Pokaz umiejętności. Wtedy tylko to się dla mnie liczyło. Nie zamierzałam na arenie udawać słabej, zresztą, w tej chwili to już nawet nie miałoby szansy wypalić. Wiedziałam, że muszę zdobyć maksymalnie dużo punktów, by zdobyć sponsorów. Dla mnie to raczej jedyna droga, nikt nie palił się, by podarować mi na arenie prezenty "ot tak", za moją pogodną osobowość. Wiedziałam, że zwaliłam sprawę. Niepotrzebnie wyskakiwałam do wszystkich z pretensjami i zraziłam do siebie wszystkich, których tylko mogłam zrazić. Kto będzie następny? Może prezydent Snow? Czemu nie, przed oczami miałam już wizję mojej nieuchronnej śmierci. Nawet gdybym rzeczywiście była lepsza niż zakładałam - nie poradziłabym sobie z wszystkimi zawodowcami. A miałam wrażenie, że wszyscy myślą tylko o tym jak mnie zabić. W zasadzie należało mi się, taką idiotką byłam...
Mimo, że zrobiłam swój rachunek sumienia, nie zamierzałam przeprosić Erick'a. Miałam jeszcze resztki godności, zresztą nadal w moim mniemaniu nie miałam za co przepraszać. Chociaż fakt, chciał mi pomóc. W zły sposób, ale chciał... No, albo musiał. Tak, w końcu dlatego był mentorem. Mentorzy są zmuszeni pomagać, nie wybierają sobie trybutów. A gdyby mieli taką możliwość, żaden z nich nie wybrałby mnie. Sama bym siebie nie wybrała. Smutne? Nie, prawdziwe.
Ostatni dzień treningów. Szczerze mówiąc, szłam tam jak na ścięcie. Zastanawiałam się, którego zawodowca dzisiaj zdenerwuję. Pchnęłam drzwi ośrodka szkoleniowego i nawet nie próbowałam zająć jakiegoś dobrego miejsca. Tym razem moje wejście przeszło bez echa i mściwych spojrzeń. Może zapomnieli? A może to tylko taktyka...
Teoretycznie pobierałam kurs maskowania, ale tylko moje ręce reagowały na polecenia szkoleniowca. Myślami byłam daleko. Zastanawiałam się co pokażę, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Mogłam zrobić wiele rzeczy, czułam się w nich równie dobra. Długo trenowałam, ale czy to wystarczyło? To tylko trzy lata, nie mogłam być dobra jak zawodowcy. Chociaż... Tylko w jednej dziedzinie. W rzucaniu nożami. To wychodziło mi najlepiej, ale nie było już moją tajną bronią. Może rzeczywiście powinnam posłuchać Erick'a, raczej miał rację... Ale nie, ja oczywiście musiałam zrobić odwrotnie, żeby go zdenerwować.
- Wszystko w porządku? - Zapytał szkoleniowiec, dostrzegając zamyślenie na mojej twarzy.
- Tak - Odpowiedziałam po chwili, chociaż mijało się to z prawdą.
Wyszłam z sali. Nie mogłam tam dłużej siedzieć i byłam świadoma, że to moje ostatnie chwile na trening przed prezentacją. Uznałam, że niczego nie zmienię. Nie wiedziałam też jak to wszystko przebiega, prezentacje trybutów są chronione przed mieszkańcami i pozostałymi zawodnikami. Mogłoby to obnażyć przed innymi naszą tajną broń, a chyba każdy wie, jak ważny jest element zaskoczenia.
Wracając do pokoju przypominałam sobie moje treningi w Dziesiątce, moją motywację, skupienie... W tych warunkach nie miałam nawet najmniejszych szans na całkowite uspokojenie. Za bardzo się wszystkim martwiłam. Polowania... Bardzo mi tego brakowało. A jeśli miałam już nigdy nie zapolować? Uderzyła mnie ta myśl. W co ja się wpakowałam?
Przypomniałam sobie, jak pewnego razu w lesie napadła mnie wataha wilków. Niczego nie widziałam, była noc, rzucałam nożami na oślep, na wyczucie. Kilka ran rzeczywiście zarobiłam, ale nie było ich na tyle dużo, żeby mnie zabić. Za to one wszystkie leżały na ziemi bez życia. Tak, jeżeli chodziło o rzucanie nożami, było ono bez wątpienia moim atutem. Atutem, który już dawno został odkryty przez Gabrielle. Przez moją własną głupotę.
Teoretycznie pobierałam kurs maskowania, ale tylko moje ręce reagowały na polecenia szkoleniowca. Myślami byłam daleko. Zastanawiałam się co pokażę, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Mogłam zrobić wiele rzeczy, czułam się w nich równie dobra. Długo trenowałam, ale czy to wystarczyło? To tylko trzy lata, nie mogłam być dobra jak zawodowcy. Chociaż... Tylko w jednej dziedzinie. W rzucaniu nożami. To wychodziło mi najlepiej, ale nie było już moją tajną bronią. Może rzeczywiście powinnam posłuchać Erick'a, raczej miał rację... Ale nie, ja oczywiście musiałam zrobić odwrotnie, żeby go zdenerwować.
- Wszystko w porządku? - Zapytał szkoleniowiec, dostrzegając zamyślenie na mojej twarzy.
- Tak - Odpowiedziałam po chwili, chociaż mijało się to z prawdą.
Wyszłam z sali. Nie mogłam tam dłużej siedzieć i byłam świadoma, że to moje ostatnie chwile na trening przed prezentacją. Uznałam, że niczego nie zmienię. Nie wiedziałam też jak to wszystko przebiega, prezentacje trybutów są chronione przed mieszkańcami i pozostałymi zawodnikami. Mogłoby to obnażyć przed innymi naszą tajną broń, a chyba każdy wie, jak ważny jest element zaskoczenia.
Wracając do pokoju przypominałam sobie moje treningi w Dziesiątce, moją motywację, skupienie... W tych warunkach nie miałam nawet najmniejszych szans na całkowite uspokojenie. Za bardzo się wszystkim martwiłam. Polowania... Bardzo mi tego brakowało. A jeśli miałam już nigdy nie zapolować? Uderzyła mnie ta myśl. W co ja się wpakowałam?
Przypomniałam sobie, jak pewnego razu w lesie napadła mnie wataha wilków. Niczego nie widziałam, była noc, rzucałam nożami na oślep, na wyczucie. Kilka ran rzeczywiście zarobiłam, ale nie było ich na tyle dużo, żeby mnie zabić. Za to one wszystkie leżały na ziemi bez życia. Tak, jeżeli chodziło o rzucanie nożami, było ono bez wątpienia moim atutem. Atutem, który już dawno został odkryty przez Gabrielle. Przez moją własną głupotę.
***
Dziewczyna z Dziewiątki własnie weszła do sali, gdzie trybuci prezentowali swoje umiejętności przed organizatorami. Potem miał wejść do niej Liam, a następnie ja. Wiedziałam już, że będę rzucać nożami, ale nie zaplanowałam jeszcze, co dokładnie zrobię. Potrzebowałam tych punktów bardziej, niż ktokolwiek inny. Chyba jeśli chodzi o sponsorów, wypadłam najgorzej. Ani miła, ani uśmiechnięta. I dobrze, zawsze byłam kiepską aktorką, ciężko było mi udawać kogoś, kim nie mogłabym być.
- Liam Gosh - odezwał się głos, zaczynający jego prezentcję. Oznaczało to, że miałam jeszcze kilka minut by coś wymyślić. Nic nie przychodziło mi do głowy. Stwierdziłam, że zrobię to co zawsze, czyli zaufam emocjom. O sercu w tym przypadku raczej trudno było mówić.
- Emily Saws - usłyszałam swoje imię i wstałam z krzesła. Pchnęłam drzwi i weszłam na salę treningową, zbliżając się do stanowiska z nożami.
Popatrzyłam na organizatorów. Byli znudzeni ocenianiem prezentacji, ale jeszcze nie do tego stopnia, by mnie zignorować. Uznałam za zbyt banalne przedstawienie się, skoro i tak znali moje imię i nazwisko. Odwróciłam wzrok i przesunęłam palcami po trzonku tego samego noża, o który dzień wcześniej tak zacięcie wykłócałam się z Gabrielle. Uśmiechnęłam się na to wspomnienie. Podniosłam wzrok i znalazłam idealne miejsce na prezentację - manekiny w kształcie ludzi, ustawione dookoła okrągłej, czerwonej linii. Wystarczyło pchnąć dźwignię, żeby ułożyły się w pionie. Oczywiście nie następowało to w sposób kontrolowany, musiałam wykazać się szybkością, żeby zdążyć położyć je wszystkie. A było ich naprawdę dużo.
W tamtej chwili wpadłam na świetny pomysł. A przynajmniej taki mi się wydawał. Podniosłam z ziemi kawałek jedwabnej chusty, służącej do wiązania najbardziej skomplikowanych węzłów w sposób szkoleniowy, czyli taki, który każdy z nas był zmuszony zapamiętać. Akurat na tym materiale było to widoczne najbardziej. Zawiązałam sobie ją, zasłaniając oczy i stanęłam na środku pola. Skinęłam ręką, żeby któryś z pracowników włączył urządzenie i położyłam rękę na trzonku pierwszego noża, które trzymałam w ręce.
Nic nie widziałam. Ale kiedy zaatakowały mnie wilki było podobnie. To była taka sama sytuacja, musiałam tylko polegać na intuicji. Usłyszałam szelest za plecami. Niewiele myśląc rzuciłam pierwszy nóż. Chyba trafił, nie byłam pewna. Potem podniósł się drugi manekin, widziałam go w wyobraźni. Starałam się wykonać jak najbardziej poprawny ruch. To samo zrobiłam z pozostałymi ośmioma, wyrzucając je we wszystkie strony. Kiedy po długiej chwili nie usłyszałam niczego, ściągnęłam chustę, jednak nie otworzyłam oczu. Miałam nadzieję, że chociaż połowa noży wpadła tam, gdzie miała wpaść. Ucieszyłam się, kiedy zobaczyłam rezultat. Wszystkie manekiny leżały. Może nie we wszystkich ostrza były idealnie wbite, ale to wystarczyło, by się położyły.
Nie czekałam na oceny organizatorów. Nawet na nich nie popatrzyłam. Mój wzrok przyciągnął dopiero jakiś grubas w zielonych spodniach, który zabrał głos.
- Dziękujemy za prezentację, panno Saws.
Nie mogłam się ukłonić, powiedzieć "to ja dziękuję". Po prostu mój honor mi na to nie pozwalał. Nie potrafiłabym być miła dla żadnego z nich.
***
Nie rozmawiałam o prezentacji z nikim. Moi mentorzy najwyraźniej byli niespecjalnie zainteresowani moją osobą, pewnie spisali mnie na straty. W sumie ciężko im się dziwić. Liam był bardzo radosny, jak dla mnie nawet za bardzo. Denerwowałam się. Wcześniej nie uznawałam go za mocnego przeciwnika, ale coraz bardziej ogarniały mnie wątpliwości. W końcu zawodowcy go przyjęli.
Z pokoju wyszłam dopiero na ogłoszenie wyników. Nawet nie siadłam, stanęłam za sofą wpatrując się w Ceaser'a Flickerman'a, wyczytującego imiona trybutów i wyniki prezentacji. Nic nowego, skala jeden - dwanaście. Miałam nadzieję na wysoki wynik i nie mogłam tego ukryć. Byłam zadowolona z mojej prezentacji, zaprezentowałam się w czymś, z czym radziłam sobie najlepiej.
Poznałam imiona pozostałych zawodowców. Cassidy i Sean z Jedynki dostali po dziewiątce, Pansy z Dwójki ósemkę, a Victor ocenę siedem. Travis zgarnął jedenastkę, co nie powinno mnie zdziwić, najwyraźniej był lepszy niż myślałam. Gabrielle otrzymała dziesiątkę, a wraz z tymi dobrymi wynikami coraz większe wątpliwości ogarniały moją osobę. Chciałam być przynajmniej tak dobra jak oni.
Moją uwagę przyciągnęła jeszcze ta ślicznotka - Monique, z ósemki. Dostała osiem punktów.
- A teraz czas na Dystrykt Dziesiąty - oznajmił Ceasar, a ja byłam już nieźle zestresowana. - Liam Gosh otrzymał ocenę... - Znowu to sztuczne napięcie. - Dziewięć.
Na ekranie zamigotała trójwymiarowa liczba. Uderzyła mnie fala złości. A więc tylko udawał... Tylko mówił, że jest słaby. Okłamywał mnie przez cały czas. A ja głupia myślałam, że chociaż na początku był ze mną szczery.
- Z kolei Emily Saws zgarnęła... - Denerwowałam się. Bardzo. - Dwanaście.
Uspokoiłam się. Na to liczyłam. Chciałam, żeby tak mi poszło. W niczym innym nie byłam dobra. Potrafiłam tylko zabijać, i wtedy ta prawda uderzyła mnie najboleśniej. Jednocześnie cieszyłam się z oceny. Pozwalała mi zobaczyć zdziwioną minę Erick'a. Z triumfalnym uśmiechem wyszłam z salonu, kątem oka zauważając, że Nathan dostał siódemkę. Zdziwiłam się, że czyjś sukces może mnie ucieszyć bardziej niż mój własny.
Bardzo mi się podoba.
OdpowiedzUsuńPrzystojny blondyn o dość bujnej czuprynie ospale usiadł przy stoliku w niewielkiej kawiarence. Zamówił espresso i rozpoczął poszukiwania ulubionego notatnika. Grzebiąc po kieszeniach, niechybnie zauważył wielką, atramentową plamę na prawej dłoni.
OdpowiedzUsuń— Czas powitać postęp technologiczny — westchnął, sięgając do plecaka.
Laptop zajął honorowe miejsce tuż obok kawy i niewielkiego wazonika. Mężczyzna strzelił kostkami, a następnie uruchomił maszynę.
Na terenie kawiarenki dostępny był bezprzewodowy Internet, który tylko rozochocił wyposzczonego blondyna. Rozejrzał się po lokalu, upewniając, że nikt nie patrzy. Zachichotał i kliknął na zakładkę z ulubioną kreskówką. Niestety, kolega, z którym dzielił pokój w akademiku, okazał się naprawdę paskudnym informatykiem.
Laptop zaczął szaleć — najpierw włączyła się strona Nyan cat, potem „Pan Trolololo”, aż na ekranie pojawiła się strona główna jakiegoś forum.
Czerwony na twarzy blondyn niepewnie spoglądał na ekran, błądząc palcem po padzie.
— Forum literackie Nasza Pisarnia — przeczytał.
Zjechał kursorem w dół. Przeczytał kilka tematów w Obsłudze pióra, potem zerknął na opowieści użytkowników w Prozie i wiersze w Poezji. Uśmiech momentalnie rozkwitł na jego twarzy.
Zarejestrował się niemal od razu. Przeczytał regulamin, założył wątek powitalny w Plakietkach z nazwiskiem i ruszył na podbój tematów.
Kawa wystygła, na zewnątrz zrobiło się ciemno, a dwaj wykładowcy z pewnością odnotowali kolejne nieobecności przy jego nazwisku. Młody student ocknął się z formowego szału dopiero wtedy, gdy laptop, mimo porządnej, litowo-jonowej baterii, odmówił posłuszeństwa. Zapisał więc na kartce „www.Nasza-Pisarnia.ugu.pl” i, przeklinając, że zapomniał dodać odpowiedniej zakładki, wsadził ją do kieszeni spodni. Zerknął na zegarek, który nieco go otrzeźwił, by po chwili wybiec z kawiarni — miał nadzieję, że zdąży na ostatni wykład…
Nie nadążam za tobą! Ty już XVII rozdział dodajesz, a ja dopiero X przeczytałam ^^ (Wszystko przez tą cholerną naukę! nie ma na nic czasu)Widzę, że bardzo się nie spieszysz z fabułą! W 10 rozdziale dopiero prezentacja umiejętności - Ale to bardzo dobrze. Przynajmniej wszystko jest płynne i wyraziste. Ale co do rozdziału: 12 pkt? no brawo, brawo Emily! Jeszcze się z tym nie spotkałam (ani w książce, ani w fanficach) Mocno mnie zaskoczysz, jeśli ona nie zwycięży. I mam nadzieję, że Erick ją trochę wesprze w tych Igrzyskach po takim wyniku.
OdpowiedzUsuńWiedziałam. Liam od początku mi nie pasował. Musiał oszukiwać. Ale to co wymyśliła z manekinami było świetne. Zasłużona punktacja. Zasada raz się żyje u Emily to chleb powszedni. Widzę tą obojętność i widzę tam siebie, to źle? Kocham twoje opowiadanie, naprawdę je kocham ;_;
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Faith.
trybuci-dystryktu-czwartego.blogspot.com