poniedziałek, 16 czerwca 2014

Rozdział VI

     Właśnie skończyliśmy zajęcia z rozkładania broni, które jak zwykle prowadził James. Mimo wielu jego oczywistych wad, trzeba było przyznać, że strzelać umiał 
     Oczywiście nie zastosowałam się do zaleceń Haymitcha, odnośnie mojego niedoszłego związku. Albo raczej... Obiecałam sobie, że zajmę się tym później. Jak dotąd z Jamesem jedynie czasem się sprzeczaliśmy, czasem rozmawialiśmy, co jakiś czas rzucił jakiś dwuznaczny tekst... Ale nic więcej. Mimo to zauważyłam, że coś jest nie tak. 
- Dziś jest ten dzień, w którym chciałbym wam przedstawić kogoś, kto będzie prowadził z wami część treningów - zaczął niepewnie. - Od tej pory... - Przełknął ślinę. - On podejmuje decyzje. 
- Ian Benson - przedstawił się.
Wyglądał jak blond wersja Jamesa. Byli praktycznie tacy sami... Ian musiał być więc tym słynnym bratem bliźniakiem Jamesa na wyższym stanowisku, przydupasem Coin i tak dalej. 
- Możecie się cieszyć, bo wreszcie jesteście w dobrych rękach - zaczął Ian. - Od tej pory nie będzie już tak łatwo, nabędziecie umiejętności, które przydadzą wam się także poza salą treningową...
- Mają takie umiejętności - wciął się James. Z tonu jego głosu można było wywnioskować, że ledwo się powstrzymuje.
- Co za kretyn - mruknął mi do ucha Finnick.
- Przypomina mi ciebie - odparłam. Wbrew pozorom nie chciałam być tylko wredna. Naprawdę w jego tonie głosu, w jego twarzy było coś z Finnicka. Coś, co naprawdę mnie wkurzało.
- ...to może zaprezentujecie jak strzelacie? - Tylko ta część wypowiedzi do mnie doszła. - Ustawcie się po kolei.
     Założyliśmy słuchawki i okulary. Strzelaliśmy do ruchomych celów, które z dużą prędkością poruszały się kilkanaście metrów przed nami. Naprawdę ciężko było trafić.
     Większość ludzi przede mną trafiała naprawdę blisko, miałam mocną grupę. Ale niezależnie od tego jak dobrzy byli, Ian mówił "źle".
     Obiecałam sobie, że trafię. Że zrobię to tak, by nie mógł mi nic zarzucić. Zabawne, ale czasami mam wrażenie, że niektóre rzeczy dzieją się tylko dlatego, że w nie wierzymy. Nie znam żadnej lepszej definicji wiary.
     Tylko dlatego tak się stało. Trafiłam centralnie w ruchome cele. Nikt raczej nie był tym zdziwiony, bo wyrobiłam sobie opinię "tej dobrej". Nikt oprócz Iana.
- Emily Saws - powiedział, wodząc wzrokiem po trafionych celach, po czym przeniósł go na mnie. - Cieszę się, że wreszcie mogę cię poznać.
Nie wiedziałam co mam zrobić, więc po prostu lekko się uśmiechnęłam.
- Jesteś ładniejsza niż w telewizji - czar prysł. Więc był podobny do Jamesa nie tylko z wyglądu.
- Chyba ważne, że umiem strzelać - odparłam rzeczowo i odłożyłam pistolet.
- Oczywiście - odparł z lekką ironią. Strasznie mnie to denerwowało. Poza tym kojarzył mnie na pewno z Igrzysk. A ja wolałam raczej o tym zapomnieć.
     Resztę treningu wręcz modliłam się, żeby nie rzucił znowu jakiejś niewygodnej uwagi. Miałam wrażenie, że reszta żołnierzy ma już dosyć wznoszenia mnie na piedestał i chwalenia przez cały czas. Poza tym wiedziałam,  że jadę bardziej na opinii zwyciężczyni i "tej torturowanej" niż na faktycznych umiejętnościach.
- Nieźle, Emily. Kto by pomyślał, tylko wychyliłaś nos z Dziesiątki i już takie branie... - Rzucił Finnick, kiedy ten koszmar wreszcie się skończył. Zły moment.
- Przestań...
- I widzisz o ile lepszy jest James?
- Co? - Teraz się zdziwiłam.
- Wiem, że w miłość już nie wierzysz, ale są pewne korzyści...
- Nikogo już nie będę wykorzystywać. Haymitch cię prosił, żebyś ze mną pogadał?
- Ty wykorzystywałaś? I Haymitch? - Zdziwił się. Albo świetnie udawał. - Nie, a dlaczego miałby to robić?
- Nieważne - już chciałam wyjść.
- Ale James tak.
- Co takiego?
- Pytał o ciebie. Jak mógłby się... Do ciebie zbliżyć.
Zaczęłam się śmiać.
- Pytał CIEBIE? Normalnie nie mógł trafić lepiej. Zbliżaliśmy się do siebie, rzeczywiście. Na długość noża przy gardle.
     W tej chwili odwróciłam głowę. Ian i James stali w drugim rogu sali i najwyraźniej się kłócili. Wtedy naszła mnie ochota, żeby jednak to zrobić. Kiedy już niechęć do Iana przerosła niechęć do Jamesa.
     Nie miałam absolutnie żadnego planu. Nie pamiętałam już jak to jest być zakochaną, ani jak miałabym się zachowywać. Na przełamanie przypomniałam sobie rozmowę z Haymitchem, bo Finnick raczej był ostatnią osobą, która mogła mnie przekonać.
- ...nie, jestem wyżej, bo profesjonalnie się zachowuję. Słucham Coin, bo ma rację, nie dla stanowiska. Jeżeli chcesz się usprawiedliwić "honorem" to lepiej znajdź inny powód...
     Podeszłam do nich tak, żeby James mnie widział, tyłem do Iana. Gdy byłam już blisko kłótnia ucichła, Ian uśmiechnął się tak jak zwykł to robić przez cały dzień naszej znajomości, a ja jak gdyby nigdy nic rzuciłam się na szyję Jamesowi i go pocałowałam.
     Zobaczyłam krótkie zdziwienie na jego twarzy, ale szybko zrozumiał o co chodzi i również mnie objął. Nie krył uśmiechu.
- Przepraszam, że przerywam - odwróciłam się do jeszcze bardziej zdziwionego Iana. - Ale jak już mam  wolną chwilę, to chyba chciałabym ją spędzić w najlepszy sposób.
     Złapałam Jamesa za rękę i, nie przestając się uśmiechać, wyprowadziłam z sali. Starał się nie dać po sobie poznać, że jest w ciężkim szoku.
- Nie przyzwyczajaj się - rzuciłam, kiedy byliśmy już za drzwiami.
- Nie mam zamiaru - odparł, ale nie krył uśmiechu.
***
     Przez tą całą akcję Ian trochę się uspokoił, przestał pomiatać wszystkimi innymi i chyba nabrał trochę szacunku nawet do Jamesa. Treningi szły nadzwyczaj sprawnie, nawet najsłabsi z grupy nabywali umiejętności, pozwalających im na przetrwanie. 
     Coin nie rzucała zbyt wielu kąśliwych uwag pod moim adresem, ludzie z Trzynastki przestawali mnie traktować jak wroga. Można powiedzieć, że naprawdę mocno awansowałam w hierarchii.
      Ale najbardziej mnie cieszyło, że już od dłuższego czasu nie miałam żadnych halucynacji. Zaczęłam już nawet myśleć, że nigdy nie wrócą. Z mojej głowy stopniowo usuwałam wszystkie złe myśli i wspomnienia. Zaczynałam życie od nowa.
     Nawet przekonywałam się powoli do Jamesa. Oczywiście - nadal nie dawałam mu tego po sobie poznać, ale udawanie jego dziewczyny sprawiało mi w pewnym sensie przyjemność, a do tego, z powodu braku zaangażowania emocjonalnego, było całkiem wygodne.
      Haymitcha widywałam wyjątkowo rzadko, co dało mi poczucie, że wszystko robię dobrze. W końcu rozmowy z nim zawsze wiązały się z radami i zadaniami. Widocznie spełniałam wszystkie.
***
    Nadszedł dzień ślubu Finnicka z Annie. Mało brakowało, a zapomniałabym o nim zupełnie. Na szczęście Flavia przypomniała mi o nim z samego rana, pytając, czy chcę kremową sukienkę, czy écru. Ja tam nie widziałam żadnej różnicy między tymi barwami, ale z pełnym przekonaniem wybrałam kremową. Leżała niczego sobie, a przynajmniej tak mi się wydawało. Nigdy nie miałam specjalnego drygu do mody. 
     Pomijając całe szczęście Finnicka i Annie, uroczystość była wyreżyserowana od początku do końca. Ustawiono nas w pary (nietrudno zgadnąć z kim byłam), musieliśmy stać w tym samym miejscu kilkadziesiąt minut, bo samo wejście nowożeńców nagrywano kilka razy. Nie potrafiłam się do końca cieszyć ich szczęściem, mimo mojej wielkiej sympatii do Annie i względnej tolerancji Finnicka. Jedyne, co zrobiło na mnie tego dnia wrażenie, to głos, który usłyszałam z drugiego końca sali. Głos, który doskonale znałam.
- Zebraliśmy się tutaj, by połączyć węzłem małżeńskim... - Skąd ja znałam ten głos?
- ...Finnicka Odaira i Annie Crestę...
     Niestety z mojej pozycji nie mogłam dostrzec ołtarza.
- Przepraszam - szturchnęłam w ramię wyższego mężczyznę, stojącego obok mnie. W tym samym momencie James złapał mnie za ramię, próbując zatrzymać. Faktycznie, mieliśmy się nie ruszać.
- Zostaw - syknęłam, a on puścił mnie bez słowa. 
     Zanim zobaczyłam sylwetkę odprawiającego ceremonię, doszło do mnie kim jest. Jak mogłam go nie poznać. Przecież to był Sam.
***
- Emily! - Krzyknął, kiedy kamery zostały wyłączone, a nowożeńcy szczęśliwi tańczyli na środku sali.
- Sam! - Rzuciłam mu się na szyję. - Jak się tu dostałeś?
- Mój ojciec mówił mi o przejściu z Dziesiątki do Trzynastki, kiedy byłem szczylem - nadal uśmiechał się jak dawny Sam - barman z mojego Dystryktu. Tylko jego twarz była nieco bardziej zmęczona.
- To czemu uciekłeś dopiero teraz?
- Zobaczyłem propagitę z tobą. Dopiero wtedy podjąłem tą decyzję.
     Nie widziałam Sama od zakończenia Igrzysk. Myślałam, że nie żyje. Nie przyszedł do mnie ani razu, nie pracował już w barze. Nigdy się nie dowiedziałam, jakie są jego dalsze losy.
- Nie pogratulowałem ci zwycięstwa... Nigdy.
- Nie ma czego gratulować... Jedyne z czego się cieszę, to z tego, że uratowałam twoją córkę.
Zapadła cisza. Sam spuścił głowę. Zły znak.
- Alexandra... - z trudem przypomniałam sobie imię dziewczynki.
- Nie żyje - powiedział krótko. - Zginęła po twoim powrocie.
     Zrobiło mi się ciemno przed oczami. To przeze mnie zginęła. Zgłoszenie się na Igrzyska nic nie dało, nie uratowałam nawet jednego życia. Gdybym była posłuszna nie zginęłaby...
- To nie twoja wina - chciał położyć mi rękę na ramieniu, ale odsunęłam się, nie spuszczając wzroku z jego twarzy. Cały radosny nastrój i szczęśliwą atmosferę w jednej sekundzie trafił szlag.
     Bo to była MOJA WINA. Moja, nikogo innego.
***
- Wiesz jak to jest umierać? - Spytała Anabella, bawiąc się swoimi złotymi kosmykami. - Najpierw jest ból, ostatni znak życia. On wszystko kończy, spływa na nas wraz z ostatnim dźwiękiem, ostatnim promykiem słońca, który wpada do naszych oczu, a potem stopniowo znika, uwalniając nas od tego świata. 
     Krew płynęła po jej głowie, wypływała z rany po postrzale. 
- I pamiętasz tylko jedną rzecz, jedną osobę. Osobę, przez którą giniesz. Która jest za to odpowiedzialna. A chyba wiesz, kto jest odpowiedzialny za moją śmierć?
     Wbiła mi nóż w brzuch. Z przerażeniem spojrzałam na wystającą rękojeść.
- Nie tylko ją zabiłaś - zza moich pleców wychylił się Travis. - Myślałaś, że za to nie zapłacisz? Przecież obiecałem ci śmierć, laleczko...
    Tym razem nóż w plecy. Zachwiałam się.
- Wyrównanie rachunków - Gabrielle wbiła sztylet w moją klatkę piersiową. Upadłam na kolana i zaczęłam kaszleć krwią. Chciałam coś czuć. Czułam, że zasłużyłam na ból. Mimo to, czułam tylko krew. Krew i... śmierć.
     Przed moimi oczyma pojawiła się Alexandra. Taka, jak ją pamiętałam. Delikatna, dwunastoletnia dziewczynka. 
- Wiesz, że na to zasłużyłaś - wyszeptała swoim dziecięcym głosem i podcięła mi gardło.
***
     Obudziłam się z krzykiem. Głośnym i przenikającym mój własny umysł. Nie potrafiłam przestać. Strach powoli dochodził do głosu, moje serce było przepełnione bólem. Ukryłam głowę w dłoniach. Nie mogłam się opanować, wepchałam pięść do ust. Dopiero wtedy zapadła cisza. Nie zauważyłam nawet kiedy James mnie objął. 
     Przytuliłam się do niego, ukrywając twarz w jego klatce piersiowej i moich własnych włosach. Ręce trzęsły mi się, a z oczu lała się fontanna łez. Przed zamkniętymi oczami nadal miałam ich wszystkich. A szczególnie Alexandrę. 
- Spokojnie - wyszeptał James, obejmując mnie w talii.
     Czułam się beznadziejnie. Nigdy nie byłam tak słaba. Zawsze potrafiłam się opanować, cierpieć samotnie. Nie okazywałam swoich uczuć. 
