to obchodzi - powiedziałam spokojnie z wyjątkowo uroczym uśmiechem. - Ty nie jesteś teraz ważny.
Jedyne, co mogłam w tamtej chwili zrobić, to go zignorować, umniejszyć.
- Podejdź tu, Liam - krzyknęłam.
Nie zareagował.
- No co, nie przyjdziesz, bo on ci nie pozwoli? - Zapytałam kpiąco, wskazując na Travis'a. - A no tak... To on tobą kieruje. Już ustalił, że to on przeżyje, a ty się zgodziłeś? - Zaśmiałam się pod nosem. - No tak, mogłam się tego spodziewać.
Skutek był taki, jaki zaplanowałam. Chłopak podszedł bliżej, jego twarz ukazała się mi w pełnej krasie w pomarańczowych promieniach zawieszanego słońca.
- Jestem - powiedział wzruszając ramionami. - Co, chciałaś mnie po prostu zobaczyć?
- Porozmawiać - powiedziałam zgodnie z prawdą.
- O czym? - zapytał, utrzymując kamienną twarz.
- O tym co zrobiłeś. Jak tak po prostu zdradziłeś nasz Dystrykt.
- Nie mieszaj do tego naszego Dystryktu! Może zdrada oznacza dla ciebie coś innego niż dla mnie, ale...
- Wstąpiłeś do sojuszu z zawodowcami! Przez wieki trybuci woleli zginąć niż do nich dołączyć! Dlaczego to zrobiłeś? To jedyne, czego chcę się dowiedzieć.
Zamilkłam, oczekując odpowiedzi. Jego wyraz twarzy stopniowo zmieniał się, zdziwioną minę zastępował szeroki uśmiech.
- Zabić cię, złotko. To dlatego uciekłem z Travisem. Każde z naszej siódemki chciało cię zabić, a tylko ja znałem twoje słabe punkty. Potem reszta chciała się z tobą ułożyć, a na to przystać nie mogliśmy. Obiecałem im, że dołączę do nich, jeśli pozwolą mi cię zabić. Wcześniej byli przekonani, że będziemy w sojuszu, a wtedy mieliby silną konkurencję. W końcu jednak i tak ją mieli, bo okazałaś się silniejsza niż zakładaliśmy.
Te słowa wywarły na mnie wrażenie, nie wiedziałam, że aż tak bardzo chciał mnie zabić.
- Dlaczego? - Wyszeptałam. Nie wiedziałam, że chciał to zrobić od początku.
- Wszyscy wiedzieli, że się zgłosisz. Wszyscy wiedzieli, że trenowałaś. Ale z trybutów tylko ja wiedziałem do jakiego stopnia groźna jesteś. Zgarnęłaś wszystkie laury, nawet w połowie nie starając się tak jak ja. Już przed Igrzyskami byłaś faworytką. Myślisz, że jak ja się czułem? Nie miałem zamiaru zniknąć w twoim cieniu. Denerwowało mnie to, że byłaś uznawana za lepszą.
- Może po prostu byłam lepsza? - Mruknęłam, udając, że nie doceniam wagi sytuacji.
- Postawiłem sobie za punkt honoru, żeby pozbawić cię życia. Oczywiście planowałem inaczej, chciałem być twoim sojusznikiem, zdobyć twoje zaufanie, a dopiero potem wykończyć. Ale nie, ty się nie dałaś. Byłaś zimna i niedostępna, jak zresztą podejrzewałem. Udawałem idiotę, żeby uśpić twoją czujność, starałem się nawiązać z tobą kontakt. Nic z tego, zamykałaś się w pokoju, zrezygnowałaś z pomocy mentora. Zrobiłaś dokładnie wszystko, co powinno sprawić, że umarłabyś na samym początku. Nie wiem jakim cudem dotrwałaś do dzisiaj. Albo jesteś jeszcze lepsza niż zakładałem, albo masz cholerne szczęście.
Nie wyciągnęłam noża. Starałam się to wszystko pojąć, tak na spokojnie. On to wszystko zaplanował.
- I teraz w końcu mogę to zrobić - wyciągnął miecz. Zdziwienie nie pozwoliło mi ruszyć się w tył choćby o krok. Byłam kompletnie bezbronna. - Wybacz, Travis, że nie dokończysz swojej mowy. Muszę zrobić jedną bardzo ważną rzecz.
Fizycznie rzecz biorąc, mogłam się bronić. Ba, pewnie nawet bym wygrała. Jednak w tamtej chwili wszystkie emocje były zbyt silne, już prawię czułam oddech śmierci na plecach. Mimowolnie wróciłam do tych wszystkich najgorszych momentów, do śmierci rodziców, do Patrcika. Do wszystkiego złego, co mogło mi się przytrafić. Zamknęłam oczy, nie wiedziałam, że okażę się aż taka słaba.
- Nie - tym razem odzywa się Travis. - To ty mi wybacz.
Liam zaczyna krztusić się krwią i pada na ziemię.
_________________
Specjalnie chciałam dodać go w Sylwestra. Już napisałam rozdział następny i muszę przyznać, że wyszedł mi zadowalająco długi. Mam nadzieję, że Was nie zawiodę! Szczęśliwego Nowego Roku!
Wesołego ! : D
OdpowiedzUsuńNo, ale przejdźmy do rozdziału. Wiedziałam, że biedny Nathan długo nie pożyje. ; c . Jezuu, jak ja tego Liam'a nie znosiłam. Na szczęście Travis go dziabnął. Wreszcie ! Szkoda, że to już koniec ( znaczy prawie, bo jeszcze druga cześć ) . Tak czy siak, Emily miała racje arena to nie miejsce na miłość. Emily się nie broniła, poddała trochę, to pokazuję jej ludzką stronę. Tą słabszą stronę. Co mi się podoba. Bądź co bądź wszyscy jesteśmy tylko ludźmi. Dobrze, że nie zaprzyjaźniła się bardziej z Liam'em. Jeszcze by ją zabił we śnie. Dureń. " ... laleczko. " - co za tekst.
: d . Ale przyjemnie się czyta. Pisałam już, że ubóstwiam twoje opisy akcji. Mam nadzieję, wręcz błagam, że założysz jeszcze jakiegoś bloga. *.* I jeszcze raz - Szczęśliwego ! Dużo Weny ! Dobrych Pomysłów ! Inspiracji ! I Chęci ! Zapraszam na czwarty rozdział o Grace Smith :
http://amor-vincit-omnia-carpe-diem.blogspot.com/ : 3
Świetny rozdział! Naprawdę dobrze opisujesz sceny walki! Mam dziwne wrażenie, że Nathan nie umarł,skoro Emily nie słyszała wystrzału. Cieszę się, że Travis dźgną Liama, nie przepadałam za nim.Jestem ciekawa co będzie dalej : D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam : 3
Powiem jedno: świetnie. Genialny rozdział. Wstrząsający i smutny, jak z resztą całe Igrzyska. Szkoda mi Nathana, ale podobnie jak Dominique wiedziałam, że ma małe szanse na przeżycie. Liam mnie wkurzył, naprawdę nie wzbudził mojej sympatii, choć muszę przyznać, że mnie intrygował. I cieszę się, że Travis go zabił. No cóż, moje opinie nie różnią się zbytnio od opinii większości.
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać, co będzie dalej. Przecież Emily może zginąć, zamordowana przez Tavisa. Abo zarówno Travis, jak i Emily zginą, a Nathan (skoro Emily nie słyszała huku armaty, to logiczne, że tak myślę) zwycięży? Nie wiem, wszystko się rozstrzygnie, jak dodasz rozdział!
Pozdrawiam!
Cudo, cudo i jeszcze raz cudo. Świetnie opisujesz sceny walki, tak ekscytująco. Wreszcie umarł Liam. Czekałam na to :D
OdpowiedzUsuńPisz dalej, błagam cię.
P.S. Zostałaś nominowana do Liebster Awards :D
http://clovehungergames.blogspot.com/2013/01/liebster-awards.html
Zapraszam
Cuuudo. ;)
OdpowiedzUsuńCzytając rozdział byłam wniebowzięta. Mówiłam to wcześniej, nadal mówię i mówić będę - świetnie opisujesz sceny walki. Nie wiem dlaczego, ale myślę, że Emily nie będzie dała rady pokonać Travisa i zabije go Nathan, który później się wykrwawi. ^^ Liam to bardzo sprytny człowiek, cóż, nie przepadam za nim.
Zostałam przez ciebie nominowana i chyba muszę zacząć odpowiadać na pytania, po za tym kolejny rozdział czeka, by go napisać. Cóż, mam lenia i nie zrobię tego dzisiaj.
Pozdrawiam. ;*
Dziękuję bardzo za docenienie mojej pracy i wysiłku, jeśli chodzi o ocenę Twojego bloga. :)
OdpowiedzUsuńIssle
Wspaniały rozdział!!Czy jak skończysz to opowiadanie to zaczniesz pisać następne?
OdpowiedzUsuńHej! Zostałaś nominowana do Liebster Awards. Zajrzyj tutaj! http://boje-sie-jutra.blogspot.com/2013/01/07-liebster-awards.html
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Moire
Jeju, ależ genialny post!
OdpowiedzUsuńJest świetny - ja jako czytelnik czuję gorycz jaką przepełniona jest Emily, do tego wszystko jest takie realne... Świetnie wszystko zaplanowałaś - cała ta historia (którą nadal czytam od początku) nabiera sensu, dialogi są bardzo naturalne i do tego zaskakujące zakończenie! Musisz szybko dodać następny rozdział, bo chyba padnę. Jak można robić takie zło i kończyć w tym momencie?!
No, dobrze, a tak naprawdę to gratuluję i z niecierpliwością czekam na nową notkę.
Niech wena Cię nie opuszcza, a los zawsze sprzyja! ;)
LIAM TO MAŁA WREDNA SZUJA. DOBRZE, ŻE MU NIE UFAŁAM. A JEDNAK. Sprytne, podstępne małe coś. Gnojek. No grr. I w tej jednej chwili wszyscy czytelnicy podziękowali Travisowi. Co z tego, że zrobił to tylko dlatego, że sam chciał ją zabić. Należało się tej szui.
OdpowiedzUsuńNo dalej Emily, teraz już nie masz ograniczeń, wygrasz to~!
Pozdrawiam, Faith.
trybuci-dystryktu-czwartego.blogspot.com