A jednak znowu się obudziłam. Kiedy otworzyłam oczy, byłam ponownie w Trzynastym Dystrykcie. Pielęgniarka powitała mnie znudzonym wzrokiem z westchnięciem, który zawsze tłumaczyłam sobie jako:"znowu ona". Wszyscy już mnie tu doskonale znali.
Wytłumaczono mi, że zostaliśmy uratowani przez kilku żołnierzy, między innymi Finnicka, który bohatersko wkroczył do Orzecha, mimo, że nie było w nim już praktycznie tlenu. Pielęgniarka mówiła o nim z tak rozmarzonym wzrokiem, że miałam ochotę przewrócić oczami. Wiedziałam jednak, że mimo wszystko będę musiała mu za to podziękować.
Zwolniono mnie ze szpitala praktycznie od razu po odzyskaniu przytomności. Jak nietrudno się domyślić - najpierw pobiegłam do Jamesa, który nie miał tyle szczęścia. Nadal się nie obudził. Ale przeżył i to się liczyło. Lekarze powiedzieli, że w najbliższym czasie powinien dojść do siebie. Poprosiłam, żeby poinformowali mnie kiedy to się stanie. Zgodzili się, ale ja wiedziałam, że i tak tego nie zrobią. Nigdy nie spełniali moich próśb. Zresztą, nie tylko moich. Byli tą specjalną, wielką i mądrą grupą, która słuchała tylko Prezydent Coin.
Podczas obiadu po raz pierwszy spotkałam moich przyjaciół. Johanna jak zawsze rzuciła mi się na szyję mówiąc jak się cieszy że żyję. Później reszta powitała mnie z nieco mniejszym entuzjazmem, ale i tak cieszyłam się nawet z tego, Zdziwiona zauważyłam Peetę, który jak gdyby nigdy nic siedział z nami przy stole. W jego oczach nie zachowało się praktycznie nic ze "starego Peety", ale i tak było znacznie lepiej od kiedy widziałam go ostatnim razem.
- Witaj Emily - powiedział oficjalnym tonem. Nie wstał jednak, ani nawet się na mnie nie popatrzył.
- Hej - odparłam i rozejrzałam się po reszcie, mając nadzieję, że ktoś mi to wytłumaczy.
- Peeta czuje się już dobrze - oznajmił Gale tonem, z którego trudno było mi wyczytać cokolwiek. - Przynajmniej jeszcze nikogo nie zabił.
- Gale! - oburzyła się Katniss.
Peeta przybrał tak obojętną pozę, jakby to nie jego dotyczyła rozmowa.
Gale pokiwał głową, mrucząc coś pod nosem i wstał od stołu.
- Tak w ogóle, Emily - zignorował go Finnick, którego dopiero zauważyłam - tak jakby jest dwa do jednego.
Nie pamiętałam już kiedy to się zaczęło, ale rywalizowaliśmy z Finnickiem o to, kto komu więcej razy uratuje życie. Biorąc pod uwagę naszą tendencję do udowadniania innym swojej wyższości, to był jeden z bezpieczniejszych sposobów na jej okazywanie.
- Spokojnie, wojna jeszcze się nie skończyła - uśmiechnęłam się i zaczęłam jeść.
W tym czasie oni opowiedzieli mi o tym co stało się w Dwójce. Katniss podobno znowu zignorowała rozkazy, rzuciła się w wir walki i, no cóż, oberwała. Z jednej strony imponowała mi jej postawa, z drugiej jednak było w tym chyba więcej brawury niż naprawdę odwagi. Ale cokolwiek o niej myślałam, postanowiłam zachować to dla siebie.
Johanna została w Trzynastce, nie uczestniczyła jeszcze w żadnych walkach. Trudno było mi określić czy chce tego, czy nie. Odkąd wróciliśmy z Kapitolu, była strasznie dziwna. Zawsze, kiedy chciałam poruszyć temat związany z ostatnimi torturami, ona zamykała się w sobie i nie chciała nic powiedzieć. Była znacznie słabsza niż wcześniej.
Peeta nadal siedział naprzeciwko mnie, tylko od czasu do czasu rzucając spojrzenie. Zastanawiałam się co dzieje się w jego mózgu i dlaczego on poddał się osaczeniu tak łatwo, zupełnie inaczej niż mój. Nie wiedziałam na czym polega ta różnica, dlaczego stało się tak, a nie inaczej i wiedziałam, że nie ma to już żadnego znaczenia. Może nawet lepiej, że nie skończyłam jak Peeta, zaprogramowana na zabicie Katniss albo kogoś innego. Przynajmniej z powodu osaczenia nie miałam nikogo na sumieniu.
A Finnick i Annie gruchali sobie cały czas niczym małe, niewinne głoskułki. Lepszego porównania chyba znaleźć nie mogłam. W każdym razie gdyby ktoś zapytał mnie o definicję prawdziwego szczęścia, to prawdopodobnie wskazałabym właśnie ich. W pewien sposób cieszyłam się razem z nimi, ale wiedziałam, że jeśli to ma przetrwać, to Finnick nie może umrzeć na tej wojnie. I choć z uwagi na wydarzenia sprzed lat mogło brzmieć to śmiesznie - przysięgłam sobie chronić go najbardziej, jak tylko będę potrafiła.
- Peeta czuje się już dobrze - oznajmił Gale tonem, z którego trudno było mi wyczytać cokolwiek. - Przynajmniej jeszcze nikogo nie zabił.
- Gale! - oburzyła się Katniss.
Peeta przybrał tak obojętną pozę, jakby to nie jego dotyczyła rozmowa.
Gale pokiwał głową, mrucząc coś pod nosem i wstał od stołu.
- Tak w ogóle, Emily - zignorował go Finnick, którego dopiero zauważyłam - tak jakby jest dwa do jednego.
Nie pamiętałam już kiedy to się zaczęło, ale rywalizowaliśmy z Finnickiem o to, kto komu więcej razy uratuje życie. Biorąc pod uwagę naszą tendencję do udowadniania innym swojej wyższości, to był jeden z bezpieczniejszych sposobów na jej okazywanie.
- Spokojnie, wojna jeszcze się nie skończyła - uśmiechnęłam się i zaczęłam jeść.
W tym czasie oni opowiedzieli mi o tym co stało się w Dwójce. Katniss podobno znowu zignorowała rozkazy, rzuciła się w wir walki i, no cóż, oberwała. Z jednej strony imponowała mi jej postawa, z drugiej jednak było w tym chyba więcej brawury niż naprawdę odwagi. Ale cokolwiek o niej myślałam, postanowiłam zachować to dla siebie.
Johanna została w Trzynastce, nie uczestniczyła jeszcze w żadnych walkach. Trudno było mi określić czy chce tego, czy nie. Odkąd wróciliśmy z Kapitolu, była strasznie dziwna. Zawsze, kiedy chciałam poruszyć temat związany z ostatnimi torturami, ona zamykała się w sobie i nie chciała nic powiedzieć. Była znacznie słabsza niż wcześniej.
Peeta nadal siedział naprzeciwko mnie, tylko od czasu do czasu rzucając spojrzenie. Zastanawiałam się co dzieje się w jego mózgu i dlaczego on poddał się osaczeniu tak łatwo, zupełnie inaczej niż mój. Nie wiedziałam na czym polega ta różnica, dlaczego stało się tak, a nie inaczej i wiedziałam, że nie ma to już żadnego znaczenia. Może nawet lepiej, że nie skończyłam jak Peeta, zaprogramowana na zabicie Katniss albo kogoś innego. Przynajmniej z powodu osaczenia nie miałam nikogo na sumieniu.
A Finnick i Annie gruchali sobie cały czas niczym małe, niewinne głoskułki. Lepszego porównania chyba znaleźć nie mogłam. W każdym razie gdyby ktoś zapytał mnie o definicję prawdziwego szczęścia, to prawdopodobnie wskazałabym właśnie ich. W pewien sposób cieszyłam się razem z nimi, ale wiedziałam, że jeśli to ma przetrwać, to Finnick nie może umrzeć na tej wojnie. I choć z uwagi na wydarzenia sprzed lat mogło brzmieć to śmiesznie - przysięgłam sobie chronić go najbardziej, jak tylko będę potrafiła.
*****
Wróciłam do mojej komory. Już prawie zapomniałam jak ona wygląda. Kiedy stąd wyjeżdżałam wszystko było zupełnie inne. W każdej chwili mogłam wyjrzeć za okno, i choć obrazy te zazwyczaj ograniczały się do zniszczeń wojennych i stosów ciał, to było tam coś, czego nie było w Trzynastce. Działanie. Walka. Powietrze. Teraz czułam się znowu jak więzień. Jakbym z każdą chwilą dusiła się coraz bardziej, a cała moja misja była jakimś snem. Tylko małe serduszko zawieszone na mojej szyi przypominało mi, że to się działo naprawdę.
Jakkolwiek nie zaczęła się znajomość między nami, komora bez Jamesa była niesamowicie smutna. Już nawet wolałabym, żeby był tu, zachowując się jak egoistyczny dupek, którego poznałam, i który swoją drogą był w nim nawet do teraz. Mimo tego, że to jest dość negatywna cecha, nie chciałabym, żeby był inny.
Lekarze nawet nie pozwolili mi się z nim zobaczyć. Trochę mnie to martwiło, bo choć leżenie w szpitalu było normalne w życiu każdego żołnierza, to zazwyczaj oddzielało się go od innych ludzi tylko wtedy, kiedy jego stan był bardzo ciężki. A z tego co mi powiedzieli wynikało, że czuje się już dobrze i niedługo się obudzi. Nie pozostało mi nic, poza czekaniem.
Nie miałam żadnych halucynacji. Mało tego, czułam się naprawdę dobrze. Może było to głupie, ale nadal miałam cichą nadzieję, że tak już pozostanie. Że jad gończych os w magiczny sposób wyparował i nigdy nie spowoduje, że moje serce się zatrzyma. Miałam dosyć rozmyślań o śmierci, więc po prostu odcięłam się i właśnie w tą wersję wierzyłam. Tylko wtedy to, co robiłam, miało jakiś większy sens.
Haymitch mnie unikał, podobnie jak Beetee. Co do Beetee'ego, to nigdy nie mieliśmy jakiegoś świetnego kontaktu, więc mogłabym relację między nami określić słowami "bez zmian". Ale brak kontaktu z Haymitchem trochę mnie martwił. Tłumaczyłam sobie, że to dlatego, że nie chce mi przypominać o śmierci, a pewnie nasza rozmowa ograniczyłaby się tylko do tego. Albo może jego to bolało, nie wiedziałam. Zawsze mówił, że jestem dla niego kimś ważnym, że postara się mnie uratować. I choć wiedziałam, że niczego nie wymyśli, bo dla mnie nie było już ratunku, to chciałam, żeby chociaż ze mną był, żeby nie zostawiał mnie samej. Samotność była najgorsza, bo wiązała się z ciszą, która wręcz wchodziła w ciało i nie dawała spokoju. Tak samo jak brak halucynacji, brak bólu. Nic nie przypominało mi już tym, że żyję. Obie te rzeczy dawały mi poczucie, że nadal walczę, że mój organizm się broni. Ale to już się skończyło. Biała flaga trzepotała w mojej głowie mimo mojej woli.
*****
Już zapomniałam o planach zostania generałem. Zapomniałam też o tej całej rywalizacji, już nie musiałam nikomu udowadniać, że jestem najlepsza. Dlatego zdziwiło mnie, że kiedy przyszłam na trening powitał mnie Ian oznajmiający, że to właśnie dzisiaj będziemy walczyć jeden na jeden, aż do zwycięstwa najlepszego, który dostanie awans.
Jako, że był to mój pierwszy dzień po wyjściu ze szpitala miałam dość duże obawy, dotyczące mojej dyspozycji. Zdziwiło mnie też, że musieliśmy walczyć akurat tamtego dnia.
- Coin przełożyła to na dziś - powiedział Finnick, rozwiewając moje wątpliwości. - Może myślała, że będziesz jeszcze w szpitalu.
No tak, to było dość prawdopodobne. Ale gdyby Coin faktycznie chciała mnie zatrzymać w szpitalu dzień dłużej, na pewno znalazłaby na to sposób.
- Jakie są zasady? - spytałam, bo jakoś nie mogłam skupić się na słuchaniu Iana. Denerwował mnie nawet wtedy,kiedy jego słowa nie były skierowane bezpośrednio do mnie.
- Zgodnie z tą całą punktacją za sprawdziany ze strzelania i tego wszystkiego ułożyli listę, według której będziemy walczyć ze sobą. Najlepszy z najgorszym. A potem według tej samej zasady zwycięzcy z dwójek ze zwycięzcami, aż ktoś wygra.
Pokiwałam głową. Coś mi mówiło, że to ja prowadzę w tej klasyfikacji, a więc trafię na słabych przeciwników. Tak też się stało. W pierwszej kolejności trafiłam na jakąś dziewczynę, która niezbyt się orientowała jeśli chodzi o walkę. Zanim tak naprawdę zdążyłam ją chociaż szturchnąć, uderzyła pięścią w podłogę, co oznaczało poddanie się.
Nie rozumiałam tego, bo dla mnie walka była do ostatniej kropli krwi albo wcale, ale całkiem możliwe, ze ta dziewczyna miała rodzinę, nie była na Igrzyskach i nie umierała, więc może chciała zachować tą ładną twarzyczkę... Powinnam mieć więcej zrozumienia dla normalnych ludzi.
Potem trafiłam na dwóch gości, których również nie znałam. Oni chociaż próbowali, ale wystarczy jeden mocniejszy cios, żeby również uderzyli pięścią w podłogę. Miałam wrażenie, że oni wszyscy po prostu mają mnie za dużo lepszą niż jestem i walczą tak naprawdę z moim nazwiskiem, a nie ze mną. Ich porażka polegała na tym, że nie wierzyli, że mogą mnie pokonać.
Następny pojedynek zapowiadał się ciekawie, bo trafił mi się Finnick. Uśmiechnęłam się na samą myśl. Choć teraz go lubiłam, nadal myśl o skopaniu mu tyłka wywoływała uśmiech na mojej twarzy.
On sam, podobnie jak ja, nie podszedł do tego zbyt poważnie. Sam nigdy nie myślał o żadnych wysokich stanowiskach i w zasadzie mało go obchodziło czy wygra czy przegra. A ja wolałam wygrać. Ale Finnick był najtrudniejszym przeciwnikiem, bo znał mnie od lat i bronił się przede mną odkąd tylko pamiętałam. Znaliśmy się tak dobrze, że trudno było nam się czymś zaskoczyć. Dopiero po kilkunastu minutach postanowiłam zrobić coś, czego nigdy nie zrobiłam. Po prostu zatrzymałam się i zamiast atakować zaczęłam unikać ciosów. Atakował mnie, a ja powoli cofałam się, nadal nie draśnięta pięścią. A kiedy zupełnie się tego nie spodziewał, uderzyłam go pięścią w twarz, powaliłam na ziemię i nie pozwoliłam wstać. Poddał się.
Wiedziałam, że było w tym raczej więcej jego dobrej woli niż siły mojej pięści, bo ani ja nie chciałam zrobić mu krzywdy, ani on mi. Pogratulował mi i życzył wygranej w ostatniej potyczce. Zdziwiłam się. Rzeczywiście - został tylko jeden przeciwnik. Gale.
Nigdy nie widziałam takiego Gale'a. W jego oczach było widać, jak bardzo chce wygrać. Zawsze wiedziałam, że jest ambitny, ale nie spodziewałam się, że potrafi tak walczyć, kiedy czegoś chce. Ale ja też chciałam wygrać. Nawet nie dlatego, że chciałam być tym generałem, ale raczej dlatego, że nie chciałam, żeby był nim Gale. Zauważyłam w nim to, co widziałam w Coin za każdym razem, kiedy na nią patrzyłam. Takie przyczajone zło. Chłopak ostatnio bardzo się zmienił.
Okazało się, że nie tylko ja mam takie odczucia, bo Finnnick, przykładając lód do oka szepnął "musisz wygrać", a potem jeszcze dodał "dla Jamesa".
Zamarłam. Faktycznie. Gdyby nie fakt, że teraz leży w szpitalu, wygrany zmierzyłby się właśnie z nim. Czyli jak ja będę generałem, to on będzie zdegradowany?
Tak czy inaczej, James wolałby, żebym to ja zajęła jego miejsce. Przez głowę przeszła mi szybko myśl, której nie powinnam dopuścić do siebie. Mój nagrobek w lesie Dziesiątego Dystryktu. Emily Saws, generał Trzynastego Dystryktu. Przynajmniej ładnie to brzmiało.
Uzbrojona w te dość mało optymistyczne, a jednak bardzo motywujące myśli, podeszłam do walki z Galem. Podaliśmy sobie ręce. Podczas misji pomagaliśmy sobie, rozmawialiśmy i próbowaliśmy się chronić, ale teraz było inaczej.
Walka z Galem wyglądała zupełnie inaczej niż walka z Finnickiem. Gale podszedł do tego całkowicie na serio. Walczył bardzo dobrze. Już na samym początku oberwałam parę razy w brzuch, ale nie na tyle mocno, żeby coś mi się stało. Zastanawiałam się czy nie ma żadnych oporów, żeby mnie uderzyć, czy może mógłby mocniej. Bo ja, szczerze mówiąc, nie chciałam zrobić mu krzywdy.
Nie jestem w stanie powiedzieć jak długo się to ciągnęło, ale miałam wrażenie, że walczyliśmy co najmniej pół godziny. Gale nie chciał się poddać. On się mnie wcale nie bał.
Mimo bólu, który czułam coraz bardziej, miałam jeszcze duże rezerwy sił. Widziałam, że szala zwycięstwa przechylała się bardziej na moją stronę. Żołnierze wokół skandowali nasze imiona, stawiali zakłady. Myślałam, żeby to skończyć, ale miałam duże opory. Gale nie miał zbyt dużego doświadczenia w walce na gołe pięści, mimo, że był doskonały technicznie. Lata praktyki były moją przewagą.
Dopiero kiedy zobaczyłam twarz Finnicka, który kiwnął głową, jakby słyszał moje myśli Zrób to!, postanowiłam się posłuchać. Uderzyłam go w splot słoneczny tak, że stracił równowagę, potem z łokcia w brodę, a na końcu podcięłam mu nogi i jednocześnie skoczyłam na niego tak szybko, żeby nie zdążył wstać. Miałam nadzieję, że nic mu się nie stało.
Uderzył pięścią w podłogę. Tak. Zostałam generałem.
*****
Kiedy wszyscy złożyli mi już gratulacje, a Gale pogodził się ze swoją porażką i miałam pewność, że między nami wszystko jest okej, postanowiłam udać się do szpitala, żeby spytać się co z Jamesem. Miałam już nawet plan jak obezwładnić pielęgniarki, gdyby nie chciały mnie wpuścić.
Droga z sali treningowej do szpitala biegła przez korytarz, gdzie swój gabinet miała Jaśnie Pani Prezydent Coin. Raczej unikałam tego miejsca, ale kiedy usłyszałam krzyki moja ciekawość nie pozwoliła pójść dalej. Drzwi były nawet lekko uchylone. Ktoś właśnie chciał wyjść.
- No to ich zabij! - nigdy nie słyszałam aż tak krzyczącej Coin.
- Nie, to powstańcy, są po naszej stronie! - tym razem był to głos Plutarcha.
- Nasza strona to ta, którą ja zaakceptuję - wysyczała Coin. - A jeśli oni się ze mną nie zgadzają, muszą zostać wyeliminowani.
- Nawet Snow nie zabijał...
- Nie jesteśmy Kapitolem! Jeszcze nie mamy takiej siły, musimy pozbywać się ludzi, którzy zagrażają naszym ideom!
- Jakim ideom?! To ludzi chcemy wyzwolić! Co oznacza "jeszcze"?! Nie mamy tworzyć kolejnego Kapitolu, tylko uczynić świat lepszym!
- Jakim ideom?! To ludzi chcemy wyzwolić! Co oznacza "jeszcze"?! Nie mamy tworzyć kolejnego Kapitolu, tylko uczynić świat lepszym!
- Jesteś głupcem Plutarch. Wynoś się stąd!
- Bardzo chętnie! Chcesz być drugim Snow'em? To bądź! Ale ja ci nie pomogę!
Otworzył drzwi, mijając mnie jak gdyby nigdy nic. Coin oczywiście mnie zobaczyła.
- Saws! - krzyknęła. - Chodź tutaj.
Westchnęłam. Pewnie znowu wkopałam się po uszy.
- Usiądź - wskazała krzesło przed sobą.
- Postoję - powiedziałam, mając ochotę szybko stąd wyjść.
- Siadaj! - powtórzyła Coin, a ja nie chciałam się kłócić. Posłusznie usiadłam.
- Gratuluję nowego stanowiska - powiedziała spokojnie, również siadając. - Słyszałam o twoich zasługach na misjach. Szkoda takiej młodej dziewczyny z takimi umiejętnościami...
- Dlaczego szkoda? - spytałam, przeczuwając coś złego.
- Nie wiem jak wiele słyszałaś, ale wiem jedno - przeniosła wzrok na moją twarz. - Za dużo.
Milczałam.
- Niektórzy powstańcy podważyli moje kompetencje jako Prezydenta, więc musieli ponieść karę. Nie możemy budować nowego Panem, jeśli obywatele mają takie wątpliwości.
- I dlatego należy ich zabić? - spytałam. - Snow rzeczywiście tak robił. Chce pani zbudować nowy Kapitol na krwi ludzi, którzy umarli za lepsze jutro?
- Ono nie jest lepsze! - Coin wstała i uderzyła pięścią w stół. - Chodzi o to, żeby utrzymać władzę! Ludzie muszą się kogoś bać, inaczej nigdy nie przestaną walczyć!
- Nie, to wcale nie jest wyjście! - również wstałam. - Nie będzie pani zabijała niewinnych ludzi. System władzy powinien być dla nich, nie dla rządzących!
- Nie, to wcale nie jest wyjście! - również wstałam. - Nie będzie pani zabijała niewinnych ludzi. System władzy powinien być dla nich, nie dla rządzących!
Coin zaczęła się śmiać.
- Gdybyś Saws nie była taka głupia... Byłabyś idealna. Ale ty wolisz umierać.
Znowu usiadła, jak gdyby to była standardowa rozmowa, którą przeprowadza co najmniej pięć razy dziennie.
- Wolisz umierać za chore wartości, których chcesz bronić. A jeśli ktoś nie ma skrupułów, ma nad tobą niesamowitą przewagę. Ja jestem tą osobą - przerwała.
Nadal nic nie mówiłam. Wiedziałam, co mi teraz powie.
- Za dużo wiesz. Nie zabiję cię teraz, bo jesteś potrzebna. Pozwolę ci umrzeć, w imię tych twoich idei. Będziesz miała wiele okazji - ton jej głosu nie różnił się niczym od tego, którym mogłaby dyktować listę zakupów. - A jeśli nie, skończę z tobą po wojnie, zrozumiałaś?
Powinnam czuć złość. Powinnam palić się od środka z poczucia niesprawiedliwości. Ale nie. Ja już nawet nie czułam tego. W głowie nie mieściło mi się, że można tak traktować ludzi. Po prostu wyszłam z gabinetu, a w mojej głowie było tak dużo myśli, że myślałam, że za chwilę eksploduje.
*****
Wiedziałam, że wszystko to, o co walczyłam, rozsypało się jak domek z kart. Coin była zła i chciała tylko władzy, ale ludzie wierzyli w wolność. Nie mogłam nagle przekonać ich, że źle robią idąc za nią. Inicjatywa była dobra, trzeba było obalić władzę Kapitolu. Nie wiedziałam co o tym myśleć i co robić, ale wiedziałam, że zanim umrę wymyślę coś, żeby pozbyć się tej kobiety. Choćbym miała udusić ją gołymi rękami.
Z drugiej strony zabicie Coin przed zakończeniem wojny byłoby strzałem w stopę, mogłoby zaważyć nad losami wojny. A miałam wrażenie, że raczej tej wojny nie przeżyję.
- Emily! - usłyszałam głos Katniss.
- Zostaw mnie, proszę - powiedziałam, zmierzając w stronę komory. - Jestem naprawdę zmęczona.
- Em, wysłuchaj mnie, błagam...
Westchnęłam.
- No dobra - zatrzymałam się. To musiało być ważne. - O co chodzi?
- Chcę walczyć! A ty... Słyszałam, że jesteś generałem. Tylko ty możesz mi to umożliwić. Nikt nie chce mi pozwolić... Johanna też chce. Proszę, Emily, zrób coś.
Chciałam powiedzieć żeby dała spokój, że to wszystko jest i tak bez sensu, bo wojna jest z góry przegrana. Najgorzej jest, kiedy okazuje się, że tak naprawdę stoisz po złej stronie.
Ale w miarę jak tak słuchałam paplaniny Katniss, do głowy przychodziły mi najróżniejsze myśli, których jednak nie mogłam jeszcze określić mianem "pomysłów". Z każdą sekundą byłam coraz bliżej, aż w końcu w mojej głowie pojawiło się światełko w tunelu - plan.
- Dobrze - zgodziłam się. - Będziesz mogła walczyć, ale pod jednym warunkiem.
- Zgoda! - Ucieszyła się Katniss. - Dzięki, Em, naprawdę! Jaki to warunek?
Nachyliłam się i szepnęłam jej do ucha:
- Kiedy wojna się skończy, zabijesz Coin.
______________________________
Boże, napisałam, jestem z siebie dumna :D O jakości się już wypowiadać nie będę, ważne, że potrafię się ogarnąć, siąść i coś dodać. Dziękuję Wam, że nadal ze mną jesteście, chce wam się to czytać i pozdrawiam.
Ej, chyba zbliżamy się do końca...
Zaklepane!
OdpowiedzUsuńEms, cudowna moja, wiesz co.... bjutiful :)
UsuńNie chcę, żeby Ems umarła, proszę! No wiesz...
Finnick i Emily, najlepsze rozmowy jakie kiedykolwiek powstały, serio. Jamesa mi brakuje. Ale tylko trochę.
Życzę weny i czasu do spożytkowania, a tymczasem adios, idę na matmę ;)
Em kiedy next? Mam nadzieję że niedługo bo będę płakać :'( PS. Idziesz na Kosogłosa?
UsuńNext juz jest :> Pójdę, tylko jeszcze nie wiem kiedy :C
UsuńZgadzam się w 100% z Lisicą
OdpowiedzUsuńRodział genialny, a najlepszy i tak jest warunek walki Katniss :D
Życzę weny
PS: Emily i James mają żyć!
Dziekuję :)
UsuńProszę nie dobijaj człowieka:-) ja se tu czytać wielce podekscytowana że jest nowy rozdział!!! A tu wykazujesz z tekstem"Ej chyba zbliżamy się do końca" tak się nie robi!!!!!!!!!!!;-)
OdpowiedzUsuńWracając do sedna, to rozdział fajny. Biedny James mam nadzieję że wyzdrowieje.
Em to ma przerabane. Jak nie Snow to Coin. Ja to bym zwariowala;-)
Sorki nie mam weny na komentowanie, więc kończę i życzę ci weny:-)
Ja też wlasnie napisałam nowy rozdział, więc już nie mam sił. Po prostu dziękuję :>
Usuńdziś krótko. bez gróźb i tych podobnych.
OdpowiedzUsuńpowiem, że baldzio, baldzio mi się podobało mi się, kocham Cię i Emily, i o to, że Cię ubóstwiam.
postaram się napisać długi komentarz, ale nie mam pojęcia, czy coś z siebie wykrzeszę. :((((((((
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Usuńprzeplasiam za usunięty komentarz, ale ostatnio komentowanie za cholerę mi nie wychodzi.
Usuńdlaczego nie skomentowałam wcześniej? hańba mi. nakrzycz na mnie czy coś, ok? może wreszcie zdołam się ogarnąć i ruszyć swój leniwy tyłek, bo zaniedbuję wszystko tak, że aż strach.
co do tego rozdziału, to... ech. moja samoocena sięga poziomu -3224324, dziękuję bardzo. mam dwa wyjścia - albo standardowo załamywać się nad sobą i nad tym, jak bardzo Ci zazdroszczę - tego stylu, tego wszystkiego. albo, wyjście numer dwa - mogę zacząć Cię wychwalać pod niebiosa, co i tak należałoby zrobić. no i ten. myślę nad czymś kreatywnym, brak mi słów. jak zwykle.
w sumie mówię to chyba za każdym razem.
,, A Finnick i Annie gruchali sobie cały czas niczym małe, niewinne głoskułki. Lepszego porównania chyba znaleźć nie mogłam. W każdym razie gdyby ktoś zapytał mnie o definicję prawdziwego szczęścia, to prawdopodobnie wskazałabym właśnie ich. W pewien sposób cieszyłam się razem z nimi, ale wiedziałam, że jeśli to ma przetrwać, to Finnick nie może umrzeć na tej wojnie. I choć z uwagi na wydarzenia sprzed lat mogło brzmieć to śmiesznie - przysięgłam sobie chronić go najbardziej, jak tylko będę potrafiła.''
TO JEST TEN MOMENT, KIEDY ZACZĘŁAM RYCZEĆ.
wyłam, wyję i wyć przed następnym rozdziałów na pewno będę.
podziwiam Twój kunszt pisarski, serio. serio, serio *głos osła ze Shreka*
końcówka znowu chwyta za serce. cierpienie Emily już chyba w nią wrosło, wprowadziło się do niej jak ten pan Dług w reklamie, jakiegoś banku. a ja cierpię razem z nią. ale mam ogromną nadzieję, iż przeżyje... chociaż, jeśli umrze... okay. to, co powiem będzie trochę dziwne i takie thciuawhew, ale jeśli zabijesz Emily, to wtedy opowiadanie będzie takie inne. nietuzinkowe.
co ja ci mogę więcej powiedzieć? za każdym razem jak pojawia się coś od ciebie, cieszę się jak głupia. kij z lekturą, kij z nauką, Twój rozdział jest ważniejszy. a, przecież do każdego wracam po kilka razy, bo jednokrotne przeczytanie mi nie wystarcza. muszę przyjrzeć się każdej kropce, wbić sobie do głowy każdy akapit, pochłonąć jak najwięcej pięknych słów. może w ten sposób nauczę się, jak pisać tak niesamowicie? w każdym razie nieustannie trwam w zachwycie. o bardzo dawna już.
soł, proszę Cię, pisz dalej tak, jak piszesz - najpiękniej na świecie. żebym mogła nadal wierzyć, że anioły też zstępują na ziemię i kryją się w ludziach pod postacią talentu.
tylko nie odfruwaj. byłoby szkoda.
nieśmiało zapraszam!
~http://igrzyska-phoenix.blogspot.com
Boże, twój komentarz jest dziełem sztuki. Żal mi siebie, że nie mam siły żeby wymyślić czegoś, co by było dobrą odpowiedzią. Więc po prostu podziękuję i obiecam, że zajrzę na bloga, choć na razie czasu nie ma i szybko nie będzie. Dziękuję jeszcze raz za tyle miłych słów i za to, że jesteś :*
UsuńRozdział jak zwykle genialny, powiedzieć mogę tylko tyle:
OdpowiedzUsuńWIĘCEJ! WIĘCEJ! WIĘCEJ! WIĘCEJ I JAK NAJDŁUŻEJ!
Pozdrawiam
Dziękuję <3
Usuń;o + O.o = moja mina po skończeniu.
OdpowiedzUsuńTo było... woah! <3
A Emily i Finnick to takie bfff teraz xD
I dobrze!
Weny ;3
Dziękuję :)
UsuńTwoja Coin jest perfekcyjna. Cieszę się, że pokazałaś bliżej jej osobę i teraz przynajmniej wiemy dlaczego Katniss zabiła Coin. Ten pomysł stał się moim ulubionym wątkiem. Zaraz po Emily i Jamesie. Którzy żyją. Chwała. Ale czułam, że jeszcze ich nie zabijesz. Finniś i Annie. Cudowny fragment ten przy stole. I w ogóle to boję się. Boję się, że Emily poświęci się za Finnicka w tych kanałach w Kapitolu. Znaczy Finnick wtedy przeżyje, ale James zostanie sam. Sama nie wiem co gorsze... Strasznie mi się podobał ostatni fragment - rozmowa z Katniss. I to o białej fladze.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie,
weny!!!
Dziękuję bardzo, bloga skomentuję jak skończę własnego. Przepraszam, ale na razie nie mam w ogóle czasu :C
UsuńSpóźniona, ale jestem xd
OdpowiedzUsuńCoin... wredna pani. Wredna, strasznie perfidna. Żeński klon Snowa. Brrr... nie lubię tej babki xD
Gruchające głoskułki <3 Słodko... Uwielbiam Finncka. Trochę mniej Annie, ale tak czy siak marzę, aby u Cb Finnick nie zginął. Po prostu Collins nie powinna tego robić. Odair jak nikt inny zasłużył w tej książce na szczęśliwe życie.
Bałam się, że zabiłaś Emily już na zawsze. Ale jak dobrze, że została uratowana. I do tego pokonała tego śmiesznego Gale'a i została generałem! Brawo! Kibicowałam jej xd Mam nadzieje, że nie zajmie miejsca Jamesa, bo to by był złe i straszne. Oni razem powinni tworzyć taką parę generałów :D
Nieźle Em sobie to uknuła. Wysłuchała Katniss i ubezpieczyła się na wypadek swojej śmierci. Bo jak ona umrze to Everdeen tak czy siak zabije Almę. Trochę boję się stwierdzenia, że dobiegamy do końca. Mam nadzieję, że nie zabijesz Saws. Tak bardzo lubię tę dziewczynę. :P Przecież nie możesz doprowadzić do tego, że James zostanie sam, samiuteńki i będzie cierpiał. Ona jest ważna dla Haymitcha. Haymitcha. Mojego kochanego pijaczynę. Sprawisz nam wielki smutek jak tak to zakończysz, wiesz? :p
Booski rozdział! Chcę więcej *-* :D Nie mogę się doczekać nexta.
Pozdrawiam i życzę weny! :P
O Finnicka się nie martw, może powiem po prostu tyle.
UsuńNie, Emily ma jeszcze kilka rozdziałów życia, ale Jamesa usunęła ze stanowiska, to fakt.
Tak, dobiegamy do końca i przepraszam, że nie komentuję twojego bloga, ale obiecuję, że nadrobię zaległości :*
Dziękuję i pozdrawiam <3
Tam dam daram! Nie wiem dlaczego, ale przez jakiś czas w ogóle nie komentowałam twoich rozdziałów. Nie wiem czy to wynik tego, że po prostu nie miałam się czego uczepić, ale w każdym razie przez cały czas czytałam i nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!!! Ten był po prostu boski! Sama jestem w trakcie pisania ff i uwielbiam kiedy wątki z oryginału łączą się z tymi wymyślonymi przez autorów, a ty robisz to świetnie. Rozumiem, że Katniss zabije Snow, właśnie dzięki Emily? Super. No i Ems została generałem. Trochę dziwnie bo zawsze wyobrażałam sobie Jamesa jako generała. Biedaczek... Najpierw brat zabrał mu stanowisko, a potem dziewczyna heheheh.Brakuje mi Haymitcha... Tęsknie za nim. Mam nadzieję, że jeszcze się pojawi.
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o Finnicka... Błagam cię nie zabijaj go!!Jeśli to zrobisz to cię odnajdę gdziekolwiek jesteś i tak cię grzmotnę, że...
A tak ogólnie to rozdział jak zwykle świetny. Czekam na nastęony,
Gall Anonim
zamiast Coin napisałam Snow :) To chyba dlatego,że jest do niego taka podobna.
OdpowiedzUsuńGall Anonim
Kocham czytać twoje komentarze, więc cieszę się, że jednak nadal chcesz komentowac mojego bloga. to daje niesamowitego powera do pisania. M. in. dlatego napisałam nowy rozdział. Dziękuję Ci za to <3
UsuńPozdrawiam i przepraszam, że nie wyduszę z siebie niczego dłuższego, ale jestem wypompowana :/
nie mogę zliczyć ile razy ryczałam czytając tego bloga! magia po porostu magia, jest chyba lepszy od prawdziwych igrzysk. muszę przyznać że przez cały czas miałam w głowie patricka i nathana. james mnie denerwował XD
OdpowiedzUsuńto chyba mój rekord bo przeczytałam wszystko tylko w kilka godzin. uwielbiam cię, napiszesz kiedyś coś jeszcze?
Dziękuję bardzo :)
UsuńBardzo mi miło, że ktoś jeszcze komentuje mojego bloga mimo, że go już skończyłam.
Jak na razie nic nie zamierzam napisać. Nie mam weny :/
Pozdrawiam :)