- Odejdź - powiedziałam mimo woli. 
Wcale nie chciałam, żeby odchodził. Odciążał mój słaby umysł, sprawiał, że czułam się odrobinę mniej winna. Chciałam zostać w jego ramionach już zawsze. Czułam ciepło, bijące od jego ciała. Nie pamiętałam już, kiedy ostatni raz czułam coś takiego.
- To mnie puść - zasugerował.
- Nie - odparłam, zanim zdążyłam to przemyśleć. 
Pocałował mnie w czoło. Nie chciałam, żeby to robił. Nie chciałam, żeby mnie pocieszał. Nie zasługiwałam na to. Miałam cierpieć. 
- Co się dzieje? - Zapytał.
Sama chciałam to wiedzieć. Miałam dziwny sen, czy może to nadal halucynacja? Powinnam przystać na propozycję Haymitcha, dać sobie pomóc. Moje zachowanie na pewno nie było normalne.
     Zrobię to pomyślałam i odepchnęłam Jamesa od siebie. Od razu pożałowałam. Potrzebowałam go bardziej, niż mi się wydawało.
- Gdzie idziesz? - Zadał kolejne pytanie, ale nie miałam zamiaru odpowiadać. Wybiegłam na korytarz i w ciemności zaczęłam szukać komory Haymitcha.
***
     Jak nietrudno się domyślić, Haymitch gdy tylko mnie zobaczył, wiedział co jest grane. W kilka minut zorganizował Beetee'ego i kilku zaufanych lekarzy, którzy pod osłoną nocy zgodzili się mnie przebadać. Zaprowadzono mnie do jednej z sal, w których już miałam okazję leżeć wielokrotnie. 
- Musimy cię uśpić - powiedział jeden z nich i przygotował strzykawkę. 
     Kiedyś bym się pewnie na to nie zgodziła, ale teraz nie miałam już wątpliwości. Chciałam być znowu silną Emily, która wie czego chce i radzi sobie sama ze sobą. A przynajmniej wie co jej dolega. 
Ostatnie co pamiętam, to słabe, dogasające światło, które zgasło jedynie przed moimi oczami.
***
     Kiedy otworzyłam oczy, cała sala była pusta. Jedynie Beetee siedział w kącie z kartką przed oczami, którą wnikliwie analizował.
- Są wyniki? - Zapytałam słabym głosem i podniosłam się z łóżka.
- Są - odpowiedział spokojnie i podszedł bliżej.
- Więc?
Czekałam pełna napięcia. Coś musiało być nie tak. Widziałam to w jego oczach.
- To wygląda tak, jakby ktoś cię próbował osaczyć...
- Próbował? To znaczy... Że mu się nie udało?
- Dokładnie. Z jakichś powodów twój mózg poddany działaniu dużej ilości jadu os gończych nie zmienił swojej struktury.
- Nie wiecie dlaczego?
- Nie mamy pojęcia - odparł, ponownie wbijając wzrok w kartkę. - To jakiś cud medyczny...
- I nic mi nie jest? - Zapytałam niepewnie.
Przeniósł wzrok na mnie.
- Najwyraźniej ktoś, kto ci to robił, zdenerwował się nieudanym eksperymentem i wstrzyknął ci trzysta procent tego, co wystarczyło do osaczenia Peety. Bez skutku.
Nic nie mówiłam. Powoli trawiłam wszystkie informacje nie wiedząc, co o tym wszystkim myśleć.
- Twoje halucynacje wynikają z tego, że jad os nadal jest obecny w twoim mózgu i stopniowo dochodzi razem z połączeniami nerwowymi do rdzenia. Robi to cały czas, ale kiedy stężenie jest większe, wywołuje to obrazy głęboko ukryte w twojej podświadomości, najczęściej przerażające, odzwierciedlające twoje największe lęki.
- Co to dla mnie oznacza?
- Z tej analizy wynika, że twój mózg otrzymał już trzydzieści procent dawki. Reszta będzie dochodzić do ciebie... porcjami. Każda z nich jest większa, więc halucynacje nie znikną. Będą działały na twój układ nerwowy, a kiedy ich liczba dojdzie do siedemdziesięciu procent, wtedy... - urwał, nie odrywając ode mnie wzroku.
- Wtedy co? - Spytałam. Znałam jednak odpowiedź.
- Wtedy umrzesz.
__________________
Przepraszam, że długo czekaliście. Wiem, że rozdział chaotyczny i dużo się dzieje. Wiem, że za końcówkę będziecie mnie nienawidzić, ale co zrobić. Miał być przełom, jest przełom. Proszę o wyrozumiałość jeżeli chodzi o błędy, bo jak długo nie piszę to tracę wyczucie. Pozdrawiam serdecznie.

35 komentarzy:

  1. OMG ;o
    Końcówka mnie powala... Nie mów mi, że ona umrze?! Ja nie chcę, żeby ona umierała... nie chcę... Emilyy... ;c
    Idę dalej... Nie lubię Iana xD Ale James... mmm.... niezły ^^ Cieszę się, że ona zbliżyła się do niego.. nawet ociupinkę, bo ta dziewczyna już tyle wycierpiała, że po prostu musi mieć odrobinę miłości.. Fajnie, gdyby byli razem xD
    Nawet dobrze, że poszła do tego Haymitcha... bo gdyby nie poszła umierała by w niewiedzy... ale tak czy siak nie podobają mi się wyniki, które podał jej Beetee... ale nieźle to wymyśliłaś ;)
    I ta Alexandra... kolejna ofiara.. ale tak naprawdę to nie jest wina Emily, ale ona znajdzie winę w sobie.. zawsze... ale co jej się dziwić jak tyle przeszła biedulka...
    Co do ślubu Finnicka i Annie.. to fajnie, że spotkała Sama xD
    Teraz tak myślę, że super by było, gdybyś postanowiła ją uśmiercić, to ona tak czy siak zabiłaby przed tym Snowa albo swojego kata z Kapitolu... żeby była jakaś zemsta ^^
    W tym rozdziale baaaardzooo dużo się dzieje, co mi się bardzo podoba ;) I jest przełom i to jaki :3 Kobieto... brakowało mi tego opowiadania przez te trzy tygodnie ;) Cieszę się, że wróciłaś :D Nie mogę się doczekać nexta :)
    Pozdrawiam i życzę weny ;3
    76-igrzyska-smierci.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mi jej żal :/
      James jest chyba jednym z ciekawszych wątków, to chyba jedyny, który mam ochotę w tej chwili rozwijać.
      Wiesz, że czytasz mi w myślach? Nie powiem ci w którym momencie, bo za dużo zdradzę.
      Następny rozdział postaram się dodać szybciej ;)
      Pozdrawiam <3

      Usuń
  2. Miałam przemyślane co chciałam napisać w komentarzu, ale końcówka... Ona odebrało mi wszystko... O.O
    Weny, bo chcę więcej!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie zabijaj Emily!!!

    Finnick i Annie... Słodziutko *.*

    James mrr...

    Więcej Finnicka!

    Nie zabijaj Go, proszę ♡.♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam na
      http://clarieblack.blogspot.com/

      Usuń
    2. Dziękuję bardzo, z Finnickiem się zastanowię, jak zresztą zawsze ;)
      Pozdrawiam <3

      Usuń
  4. O Chryste. Ems, umarłam.

    "Mimo wielu jego oczywistych wad, trzeba było przyznać, że strzelać umiał" uciekła ci kropeczka po "umiał".
    Ian! Wreszcie poznajemy pana braciszka! Bardzo mi się podoba relacja Iana z Jamesem, naprawdę! Jakbym widziała moich braci, serio. Nienawiść po całej linii.
    "Zbliżaliśmy się do siebie, rzeczywiście. Na długość noża przy gardle." Wygrałaś moje serce tym zdaniem! I poprawiłaś humor tak bardzo! Świetny tekst xD
    No i akcja Emily. Nie byłam pewna, czy będzie do czegoś takiego zdolna, ale oczekiwałam, że właśnie to zrobi. Czekałam na to od początku tej części, ok? NAPRAWDĘ NA TO CZEKAŁAM. I OTO JEST!

    Ojejciu, jejciu. Ostatnie części czytałam daaawno i muszę przyznać, że w pierwszym momencie nie wiedziałam, kim jest Sam. Będę musiała jeszcze raz przebrnąć przez całe opowiadanie. JESTEM NA TO PSYCHICZNIE GOTOWA.
    Smutno mi się zrobiło, oczywiście z powodu Alexandry. Co prawda z tego, co pamiętam, to Emily za bardzo o to nie dbała, bo zgłaszała się z innego powodu, no ale - wyrzuty sumienia tak czy inaczej dałyby o sobie znać. Mi też dałyby się we znaki, gdybym była Emily.

    Sen, o Jezu. Zdecydowanie moja ulubiona część tego rozdziału. Uwielbiam wstawki tego typu. Tyle wspomnień, tyle okropnych wspomnień. Ja bym oszalała. Jak Boga kocham, oszalałabym, więc podziwiam Emily, że w ogóle jeszcze się trzyma. Ależ ty jej dajesz w kość (ja swojej Lilybird też urządzam piekło, no ale wiesz... xD).

    No i ostatnia scena. Boże, to właśnie dlatego umarłam. Wiedziałam, co się kroi, jak tylko Beetee zaczął mówić, więc siedziałam czytając dalej i mówiłam tylko: "NIE NIE NIE NIE NIE NIE". A jak przeczytałam ostatnie zdanie to wybuchłam krzykiem typu: "NIE ZROBIŁA TEGO!". Ale zrobiłaś. Boże, zrobiłaś to.

    Ależ jestem ciekawa, jak ty to dalej pociągniesz!
    xoxo, Loks.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za korektę, poprawiałam to "umiał", więc nie dziwne, że o tym zapomniałam =.=
      Przewidziałam, że nie każdy będzie pamiętał Sama. Ale ja pamiętałam, więc go wprowadziłam, huehuehue :>
      Dziękuję za dużo miłych słów, i tak, zrobiłam to. Było to trudne i niespecjalnie miłe. Ale musiałam.

      Dziękuję i pozdrawiam <3

      Usuń
  5. Mówiłam, że umrze! SUPER! Kocham cię! Chciałabym, żeby jej śmierć była honorowa, poważna, ale też piękna. W sumie domyślałam się, że pójdziesz w tym kierunku, ale to mi bardzo odpowiada. Moja Halcyon również prawdopodobnie umrze /lub nie:D/
    Ciekawe jak na to zareaguje Haymitch:D Wyobrażam sobie jego Poker Face'a i to delikatne poczucie winy. Jego mi tu zabrakło.
    Ale wróćmy di Emily. Zmiękła, ale cieszę się że powoli zakochuje się w James'sie. Johanna i Katniss za nimi też tęsknię:)
    Ale muszę ci powiedzieć, że rozdział trochę chaotyczny <jak sama pisałaś, ale to dodaje Emily uroku. Uznaję, że jest roztrzepana z miłości.
    Chcę się pochwalić, że wiedziałam od razu, że ją jakoś osaczyli. Nawet brałam pod uwagę ten sam scenariusz. Nie zaskoczył mnie, ale reakcje głównej bohaterki na poszczególne sytuacje mi się bardzo podobały:)
    Rozdział- jeden z lepszych pod względem akcji. Ostatnio bardzo cię poganiałam, ale się nie śpiesz. Koniec roku szkolnego i te sprawy- to dużo roboty:)
    ~Halcyon Laxton (znowu nie mogę się zalogować-,-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow, przerażasz mnie xD
      Co do tej śmierci to jestem zawaliście rozdarta, no ale nieważne, wezmę to sama na klatę i napiszę.

      Haymitch to osoba, którą opiszę w przyszłym rozdziale. I ponownie, nie wiem jak. Ale jakoś na pewno.

      Tak, roztrzepana z miłości to dobry pomysł. Lepszego sama bym nie wymyśliła ;)

      Mam nadzieję, że teraz pójdzie już z górki.
      Dziękuję i pozdrawiam *.*

      Usuń
  6. Rozdział genialny!!!
    Niemogę się już doczekać kiedy Emili ruszy na Kapitol :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział. James <3 Mam nadzieję, że Emily nie zginie ;) Życzę weny i serdecznie pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Ona nie może zginąc, ona musi byc z Jamesem :( Błagam, ja tego nie przeżyję, jeśli ona umrze :( A tak w ogóle to rozdział fajny i pełen akcji ;) Weny życzę <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetne !!! Bardzo fajny rozdział, A końcówka powalająca :O Jak czytałam ten sen Emily myślałam że padnę !
    Proszę , proszę , proszę daj trochę Prim !!! <3
    Fajnie Ze Emily zbliż a się do Jamesa , Choć odrobinkę !
    Rozdział jak zawsze cudowny , Bardzo ciekawy i w ogóle :D Pozdrawiam życzę weny w dalszym pisaniu :* Jesteś Świetna !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prim będzie, bez obaw.
      Dziękuję bardzo za tyle ciepłych słów, pozdrawiam <3

      Usuń
  10. świetny z kolejnym rodziałem chcę coraz więcej, piszesz tak tak jak zawodowiec:) jak najwięcej weny!

    OdpowiedzUsuń
  11. Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam, kiedy po powrocie z wycieczki zobaczyłam TO. Rozdział rzeczywiście trochę chaotyczny, ale mi się podoba. Znalazłam błąd: Nie mogłam się opanować, wepchałam pięść do ust.- Mam wrażenie, że powinno być wepchnęłam. Strasznie spodobała mi się halucynacja Em w tym rozdziale. Była taka...eh...nie mogę znaleźć właściwych słów, ale mam na myśli to, że była po prostu mocna. James(od początku tak mi się właśnie wydawało, że będą razem) zmienił się i stracił pozycje na podium największego dupka w opowiadaniu na rzecz Iana. Na początku też nie zakapowałam z tym Samem, ale potem mi się przypomniało. Fajnie, że Emily go spotkała. :) Brakowało mi kilku postaci takich jak Prim (wspominałam w poprzednim komentarzu), Katniss ( no, gdzie jest nasz kosogłos?),Haymitch( lubię gościa) oraz Gale ( czy nie powinien choć odrobinę się przejąć tym, że Emily jest z Jamesem?) Ach, zapomniałam o przełomowym momencie w tym rozdziale, czyli Em umiera. Zauważyliście, że prawie wszystkie rozdziały w Igrzyskach Śmierci kończyły się wielkim BOOM! No więc ty zrobiłaś właśnie takie BOOM! I przez to nie mogę doczekać się następnego rozdziału. Nie chodzi o to, że jest mi smutno, że Em umiera, bo bez względu na to czy będziesz chciała ja uratować czy też ją zabijesz i tak będzie mi się podobać. :)) Nie mogę się doczekać reakcji innych bohaterów na to, że umiera. Nie wiem co jeszcze napisać.
    Gall Anonim
    PS: Mam małą prośbę. Czy w następnym rozdziale Prim mogłaby spotkać się z Emily?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkie postacie, no dobra, w sumie tylko jedną, dałam w następnym rozdziale, także zapraszam do jego przeczytania :) I dziękuję oraz pozdrawiam, bo mam dość duże zaległości w odpowiadaniu na komentarze :/

      Usuń
  12. Prim musi się spotkać z Emily, ale taką zabijającą wszystkich Emily:D

    OdpowiedzUsuń
  13. Prim spotykająca naszą kochaną Emily? Podpisuję się pod tym.
    Rozdział trochę chaotyczny, ale niezły. Emily całkiem fajna, szczególnie tekst o zbliżeniu się z Finnickiem i nożu. Ale... ona łagodnieje. Chyba specjalnie, ale w porównaniu z tym co było pod koniec I serii, to baranek. Sama nie wiem czy to dobrze czy źle.
    Nie lubię Jamesa. Iana też nie, jednak Iana nie mieliśmy lubić - nie na darmo pokazałaś go jako idiotę przy pierwszej okazji. Natomiast James jest dla mnie płytki i płaski - brakuje mi s nim czegoś, co go urzeczywistni.
    Nie podobał mi się moment przed pocałunkiem. Za mało przemyśleń i uczuć - powinna być w kropce, mieć chaos w głowie, a ja tego nie czułam.
    Dla odmiany z przyjemnością czytałam fragment z mieczami.
    I, cieszę się, że ona umrze. Naprawdę. Wolę sad end niż happy end. Happy end zazwyczaj jest przesłodzony, nawet gdy umiera taki ukochany głównej heroinki, załóżmy James.
    Zrób jej ciekawy pogrzeb i nagrobek, taki jaki miała tytułowa Carrie z powieści S. Kinga.
    Całuski
    ~~Lou Leen

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakże miło. James też jest dla mnie dziwną postacią, ale to pewnie dla tego że nie lubię i nie umiem pisać wątków miłosnych, zabijcie mnie. Ale postaram się to trochę rozkręcić, serio.

      Tak, śmierć, śmierć, śmierć. Przeraża mnie ta perspektywa, ale powiedziało się A, powie się B. Chyba.

      Dziękuję i pozdrawiam :)

      Usuń
  14. Nie....
    To....
    Nie prawda!!!
    Przepraszam, ale nienawidzę cię za końcówkę ;-;
    Szybko, nexta!!!!!!!!
    Weny ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czy to na miejscu, ale... Dziękuję ;)
      Pozdrawiam ^^

      Usuń
  15. Nie no, normalnie uduszę Cię poduszką za tą końcówkę :/ Ona nie może umrzec :( A tak w ogóle to booooskie <3

    OdpowiedzUsuń
  16. Witaj xD Zostałaś przeze mnie nominowana do Liebster Blog Award :P Więcej informacji na: http://76-igrzyska-smierci.blogspot.com/p/zostaam-nominowana-przez-wspaniaa.html
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń