środa, 16 stycznia 2013

Rozdział XXIII

 - na początek polecam, przy tej piosence wymyśliłam całą tą historię

*****
Wszystkie obrazy zlały się w jedno, nie wiedziałam w co wierzyć, a w co nie. Wygrałam. Wtedy jeszcze to do mnie nie doszło, czułam się jak w transie. Fakt, że byłam pod działaniem silnych leków, które łagodziły ból. Może, gdybym wiedziała kogo zobaczę, wolałabym nie otwierać oczu.
Na początku zaślepiło mnie jasne światło, pochodzące z jarzeniówki w suficie. Skryłam twarz w dłoniach. Nie zauważyłam jednak żadnych blizn, niczego, co świadczyłoby o moim pobycie na arenie. Nadal byłam podłączona do kroplówki, ale mój stan mogłam spokojnie określić jako zadowalający. Dopiero, kiedy zdobyłam się na odwagę i podniosłam wzrok, zobaczyłam, gdzie się znajduję. 
Pokój był długi i jasny. Po jednej stronie umieszczone było moje łóżko z wszelkimi przyrządami, a po drugiej stronie stał duży, skórzany fotel, przy którym był długi wazon z trzema czerwonymi różami. Najbardziej martwiło mnie, że na fotelu ktoś siedział. Jeszcze nie zyskałam ostrości widzenia, ale mogłam się domyślać. Przygarbiona postura, przylizane, siwe włosy (pomijając wyłysiałe miejsca). Prezydent Snow.
- Panna Saws - powiedział, wstając z fotela i podchodząc coraz bliżej.
Od razu wyczułam kłopoty. Wiedziałam, że raczej nie przyszedł pogratulować mi zwycięstwa. Chodziło o to, co zrobiłam, a raczej co powiedziałam. Wtedy, przy Nathanie. 
- Dzień dobry - odpowiedziałam, bo nie miałam pojęcia jak zareagować.
Widziałam jego twarz w pełnej krasie. Z tak bliskiej odległości była po prostu przerażająca.
- Domyślasz się, o co może chodzić? - Zapytał.
- Nie - odpowiedziałam szybko. Próbowałam udawać głupią.
- A ja uważam, że wiesz bardzo dobrze. 
Zapanowała cisza.
- Chyba nie muszę przy tobie używać żadnych aluzji i mogę mówić prosto o co mi chodzi?
- Oczywiście - tu odpowiedziałam bez zająknięcia.
- Pomogliśmy ci, kiedy umierałaś - kontynuował. - Deszcz uratował ci życie, które w bardzo głupi sposób naraziłaś. A mimo to musiałaś powiedzieć to wszystko.
- Powiedziałam tylko prawdę - zdobyłam się na odwagę. Nie wiedziałam co mi zrobi, przestałam to kalkulować. Dopiero zaczynałam cieszyć się z wygranej, a już narastały kolejne problemy.
- Ty tak uważasz - uznałam, że bez sensu się z nim kłócić. - Ale dzięki pracy naszych informatyków twoje jasne przesłanie nie dotarło do mieszkańców Panem. Przełączyli na studio kiedy zaczynałaś krzyczeć, więc widzowie widzieli tylko twoją żałosną, rozhisteryzowaną miniaturkę.
Milczałam. Nie chciałam mu odpowiadać.
- Mam nadzieję, że dobrze pożegnałaś się z matką i ojcem - powiedział podchodząc jeszcze bliżej. - Bo nigdy ich już nie zobaczysz.
Nie wiedziałam jak mam się zachować. Najwyraźniej Snow nie wiedział jakie relacje panowały między mną a nimi. Sądził, że zabijając ich sprawi mi ból. Ale ja nic nie poczułam. Nie było mi ich żal, nie było mi smutno.  Więzili mnie i traktowali jak psa, ich śmierć mogła tylko oznaczać koniec moich problemów. Powstrzymałam się od uśmiechu, trzymałam kamienną twarz. 
- Rozumiem - odpowiedziałam twardym głosem. Z drugiej strony chciałam, żeby myślał, że mnie zranił. Inaczej chciałby mnie ranić też na inne sposoby. - A co z moją siostrą?
- No właśnie - powiedział. - Ona jeszcze żyje.
Niepokoiło mnie to "jeszcze". Domyślałam się, co on może kombinować.
- Będę bezpośredni...
- Jeszcze bardziej? - Chciałam spytać, ale ugryzłam się w język.
- Gdybyś chciała zrobić coś takiego jak zrobiłaś ostatnio, to ona pierwsza straci głowę. Przed tobą wiele wywiadów i balów. Nie chciałbym, żebyś zaczęła znowu obrzucać błotem Kapitolu. 
- I ona jest zakładniczką...
- Dokładnie. Twoje najbliższe wywiady będą kręcone wcześniej i cenzurowane. Wszystkie materiały na których będziesz przez to przejdą, oczywiście oprócz głównego wywiadu. 
- Przecież oni nie wiedzą co wtedy mówiłam - oburzyłam się. - Sam pan mówił...
- Wiedzą, że nie pokazaliśmy wszystkiego. Nie wiemy jak będzie, ale wolelibyśmy, żebyś nie sprawiała problemów. 
- Nie będę - zapewniłam. Bałam się, że moje życie zamieni się w piekło.
- I jest jeszcze jedna sprawa.
- Jaka? - Jak dla mnie wystarczyło już złych wiadomości.
- W Kapitolu jest wielu mężczyzn, dla których... Wydajesz się atrakcyjna.
- Atrakcyjna? - Powtórzyłam ze zdziwieniem.
- Oferują duże sumy w zamian za przebywanie z tobą. Dostaniesz harmonogram, w którym będzie napisane kiedy będziesz przebywać z kim.
Chciał mnie po prostu sprzedać. Jak jakąś dziwkę. Mnie! Tak po prostu, za pieniądze! Nic z tego.
- Nie - powiedziałam twardo. - Nie zgadzam się.
- Nie masz wyboru.
- Mam! Jeżeli nie będę chciała, nie zrobię tego.
Jego wyraz twarzy nie zmienił się mimo mojego sprzeciwu. Pewnie rzadko ktoś zachowywał się tak jak ja. Ale w zasadzie - co miałam do stracenia? Rodziny nie miałam, śmierć siostry to kwestia czasu, Igrzyska przeżyłam. Został mi tylko honor, którego chciałam bronić do ostatniej kropli krwi.
- Wprowadźcie ją! - Powiedział do małej, czarnej kulki na suficie.
Zobaczyłam Strażnika Pokoju, trzymającego Anabellę. Jej nieskazitelne dotąd blond włosy były w nieładzie, pozlepiane krwią. Już dostała baty. Sprawiało mi to satysfakcję. To ona zawsze mnie znieważała, wysługiwała się mną. Cierpiałam przez nią. Oczywiście, mogłam się unieść honorem i przystać na propozycję Snowa. Jednak miałam na uwadze jedno - ona była ostatnim argumentem, jaki on mógł użyć przeciwko mnie. W Dystrykcie nie miałam przyjaciół, a Nathan umarł. 
- Emily! - Krzyczała. Nie zrobiła na mnie większego wrażenia. - Uratuj mnie!
Nie odpowiedziałam. Patrzyłam jak korzy się i wije po podłodze.
- Wybieraj - szepnął Snow. - Twój honor, albo ona.
Rok temu nie chciałabym mieć na sumieniu jej śmierci, ale Igrzyska nauczyły mnie z łatwością zabijać. To nie byłoby nic innego, tylko kolejne zabójstwo z mojej ręki. Musiałam się z tym pogodzić - byłam mordercą. Równie dobrze mógł dać ten pistolet mnie samej i kazać zabić siostrę. W tamtej chwili nie byłam pewna czy bym to zrobiła.
- Podjęłaś decyzję? - Przerwał mi rozmyślania.
Honor - Anabella. Zło - dobro. Myśli kotłowały mi się w głowie. Fakt faktem - teraz byłam po prostu zła.
- Mój honor jest więcej warty - powiedziałam, patrząc na siostrę zimnym wzrokiem. Żadnej litości.
Usłyszałam huk pistoletu. Trzynaście.
***
- Nie spodziewałem się tego - powiedział Snow, po dłuższej chwili milczenia.
Ja jednak nie spuszczałam wzroku z martwego ciała blondynki. Krew, która w tej chwili lała się po podłodze równie dobrze mogła być na moich rękach. Ona nie musiała zginąć. Igrzyska się skończyły.
- Nie masz już na mnie argumentu - mówiłam nadal patrząc się w to samo miejsce. - Już nie mam nikogo. Żadnych przyjaciół. Nawet mentorzy mnie olali. Możesz szukać, ale nie kłopocz się. Już mi niczego nie zrobisz. - Mój głos nie drżał, był wręcz potwornie twardy.
- Zobaczymy - powiedział i wyszedł z pokoju, głośno trzaskając drzwiami.
Kilka minut później nie wiedziałam już, dlaczego to zrobiłam. Jej śmierć ciążyła mi jeszcze bardziej. Musiałam pamiętać, że nie byłam już na Igrzyskach. Wcześniej nie mogłam okazać litości, ale teraz przecież byłam wolna. Wygrałam. Powinnam z powrotem stać się tą samą Emily, którą byłam przed Igrzyskami. Ale nie mogłam. Zupełnie inaczej myślałam, raczej schematami niż słowami. Często planowałam ucieczki, zastanawiałam się jak najlepiej byłoby zabić przypadkowych przechodniów. Na pewno dojrzałam. Igrzyska były najlepszą szkołą życia. Nie miałam pojęcia, że zmienią mnie aż tak bardzo.
***
Mogłam się już ruszać, ale na pewno nie byłam tak sprawna jak przed Igrzyskami. Do tego zupełnie odzwyczaiłam się od ludzi. Bałam się pierwszego spotkania z moją ekipą, w tej chwili nie wiedziałam jak się zachowam, przed oczami miałam śmierć Anabelli. To wszystko stało się przeze mnie. Może ich nienawidziłam, ale nie musieli umierać. Stałam przed drzwiami do sali konferencyjnej w brązowej sukience, nie pamiętałam nawet kto i kiedy mi ją założył. Położyłam rękę na klamce, ale nie pociągnęłam w dół. Potrzebowałam jeszcze parę sekund, żeby się uspokoić. Zamknęłam oczy. To był błąd. Kiedy to robiłam, wszystko wracało. Wszyscy ludzie, których zabiłam. Pchnęłam drzwi i było jeszcze gorzej.
Za drzwiami od razu błysnęły flesze fotoreporterów, tłumy wiwatujących ludzi krzyczały moje imię. Zaczęłam żałować, że nie doszła do nich moja wypowiedź. Wtedy by tu nie przyszli. Skoncentrowałam się jednak na moich mentorach. Erick stał możliwie najdalej, chyba miał nadzieję, że nie zwrócę na niego uwagi. Lora za to szła powoli w moim kierunku.
- Przepraszam, Emily - powiedziała. - Całe Igrzyska spędziłam w szpitalu, nie mogłam nic zrobić.
Nie chciałam obstawiać czy była to prawda, czy nie. Kiwnęłam tylko głową, bo to nie na niej skupiała się moja nienawiść. Patrząc na twarz Ericka przypomniałam sobie, jak umierałam na arenie - a on od początku wolał, żebym zginęła. Cały spokój odpłynął daleko, a ja podeszłam do niego, uśmiechnęłam się jak najsłodziej umiałam i poczęstowałam go mocnym prawym sierpowym. 
- Dziękuję za pomoc - powiedziałam jadowitym tonem i oddaliłam się w stronę najbliższego wyjścia z sali.
Strażnicy Pokoju, co bardzo mnie zdziwiło, nie zareagowali. Uśmiechali się tylko, zapewne uważając, że mam rację. Widownia zaczęła wiwatować jeszcze bardziej. Po raz pierwszy od jakiegoś czasu byłam zadowolona z mojego czynu.
***
Prescott ucieszył się, że przeżyłam. Choć może bardziej cieszyło go to dlatego, że mógł mi uszyć sukienkę na ostatni wywiad. Pokazał mi wstępny model, ale nie zgodziłam się. Była zbyt skąpa. Wtedy odkryłam, że mój stylista był i zawsze będzie kompletnym beztalenciem. Może to dla tego dali go do Dziesiątki. Po długich i burzliwych rozmowach moja suknia była gotowa i zupełnie nie przypominała projektu. Stara suknia, a w zasadzie dwa czerwone pasy oplatały prostą, czarną sukienkę, sięgającą za kolano. Nałożyliśmy je na siebie w talii i zawiązaliśmy z tyłu w kokardę. Nareszcie miałam coś prostego. 
Spojrzałam w lustro. Sama suknia wyglądała pięknie, ale to nie na nią zwróciłam uwagę. Moja twarz była już zupełnie inna niż ta przed Igrzyskami. Teraz przy każdym spojrzeniu gościło w oczach coś bezwzględnego, stały się raczej narzędziem do szukania ofiar, niż podziwiania piękna. Mój uśmiech był sarkastycznym grymasem i nijak nie chciał się ułożyć w cokolwiek innego. Byłam mordercą.
- Jak ci się podoba? - Zapytał Presscott, kiedy stracił nadzieję, że powiem cokolwiek sama.
Nie odpowiedziałam. Wybiegłam z pokoju i biegłam tak (już dawno gubiąc czarne szpilki), aż cały korytarz nie skończył się szklaną werandą z widokiem na Kapitol.
Przygwoździł mnie widok nowoczesnych wieżowców, kilkakrotnie większych od budynku, w którym ja się znajdowałam. Ze wszystkich stron otaczały mnie mosty, po których szli ci dziwni ludzie w kolorowych ubraniach. Zza budynku wyleciał jakiś dziwny sterowiec, z moją twarzą, jako reklama jakiegoś specyfiku, którego przeznaczenia nie znałam. Jednocześnie mnie to denerwowało i czułam się strasznie mała. A już się postawiłam temu wszystkiemu. Miałam odwagę powiedzieć im "NIE". Zapłaciła za to moja rodzina zastępcza, która zresztą i tak zawsze mnie nienawidziła. Wtedy pojawiły się we mnie myśli, że może by tak skończyć z Kapitolem? No bo gdyby wszyscy ludzie z Dystryktów powstali, mielibyśmy jakieś szanse. Ja nie miałam nic do stracenia. Ale tylko ja. Cała reszta ucierpiałaby za moje myśli. Poza tym nie poszliby za mną. Byłam mordercą ich dzieci. Zabiłam dwanaście osób, chyba najwięcej w historii Igrzysk. A mogłam to przecież inaczej rozegrać.
- Tak szybko postanowiłaś zaprezentować wszystkim twój strój na wywiad? - Usłyszałam głos Finnicka. Cudownie.
- A kogo to obchodzi - mruknęłam, raczej sama do siebie. Nie miałam nastroju na kłótnie.
Podszedł bliżej, opierając się na balustradzie tak samo jak ja.
- Nie masz ciekawszych rzeczy do roboty? - Syknęłam. Bardzo chciałam być sama.
- Chciałem ci tylko pogratulować zwycięstwa, nie mogę?
- Nie. Lepiej by było gdybym nie przeżyła.
- Szybko to dostrzegłaś. Już mnie nie nienawidzisz?
- A mam jakiś powód, żeby przestać? - Zapytałam wpatrując się w jego twarz tym samym wzrokiem, który zobaczyłam w lustrze. Kiedy o tym pomyślałam odwróciłam głowę z powrotem w stronę budynków.
- Tak. Bo stałaś się taka sama - odpowiedział po dłuższej chwili. - A może, biorąc pod uwagę ilość zabitych, nawet jeszcze gorsza.
Najbardziej się bałam, że ktoś mi to w końcu uświadomi. Niestety to musiał być właśnie on.
- W takim razie nienawidzę również siebie.
Odeszłam szybkim, ale pewnym siebie krokiem, nie patrząc na innych ludzi. Dopiero, gdy ktoś wlepiał we mnie wzrok zwracałam na niego uwagę i szybkim spojrzeniem ucinałam kontakt. Myślałam,że to koniec, ale czy koniec nie może być również początkiem? Bo dla mnie historia dopiero się zaczynała.

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ

22 komentarze:

  1. Cuuudo!
    Szkoda, że mieszkańcy Kapitolu nie słyszeli tego, co mówiła. Wiedziałam, że Emily poniesie konsekwencje tego, co powiedziała. Nie spodziewałam się, że Emily tak łatwo może skazać na śmierć swoją siostrę. Wiesz, przeraża mnie to, że mi się to spodobało.
    Pozdrawiam. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do siostry, długo się zastanawiałam czy napisać to właśnie w ten sposób, ale doszłam do wniosku, że tak. Chyba to był najlepszy sposób na podkreślenie jej przemiany ;)

      Usuń
  2. Cudownie! Rozumiem że powstanie następna część. Cóż ja uwielbiam Finnicka i mam nadzeję że Emily mu wybaczy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo mi się podoba Emily. Jej charakter, przemiana, gotowość do poświęcenia, a w szczególności miłość, którą obdarzyła Patricka. Chciałabym jeszcze przeczytać turnee zwycięzców i igrzyskach,na których będzie mentorem. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dopiero dziś zaczęłam czytać twojego bloga, tak mnie to wciągnęło, że przeczytałam wszystko. To było świetne, cudowne, fantastychczne!

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć, chciałabym Cię poinformować, że zostałaś nominowana do Liebster Awards. ;) Więcej informacji na http://oddech-dementora.blogspot.com/2013/01/liebster-awards.html

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiedziałam ! Że to jeszcze nie koniec. Trochę brutalnie. Muszę przyznać. Śmierć siostry przyrodniej. i zaskoczenie Snow'a. Też bym się nie sprzedała. Jestem ciekawa co dalej. Czy Snow znajdzie na nią jakiegoś haka ? Mogę tylko się domyślać. Czekam na więcej. Ta, dobrze pokazałaś tą przemianę, która zaszła w Emily. Od niepewnej dziewczyna do ... morderczyni. I wreszcie ktoś jej to uświadomił. Trochę szkoda, że Finnick. (którego uwielbiam <3). I co jeszcze ? AAaa, fajnie, że przywaliła Erick'owi. Szkoda, że Lori była chora (?). Może by jej pomogła. Tak czy siak, podoba mi się. Nutka u góry też. : D
    Życzę weny i szybkiego kolejnego rozdziału.
    + ale ładny wygląd. Emily patrzy na mnie z tymi swoimi oczami. ; D Kolorystyka pasuję.
    Jeszcze raz dużo weny. : 3

    OdpowiedzUsuń
  7. Ojej... świetny! Genialny!(Tak wiem, że Ci słodzę, ale naprawdę strasznie podoba mi się ten rozdział). Rozmowa ze Snowem, że tak ujmę, wymiata. Jest tak realnie-naturlanie, że aż ciary przechodzą po plecach. Do tego ta końcówka z Finnickiem - cud miód i orzechy! No i dałaś mi nadzieję - "koniec części pierwszej" - czyli jeszcze będzie co poczytać. :D
    Ok, bo cukrzycy dostaniesz od tych przymiotników. Co do błedów to widziałam gdzieś brak przecinków, ale nie mam siły patrzeć gdzie. Powinno Ci się rzucić w oczy jak przeczytasz jeszcze raz.
    Pozdrawiam ciepło! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Niewiem nawet jak okreslic to twoje dzielo ... fantastyczne . Zazdroszcze tak wielkiego talentu ! Cala noc czytalam i przeczytalam cale . Pozdrawiam; )))) b.w.

    OdpowiedzUsuń
  9. Brak mi słów... jak zaczęłam czytać, nie mogłam przestać, to jest genialne! Jej charakter, te sceny zabijania na arenie, wszystko jest po prostu świetne!

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetne ! :o Mam nadzieję że już wrócisz, twoje opowiadanie jest takie fajnee ^.^ Zapraszam do mnie dopiero zaczynam :
    http://the-hunger-games-nelly-orton.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Też dopiero dzisiaj zaczęłam czytać Twoje opowiadanie, ale wciągnęło mnie do granic możliwości :). Emily, która jest moją imienniczką, jest świetnie wykreowaną postacią. Uwielbiam ją! Uwielbiam miłość, jaką darzyła Patricka. Uwielbiam jej sposób myślenia i podejmowane decyzje. Uwielbiam nawet to w jaki sposób zabijała. A Ty? Piszesz nieziemsko! Wszystko czyta się lekko i szybko. Wymyśliłaś bardzo ciekawą fabułę. Czułam się tak, jakbym była na arenie zamiast Emily. Cieszę się, że przywaliła Erickowi, zasłużył sobie na to. Jeśli napiszesz także drugą część to na pewno przeczytam. Jestem ciekawa czy Snow znajdzie jakiś argument i jak Emily zachowa się w stosunku do Finnicka :)
    Pozdrawiam i będę czekać na drugą część :))

    OdpowiedzUsuń
  12. Kim jesteś genialna kobieto?!
    PS. Kocham Cię !!!

    OdpowiedzUsuń
  13. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzisiaj zczęłam czytać twojego bloga i go kocham :33
      Nie mogę się doczekać drugiej części *.*

      iigrzyskasmierci.blogspot.com

      Usuń
  14. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  15. przeczytałam wszystko i jestem pod ogromnym zachwytem - masz talent!! czekam na następną część ^^ zapraszam na mojego bloga: http://pierwsza-rebelia-igrzyska-smierci.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  16. Super! Genialne! Ah, jak ja płakałam gdy Nathan umarł :( Czemu jestem taka wrażliwa? Eh :/ Mam nadzieję że coś będzie z Finnickiem w drugiej części - coś takiego hmmm... Może żeby nadal czuła do niego nienawiść? Żeby chciała go zamordować? Ale potem żeby to się stopniowo, lecz nie do końca zmieniało :) Pozdrawiam.
    Brittany!

    OdpowiedzUsuń
  17. Super , super , super i jeszcze raz super ! *_*
    Jak masz czas to oceń też mojego bloga :) : http://clato-and-clove.blogspot.com/ .

    Pozdrawiam i życzę weny ; )
    Clove

    OdpowiedzUsuń
  18. CU-DO-WNE!!!! wszystkie sa piękne :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Naprawd uważam, że cała twoja książka (bo chyba w pewnym sensie nią jest ;) ) jest znakomita. Wątki, fabuła... WSZYSTKO. Naprawdę bardzo mi się to wsystko spodobało i naturalnie, cieszę się z twojego Wielkiego Powrotu. Kłaniam się do stóp panno Saws. ;)

    OdpowiedzUsuń
  20. NIE.
    NIE. KONIEC. JUŻ KONIEC.
    Zabicie siostry. Przy czytaniu tego fragmentu miałam takie : Pffff, Snow, żartujesz sobie, przecież ona... haha, nie no, stary, było się bardziej postarać.

    I słowa Finnicka. Święta prawda. Tak mimo wszystko. Była dokładnie taka sama jak on. Zabijała, żeby przeżyć. Ludzi, którzy też posiadali kogoś, kogo kochali, to takie niesprawiedliwe. Całe igrzyska są niesprawiedliwe. Mam nadzieje, że Emily to zrozumie.
    Znakomita praca.
    Naprawdę.
    Podziwiam cię bardzo.
    Pozdrawiam, Faith.

    trybuci-dystryktu-czwartego.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń