wtorek, 17 grudnia 2013

Rozdział V

Znowu Dożynki. A ja znowu jestem w tłumie... albo raczej grupie, zagrożonych wylosowaniem osób. Postanowiłam się nie stroić, założyłam zwykły strój myśliwski i wyszłam z domu. Przeszło mi przez myśl, że może to być mój ostatni taki spacer, że więcej już tego miejsca mogę nie zobaczyć. A w jakiś sposób je kochałam. W jakiś bardzo ograniczony sposób byłam po wieki związana z tym paskudnym, rzeźnickim Dystryktem. 
Mijając dzieciaki, również zmierzające w stronę Placu (chociaż nie mam pojęcia po co, skoro wszyscy wiedzieli kto zostanie wylosowany), widziałam w nich starą siebie. Taką niewinną, lekko przestraszoną dziewczynkę, która wie, że wyrok został przeniesiony na następny rok. Że tym razem na śmierć idzie kto inny.
Stanęłam grzecznie na scenie obok Lory, wystrojonej, jakby była na jakimś kapitolińskim przyjęciu i wyglądałam jak ostatnia biedota. Przybyłam ostatnia, tylko na mnie wszyscy czekali. Losować miał za zadanie Milgred - mój kapitoliński przyjaciel i nadzorca, który jednak zawsze był spoko.
Po długiej przemowie na temat Mrocznych Dni i takich tam, przeszliśmy do najważniejszej części. Zawiesiłam wzrok na dwóch karteczkach w szklanej kuli. Byłam pewna, że na obu jest moje nazwisko.
- Najpierw panie - powiedział Mil i wyciągnął los. - Emily Saws!
Nie musiał nawet robić sztucznego napięcia. Już pogodziłam się z myślą, że wrócę na arenę. Pewnym krokiem podeszłam na środek sceny. 
- A z panów... Erick Paller.
No, przynajmniej nie musiałam się dowiadywać, czy zdałby test na "nie bycie ostatnim i najgorszym dupkiem". 
Odpuściliśmy sobie uściśnięcie dłoni i udaliśmy się do pociągu.
***
Znów Kapitol. A ja zaczęłam się zastanawiać czy będzie mi dane przeżyć. Czy Plutarch nie kłamał i czy z tego planu cokolwiek wyjdzie. W sumie to mi nawet tak strasznie nie zależało. Życie czy śmierć, wszystko jedno. Gdybym umarła to przynajmniej nikt by mnie nigdy więcej nie torturował. Ale żeby umrzeć, trzeba dać się zabić. A ja w żadnym wypadku nie dam nikomu tej możliwości.
A gdybym została sama z Katniss, gdyby plan nie wypalił i gdyby wszyscy inni by zginęli? Ona powinna przeżyć, nie ja. Ona jest Kosogłosem.
Z drugiej strony - ona nie wyglądała na taką, która wyciągnęła te jagody żeby przeciwstawić się Kapitolowi. A cała ta historia miłosna była strasznie naciągana. Ogólnie, przynajmniej z mojego punktu widzenia, wyglądało to tak, jakby została tym Kosogłosem przez przypadek.
Zaczęłam się nad tym zastanawiać. Czemu ludzie tak nie zerwali się do walki, kiedy to ja to wszystko powiedziałam na arenie? Wiem, że przekaz do końca nie dotarł, ale musieli się domyśleć dlaczego nagle sygnał się urwał. Czemu nie ja jestem Kosogłosem? 
Odpowiedź przyszła do mojej głowy jeszcze szybciej niż samo pytanie. Bo jesteś morderczynią. Bo zabijałaś ich dzieci. I faktycznie, teraz to do mnie doszło. Jedyne, co mogę dla nich zrobić, to oddać życie za Katniss. 
***
Postanowiłam jednak obejrzeć film z Dożynek w innych Dystryktach. Chciałam wiedzieć, z kim będę miała do czynienia na arenie.
Z Jedynki rodzeństwo - Cashmere i Gloss. Młodzi, wygrali Igrzyska stosunkowo niedawno, na pewno po mnie. Dokładnie nie pamiętałam jak walczyli, ale sam fakt, że są zawodowcami przemawia na ich korzyść.
Z Dwójki Brutus i Enobaria. Ich akurat znałam bardzo dobrze. Bezwzględni mordercy, nie mogący doczekać się powrotu na arenę. Brutus wręcz wskoczył na tą scenę, oczywiście zgłosił się. Nie znałam go za dobrze, bo mentorzy w Dwójce zmieniali się praktycznie co rok, ale kilka razy miałam okazję się z nim zetknąć i nie wspominam tego zbyt mile. Jako, że na Igrzyskach zabiłam więcej osób niż on, musiałam nieźle wjechać mu na ambicję. I chyba nie mógł mi tego wybaczyć. Nie zdziwiłabym się, gdybym teraz stała się jego głównym celem. 
Enobaria nie była lepsza, spiłowała sobie zęby, żeby rozrywać nimi ciała ofiar. To się nazywa choroba psychiczna. Można umieć zabijać i robić to bez trudu, ale czerpanie z tego radości jest co najmniej dziwne.
Trójka, Wiress i Beetee. Albo Pokręt i Wolt, jak kto woli. Beetee jaki jest taki jest, ale jego umysł nie ma sobie równych. 
Czwórka. I tutaj ciekawa sytuacja. Oczywiście fakt, że wylosowano Finnicka nikogo nie dziwił, no bo kto zmarnowałby tak kasowy wątek w Igrzyskach jak konflikt między nami? A kiedy wylosowali Annie... To by było za dużo. Nie wiem kto tym kierował, czy Plutarch tak chciał, czy po prostu los tak zdecydował. Po wybuchu płaczu dziewczyny, zgłosiła się Mags. Brała udział w 9. Igrzyskach. Ma około osiemdziesięciu lat i raczej żadnych szans przeżycia. Za to jest cudowną kobietą, mądrą i optymistyczną... Rzadko można spotkać takie osoby wśród zwycięzców.
Następną osobą którą znałam, była Johanna Mason z Siódemki. Praktycznie jedyna osoba z całego składu Igrzysk, którą traktuję jak siostrę. Ma taką samą sytuacje jak ja - nienawidzi Kapitolu, Kapitol nienawidzi jej, nie ma nic do stracenia. Na każdych Igrzyskach trzymałyśmy się razem i jakoś znosiłyśmy porażki swoich trybutów. Razem piłyśmy i zawsze starałyśmy się zapomnieć. Cieszyłam się, że będzie ze mną.
W końcu doszliśmy do Katniss i Peety. Nadal nie mogłam ich rozgryźć. Jeśli to wszystko było udawane, to dlaczego Peeta zgłosił się za Haymitcha? Obserwowałam ich, kiedy przyjechali do Dziesiątki podczas Tounee Zwycięzców. Czytali z kartki, unikali kontaktu wzrokowego, nerwowo oglądali się czy Kapitol jest zadowolony z ich wypowiedzi. Typowy schemat zachowywania się ludzi, którzy mają coś do stracenia. Gdyby dać im pełną swobodę, to byłoby co innego. Taka sytuacja byłaby wręcz idealna dla powstania.
***
Nie pamiętam nawet jak to się stało, że zasnęłam. Wydawało mi się, że przez emocje nie będę mogła zmrużyć oka. Ale zaraz... Czy czułam wtedy coś innego niż na poprzednich Igrzyskach? Po prostu znowu parę ludzi straci życie, możliwe, że w tym ja. 
- Emily - powiedziała Lora, gwałtownie otwierając drzwi. - Wybacz, że bez pukania, ale jak widzisz - ręce mam zajęte.
Faktycznie, trzymała gigantyczne pudło z kasetami. Znałam je bardzo dobrze. Były na nich nagrania wszystkich Igrzysk.
- Nie muszę ich oglądać - wybąkałam. - Znam wszystkich zwycięzców... 
- Też tak myślałam, ale... - Zaczęła cichym tonem. - Chciałam się tylko upewnić czy wszystko w porządku. Cały czas siedzisz sama.
- Mogłaś po prostu przyjść - odpowiedziałam, mimowolnie przeglądając kasety. - Nie musisz szukać pretekstu.
- Nie wiedziałam, czy chcesz mnie widzieć - spuściła wzrok. - Może to ja powinnam być trybutką...
O, czyżby nagle, może pod wpływem Mags, odczuła wyrzuty sumienia? Może również chciała poświęcić się za młodą dziewczynę.
- W porządku, Lora - powiedziałam. - Ale teraz, proszę, zostaw mnie samą.
Nie chciałam przebywać z ludźmi, rozmowy męczyły mnie bardziej niż ćwiczenia fizyczne. A kasety, mimo strasznej zawartości, były ciekawą możliwością spędzenia ostatniego nudnego dnia jazdy.
10 Igrzyska Śmierci, 26 Igrzyska Śmierci... Najwcześniejsze nie zawierały informacji o zwycięzcach. Dopiero od 39. ktoś mądry pomyślał, że można by było napisać kto je wygrał. 50 Igrzyska Śmierci - Haymitch Abernathy, 65 Igrzyska Śmierci - Finnick Odair... Zatrzymałam się na chwilę, przywołując w myślach scenę śmierci Patricka. Nie, nie chcę tego oglądać. 69 Igrzyska Śmierci - Emily Saws. Nigdy nie oglądałam moich Igrzysk i nie miałam zamiaru. 52. Igrzyska Śmierci - Lora McQuive.
Wiedziałam, że to jest właśnie kaseta, którą chcę obejrzeć. Szalenie interesowało mnie, jakim cudem wygrała Igrzyska. 
Dożynki. Wygląd Dystryktów przez te kilkadziesiąt lat praktycznie się nie zmienił, nadal tkwiliśmy na tym samym stopniu rozwoju. Burmistrzowie oczywiście mówią to samo, wszystko jest paskudne i zakłamane. 10 Dystrykt. Jakaś kobieta wykrzykuje:
- Lora McQuive!
Była śliczna. Miała wtedy najwyżej czternaście lat, a jej twarz była nietknięta operacjami plastycznymi. Wyszła na scenę, nie okazując strachu. Ktoś za nią krzyczał, ona jednak nawet się nie odwróciła.
- A trybutem jest...
- Zgłaszam się! - Krzyknął ten sam chłopak, który nie chciał pozwolić Lorze odejść.
- Jak się nazywasz? - Zapytał burmistrz.
- Dorian McQuive.
Jej brat. Sam się zgłosił. Chciał ją za wszelką cenę ratować. Postawa godna podziwu.
Potem prezentacje, wywiady itd. Było widać, że chłopak potrafi walczyć, ale Lora gubiła się nawet podczas wywiadu. Zachowywała się jakby zwariowała, ledwo mówiła, cały czas płakała.
Arena była wtedy jednym wielkim bagnem, jeszcze czegoś takiego nie widziałam. Zabijało praktycznie wszystko, co można było napotkać. Dorian był cholernie upartym chłopakiem, zakamuflował siostrę i zdobywał pożywienie, nigdy nie wystawił jej na żadne ryzyko. 
Miałam nikłą nadzieję, że ktoś go zabije. Że nie zostaną z Lorą na arenie sami. Myliłam się. Nigdy nie widziałam, żeby czyjś plan ratowania kogoś innego na arenie wypalił. Ale tak, zawodowcy pozabijali się sami, a tych, którzy przeżyli zabił albo Dorian, albo zmiechy. Zostali we dwójkę.
- To już koniec, ślicznotko - powiedział do Lory. - Wrócisz do Dystryktu i będziesz szczęśliwa.
- Nie! - Zalewała się łzami. - Nie zrobisz tego!
- Muszę - odparł. On również płakał. - Chciałem cię uratować, i tego dokonałem. Spełniłem misję. Ty zasługujesz na życie, nie ja. Kocham cię, siostrzyczko.
Objął ją i płakali razem. 
- Nie! - Krzyczała i próbowała go powstrzymać. - Nie możesz tego zrobić!
Ale on zawiązał pętlę i powiesił ją na drzewie. Założył ją na szyję i zrobił to, o czym tak niedawno myślałam. Co ja bym musiała zrobić, gdybym została na arenie sama z Katniss.
- Bądź tylko szczęśliwa.
Skoczył.
Byłam w szoku. Nigdy nie myślałam o Lorze w ten sposób. Jej brat popełnił samobójstwo, żeby ją ratować. Wieczne wyrzuty sumienia? Nie wiedziałam. Nie chciałam się nawet domyślać.
***
 Z mojej ekipy przygotowawczej z wcześniejszych Igrzysk nie pozostał nikt. Prescott podobno zrobił karierę i zajął się czymś więcej niż przygotowywanie ubioru dla trybutów, przynajmniej tak mi powiedziano. Moja nowa stylistka, bo tym razem przydzielono mi kobietę - Shante, była beznadziejna. Naprawdę, Prescott też nie miał talentu, ale przynajmniej dało się z nim wytrzymać. A ta kobieta to kompletne dno!
Reszta ekipy, która naturalnie miała mnie doprowadzić do stanu "zero" nie miała łatwego zadania. Nie, żebym się jakoś zapuściła, ale...
- Miałaś rekonstruowaną skórę? - Zapytał mężczyzna o złotych włosach i białej szmince na ustach.
- Chyba tak - odparłam, usiłując sobie przypomnieć. Ale na pewno miałam. Po każdych torturach na Kapitolu starali się mnie odpicować tak, jakby nic się nie stało.
Miałam szczerą nadzieję, że moja kreacja będzie chociaż w jednej setnej przypominała ubranie, a nie strzępek materiału. Niestety.
- Założysz to - powiedziała Shante, pokazując mi kreację.
Kreację - to może za dużo powiedziane. Ujrzałam skąpą czerwoną sukienkę, która zakrywała ledwie biust i połowę brzucha, łącząc się na dole ze skąpą spódniczką z czerwonych piór. Materiału nie było tam zbyt wiele. Spodziewałam się tego. Miałam już obmyślony plan.
- Słuchaj, Shante - powiedziałam spokojnie - nie chciałabym wprowadzać złej atmosfery, ale... - musiałam to zrobić, wyjęłam mój ulubiony nóż (a zawsze miałam jeden przy sobie) i pocięłam sukienkę na kawałki.
- Co ty robisz?! - Zawołała przerażona.
- Znajdź mi coś podobnego do "ubrania", albo skończysz jak ta twoja kiecka - oznajmiłam chłodno i wyszłam z pokoju. Żadnej złości, żadnych emocji. Jak zawsze.
- Co ty sobie wyobrażasz?! - Usłyszałam jeszcze, ale nie zwróciłam większej uwagi na jej złość.
Nie obchodziło mnie w czym wystąpię, o ile byłoby to coś nie obnażającego mnie przed kapitolińską publicznością. Mogłam nawet iść w moich własnych ubraniach, może tak by było nawet lepiej. Już nie musiałam się podobać publiczności, walczyć o sponsorów. Byłam jak nigdy pewna, że na arenie sobie poradzę.
***
Shante jednak znalazła coś dla mnie, zwykłą czerwoną sukienkę, lekko poszarpaną na dole, na górze obsypaną cekinami. Miała normalne rękawy i była długa do kolan.
- Pasuje? - Zapytała zimnym tonem, zachowując się wyjątkowo zachowawczo. Starała się do mnie nie zbliżać, chyba jednak trochę się bała.
- Pasuje - odpowiedziałam.
Pasowała idealnie i była dosyć wygodna. Założyłam znienawidzone buty na obcasach i udałam się do windy. Parada startowała dokładnie za trzy minuty, nie miałam za dużo czasu. Gdy tylko drzwi się rozsunęły, usłyszałam krzyk Johanny.
- Em! - Rzuciła mi się na szyję, ledwo utrzymałam równowagę.
- Johanna! - Również cieszyłam się, że ją widzę.
Tak, ona z pewnością należała do wąskiego grona osób, które naprawdę szczerze mnie lubiły.
- Trzeba wymyślić coś naprawdę dobrego - powiedziała od razu. - Na specjalną okazję...
- O czym myślisz? - Zapytałam nie nadążając za jej tokiem rozumowania.
- Jak można najbardziej wkurzyć Snowa? - Uśmiechnęła się zagadkowo i przeniosła wzrok na drzwi. - Mam parę dobrych pomysłów, ale to już po paradzie.
Drzwi rozsunęły się, a naszym oczom ukazali się ci wszyscy ludzie, nerwowo krzątający się wśród koni i wozów. Zaczęłam szukać wzrokiem kogoś z mojego Dystryktu.
- No, Finnick już sobie znalazł następną - mruknęła Johanna wskazując ręką trybuta z Czwórki.
I znów zalała mnie ta sama złość, która towarzyszyła mi w każdej sekundzie przebywania z tym człowiekiem, nawet bez bezpośredniego kontaktu. Finnick - ubrany w bardzo skąpy strój, stał przy wozie Katniss Everdeen. Dziewczyny, którą na tych Igrzyskach miałam chronić. Oczywiście, typowo dla jego osoby, stał jakieś, mniej więcej, dwadzieścia centymetrów od niej, co jest dość bliską odległością jak na pierwszą rozmowę. Na szczęście ona nie wydawała się nim oczarowana.
- Szmaciarz - powiedziałam pod nosem. - Zobaczymy się po paradzie - dodałam i pobiegłam w stronę mojego rydwanu. 
Pierwsze Dystrykty już opuszczały salę. 
***
Od wyjazdu z Dziesiątki nie odezwałam się do Ericka ani razu, wszystkie posiłki kazałam sobie przynosić do pokoju i utrzymywałam minimalny kontakt z Lorą i Jake'iem. Wiedziałam co mam robić i rozmowy z nimi na pewno nic by nie wniosły. 
Niestety musiałam stanąć obok niego na rydwanie i udawać, że nie przejmuję się jego obecnością. Chciałam go zabić. I byłam pewna, że na arenie to zrobię. Może czyn ten będzie potępiony przez mieszkańców mojego Dystryktu, ale trudno, to moja sprawa. Poza tym Erick był w pewnym sensie namiastką Finnicka, a ja wtedy jeszcze łudziłam się, że może jednak będzie mi dane zabić również trybuta z Czwórki.
Prawie zapomniałam, że jest ktoś, kogo nienawidzę bardziej od nich obu razem wziętych. Przypomniała mi to kapitolińska publiczność witając nas wszystkich oklaskami i radosnymi krzykami. Tylko trybuci z Jedynki i Dwójki machali i uśmiechali się jak idioci. Wszyscy inni byli zdenerwowani... No dobrze, może "zdenerowani" to złe słowo. W zasadzie to nie ma słowa, które mogłoby opisać, jak wszyscy w tej chwili się czuliśmy.
Starałam się nie patrzeć tym ludziom w oczy. Czekałam, aż to wszystko się skończy. A kiedy zobaczyłam Snowa, to wiedziałam, że nie doczekam do końca ceremonii. Nienawidziłam go całym sercem. Gdyby on mógł trafić na arenę... Tak, to by było coś. Wszyscy bylibyśmy w siódmym niebie.
- ... I że nawet najsilniejsi nie mogą pokonać potęgi Kapitolu...
Jasne że tak. Ale chyba już kiedyś o tym wspominał...
- Niech będzie zaszczytem, dla Was, trybutów, umrzeć w chwale Panem...
Nie mogłam tego słuchać. Śmierć na Igrzyskach była najbardziej bezsensowną śmiercią, jakiej można było doznać w tym kraju. Na oczach tysięcy ludzi, będąc żywym widowiskiem. Nie, mi się to w ogóle nie kojarzyło z chwałą, ani w ogóle z niczym pozytywnym.
Popatrzyłam na Johanne, najwyraźniej ona wpatrywała się we mnie od dłuższego czasu. Wkurzyć Snowa. Te słowa cały czas krążyły w mojej głowie. Po kilku sekundach machnęła głową i wykonała mały ruch ręką. Na początku nie wiedziałam o co chodzi, ale potem się domyśliłam. Chce, żebyśmy wyszły. Zeszły z rydwanów i zignorowały Prezydenta. Czy można marzyć o lepszej demonstracji?
Uśmiechnęłam się, a ona wiedziała jak to interpretować.
- Pieprzyć to - powiedziała na tyle głośno, żeby usłyszeli przynajmniej najbliżsi trybuci, a pewnie także część widzów. 
Zeskoczyłyśmy z rydwanów i nie zwracając uwagi na Snowa ani też na Kapitolińczyków, wyszłyśmy donośnie trzaskając bramą.
_________________________
Tak, wiem, że nie wyszło. Następny będzie lepszy, obiecuję :) Przepraszam za błędy, nieścisłości itd., ale obiecałam, że dodam szybko i dodałam. Nie wiem kiedy skończę następny, bo coraz ciężej się pisze... Ale dam radę :> Dziękuję za wszelkie słowa otuchy i komentarze, jak już mówiłam - to wiele dla mnie znaczy. Dzięki :D

16 komentarzy:

  1. Przeżyła wszystko ,ale nadal nie mogę opanować się po tym rozdziale,bo jest bombowy :*
    Uwielbiam Johanne,więc jestem przeszczesliwa,ze znalazła się w tym rozdziale :)
    Chciałabym przeczytać o pierwszym spotkaniu Finnicka z naszą Em,na tych Igrzyskach :*
    Pozdrawiam
    Layls

    OdpowiedzUsuń
  2. (^_^) końcówka jest świetna, powkurzać Snowa, świetnie :3

    OdpowiedzUsuń
  3. DZIĘKUJĘ ZA LORĘ. Żal mi jej trochę... O nieścisłości się nie martw, bo to przecież jest fanfick, a jednym z jego praw SĄ owe nieścisłości. Rozdział jak zawsze świetny. Może trochę za mało opisów, ale rozumiem, że chciałaś sprostać naszym wymaganiom, za co Ci dziękuję. Pisz dalej! (Pod choinkę opowieść Erica! I jego IŚ :D Proooooszę.... Taki świąteczny bonus. ;) )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, teraz będzie mało opisów, przynajmniej do areny. Myślę, że nie ma sensu opisywać wszystkiego od nowa, od jej Igrzysk raczej niewiele się zmieniło. A Erick... Nie wiem jak to wplotę, ale może jakoś się uda. Pozdrawiam :)

      Usuń
  4. JOHANNA!!!!!!!!! <3333333333333333 BYłaś w kinie na WPO? Johanna wymiotła całą konkurencję! :3 Ale, ale, ja tu mam o rozdziale pisać, nie o filmie!
    Lora. Igrzyska, które warto obejrzeć. Trochę mi jej żal, szczerze mówiąc, ale ile ja bym dała, by moja siostra była gotowa do takich poświęceń! Z jednej strony smutne, ale przynajmniej nie dogryzałaby mi na każdym kroku.
    Johanna oczywiście skradła me serce, dobre wkurzanie Snowa nie jest złe :D Podoba mi się pomysł na to całe zejście z powozów w trakcie parady, to takie oryginalne i zUe!
    Scena ze stylistką również była boska, ale musze być szczera, najlepiej zapamiętałam fakt, że brat Lory popełnił samobójstwo, by ją ratować. Tym fragmentem po prostu pobiłaś wszystko inne!
    Eeeeee, tam.. dobrze, że wprowadzasz zmiany, tak jest ciekawiej! Zresztą to fanfick, i o to w nich chodzi!
    A co do tego szablonu, pisajta na mój e-mail, wszystko ci prześlę :) (caireann.devin@gmail.com)
    Weeeeeeeeeeeeny i do następnego rozdziału!

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział jak zawsze świetny <3 Uwielbiam jak piszesz. Nie mogę się doczekać dożynek i relacji z Finnikiem <3 Jestem Finnily. xd

    Jeszcze dodam, że zmieniam troszkę mój adres bloga z igrzyskami, ale obserwujesz, więc to mało ważne. :D
    Od tej pory będę się nazywać Parks na profilu w bloggerze, czyli jakby ktoś pisał komentarze z tego nicku to wiedz, że to ja!

    UWAGA :D

    Mam nadzieję, że się nie pogniewasz jak użyję Emily w moim opowiadaniu. Tak mnie zainspirowała, że bardzo pragnę ją tam włożyć. Zgadzasz się? :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, ciekawy pomysł. Jasne, że się nie pogniewam, ale wolałabym wiedzieć w jakim charakterze by Emilka miała wystąpić ;)

      Usuń
    2. Mentorka 10 dystryktu :D

      Usuń
    3. Spoko, nie ma problemu. Już się nie mogę tego bloga doczekać ;)

      Usuń
  6. Komentuję dopiero dziś, bo miałam wcześniej małe zamieszanie z szablonem i cały czas przy komputerze poświęciłam na użeranie się z nim :p

    "Ale żeby umrzeć, trzeba dać się zabić. A ja w żadnym wypadku nie dam nikomu tej możliwości." - to zdanie od razu wywołało uśmiech na mojej twarzy ^_^
    Fragment o przyjaźni z Johanną bardzo mi się podoba
    Igrzyska Lory... nie spodziewałabym się tego. To było... to było fantastyczne. Fantastyczne i przeraźliwie smutne. Przez głowę od razu przeszło mi "Hanging tree".
    *_* Moment, gdy pocięła sukienkę i "rozmowa" z Shante... nie wiem, czy potrafisz sobie wyobrazić, jak bardzo kocham Twojego bloga ♥
    JOHANNA ♥ kolejna genialna postać
    Końcówka. Końcówka mnie totalnie rozbiła. Nie mogłam przestać się śmiać xD
    Nie wyszło? Jeżeli uważasz, że ten rozdział Ci nie wyszedł, to ja się już nie mogę doczekać tego, który uznasz choć za "dobry"
    Jesteś genialna i piszesz fantastycznie.
    Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział ^_^
    Weny! :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział świetny - naprawdę. Super pomysł z tymi kasetami, podobały mi się igrzyska Lory (przez chwilę myślałam, że jej brat przywiązał ją do drzewa -.-). Ale miałam uciechę jak czytałam o tym z Katniss, a potem jak tak po prostu ona i Johanna sobie wyszły <33 Nie wiem jak Ty, ale ja kocham Johannę - rozwala swoim zachowaniem :)
    Pozdrawiam i życzę dużo weny!!!
    G.

    OdpowiedzUsuń
  8. Super rozdział! Podoba mi się sposób w jaki wspomniałaś o igrzyskach Lory. Fajnie, że połączyłaś osobę Johanny z Emily, uwielbiam Johannę !

    OdpowiedzUsuń
  9. Wreszcie 75. Igrzyska^^
    Emily po prostu nie da się nie lubić, tak samo jak Johanny:3
    Wspaniale opisałaś paradę, a tak właściwie widowiskowe wyjście dziewczyn (a może nawet kobiet?)
    I jeszcze Igrzyska Lory... Nie spodziewałam się tego:)
    Życzę Wesołych Świąt i pozdrawiam:3

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej! Piszesz cudownie, dlatego nominuję Cie do Liebster Award. Wszystko co powinnaś wiedzieć znajdziesz na moim blogu: http://hermiimalfoy.blogspot.com/
    Pozdrawiam,
    Rachel.

    PS. NIE WOLNO nominować osoby, która Cię nominowała.

    OdpowiedzUsuń
  11. Haha Johanna jak ja kocham ją i jej bezszczelność hehe... :-)

    OdpowiedzUsuń