czwartek, 28 sierpnia 2014

Rozdział XIV

     Widok mojego płonącego domu był dla mnie tak hipnotyzującym widokiem, że stałam tam dobre kilka minut i patrzyłam. Dopiero, kiedy doszło do mnie jak dziwnie musi to wyglądać, zdecydowałam się odwrócić wzrok. Moi towarzysze trzymali się na dystans. Miałam wrażenie, że jestem dla nich jak jakaś bomba, która mogła w każdej chwili samoczynnie wybuchnąć. W sumie, patrząc na moje zachowania, nie było to nieuzasadnione. 
- Chodźmy - rzuciłam pogodnym tonem, odwracając się i prowadząc ich w stronę Wioski Zwycięzców. 
     Starałam się nie myśleć o gruzach i o wszystkim co się tutaj stało. Wyłączyć się. Trochę mi się to chyba udawało, bo zaczęłam czuć się lepiej. Chociaż może wpływ na to miało spalenie domu? Czułam się niesamowicie lekko. 
     Szliśmy w milczeniu, może myśleli, że jestem zdenerwowana? Że się na nich rzucę, jeśli coś powiedzą. Usilnie myślałam, jaki temat mogłabym poruszyć, żeby przekonać ich, że jest inaczej. Ale niestety nic nie przychodziło mi do głowy.
     Mieszkałam w drugim domu z prawej strony w nienaruszonej bombami Wiosce Zwycięzców, nie martwej bardziej niż zwykle. Nigdy specjalnie nie lubiłam tego domu, ale przynajmniej nie miałam związanych z nim złych wspomnień. Wyglądał zupełnie tak samo jak w dzień, kiedy wychodziłam z niego po raz ostatni, pewna wylosowania na Dożynkach.
     Domy w Wioskach Zwycięzców w każdym Dystrykcie wyglądają tak samo i w każdym z nich budowane są w takiej samej liczbie. O ile takich Dystryktach jak Dwójka czy Czwórka naprawdę taka ilość jest potrzebna, to w biedniejszych - jak Dwunastka choćby, czy Dziesiątka, budowanie takich ekskluzywnych miejsc i pozostawienie ich niezamieszkanymi zakrawa o marnotrawstwo. 
      Miałam dziwne przeczucie, że coś złego kryje się za drzwiami. W mojej głowie z domu wychodziły zastępy Strażników Pokoju, albo gorzej... Sam Snow! Ale nie, jego na pewno tu nie było.
     Widząc moje niezdecydowanie, Finnick pociągnął za klamkę. Zdziwiłam się.
- Nigdy nie zamykałam tych drzwi. Ktoś chyba jest w środku...
Finnick zaczął szarpać za klamkę, chociaż nic to nie dawało. 
- Daj spokój - mruknęłam i kopnęłam w drzwi z największą siłą, jaką udało mi się wykrzesać.
Drzwi wypadły z zawiasów i z hukiem runęły na podłogę. Nie zdziwiło mnie to. Nieraz gdy zła wracałam z Kapitolu, kopałam w nie, wyładowując złość, zamiast po ludzku - otworzyć. Zawsze wydawało mi się żałosne, że tylko tyle mogę zrobić, zniszczyć coś kapitolińskiego, żeby poczuć się lepiej. Wtedy jeszcze nie mogłam zabijać tuzinów Strażników Pokoju, to były inne czasy.
     W każdym razie, zawsze po takich napadach złości musiałam sama naprawić drzwi. Dystrykt Dziesiąty nigdy nie był tak ciepły, bym mogła sobie tak po prostu spać w przeciągu.
     Jak nietrudno się domyślić, nie byłam zbyt dobrym inżynierem i musiałam bardzo uważać, żeby drzwi nie wypadły z zawiasów. Na szczęście mój brak umiejętności w końcu do czegoś się przydał.
     Finnick mruknął coś w stylu "też na to wpadłem, ale nie chciałem ci niszczyć domu", ale zignorowałam tą uwagę, po czym dziarskim krokiem wkroczył do mojego domu, zanim zdążyłam go zatrzymać. W tej samej chwili zza rogu wypadł jakiś zarośnięty człowiek, z nożem w ręku i okrzykiem bojowym na ustach. Ledwo się ruszał, ale najprawdopodobniej próbował zabić Finnicka. Ten z kolei był tak zdziwiony tym widokiem, że nawet się nie ruszył. Kopnęłam go więc tak, że wpadł na ścianę unikając ostrza, a James bez problemu położył niedoszłego mordercę na ziemię. 
     Był ubrany w stare, znoszone ubrania, które ledwo się trzymały, a do tego bardzo wychudzony.
- Rany - szepnął zdziwiony Finnick nadal leżący w pozycji "uniku" - był bliżej zabicia mnie niż ty, Emily, kiedykolwiek.
Prychnęłam.
- Co z nim robimy? - Zapytał James.
- Mógł zabić Finnicka - powiedział Gale. - Rozsądnie byłoby go zabić. 
Wyciągnął pistolet.
- Dostrzegam w tobie zamiłowanie do przemocy - odparłam przesadnie mądrym tonem. 
- Nie, nie zabijajcie mnie - wyszeptał intruz.
Skądś znałam ten głos. Obróciłam go na plecy i spojrzałam na jego twarz.
To był Jake. Mój jedyny trybut - zwycięzca.
*****
    Nakarmiliśmy go, przebraliśmy i doprowadziliśmy do w miarę normalnego stanu. Musieliśmy to zrobić, bo wyglądał jeszcze gorzej niż przed Igrzyskami Ćwierćwiecza. Nie sądziłam, że jest to w ogóle możliwe. Kiedy trochę odpoczął i odzyskał siły, zrobiliśmy mu herbatę, posadziliśmy przy stole i kazaliśmy się tłumaczyć.
- Po tym, jak zabrali was z areny... - zaczął opowieść.
- Jak kogo - mruknęłam, patrząc nienawistnym wzrokiem w stronę Finnicka, który tylko się uśmiechnął.
-... było prawie pewne, że mnie zabiją. Więc przekupiłem Strażników i wkręciłem się do transportowego pociągu do Dziesiątki. Schowałem się w skrzyni z jakimiś krzesłami, przesyłka zapewne do Pałacu Sprawiedliwości, no bo gdzie indziej? W każdym razie kiedy tylko dojechałem, musiałem ukrywać się w lesie, bo Strażnicy przeszukiwali nasze domy... Oprócz twojego. Nie wiem dlaczego. Choć fakt, raz do niego weszli... Ale kiedy tu potem przyszedłem, nie zauważyłem żadnych śladów przeszukiwań. Dlatego po jakimś czasie po prostu wślizgnąłem się do twojego domu i miałem nadzieję, że mnie nie znajdą. Żywiłem się tym, co tu miałaś, choć nie zostawiłaś zbyt wiele jedzenia. Strażników Pokoju było coraz więcej i więcej, a ja wiedziałem, że jeżeli nie wyjdę, umrę z głodu. Ale wtedy zaczęło się to bombardowanie i wyżynanie ludzi... Siedziałem tu więc aż do teraz. Przepraszam, że was zaatakowałem, ale spodziewałem się Strażników Pokoju. 
- Okej - pokiwałam głową. - Ważne, że żyjesz.
- Lora nie miała tego szczęścia.
     Zamilkłam. Przypomniałam sobie, jak po ogłoszeniu Igrzysk Ćwierćwiecza przyszła do mnie poprosić, bym w razie potrzeby zgłosiła się za nią. Musiała bardzo chcieć żyć. Być może pamiętała ofiarę swojego brata na jej Igrzyskach i przez to bardziej ceniła swe życie. To ona miała przeżyć. Nie ja.
- Co to za wojna bez ofiar - powiedziałam dziarsko, mimo plątaniny myśli w mojej głowie. Nie chciałam więcej płakać i rozpamiętywać przeszłości. Skończyłam z tym. - A ty, Jack? Rozumiem, że już nie bierzesz.
     Patrzyłam na jego trzęsące się ręce, nie mogące utrzymać filiżanki herbaty. Był niczym jakiś rozbitek z bezludnej wyspy, który przeżył kilka lat w odosobnieniu.
- Narkotyki to ostatnie o czym myślałem przy ucieczce. Kiedy tu trafiłem, martwiłem się bardziej brakiem wody. 
- Odcięli wodę? - zdziwiłam się. 
- Tak. Nie było jej bardzo długo, dopiero dzisiaj naprawiono kanalizację. 
     W zasadzie nie było czym się przejmować, bo większość Dystryktu i tak nie miała dostępu do tej kanalizacji. Tylko Wioska Zwycięzców, bogatsze domy i Pałac Sprawiedliwości. 
- To sprawdzimy czy nie ma tu gdzieś czegoś od Snowa? - przerwał ciszę Gale.
     Przez tą całą akcję z Jackiem, zapomniałam nawet, po co tu właściwie przyszłam.
- Tak - zerwałam się z krzesła i skierowałam w kierunku pokoju z biurkiem, który był w moim mniemaniu jedynym pomieszczeniem, w którym Snow mógłby mi coś zostawić. 
     Otworzyłam drzwi, rozejrzałam się i rzeczywiście - na blacie leżała czerwona róża. Podniosłam ją, obróciłam w dłoniach, powąchałam... 
- I co, to tyle? - Zdziwił się Gale. - Zwyczajna róża, nic więcej.
- Nawet nie pachnie - mruknęłam, jakby miało to coś wnieść do sprawy. 
- Autoryzacja głosu - odezwał się mechaniczny głos, nie wiadomo skąd, a ja rzuciłam kwiat na ziemię i odsunęłam się, podobnie jak wszyscy inni. 
     W ciągu kilku sekund naszym oczom ukazał się hologram Prezydenta Snowa. 
- Większy niż w rzeczywistości - szepnął Finnick. - Może ma jakieś kompleksy...
Zaśmiałam się cicho, ale szybko skoncentrowałam się na tym, co chciał mi przekazać. W końcu to było na pewno do mnie. 
- Cieszę się, Emily, że jednak zdecydowałaś się odwiedzić rodzinne progi. Ciekaw jestem jak ci się podoba twój Dystrykt Dziesiąty. Zapewne zastanawiasz się dlaczego to zrobiłem, dlaczego wydałem rozkaz zniszczenia Dystryktu i wymordowania ludzi. Odpowiedź jest banalnie prosta. Z tego samego, dla którego Dwunastka została zrównana z ziemią z powodu Katniss. Przez ciebie. Przeżyłaś o wiele więcej niż się spodziewaliśmy, już na Igrzyskach zaczęłaś sprawiać problemy. Torturowaliśmy cię, stawialiśmy na granicy śmierci, ale ty wcale nie chciałaś się poddać. Po twojej prawie-ucieczce zakończyliśmy sprawę. Pewnie już wiesz, że umierasz. Ciekawe. Gdybyś to zrobiła trochę wcześniej, może ludzie z twojego Dystryktu by przeżyli.
     Hologram Snowa, zajął się przycinaniem krzewu róż, a ja nie mogłam złapać oddechu. To moja wina.
- Tak się starałaś. Ale nie dość, że Kapitol postanowił cię zabić, to też Trzynasty Dystrykt, któremu tak dużo poświęciłaś. Nie miałbym żadnego interesu w niszczeniu twojego nieprzydatnego Dystryktu, gdyby nie fakt, że Prezydent Coin wymieniła go w zamian za odrobinę czasu. Obiecała go nie bronić, w zamian za jeden dzień zawieszenia broni w Dwójce. Tyle. Tyle wart jest twój dom. Za niego umierasz. Mam nadzieję, że zrobisz to z honorem godnym ciebie, Saws. Znikniesz tak samo jak wszyscy, którzy sprzeciwiają się potędze Kapitolu. 
     W tamtej chwili hologram zniknął, a ja nadal wpatrywałam się w ten sam punkt, w którym nie było już jasnej sylwetki Prezydenta. Pozostali chyba nie wiedzieli co robić, czy próbować mnie pocieszyć, czy może w ogóle się nie odzywać.
- Co znaczyło "wiesz, że umierasz" - pierwszy odezwał się James. 
- Nie wiem - odparłam z udawaną pewnością. - Może chodziło mu o to, że... Że obie strony konfliktu chcą mnie zabić? Nawet ta po której stronie walczę?
     Zrezygnowana ukryłam twarz w dłoniach, ale się nie rozpłakałam. Czułam się, jakby moje oczy nie mogły wyprodukować już więcej łez. James przytulił mnie i pocałował w czoło. Cieszyłam się, że przy mnie był. Chociaż sama zapewne też bym sobie poradziła, z nim wiedziałam, że muszę być silna, bo żyję już nie tylko dla siebie.
- Snow kłamał - powiedział pewnym głosem Gale. - Podpuszcza cię, bo wie, że jesteś oddana Trzynastce.
     Przypomniałam sobie jak ciepło Coin przyjmowała mnie w Trzynastce i pomyślałam, że Snow mógł mieć trochę racji. Może nie on jest największym problemem, tylko właśnie Coin.
- Tak - odpowiedziałam, udając, że się zgadzam. - To przemówienie nie było nic warte.
     Na dowód moich słów wzięłam różę do ręki, podeszłam do kominka w salonie i wrzuciłam ją do ognia. Nie chciałam mieć przy sobie niczego, co wiązałoby się ze Snowem. 
     Mechaniczny głos przemówił:
- Autodestrukcja za dziesięć, dziewięć...
     Spojrzeliśmy po sobie i jak burza wypadliśmy z domu, rzucając się w pierwsze lepsze krzaki, do których dobiegliśmy. Na szczęście fala uderzeniowa nie była zbyt duża, dała radę jedynie wysadzić wszystkie okna kulą ognia i zapewne unicestwić wszystko, co było w środku.
     Wstałam i patrzyłam, jak mój drugi dom płonie. Znowu. Ale tym razem nie z mojej intencji.
- No nie! - powiedziałam raczej tonem obrażonego dziecka niż kogoś, kto właśnie stracił dom.
- Wybuchowa Emily powraca? - odezwał się Finnick. - Co ty masz z tymi wybuchami? I z domami?
     Wzruszyłam ramionami. Nie potrafiłam mu powiedzieć. 
Staliśmy tam jeszcze chwilę w ciszy, obserwując płomienie. Nie miałam już domu. Żadnego. 
- To... - Przerwał ciszę Jack. - Może pójdziemy do mnie?
*****
     Długo u Jacka nie posiedzieliśmy, bo Jamesa i Gale'a wezwano do Pałacu Sprawiedliwości, a Finnick po cichu zakomunikował mi, że zbliża się następna halucynacja. Nauczyłam się już dostrzegać zmiany w moim zachowaniu, zwiastujące zbliżający się do mojego mózgu jad gończych os. Chciałam mieć pewność, że nigdy mnie już nie zaskoczy. 
- Może jednak zostaniecie? - Zapytał Jack, kiedy wraz z Finnickiem opuszczaliśmy jego dom. 
- Nie, dzięki Jack. Musimy pójść gdzieś, gdzie nikt nas nie zauważy - byłam świadoma jak może to brzmieć, ale wiedziałam, że Jack nie posądzi mnie o nic złego. 
     Gdzieś, gdzie nikt nas nie zauważy ale gdzie? Nie miałam pojęcia.
- Myślę, że u mnie na strychu nikt nie powinien was zauważyć. Ale co chcecie robić?
     Strych to był zdecydowanie dobry pomysł. Wszędzie indziej byli żołnierze Trzynastki. Ale co miałam odpowiedzieć Jackowi? Może właśnie trzeba było powiedzieć prawdę?
Finnick otworzył usta, zapewne wymyślił jakieś kłamstwo, ale ja odezwałam się pierwsza.
- Jestem chora - przyznałam szczerze. - I w pewnych momentach nie najlepiej się czuję, a Finnick... Musi mnie pilnować.
     Bez słowa udaliśmy się na strych, wyjęłam kajdanki i jak zawsze przyczepiłam się do jednej z pionowych belek.
- Jest jedna rzecz, która mnie martwi - powiedział Finnick podczas czekania na atak. - To już ostatnia data na tej kartce. 
- Na pewno nie ma więcej? - Nadal miałam nadzieję.
Pokiwał głową.
- Więc albo Beetee przyśle mi kartkę w najbliższym czasie, albo... Albo to już końcówka.
     Wtedy zaczęła spowijać mnie mgła. Nie reagowałam na nią już tak jak na początku. Szczerze mówiąc, może zabrzmi to dziwnie, ale trochę ją polubiłam. Mimo niezbyt przyjemnego faktu umierania, towarzyszyła mi ona w najlepszym okresie mojego życia. Przestałam się już użalać nad niesprawiedliwością świata, przestałam opierać się halucynacjom. Tak po prostu miało być, miałam umrzeć. Chyba dopiero teraz naprawdę dojrzałam.
     Anabella, Marva i Ethan. Tego się spodziewałam. Stoją wokół mnie ze spuszczonymi głowami. 
- Myślisz, że tak łatwo to zakończysz - wysyczała Marva. - Że wystarczy spalić dom, żeby pozbyć się pamięci o nas. Będziemy towarzyszyć ci do końca życia!
- Czyli raczej nie za długo - odpowiadam. Mam  świadomość, że to jest halucynacja. Tym razem podejmuję walkę.
- Tak - zgadza się Anabella. - Ale twoja śmierć będzie znacznie okrutniejsza od mojej. Wolniejsza i bardziej bolesna. 
- I w końcu dostaniesz to, na co zasługujesz - dodaje Ethan, klękając przede mną. Wbija nóż w moją rękę. Strumień krwi płynie po ziemi. Czuję autentyczny ból, ale nadal staram powtarzać sobie "to się nie dzieje naprawdę".
- Nie! - krzyczę. - Zasługuję na coś więcej! Nie jestem zła! To wy mnie zniszczyliście! To przez was to wszystko! Gdyby nie wy, gdyby nie to, że zabijaliście mnie każdym dniem mojego życia, nigdy bym się nie zgłosiła i na pewno - nie wygrałabym! Przeżyłam zbyt dużo, żeby nadal obwiniać się za każdą zadaną słusznie śmierć! Mam prawo żyć i mam prawo żyć szczęśliwie! - Chyba po moich policzkach płyną łzy, nie jestem pewna. Czyżbym rozkleiła się jak małe dziecko? Podnoszę zdrową rękę i wycieram oczy. Moje łzy również są krwią. Jestem już cała czerwona. 
     Moja "rodzina" z każdym wykrzyczanym słowem cofała się coraz bardziej.  
- Powinnaś cierpieć - mówi jeszcze Ethan, jakby zachował tylko na tyle odwagi, by wytknąć mi coś stojąc daleko ode mnie. 
- Nie. Wycierpiałam już zbyt wiele. Odkupiłam wszystkie winy. Kiedy to się stanie, będę spokojna.
*****
- Wow, to było niesamowite - powiedział Finnick, pomagając mi wstać. - Prawie w ogóle się nie rzucałaś, zupełnie inaczej niż zwykle! - uśmiechnął się i poklepał mnie po plecach. 
     Również byłam z siebie dumna. Czułam się, jakbym własnie wygrała. Otrzepałam się z kurzu i spojrzałam w stronę wyjścia, z którego po kilku sekundach wpatrywania wyłonił się James. 
- Mogłabyś mi to jakoś wytłumaczyć? - widziałam, że stara się zachować spokój. 
- Przepraszam Emily - na górę wdrapał się Jack i dodał: - nie wiedziałam, że oni o tym nie wiedzą.
     Skinęłam głową, choć nadal nie wiedziałam co powiedzieć. 
- Jasne - powiedziałam. - Zostawcie nas samych. Mnie i Jamesa.
- No więc? - Tak. Był zły.
- Co dokładnie widziałeś? - Zapytałam.
- Co widziałem? Wszystko! Jak krzyczysz, jak zwijasz się z bólu, jakby ktoś zadawał ci ciosy niewidzialnym nożem! Po co przypinasz się kajdankami do jakiejś belki, dlaczego Finnick o tym wie, a ja nie?!
- Nie powiedziałam ci o jednej rzeczy...
- Zauważyłem.
- Kiedy byłam w więzieniu w Kapitolu, osaczyli mnie. Tak jak Peetę... To znaczy... Próbowali uzyskać taki sam efekt, ale coś poszło nie tak i... Moja głowa jest w tej chwili bombą zegarową z jadu gończych os.
     Patrzył na mnie w milczeniu, nic nie powiedział.
- Za każdym razem kiedy jad dochodzi do głosu, mam halucynacje, podczas których zazwyczaj nie panuję nad sobą, mogłabym kogoś skrzywdzić... Na szczęście Beetee rozpisał mi terminy, w których mogą wystąpić ataki. Ja o tym nie pamiętałam i dostałam jednego podczas walki. Wtedy Finnick mnie uratował. To było w Siódemce, kiedy jeszcze nie byliśmy ze sobą tak blisko. 
- Kiedy ci to przejdzie? - Zapytał. 
     Miałam mu powiedzieć prawdę? Czy może lepiej byłoby skłamać? Nie miałam pojęcia. Złapałam go za głowę, popatrzyłam w jego oczy i powiedziałam:
- Ale bez względu na to co ci teraz powiem, obiecaj mi, że przeżyjesz tę wojnę. 
___________________________
Tak, dziwny rozdział. Nie wiem co o nim myśleć. Naprawdę. Ale nic. Chyba dorzucę go do zakładki "rozdziały na przełamanie" i pomyślę nad czymś lepszym. Nadal jestem w trakcie nadrabiania zaległości na waszych blogach i proszę o wyrozumiałość ;)  Życzę miłej reszty wakacji i pozdrawiam :)

32 komentarze:

  1. Ach lisico to ja byłam pierwsza!!!

    Rozdział jak zwykle cud:-) Uuuu to na końcu było takie słotkię. Jak cukierki i czekolada...

    A właśnie mam ochotę na czekoladę...

    Wracając do rozdziału. Całkiem zapomniałam o Jacku, fajnie że się nie zaćpał;-) No i kolejny płonący dom i o to chodzi;-)

    Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fcale że nje! :D Godzina - moje pierwsze! No sry, ale musiałam iść po czekoladę xD

      Wiesz co, Emily, ukatrupię cię. Jak zabijesz moją Emilcię, to ja zabiję ciebie.

      Bardzo fajnie, że Jack się nie zaćpał, ciągle mi chodził po głowie :D Serio, fajnie.

      Domek! Płonie! Hurra! Kocham płonące domki! Hurra! Niech żyje Emily! Niech żyje Jack! Niech żyje Finn! No i poza tym to same cukierki tutaj.

      Weny, weny, czekolady.

      Usuń
    2. Ems, lubisz odpowiadać i nominować, ol rajt? No bo LA czeka ;)
      lisie-serce.blogspot.com

      Usuń
    3. Spokojnie, ze wszystkich komentarzy cieszę sie tak samo, nie zaleznie od tego, który pierwszy ;)

      Musiałam uratować Jacka. Jest to jedna z lepszych, moim zdaniem, postaci w tej historii.

      I tak, znowu płonie. Tak historia, co zrobić. Ale ja tam ogień lubię, więc mi się o podoba :)

      Dziękuję Wam i pozdrawiam <3
      A na LA odpowiem jak będę miała czas.

      Usuń
  2. na wstępie wiedz, że dziś komentowanie za cholerę, mi nie wychodzi i uprzedzam... fatalnie wpływają na psychikę.
    po pierwsze. cieszę się, że jestem jedną z pierwszych osób, które komentują. w zasadzie, jakby się zastanowić, nie robi mi to dużej różnicy. ważne, iż mogę skomentować ten niesamowity rozdział.
    po drugie. nie! nie! nie!
    to nie może być ostatnia data!
    Ty sobie walisz ze mną żarty. kurde, no! odebrało mi mowę. jeśli Em naprawdę umrze... tyle z nią przeszliśmy i wiem, że będę wyć, gdy ona odejdzie.
    po trzecie. wszystko jeszcze może się zmienić! prawda?! powiedz, że tak prawda. jeżeli ją zabijesz, to zbiorę ludzi i wszyscy przyjedziemy do Ciebie z pochodniami i tym dziwnymi, dużymi widelcami do zbierania siana. (WTF?!)
    po czwarte. może to będzie źle o mnie świadczyć, ale... ale! tak ciepło na serduszku mi się zrobiło, gdy domek się palił. podzielam zdanie mojej poprzedniczki; ''Domek! Płonie! Hurra!''.
    po piąte. strasznie podoba mi się relacja, między Finnick'iem i Emily. to takie... fajne. no, broń Panie Boże przed złem! jak ja kocham Finnick'a!
    stop. ogar.
    po szóste. are moments... nie wiem, co mogę napisać w szóstce. może to, że wszy mnie zjedzą, jeśli się nie dowiem, czy Emily powie James'owi?

    i co mogę więcej powiedzieć? weny i siły.
    http://igrzyska-phoenix.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak będziesz zbierała ludzi, żeby pomścić Em, to ja idę z tobą ^^

      Usuń
    2. A mi nie wychodzi odpowiadanie, wiem, że długo zwlekałam, ale jestem tak wykończona po tym pierwszym tygodniu, że ledwo żyję.

      Wiem, że dużo z nią przeżyliście, ale taka kolej rzeczy. Jej los jest zapewne w moich rączkach i zalezy od mojego humoru w chwili pisania ostatniego rozdziału.

      Też kocham FInnicka, mimo początkowych nieporozumień między nami ;D Musiało się to skończyć bezwarunkową miłością i dużym BFF :D

      Już jest następny rozdział, więc możesz zaspokoić swoją ciekawość, choć, mioim zdaniem, nie wyszedł.
      A na bloga zajrzę jak będę miała czaas ;)

      Dziękuję i pozdrawiam :)

      Usuń
  3. O jaaaa.... końcówka mnie zaskoczyła... James się dowiedział... uuuu... był wkurzony. Ja czułabym się strasznie urażona, że Finnick o tym wiedział, a jej chłopak nie :P

    Wybuchowa Emily... ta to ma barwne życie. Co wchodzi do jakiegoś domu to on wybucha :P I zawsze to jest jej dom. xD Teraz już nie ma gdzie się podziać... biedna... choć zawsze może uważać, że Dzisiątka to jest jej dom, którego tak na prawdę nie ma już, ale okay... :c

    To z tą różą było dobre... tylko bardziej spodziewałam się białej róży ni czerwonej, ale to taki szczegół. Współczuję Emily, bo ona teraz się obwinia, że przez nią zginęło tyle ludzi. Tyle mieszkańców Dziesiątki. Mam nadzieję, że jej psychika da radę.

    Ostatni atak... Coooo? To znaczy, że ona umrze... tylko nie tooo.... nie, Em, ja się nie zgadzam. Proszę, nie zabijaj naszej Saws. Haymitch nie pozwoli jej umrzeć, prawda? Ani James. Może jak pojadą na akcję do Kapitolu to tam coś znajdą na to osaczenie. Dlaczego jej organizm nie może jakoś wydalić tego jadu? Nosz kurcze! Jestem ciekawa co wymyślisz. Grunt, żebyś nie zabiła Emily :D

    Jack. Hmm.... dziwny gościu. Fuksem udało mu się przeżyć. Podziwiam, choć pewnie trudno mu było bez tego narkotyku. Jak każdemu ćpunowi, czy jak oni takich nazywają. xD

    Nie mogę się doczekać nexta. Życzę miłych ostatnich dni wakacji.
    Pozdrawiam i życzę weny! ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że mimo tylu rozdziałów jestem jeszcze w stanie kogoś zaskoczyć. I tak, Emily ma naprawdę barwne, obfitujące w wybuchy i płomienie życie.

      O to gdzie się podzieje się nie martw, coś jej znajdziemy. Kurczę, chciałabym się jeszcze jakoś odniesć do tego komentarza ale jestem meeeega zmęczona. Przepraszam <3

      Na nowy rozdział wpadnę jak tylko dam radę.
      Dziękuję *.*

      Usuń
  4. Rozdział cudowny. Jak zwykle zresztą. Podobała mi się sytuacja z hologramem Snowa i rozmowa z Jamesem. Może to i dobrze, że wie o halucynacjach (ta w tym rozdziale była genialna)? Cały czas mam nadzieję, że Em przeżyje. Może ją oszczędzisz? Zobaczymy. Chcę więcej. Mam niedosyt rozdziału. Dodaj coś niedługo.
    Weny, udanych wakacji i serdeczne pozdrowienia!

    Wybacz taki nędzny komentarz, ale mam podły nastrój. Twój rozdział odrobinę podniósł mnie jednak na duchu. ;) Dziękuję za to!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo i tak, ja też mam zły nastrój i jestem raczej zmęczona, więc po prostu podziękuję i wszystkiego się dowiesz już niedługo.
      Dziękuję i pozdrawiam <3

      Usuń
  5. "Wybuchowa Emily powraca?"-kapitalne! Uwielbiam wybuchy, a od Twoich to niedługo chyba się uzależnię ;P Chyba Snow nie tylko Katniss obiecał, że nie będą się okłamywać i dobrze, że ktoś od razu zdaje sobie z tego sprawę. Dziś króciutki komentarz, ale pamiętaj, że uwielbiam Twoje pisanie.
    Mnóstwa weny życzę ;*
    M.

    OdpowiedzUsuń
  6. Super, ale czy to oznacza koniec?
    Koniec tej historii?
    Tego bloga?
    Mam nadzieję, że nie ;-;
    Weny ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, jeszcze kilka rozdziałów.
      Naprawdę, będzie dobrze ;)
      Dziękuję i pozdrawiam <3

      Usuń
  7. Awww *.* Może to trochę płytkie, że co chwila piszę, jakie te rozdziały są wspaniałe i to na dodatek z anonimka :/ Ale piszemy po prostu świetnie i tu nic innego nie da się napisac :) A nie mam nigdzie tu założonego konta, tak więc przepraszam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko, z anonima tez się liczy. Dziękuję, że się wypowiedziałaś/eś i pozdrawiam serdecznie <3

      Usuń
  8. Nominowałam cie do Liebster Award więcej na http://dzika-wsrod-besti.blogspot.com/ ( post z 29 sierpnia )

    OdpowiedzUsuń
  9. Ej... Nie zabijaj jej *.*
    Kocham Cię za Finnicka ♥ Jest boski :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Zupełnie zapomniałam o wybuchowej Emily. Dobrze, że wróciła. Jesu, uśmiałam się trochę i poprawiłam sobie humor!

    A wiesz, że przy czytaniu ostatniego rozdziału zaczęłam zastanawiać się, co się dzieje z Jake'iem? Jakoś tak nagle naszła mnie taka myśl i oto proszę - mamy Jake'a!

    Ale najbardziej w tym rozdziale podobała mi się róża. To takie fajne nawiązanie o oryginału książki ale za razem coś zupełnie innego, bo cały ten hologram i wybuch - świetne. Kurczę, gdzie teraz nie wejdę, to widzę hologramy. U siebie, u Sandry, teraz u ciebie - CO SIĘ STAŁO.

    No, ale dobra, mniej o hologramach, więcej o halucynacjach Emily. Byłam... w szoku? Pozytywnym oczywiście! Nasza odważna, wspaniała Emily Saws! Tęskniłam za taką Emily. Pewną siebie.

    Jak okazało się, że James to słyszał i widział, to moja pierwsza myśl brzmiała mniej więcej: "shit będzie afera". I widzisz?! Miałam rację! Ale cieszę się, że się w pewnym sensie pogodzili i Emily wyzna mu prawdę i fgbrfegte jesu, nie wiem sama. Jeżeli zabijesz Emily to ja się do ciebie przejdę.
    Nieee, nie zabijesz jej.
    Chociaż mord na głównej bohaterce na pewno byłby ciekawym zwrotem akcji, no i takim niecodziennym.
    xoxo, Loks.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz, to jest jakaś telepatia, jesteśmy połączone umysłowo :D

      Jakoś z tymi hologramami po prostu tak wyszło, nie potrafię powiedzieć dlaczego. Planowałam to już w sumie od dawna, ale co zrobić?

      Emily w końcu wraca do siebie. Należało to zrobić wcześniej czy później i się udało, przynajmniej moim zdaniem.

      WIem, że zabicie głównej bohaterki byłoby niezwykłe, ale nadal nie wiem. Żal mi jej trochę. Zobaczymy co będzie.

      A twój rozdział już dawno przeczytałam, ale jeszcze się nie zebrałam, żeby skomentować. Przepraszam :C

      Usuń
  11. Jeszcze nigdy nie wczułam się w zadnego bohatera tak jak w Emily. Piszesz cudownie.

    OdpowiedzUsuń
  12. Piękny rozdział:* Nie było mnie długo, ale jestem i śmiało mogę powiedzieć, że ta notka była (jak każda) BOSKA!
    Od początku... Opis pożaru i związanego z nim oczyszczenia duchowego Emily był spoko:D Później ten dziku. Jak zaczęłam o nim czytać to sobie myślałam: WTF? Jakiś brodaty jaskiniowiec... AHA, TO TEN.
    Dalej. Róża od Snowa i hologram był świetnym pomysłem:* Fragment o kompleksach- spadłam z krzesła;D
    No i James... Nawet sobie nie wyobrażam jak ona mu to powie, ale czekam yczę weny:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, nie będę się produkować w tym komentarzu, bo dzisiaj mam problem, zeby sklecić zdanie. W każdym razie dziękuję bardzo i pozdrawiam <3
      *BOŻE JAK NIE PO POLSKU*

      Usuń
  13. A niech to! Ja znikam na 2 tygodnie( a może więcej nie liczyłam) a ty mi tu wstawiasz od razu dwa rozdziały, niedobra ty! Nawet nie zdążyłam odpowiednio wyczerpująco skomentować tamtego rozdziału więc swoją opinię na temat 14 i 13 pozostawiam tutaj. No to zaczynamy! Eeeeee....zacięłam się już na starcie :)) Szczerze? Nie wiem co napisać. Zwykle po przeczytaniu mam ochotę wstawić jakiś komentarzyk, a tu nic! Nie wiem, ale to chyba wynik tego, że zwykle czytam jeden na raz i teraz mi się myli co było w tym rozdziale a co w tamtym. Chyba po prostu powiem co mi się najbardziej podobało. Zacznę od końca: JAMES! CO?JAMES! JAK ONA MU TO TERAZ POWIE, ŻE JEST CHORA I UMIERA, ALE ONA NIE MOŻE UMRZEĆ A JAK JAMES SIE DOWIE TO BĘDZIE JAKAŚ MASAKRA CO TY PISZESZ KOBIETO DLACZEGO ON PODSŁUCHAŁ ICH ROZMOWE COCOCOCOCOCO NIE!!- oto moja reakcja na wiadomość o tym, że James się dowie, że Emily jest chora. Chyba nic więcej nie muszę dodawać, ale serio Jak ona mu o tym powie, żeby się biedak nie załamał???
    C.D.N
    ( zaraz dodam nowy komentarz bo teraz lecę coś przekąsić)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, teraz rozdziałów na pewno tak często dodawać nie będę, wiec wyrobisz na wszystkie. W każdym razie dziękuję za opinię, mimo braku drugiego komentarza, na który miałam nadzieję <3
      Wybacz moje dzisiejsze nieogarnięcie, bo dzisiajszy rozdział wypłukał mnie z umiejętności pisania na klawiaturze. Czuję się jak w podstawówce. Przepraszam :C
      Pozdrawiam <3

      Usuń
  14. No i zapomniałam się podpisać
    Gall Anonim

    OdpowiedzUsuń
  15. Sorki za brak tego drugiego komentarza, ale jakoś tak się zabiegałam, że o tym zapomniałam, ale obiecuję długi i wyczerpujący komentarz przy następnym
    Gall Anonim

    OdpowiedzUsuń