niedziela, 29 czerwca 2014

Rozdział VII

- Nie ma dla mnie ratunku? - Zapytałam z nadzieją, a jedna z łez spłynęła mi po policzku.
- Nie znamy metody leczenia. Może w Kapitolu taka jest, ale... Musielibyśmy go przejąć, a to zabierze, jeżeli w ogóle się uda, dużo czasu.
- Czyli ile mi zostało?
- Miesiąc, może dwa...
***
     Jak mogłam być taka głupia, by uwierzyć, że mogę być szczęśliwa. Że mogę tak po prostu sobie żyć, bez żadnych problemów. Zniszczyłam moje życie, kiedy wypowiedziałam na dożynkach moje imię. Kiedyś myślałam, że gdybym została z moją rodziną zastępczą, byłoby jeszcze gorzej. Dziś jednak doszłam do wniosku, że mogło być najwyżej równie źle.
     Ustaliłam jedną rzecz - nikomu nie powiem. Jeżeli już umieram, to nie obarczając nikogo tą informacją. A szczególnie Jamesa, który najprawdopodobniej szukał mnie od kilku ładnych godzin, podczas gdy ja jak gdyby nigdy nic siedziałam między paroma rurami wentylacyjnymi i próbowałam się uspokoić. 
     Postanowiłam nie wychodzić, dopóki nie będę wyglądać, jak gdyby nic się nie stało. Ale nie musiałam mieć lustra by widzieć moje zapuchnięte, czerwone oczy. Przez całe życie nie wylałam tyle łez, co w Trzynastym Dystrykcie. 
     Na pewno był już ranek. Musiałam iść na trening. No i przy okazji ogarnąć się, a także zastanowić się jak wytłumaczyć Jamesowi, że wcale nie chcę z nim być. Zadrżałam. Przecież oszukiwałam sama siebie. Był jedyną osobą, na której tak naprawdę zaczynało mi zależeć. Tylko co znaczyły teraz moje uczucia? Umierałam. A wiedziałam, że im bardziej się do niego zbliżę, albo raczej, pozwolę mu się do mnie zbliżyć, tym bardziej będzie cierpiał, kiedy odejdę. Nie mogłam mu o tym powiedzieć. Dlatego postanowiłam zakończyć to wszystko, co było między nami jeszcze tego samego dnia.
***
     Nie spodziewałam się tego, co zobaczyłam na treningu. Ian zapowiedział na dziś zupełnie inne zajęcia, ale nikt z nas nie wiedział na czym ta inność będzie polegać. Kiedy już byłam na miejscu, pierwsze co zrobiłam, to zaczęłam szukać wzrokiem Jamesa. Nigdzie go nie było... Czyżby nie przejął się tak bardzo moim zniknięciem?
- Można powiedzieć, że umiecie już strzelać. A ze strzelaniem wiąże się?
- Zabijanie? - Zaproponowała dziewczyna stojąca obok mnie.
- Dokładnie.
     To nie brzmiało dobrze. Źle reagowałam na to słowo, od razu zaczęłam się bać.
- Dzisiaj nauczycie się formuły egzekucji. Czasami będziecie zmuszeni zabić zdrajców, część z was będzie oddelegowana do plutonu egzekucyjnego.
Zadrżałam. Nie mogłam być w tym plutonie. Nie umiałam już zabijać, a zresztą sama umierałam. Absolutnie nie byłam w stanie już nikomu więcej odebrać życia.
- Kto z was kiedykolwiek kogoś zabił? - Zapytał Ian.
Z niechęcią podniosłam rękę. Oprócz mnie zrobiły to tylko z trzy osoby.
- To dzisiaj będziecie mieli szansę - Ian uśmiechnął się, po czym poważnie dodał: - wprowadzić więźnia!
Moim oczom ukazał się Strażnik Pokoju, ciągnięty przez dwóch żołnierzy Trzynastki. Był w hełmie i pełnym umundurowaniu. Posadzili go na krześle.
- Prezydent Coin zgodziła się, by pokazać wam jego śmierć. Ma was to zahartować, powinniście być przyzwyczajeni do krwi i zabijania.
Nie, nie chciałam tego widzieć. Nigdy więcej zabijania... Zaraz, przecież jestem żołnierzem, muszę to znosić... No ale umierającym, jakby nie było. Może umrę, zanim będę zmuszana kogoś zabić?
- Ktoś chce pokazać jak to się robi? Czy ja muszę to zrobić? - Drążył Ian.
Nikt się nie odezwał.
- Dobrze.
Ian podszedł do Strażnika i zdjął mu hełm. Kiedy zobaczyłam jego twarz, moje serce zaczęło bić szybciej. Doskonale znałam jego nazwisko. Greyson.
***
- Ja to zrobię! - Powiedziałam, zanim zdążyłam to przemyśleć.
Ian spojrzał na mnie zdziwiony, ale po chwili uśmiechnął się i mruknął:
- No proszę.
Podał mi pistolet.
- Emily - wyszeptał Greyson. 
Moja cała niechęć do zabijania odeszła bezpowrotnie. To znaczy... Gdyby chodziło o kogoś innego, pewnie nie chciałabym tego zrobić. Ale nie mogłam odpuścić tego człowieka. Zadawał mi ból tyle razy...
- Greyson - odparłam pogodnie, uśmiechnęłam się ironicznie i kopnęłam go w kolano, a raczej wcisnęłam je odwrotnie do kierunku jego zginania. Usłyszałam charakterystyczny trzask, a potem krzyk Greysona.
- Po raz pierwszy to nie ja krzyczę? - Spytałam jadowicie.
- Emily... - Próbował mnie uspokoić Ian.
- Nie wtrącaj się! - Powiedziałam. - To mój kat. To on mnie torturował.
- Złam mi też drugą nogę - Greyson leżał na ziemi, ledwo wypowiadał słowa.
- Ciesz się Saws, póki możesz. Zabij mnie, zamęcz na śmierć, wiem, że potrafisz. Ale cobyś nie zrobiła, wiesz, że zabiorę cię z sobą...
Przeładowałam pistolet. Wiedziałam, o czym mówił.
- W imieniu władz Trzynastego Dystryktu... - zaczęłam niepewnie.
- Jak to zrobisz nie będziesz się niczym różniła ode mnie - przerwał mi Greyson. Zawahałam się.
- Skazuję ciebie, Greyson, na śmierć poprzez rozstrzelanie...
Nie chcesz tego zrobić odezwał się cienki głos w mojej głowie. Szybko został jednak zastąpiony obrazami moich tortur, wspomnieniem mojego bólu. A moja śmierć? Tak czy inaczej niedługo miałam umrzeć. I tak czy inaczej, jeżeli istnieje coś po śmierci, na pewno nie trafię do dobrego miejsca.
- Zabiorę cię ze sobą - cedził przez zaciśnięte zęby.
- ...z powodu znęcania się nad żołnierzami i niehumanitarny sposób pozbawiania ich życia...
Ale chcę. Chcę go zabić.
Te wszystkie formułki są bez sensu, dają mu tylko więcej czasu...
- Ostatnie słowo? - Doszłam już do ostatniej części wypowiedzi. Nie chciałam jej uwzględniać, ale niestety takie mamy zasady.
- Cieszy mnie, że to ja pozbawiam cię życia, Saws - uniosłam pistolet. - Będę na ciebie czekał w piekle.
Strzeliłam.
***
- Emily, porozmawiaj ze mną w końcu - nalegał James. 
- Nie mam zbyt wiele czasu - spojrzałam na plan na mojej ręce. Choć sens mojej wypowiedzi uderzył mnie również metaforycznie. Naprawdę niewiele czasu mi zostało...
- Chcę tylko coś wyjaśnić, albo raczej... Ustalić?
Westchnęłam. Obojętnie o czym chciał mówić, jeżeli to było związane ze mną lub z nim, był to niewygodny temat.
- W porządku - zgodziłam się. - O co chodzi?
- Dlaczego mnie odpychasz?
- Odpycham? Jak to?
Udawałam, że nie wiem o co chodzi.
- Raz mi robisz nadzieje, myślę, że naprawdę ci na mnie zależy... A za chwilę udajesz, że nie wiesz o czym mówię.
     Nie wiedziałam, jaką taktykę obrać. Zranić go teraz czy może zaczekać i zranić go później? Ustaliłam, że najlepiej będzie jeżeli nie dam mu absolutnie żadnych szans i odtrącę, bo wtedy nie będzie tak cierpiał, kiedy umrę. Inną sprawą było to, czy chcę być przez te ostatnie miesiące (lub tygodnie) szczęśliwa i tym samym narazić go na cierpienie, czy pozwolić, żeby on mógł być kiedyś szczęśliwy z kimś innym. Ale przecież wiedziałam. Nie chciałam już nikogo ranić w moim życiu.
- Dużo innych dziewczyn chciałoby z tobą być - postanowiłam w końcu powiedzieć.
- Co to ma do rzeczy?
- Wiesz dlaczego?
Nie odpowiadał.
- Bo potrzebują kogoś, kto ich ochroni. Takie mamy czasy. A ty wydajesz się być mężczyzną, który mógłby to zrobić. A ja - przerwałam na chwilę - mimo tego jak się zachowuję ostatnio, nie potrzebuję ochrony.
- Ale mnie inne dziewczyny nie obchodzą - złapał mnie za ramiona. - Powiedz mi co robię źle. Zmienię to, obiecuję. Zrobię wszystko, co tylko chcesz, tylko proszę, daj mi szansę.
     Czy jest możliwe, żeby to stało się tak szybko? Od jak długiego czasu musiałam się mu podobać, że zdążył się ode mnie uzależnić aż do tego stopnia? Nie miałam nawet pojęcia jak długo już żyję w Trzynastym Dystrykcie. Każdy dzień wyglądał praktycznie tak samo.
- Żołnierz Saws proszona do Centrum Dowodzenia - przerwał głos z telemankietu.
- W takim razie mnie puść - powiedziałam, zdejmując z ramion jego ręce i nie oglądając się, skierowałam się do wyjścia. Myślałam, że zaboli mnie serce, że będę chciała zostać. Ale nie. Ono było głuche, zupełnie tak jak kiedyś. Zdumiewało mnie moje zachowanie. Jak przechodziłam z bezwzględnej morderczyni w kogoś bardzo wrażliwego kilka razy dziennie. Denerwowało mnie to. Chociaż pod koniec życia chciałabym móc się określić chociaż jednym zdaniem, a tu co? Co mogłabym o sobie powiedzieć?
Nazywam się Emily Saws, wygrałam Igrzyska. Strasznie banalne.
Nazywam się Emily Saws, zabiłam mnóstwo ludzi. Lepiej, choć nadal nie określa mnie w żaden sposób.
Nazywam się Emily Saws, kierowana miłością zgłosiłam się do Igrzysk, zabijając przy tym mnóstwo ludzi i jednocześnie narażając się Kapitolowi do tego stopnia, że byłam wielokrotnie torturowana, po czym trafiłam do wojsk Trzynastego Dystryktu, gdzie zresztą też nie jestem traktowana poważnie, bo Coin ma do mnie taki sam stosunek jak Snow, a oprócz tego teraz... umieram.
Idealne. Po prostu idealne.
***
- Jak się czujesz - spytał Beetee z troską.
- Świetnie - odparłam, nie rozwodząc się nad moim stanem, bo i po co. On sam dobrze wiedział a jakiej jestem sytuacji.
- Coin nie dowiedziała się o twoim badaniu. I chyba nie chcemy, żeby to się stało, więc zanalizowałem wyniki badań twojego mózgu i wiem już kiedy będziesz miała ataki. 
     Podał mi kartkę. Spojrzałam na nią i zobaczyłam mnóstwo godzin i dat. Nie wiedziałam, że czeka mnie jeszcze aż tle bólu....
- I chyba muszę dać ci to - dodał, podając mi pudełko.
W środku były kajdanki. Nie miałam pojęcia do czego mogłyby mi się przydać.
- Podczas ataku będziesz musiała je włożyć i najlepiej przytwierdzić się do czegoś mocnego. Podczas halucynacji możesz mieć wizje, które sprawią, że możesz zrobić komuś krzywdę. Kajdanki reagują na twoją krew. Kiedy atak minie, musisz przycisnąć palcem ten kolec, a wtedy, jeżeli nie będzie w niej wiele jadu, same się otworzą.
- Dzięki - mruknęłam, ale tak naprawdę byłam przerażona tym, co mnie czeka.
Położył mi rękę na ramieniu.
- Jesteś silna, poradzisz sobie.
Uśmiechnęłam się lekko, pokiwałam głową i wyszłam, bo wiedziałam, że następny atak będę miała w ciągu godziny.
***
     Znalazłam jedno puste pomieszczenie, objęłam rękoma jedną z kolumn i założyłam kajdanki. Usiadłam. W strasznej ciszy odliczałam minuty do ataku. Idealny nastrój, żeby myśleć. Ale ja nie chciałam. Miałam dość tych wszystkich tematów. Miałam już dość mojego życia. Wiele bym dała, żeby to wszystko już się skończyło.
     Powoli wszystko zaczynała spowijać mgła. Już przestało mnie to zaskakiwać. Wiedziałam co mnie czeka. Rzeczywistość zaczynała się mieszać z jadem gończych os. Kontury były coraz mniej wyraźne.
Wszędzie był ogień. Ognisty krąg, który był wokół mnie zbliżał się coraz bardziej, wiedziałam, że niedługo mnie pochłonie.
- Mówiłem, że wezmę cię ze sobą - przez jedną ze ścian ognia przeszedł Greyson. Ogień był w jego ustach i w oczach.
- Nie - powiedziałam. - Nie jestem taka jak ty.
- Ależ jesteś. Zabiłaś mnie.
Zabiłam. Faktycznie, co do tego nie miałam żadnych wątpliwości. 
-  Nie musiałeś tyle cierpieć. 
- Żałujesz?
- Tylko tego.
- Zdradzić ci sekret? Nie pójdziesz do piekła, kiedy umrzesz. Ty już tam jesteś. Twoje życie już do jego bliskiego końca będzie pełne bólu. Śmierć nie wiąże się z cierpieniem. Z nim wiąże się tylko życie. 
Poczułam ukłucie w sercu, upadłam. Zwijałam się z bólu, jednak nie wiedziałam, co sprawia, że go odczuwam. Ogień był już bardzo blisko. Zaczęłam płonąć.
***
- Co ci jest? - Zobaczyłam niebieskie oczy jakiejś dziewczynki. Nie, nie jakiejś. To była na pewno Prim, siostra Katniss.
_____________________________
Przepraszam, że tyle to trwało i za ten rozdział ogólnie. Nie mam weny, chyba widać, że to wszystko trochę na siłę. Szybko nowego rozdziału nie napiszę, bo nie jestem w stanie przez jedną rzecz, która się wydarzyła w moim życiu. I wiem, że nie ma Gale'a i wielu ludzi, których byście chcieli tu widzieć, ale niestety nie mam już pomysłów. Muszę odpocząć. Pozdrawiam :)

25 komentarzy:

  1. Od dawna czekałam na ten rozdział i się nie zawiodłam.
    Świetnie piszesz i ciekawie splatasz wątki.
    Jestem ciekawa jak Emily zareaguje na Prim..
    I co dalej będzie z Jamesem ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ps. Przepraszam za tak krótki komentarz, który jest dość chaotyczny :D.

      Usuń
    2. Boże, Boże, Bożenko!
      Nie wiem jak to się stało że mi się usunął twój komentarz jak chciałam go rozwinąć ;____;
      Proszę, powiedz mi co było po tym cytacie z Jamesem, bo umrę w niepewności ! ;C

      Usuń
  3. Rozdział bardzo dobry :P
    Miesiąc, dwa? Niech ona nie umiera... Emily... nie rób mi tego! :P Ja chciałam, żeby panna Saws była w końcu choć chwilę szczęśliwa w tym swoim życiu, które dało jej w kość... Ja tak bardzo chcę, aby ona nie odpychała tego Jamesa... on jest taki fajny.. niech go nie rani.. proszę Cię xD Fajnie by było, gdyby była szczęśliwa choć przez ten krótki czas, który jej został, ale była :)
    Podobała mi się ta scena z Greysonem... w końcu dostał za swoje dziad jeden... Trochę straszne słowa jej powiedział, że pociągnie ją do piekła.. ale ta wizja, gdy miała atak... to, że jej życie jest piekłem, że jej życie do końca będzie pełne bólu... straszne ;_;
    Czemu ona nie powie komuś, że umiera? Inaczej jest nieś ten ciężar z kimś, a inaczej samemu... może powie Prim? Chociaż dla takiej dziewczynki to chyba zbyt drastyczne :/
    Więc... nie mogę się doczekać nexta xD
    Pozdrawiam, życzę weny i przyjemnych wakacji ;3
    76-igrzyska-smierci.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może i będzie szczęśliwa, who knows?
      Też nie chcę, żeby odpychała Jamesa ale co zrobisz, nic nie zrobisz. Mam takie uczucie, że tak po prostu musi być.

      Greysona szmaciarza już od dawna chciałam zabić i w końcu się udało. Po prostu nie mógł tego zrobić ktoś inny.

      Co do reszty to sama nie wiem. Ale cóż. Zaczynam ogarniać twojego bloga, u Loks już skończyłam, twoja kolej teraz.
      Pozdrawiam <3

      Usuń
  4. Świetny , Świetny i jeszcze raz świetny ! :D
    Poprosiłam Cię pod następnym rozdziałem , w komentarzu o Prim spotykającą się z Emily .
    A tu, proszę!
    Jestem w niebie!!!
    I to : ,,Będę na ciebie czekał w piekle.Strzeliłam. " - po prostu rozwaliło mnie.
    Jestem bardzo ciekawa co będzie dalej z Emily i Jamesem. Rozdział był cudowny i trzymający w napięciu. Czytałam go z wielkim zaciekawieniem i nie mogę się doczekać następnego :D .
    Weny;*
    Weny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się strasznie, że mimo mojego braku weny udało się coś napisać. To dla mnie było trudne, a jednak satysfakcjonujące.

      Postaram się napisać następny jakoś sensownie.
      Dzięki i pozdrawiam :)

      Usuń
  5. Mam nadzieję, że Twoja wena powróci jak najszybciej. Chociaż jeśli ten rozdział był pisany bez weny to możesz pisać takie zawsze. Rozdział jest po prostu świetny. Widać jak Em się zmienia i wgl jest bosko. No pomijając fakt że umiera.
    Pisz jak najszybciej bo nie mogę się doczekać <3
    Miłych wakacji

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chwilowo mam wenę, więc chyba ją wykorzystam. Jakaś 1/3 następnego rozdziału już jest.

      Dziękuję bardzo i pozdrawiam :)

      Usuń
  6. Jak zwykle cudowny! Żal mi Jamesa, ale chyba tak jak mówi Emily będzie najlepiej... A co do Greysona - należało mu się :D Życzę mnóstwa weny i dużo czasu na pisanie i przepraszam za marny komentarz, ale naprawdę jestem pod wrażeniem nowego rozdziału :D Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tak dzięki, każdy komentarz mnie cieszy i motywuję.
      Pozdrawiam również :)

      Usuń
  7. Emily! Słodka, cudowna Emily... jak możesz mi coś takiego robić.

    Moje serce w tym momencie poważnie krwawi. Nie jest ze mną dobrze. Czekałam na ten rozdział z nadzieją, że wszystko odkręcisz i Emily przeżyje, że coś wymyślą - a tu o, proszę! Wszystkie moje nadzieje poszły się topić wraz z pierwszym akapitem! ZA CO?

    Może to zabrzmi głupio, ale Emily przypomina mi Katniss. Szczególnie w tym, że nie potrafi zdefiniować swoich uczuć. I ta jej zmienność nastroju. Dogadałyby się, gdyby miały szansę. Pytanie, czy im ją dasz.

    Greyson, stary druhu, dawnośmy się nie widzieli! Ugh, nawet nie wiesz, jak bardzo życzyłam temu facetowi śmierci. Przynajmniej to jedno się spełniło, Bogu dzięki. No i jeszcze kto go zabił! Widzisz, to mnie zadowoliło. Cała ta scena była tak dobrze napisana, że aż miałam ciarki na plecach. Brawo. Mistrzostwo. Podziwiam.

    No i dwie ostatnie sceny. Beetee to dobry gostek, nie? Ale obecność Prim mnie zaskoczyła. Chyba po tym rozdziale najbardziej żal mi Jamesa. Takie to słodkie się wydaje. Ale z drugiej strony Emily dobrze myśli. Podoba mi się jej tok rozumowania.

    Każdy potrzebuje odpoczynku! Poza tym, zaczęły się wakacje! Wszyscy musimy mieć chwilę wytchnienia, prawda? (NO, mnie to nie dotyczy, bo mam dwie książki do napisania i 4 opowiadania do kontynuacji, ale i tak... wszystko rozumiemy, spokojnie! Wypoczywaj!)

    A, no i pragnę poinformować (żeby nie było), że Emily pojawiła się w moim opowiadaniu w rozdziale 3, "Ściany mają uszy", wraz z panem "przerośnięte ego" znanym jako Eric. To na tyle. Czuję się zaszczycona, że pozwoliłaś mi "wykorzystać" tą postać! :3
    xoxo, Loks.
    ~lilybird-everdeen.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomyślimy nad tą śmiercią, pomyślimy. To moja opowieść, więc mogę zrobić fuck the system, tylko jeszcze nie wiem czy chcę.

      Katniss się pojawi w następnym rozdziale, potem jeszcze będą miały dużo czasu, żeby rozmawiać, trust me ;__;

      Dziękuję za wszystkie miłe słowa, a twojego bloga już ogarnęłam i skomentowałam z czego jestem dumna. I aż żal mi siebie, że tak długo mi to zajęło.

      Dzięki i pozdrawiam :)

      Usuń
  8. Wow.
    Świetny rozdział, naprawdę.
    Chyba najbardziej podobał mi się początek - nie było strasznego rozczulania się i przymulania (nie lubię takich opisów książkach), ale nie było też super-twardzielstwa, co ci się bardzo chwali :)
    Weny ;3

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny, świetny! Boski!
    Na samym początku muszę poinformować o tym że jestem strasznie niecierpliwa i od kilku dni zaglądałam na twojego bloga kilka razy dziennie, a tu w końcu jest!
    Rozdział po prostu genialny kwintesencja tego co lubię w twojej twórczości. Zero rozczulania i ckliwości. Twarda, niezależna i realistyczna bohaterka, to jest to.
    Jako że już wcześniej wspominałam jestem niecierpliwa więc z przykrością przeczytałam że nowego rozdziału szybko nie będzie. :-( no ale rozumiem są WAKACJE i chcesz odpocząć, więc coś tam sobie wymyśle.:-)
    Życzę udanych wakacji i weny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, w końcu go napisałam, przepraszam, że tyle czekaliście.

      Nie umiem opisywać uczuć, może to dlatego. No ale co zrobić?
      Może napiszę następny rozdział w jakimś sensownym czasie, bo wena chyba własnie wróciła.
      Dziękuję i pozdrawiam :)

      Usuń
    2. Jak wróciła to czekam z niecierpliwością:-)

      Usuń
  10. Mam przyjemność oznajmić, że zostałaś nominowana do LBA. Szczegóły na : nieszczesliwikochankowie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Tyle razy, ile ty mnie zabiłaś swoimi opowiadaniami, to trudno zliczyć!
    Zacznijmy od tego, że James jest uzależniony od Emily, świetnie, bardzo się ciesze. Jej zachowanie było godne podziwu, odepchnąć go, żeby go nie zranić.
    Pojawienie się Prim na końcu- oczy mi wyszły z orbit;D
    Dziękuję, że nie rozwodziłaś się nad cierpieniem Emily, obeszło się bez zbędnych melancholii, co dowodzi jaka silną osobą jest główna bohaterka.
    Grayson:D STĘSKNIŁAM SIĘ! Szczególną moją uwagę zwrócił właśnie ten fragment, ponieważ ukazał taką wewnętrzna walkę Emily. Zabić czy oszczędzić? Wielu by wybrało-zabić jak Emily, to nie idealizuje postaci i nie robi z niej aniołka, ale chodzi mi o same wywody Em. Dowodzą, że jest gdzieś tam w głębi serca wrażliwą dziewczyną. 1000 punktów dla ciebie za opis przeżyć wewnętrznych;)
    Nie będę się rozpisywać. rozdział świetny i czekam na kolejny;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, tych opisów wewnętrznych bardzo się bałam, jak widać słusznie. Bardzo się cieszę, że jednak się udało :)
      Pozdrawiam <3

      Usuń
  12. Boski, boskie, po prostu wspaniały <3 Tak późno komentuję, bo dopiero z wakacji wróciłam i nie miałam czasu :/ Cieszę się, że dodałaś coś nowego ;) Odpoczywaj, niezapomnianych wakacji i weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń