Kiedy dotarłam do ogrodzenia, niestety nie zobaczyłam śpiących Strażników. Wiedziałam, że to źle. "Młody" też nie leżał już pod gałęziami. Jedyne co mnie zdziwiło to fakt, że nikogo nie ma na miejscu zbrodni. A przynajmniej tak mi się wydawało. Do czasu.
- Hej! - Usłyszałam za swoimi plecami głos Shauna. Zły znak.
Obróciłam się i zobaczyłam jego lufę na moim czole. Spanikowałam. Nawet nie wiem kiedy wbiłam nóż w jego brzuch. Z jego ust zaczęła wylewać się krew, a ja nie czekałam. Zaczęłam uciekać.
***
Biegnę. Słyszę za sobą tupot stóp. Chcę przyspieszyć, ale nie mogę. Czuję, że się zbliżają. Biegnę coraz wolniej, nie mam siły. Muszę się zatrzymać. Ktoś stoi przede mną.
- Katniss! - Krzyczę i rzucam się na dziewczynę, osłaniając ją własnym ciałem. Ktoś mnie z niej zrzuca i przebija jej serce nożem. Bezwładnie opada na ziemię.
- To za to, że mnie zabiłaś - głos Travisa. Odwraca się w moją stronę. Schyla się. Finnick?
Tak, to on. Nagle znajduję nóż pod moją ręką i nie waham się, wbijam mu nóż w serce. Opada na moje kolana.
Reszta już dobiegła, stoją nade mną. Monique, Liam, Zawodowcy, Shaun. Wszyscy tu są. Wszyscy chcą mnie zabić, zaczynam krzyczeć.
Przenoszę wzrok na kolana. To nie Finnick leży martwy. To ja. Ja sama.
***
Obudziłam się zlana potem. Rzadko zdarzały mi się takie sny, zazwyczaj mój mózg radził sobie z tym wszystkim, z zabijaniem i śmiercią. Ale nie tym razem. Cały czas miałam w głowie, że wracam na arenę. Ta myśl była straszna. Wiedziałam, że pewnie będę faworytką, ale jakoś wcale się z tego nie cieszyłam.
Założyłam buty i wyszłam z domu. Musiałam się ruszyć.
W całym mieście było pusto i cicho, nie dziwne, nikt nie chciał się wychylać. Myślałam, że tak będzie i na placu. Ale nie, myliłam się. Coś się tam działo.
Tłum był taki, że nie można było niczego się dopatrzeć. Przepychałam się wśród gwaru i ludzi, żeby dowiedzieć się chociaż trochę.
- Co tu się dzieje? - Zapytałam w końcu jakiegoś mężczyznę.
- Egzekucja - odpowiedział. - Jakiś chłopak zabił Strażnika.
Strażnika. Cholera, że też oni zawsze muszą znaleźć winnego.
Teraz z podwójną siłą przepychałam się między ludźmi, a gdy w końcu dostałam się do centrum, kat miał właśnie odciąć linę i tym samym powiesić chłopaka.
- Nie! - Krzyknęłam i zrobiłam jedyną rzecz, jaka w tamtej chwili przyszła mi do głowy. Wyjęłam nóż i rzuciłam w kata.
Nie wiem czy taki był mój zamiar, czy po prostu los tak zdecydował, ale trafiłam jedynie w jego rękaw, przytwierdzając człowieka do drewna szubienicy.
- Cholera, Saws! - Kat wyjął nóż. I zbliżył się do mnie.
Znał moje imię. I nie tylko je. Znał MNIE. Bo to był Greyson. MÓJ kat.
Wiedziałam, że Snow zrobił to specjalnie. Żeby osłabić moją psychikę przed Igrzyskami. Dlatego przydzielił go akurat tutaj.
Greyson wyciągnął pistolet i przystawił mi lufę do głowy. Nie opierałam się. Pamiętałam o tym, co mówił Plutarch. Jestem chroniona.
- No zabij mnie - powiedziałam tonem szaleńcy. - No dalej. Co, nie chcesz? Za szybka śmierć dla mnie? Za mało bolesna?
- Gdyby to ode mnie zależało - powiedział nie odrywając lufy od mojego czoła. - Urządziłbym cię tak, żebyś błagała o śmierć.
- Dobry pomysł - mruknęłam i ręką strąciłam pistolet. - Ale jego wypuść - wskazałam na chłopaka.
- Nie ma takiego powodu - odrzekł z pewnością. - Egzekucja się odbędzie.
- Od kiedy to wy "Strażnicy Pokoju i Sprawiedliwości", zabijacie bez powodu - ironizowałam.
- Powód jest. On zabił jednego z nas. Wczoraj w nocy.
- Nie, on jest niewinny, Greyson. To ja go zabiłam.
***
Po placu przemknął pomruk pełen zdziwienia. Nikt nie wypowiedział nawet jednego słowa. Podeszłam do chłopaka i odcięłam mu pętlę przywiązaną do szyi. Widziałam, jak Greysona rozpiera złość i bezsilność.
- Oglądaj dzisiaj transmisję, Saws! - Krzyknął, kiedy wychodziłam z placu. Nie musiałam się już rozpychać, ludzie sami się przede mną rozstąpili. - Pożałujesz wszystkiego!
Jasne, Greyson. W jakiś sposób już tego żałowałam.
***
- ...dlatego w 3. Igrzyskach Ćwierczwiecza wystąpią trybuci wylosowani z puli zwycięzców...
- I niech los zawsze nam sprzyja - mruknęłam pociągając łyka ze szklanki z wódką.
W innych chwilach raczej stroniłam od alkoholu, kojarzył mi się z Haymitchem. Ten specyficzny zapach... Bardzo bałam się skończyć tak jak on.
Nie minęło pięć minut, a już usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę - powiedziałam chyba wystarczająco głośno.
Tak jak się spodziewałam - Lora.
- To straszne, te nowe zasady - powiedziała jeszcze nie przekraczając progu. - Obiecywali wieczny dostatek i chwałę, ale co, każą nam wracać na arenę? To jakaś potworność!
- Usiądź - powiedziałam, nie odrywając wzroku od ekranu.
- Powrót tam, to najgorsza rzecz jaka może mnie spotkać - histeryzowała. - Ja już nie jestem młoda, nie jestem silna, nie mam szansy przeżyć.
Nic nie powiedziałam. Skupiłam się na robieniu kółek po krawędzi szklanki, opuszkiem palca. Proste czynności zawsze mnie uspokajały.
- Nie to co ty - kontynuowała nie zrażona moją postawą. - Ty miałabyś ogromne szanse na zwycięstwo, zresztą...
- Lora - przerwałam jej. - Naprawdę sądzisz, że twoje nazwisko pojawi się w puli? - Zapytałam. - Będą tam dwie karteczki z napisem "Emily Saws", żeby mieli stuprocentową pewność, że to właśnie ja zostanę wylosowana.
Wystarczyło, żeby się przymknęła. Ale tylko na chwilę.
- Dlaczego? - Wypaliła po chwili wpatrując się we mnie tym pustym wzrokiem.
Nie mam pojęcia jakim sposobem wygrała Igrzyska, ale na pewno nie inteligencją. Obstawiałabym również opcję, że jej tryumf był porównywalny z tryumfem Annie Cresty i porównywalnie dużo osób zabiła.
- Bo mnie nienawidzą - wybąkałam tylko, nie mając zamiaru tego wszystkiego tłumaczyć.
Najwyraźniej Lora uznała, że najlepiej będzie nic nie mówić. W końcu.
- Och, Emily - powiedziała, rozkładając ręce, by mnie przytulić.
- Nie - zatrzymałam ją prawą ręką. - Nie potrzebuję tego. I jeżeli naprawdę chcesz mieć pewność, że nie trafisz na arenę, to mogę ci obiecać, że w razie wylosowania ciebie, zgłoszę się.
- Dziękuję - wyszeptała tylko, i w końcu wyszła.
- Usiądź - powiedziałam, nie odrywając wzroku od ekranu.
- Powrót tam, to najgorsza rzecz jaka może mnie spotkać - histeryzowała. - Ja już nie jestem młoda, nie jestem silna, nie mam szansy przeżyć.
Nic nie powiedziałam. Skupiłam się na robieniu kółek po krawędzi szklanki, opuszkiem palca. Proste czynności zawsze mnie uspokajały.
- Nie to co ty - kontynuowała nie zrażona moją postawą. - Ty miałabyś ogromne szanse na zwycięstwo, zresztą...
- Lora - przerwałam jej. - Naprawdę sądzisz, że twoje nazwisko pojawi się w puli? - Zapytałam. - Będą tam dwie karteczki z napisem "Emily Saws", żeby mieli stuprocentową pewność, że to właśnie ja zostanę wylosowana.
Wystarczyło, żeby się przymknęła. Ale tylko na chwilę.
- Dlaczego? - Wypaliła po chwili wpatrując się we mnie tym pustym wzrokiem.
Nie mam pojęcia jakim sposobem wygrała Igrzyska, ale na pewno nie inteligencją. Obstawiałabym również opcję, że jej tryumf był porównywalny z tryumfem Annie Cresty i porównywalnie dużo osób zabiła.
- Bo mnie nienawidzą - wybąkałam tylko, nie mając zamiaru tego wszystkiego tłumaczyć.
Najwyraźniej Lora uznała, że najlepiej będzie nic nie mówić. W końcu.
- Och, Emily - powiedziała, rozkładając ręce, by mnie przytulić.
- Nie - zatrzymałam ją prawą ręką. - Nie potrzebuję tego. I jeżeli naprawdę chcesz mieć pewność, że nie trafisz na arenę, to mogę ci obiecać, że w razie wylosowania ciebie, zgłoszę się.
- Dziękuję - wyszeptała tylko, i w końcu wyszła.
***
Ja, Erick, Lora i Jake. Tryumfatorzy Dziesiątego Dystryktu. Chociaż Lorę mogę już wykreślić, ona zostanie w domu. Ja, Erick i Jake. Ja i Erick. Wątpiłam, żeby Jake (jeśli żyje) był w stanie wyjść z domu, zapewne nawet nie usłyszał o nowych zasadach, owładnięty narkotykami i alkoholem. Za to Erick... Wrócenie na arenę razem z nim to był dobry pomysł. Mogłam go zabić. Chociaż go, jeśli nie dane mi będzie zabić Finnicka. Odpłacę mu się za moje Igrzyska.
Znów usłyszałam pukanie do drzwi. To już było co najmniej dziwne. Kto to mógł być? Erick?
- Proszę...
Spodziewałam się wszystkich, ale nie jego. Nie Jake'a. Myślałam, że nie żyje.
- Jake - tym razem odstawiłam szklankę na stół i odwróciłam się w stronę gościa.
Ledwo go poznałam. Był cały zarośnięty, jego broda miała już z sześć centymetrów długości, a rysy zrobiły się ostrzejsze. Strasznie dużo schudł, mogłam wyliczyć jego kości; jego ręce trzęsły się, podobnie zresztą jak reszta ciała.
- Ja nie chcę tam wracać - powiedział słabym, zachrypniętym głosem. - Ja nie chcę, nie mogę, proszę, zabij mnie!
A tego się nie spodziewałam.
- Cholera, Jake! Przeżyłeś jako jedyny z dwudziestu czterech trybutów na arenie! Twoje życie kosztowało żywot dwudziestu trzech innych ludzi. Wiem jak to jest. Może wyglądam na taką bez wyrzutów sumienia (poniekąd tak było, ale nie musiał o tym wiedzieć), ale ja też co noc widzę wszystkie moje ofiary. Wszyscy widzimy. Jedni radzą sobie z tym lepiej, inni gorzej. Ale sam fakt, że jeszcze żyjesz oznacza, że nie jest z tobą jeszcze tak źle...
- Nie zrobię tego, nikogo więcej nie zabiję - powiedział ze wzrokiem ślepo błądzącym po pokoju. - Nie wrócę tam...
Złapałam go za dłonie.
- Nie wrócisz - powiedziałam spokojnym tonem. - Rozmawiałeś z Erickiem?
- Tak - odparł, tym razem patrząc mi w oczy. - Powiedział, że nie zgłosi się za mnie. Że "nie ma szans". I że jego życie jest więcej warte niż moje.
Tak, Erick w rzeczy samej był większym dupkiem niż wszyscy, jakich do tej pory spotkałam. Porównywalny do poziomu Snowa, ocierający się o poziom Finnicka.
- To ja pogadam z Erickiem - powiedziałam nie puszczając jego rąk. - I uwierz mi, nie będziesz znów trybutem. Ale proszę, odstaw wszystko co bierzesz. A przynajmniej się postaraj.
Na jego twarzy po raz pierwszy zagościło coś na kształt uśmiechu.
- Tak, Emily - odparł i niespodziewanie mnie przytulił. Nie byłam przytulana od wczesnego dzieciństwa, więc można się tylko domyśleć, jakie wrażenie to na mnie wywarło. To było takie... prawdziwe. - I będę dobrym mentorem, obiecuję.
- Wierzę - powiedziałam, chociaż moja sytuacja nie była najlepsza. Ale raz już wygrałam Igrzyska bez pomocy mentorów, więc mogę to zrobić i drugi raz, nie?
***
Wparowałam do domu Ericka, nie bawiłam się w pukanie. Wyglądał jak my wszyscy, albo nawet gorzej. Był przerażony myślą o powrocie na arenie. Miałam to naprawdę gdzieś.
- Puka się - powiedział wychodząc mi naprzeciw.
- Zawsze wiedziałam jaki jesteś - powiedziałam jadowitym tonem. - Nie pomogłeś Jake'owi wygrać, to chociaż nie skazuj go na śmierć. Bo akurat on na nią nie zasłużył.
- I co, przyszłaś tutaj mnie przekonywać? Że moje życie jest mniej warte od... ISTNIENIA tego narkomana?
- Twoje życie?! Twoje życie?! Balowanie na kapitolińskich przyjęciach, olewanie swoich trybutów, skazywanie ich na śmierć... No świetne to twoje życie, nie powiem.
- Lepsze niż twoje - odparł z przekonaniem.
- Ja przynajmniej coś znaczę, o coś walczę... - zaczęłam, ale uznałam, że nie ma sensu mu tego tłumaczyć. - I obiecałam się zgłosić za Lorę, jeśli to na nią padnie.
- Gratulację, Emily, za twoje dobre serce. Znów zgłosisz się za jakąś niewinną osóbkę... Wszyscy wiedzą, że nie masz już nic do stracenia.
- Zamknij się! - Podeszłam krok bliżej. - Jeżeli masz chociaż trochę honoru, zgłosisz się za Jake'a. A jeśli nie... To zabiję cię jeszcze przed Igrzyskami. Jak słusznie zauważyłeś - nie mam już niczego do stracenia.
_____
Mam nadzieję że da się czytać. Jakoś do końca nie byłam przekonana do tego rozdziału, ale sami oceńcie. Pozdrawiam :)
_____
Mam nadzieję że da się czytać. Jakoś do końca nie byłam przekonana do tego rozdziału, ale sami oceńcie. Pozdrawiam :)
Świetny rozdział, a najlepsza końcówka :)
OdpowiedzUsuńCzekam za następny :)
Pozdrawiam
Layls
JEZU, JEZU, ale jestem ciekawa CO DALEJ! :D Już nie mogę się doczekać następnego :D
OdpowiedzUsuń(^_^) czekam na next :3
OdpowiedzUsuńBardzo polubiłem 10. Dystrykt i ich zwycięzców ;) Nie mogę się doczekać następnych rozdziałów. Jesteś świetna i świetnie piszesz! Rozdział świetny, ale pisz częściej.... Bo umrę z ciekawości :D
OdpowiedzUsuńWłaśnie nie wiem co ile mam dodawać rozdział, bo w sumie następny już mam napisany, a VI w połowie :P
UsuńDodawaj jak napiszesz! :D
UsuńMiałam taki pomysł, ale boje się, że potem weny zabraknie i znowu będę musiała zawiesić bloga :/ Ale ok, następny rozdział dodam szybciej, 3-4 dni :)
UsuńJak zabraknie to przeczytaj jeszcze raz książkę, albo obejrzyj ponownie film ;) Mam taką maleńką próśbkę co do tegorocznych świąt... Dodałabyś może krótki rozdział opisujący wygraną Lory? (Może jej retrospekcja? :D) Jej postać mnie bardzo intryguje i chciałbym sobie Lorę w końcu jakoś określić. Jesteś genialna i uwielbiam twoją twórczość ^.^
UsuńDziękuję bardzo, chociaż myślę, że naprawdę przesadzacie =.= Ale specjalnie dla Ciebie dodam jej retrospekcję. Za jakieś dwa rozdziały pewnie się pojawi ;)
Usuń*=* Dżizys Krajs! Dziękuję...
Usuń"Specjalnie dla mnie" - jak to wspaniale brzmi...
Dziękuję ^.^
I nie! Nie przesadzamy .
Świetne opowiadanie.
OdpowiedzUsuńZaczęłam czytać wczoraj, strasznie się wciągnęłam.
I dzisiaj ten rozdział.... Jakby specjalnie dl mnie :)
Mam skrytą nadzieje że wstawisz jeszcze jeden przed świętami.
Pozdrawiam
Jednak i tak go zamordowała...
OdpowiedzUsuńWiesz, co mnie strasznie zdziwiło? Przejście z czasu przeszłego do teraźniejszego we śnie. Ale wyszło Ci do świetnie, bo całej akcji dodałaś dynamizmu (nie wiem do końca, czy to dobre słowo, ale myślę, że wiesz o co mi chodzi c: )
Sam sen jest chaotyczny, a jego zakończenie genialne :D
Egzekucja... w sumie przestała mnie już dziwić jej impulsywność xD
Jejku, ten kat... czytałam ten fragment z zapartym tchem...
"- Nie, on jest niewinny, Greyson. To ja go zabiłam." *_* kocham te dwa zdania
Rozmowa z Lorą też jest świetna.
Nie mogę, cały rozdział jest genialny! Bardzo mi się podoba i nie mogę się doczekać następnego ^_^
Pozdrawiam i życzę dużo weny! :D
Cudowny rozdział, nie mogę się już doczekać kolejnych ( *w* ) igrzysk - to dopiero będzie coś :)
OdpowiedzUsuńgenialne zakończenie, najlepsze z całego rozdziału.!
mam nadzieję, że dodasz kolejny rozdział już niedługo ;)
~ G.
Świetny rozdział.
OdpowiedzUsuńŚwietne, genialne, przecudowne ! Szybko dodawaj następny rozdział <3
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystko za jednym zamachem i jestem... zachwycona *.* Emily jest taka... prawdziwa, choć czasami odnosze wrażenie, że próbuje oszukać samą siebie.
OdpowiedzUsuńBlog jest wciągający i bardzo dobrze! Jedyne co mi przeszkadzało to szablon, ale miałam wenę na szablony i zrobiłam coś takiego, może się nada :) (http://moj-szablon2.blogspot.com/)
Jeju, ale krótki koment, no normalnie aż mi wstyd, ale pogoda taka, że się odechciewa wszystkiego!
Pozdrawiam cię mocno, czekam na kolejny rozdział i tradycyjnie życzę weny!
~Caireann
P.S. Dodaję do obserwowanych :)
I zapraszam do siebie, też Igrzyska http://igrzyska-morvoren.blogspot.com/
Jej! Bardzo się cieszę, że dodałaś nowy rozdział. Mam nadzieję, że napiszesz coś jeszcze przed świętami. Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńKontynuowałam nadrabianie.
OdpowiedzUsuńEmily jednak ma dobre serce. Może i ma tą dziwną chęć do mordu, ale ma dobre serce. W końcu po raz drugi ma zamiar zgłosić się za drugą osobę. Dobre dziewczę. Mam tylko nadzieję, że nie zabije na arenie kogoś, kogo kocham ;__;
Pozdrawiam, Faith.
Jejku, Faith, zrobiłaś mi dzień.
UsuńWczoraj były moje urodziny a tu tyle miłych komentarzy :D Nie mogłam przestać czytać :D
Trochę chamsko, że odpowiem tylko na ten, ale tyle ich jest, wow. Podziwiam Cię, że Ci się chce to wszystko czytać, a do tego komentować. Ale to jest strasznie miłe, więc dziękuję <3
Na twojego bloga na pewno zajrzę, ale pewnie dopiero jak wrócę z wyjazdu, bo teraz będzie ciężko.
Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam :>