niedziela, 7 września 2014

Rozdział XV

- Powiedz mi po prostu, kiedy będziesz już zdrowa! - zażądał James, ściskając mocno moje ramiona. 
     Jego rozpaczliwa prośba spowodowała, że zrozumiałam, że nie mogę mu powiedzieć prawdy. Stawianie go w położeniu, w którym musiał walczyć z myślą, że mnie nie długo zapewne nie będzie na tym świecie, mogło być czymś, czego by nie udźwignął. 
- Za jakiś czas - odparłam pewnie.
Spojrzał na mnie nieufnie.
- To dlaczego robisz z tego taką tajemnicę? Dlaczego prosisz mnie, żebym obiecał, że przeżyję?
     W kłamaniu najgorsze jest to, że trzeba je dobrze zaplanować. Jeżeli kłamie się w biegu, jest duże prawdopodobieństwo, że prędzej czy później wszystko wyjdzie na jaw i będziemy w zdecydowanie gorszej sytuacji, niż jesteśmy. Choć tym razem miałam wrażenie, że gorzej już raczej nie może być.
- Okej - zaczęłam spokojnie. - Beetee nie ma pojęcia co zrobić, żeby mi to przeszło. Co oczywiście nie znaczy, że tak od razu umrę, możliwe, że w Kapitolu jest na to lekarstwo...
- Tak od razu umrzesz?! - nie wiedziałam czy traktować to jako pytanie, czy po prostu powoli dochodziło do niego, że prawda różni się znacznie od tego, czego on by chciał.
- Nigdy nie było takiego przypadku - odparłam spokojnie, jakby to były suche dane, wyczytane w jakichś książkach, a nie informacje o przypuszczalnej długości mojego życia. - Nie wiedzą na czym to polega, nie wiedzą czym to leczyć. Ale bardzo możliwe, że... - mój głos na chwilę po prostu się urwał, a ja zbierałam siły, by dokończyć bez zawahania. - Że jak mówiłam, w Kapitolu jest lekarstwo. Jest szansa.
     Tak naprawdę szansy nie było. Wiedziałam o tym. Moją śmierć zwiastował choćby ostatni termin halucynacji, który napisany czerwonym długopisem widniał na karteczce napisanej dla mnie przez Beetee'ego. Termin, który już był.
     James objął mnie ramionami bardzo mocno. Był zdecydowanie wyższy ode mnie, więc usłyszałam jak szeptał przez moje włosy.
- A już myślałem, że mi się udało. Że w końcu jest szansa, że możesz być ze mną szczęśliwa, kiedy to wszystko się skończy. Obiecałem sobie, że zawsze będę cię chronić.
     Zadrżałam. Jak bardzo podobne było moje postrzeganie tej sytuacji? Ja też zawsze chciałam być szczęśliwa i chciałam to szczęście dać tym, których kochałam. Ale czy tak miało być? Jedni muszą cierpieć, żeby innym kiedyś było łatwiej. I może właśnie lepiej, że to wszystko spotykało mnie. Ale nadal miałam w sobie jakąś cząstkę nadziei. Nadziei że przeżyję. Że to wszystko się skończy, a ja będę wieść długie, szczęśliwe życie i o wszystkim zapomnę.
     Ale z drugiej strony wiedziałam, że tak się nie stanie. Że do końca życia będą śnić mi się tortury w Kapitolu, moja rodzina zastępcza, Patrick, Nathan, Lora... Już tyle osób zginęło, mimo, że naprawdę na to nie zasłużyli. Nie zdążyli nic zrobić w życiu. Myślałam, że po takiej ilości bólu zasługuję na szczęście, na życie. Ale te wartości nie były czymś, co dostaje się w nagrodę.
     Czułam ciepło jego ciała, jego oddech poruszający moje włosy. Czułam, że moje serce bije, czułam miliony impulsów przechodzących przez moje ciało. Ale przede wszystkim czułam jak bardzo go kocham. I ze wszystkich sił starałam się zapamiętać to uczucie.
- Zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby cię uratować. Co tylko się da, nic ci się nie stanie, rozumiesz? - powiedział wyjątkowo spokojnie, delikatnie artykułując każde słowo. Sprawił, że prawie w to uwierzyłam.
- Tak - odparłam. - Tak, wszystko będzie dobrze.
*****
     Później staraliśmy się już o tym nie rozmawiać. Zamiast zamartwiać się, postanowiliśmy wyciągnąć z życia tyle radości ile się tylko da. Cieszyłam się, że wie, że jakoś to przełknął, pomimo, że przedstawiłam mu raczej taką prawdę, jaka była najłatwiejsza do zaakceptowania. Nie traktowałam jej jako kłamstwo. Bardziej jak bardzo optymistyczną wróżbę. 
     Następnego dnia poproszono nas o pomoc ofiarom bombardowań. Naprawdę niewielu ludzi przeżyło, ale praktycznie każdy był w bardzo złym stanie. No wiec opatrywaliśmy ich, pocieszaliśmy, karmiliśmy, co oczywiście było nagrywane przez kilka kamer. Materiałów na propagity było bardzo dużo.
     Jak już wspominałam, ludzie w większości nie mieli którejś z kończyn, byli w śpiączce, albo po prostu powoli umierali i nikt nie był w stanie ich uratować. Wszyscy oprócz jednego.
     W Dystrykcie zawsze myśleliśmy, że jest chory psychicznie. Już jak byłam dzieckiem wyglądał na jakieś sto lat, jakby przeżył Mroczne Dni. W Dystryktach w ogóle widok starych ludzi, ale tak starych... Zakrawało to o jakiś cud. 
     Nazywali go po prostu Szalony. Przynajmniej ci, którzy mieli w stosunku do niego chociaż odrobinę szacunku. Inni wymyślali gorsze przezwiska, a on wyglądał, jakby nic sobie z tego nie robił. Nikt nie wiedział czy nie rozumie, czy po prostu nic do niego nie dochodzi. Uważali, że podczas Mrocznych Dni Kapitol tak długo go torturował, że człowiek zupełnie oszalał. Chociaż z drugiej strony większość ludzi traktowało jego udział w Mrocznych Dniach bardziej jak żart. Nikt nie wierzył, że ktoś naprawdę może żyć tak długo. 
     Nie miał domu ani pracy, chodził w starych szmatach, a Strażnicy Pokoju uważali za bardzo śmieszne znęcanie się nad nim. 
     Tak. W bombardowaniu zginęło mnóstwo młodych, silnych mężczyzn. Dużo zdrowych ludzi. Praktycznie wszyscy zostali okaleczeni. Oprócz Szalonego, staruszka, który zapewne przeżył najwięcej w całym Panem.
     Kiedy tylko mnie zobaczył, rzucił mi się do stóp i zaczął całować moje ręce, co wywołało zdziwienie wśród wszystkich pozostałych. 
- Kiedyś go uratowałam - wyjaśniłam. 
     Jak już mówiłam, pewnego razu Strażnicy Pokoju biczowali go bardzo długo, był na skraju śmierci. Akurat wtedy tamtędy przechodziłam, a że byłam świeżo po Igrzyskach i Strażnicy jeszcze się mnie bali, pogroziłam im trochę nożem i wypuścili Szalonego. Nawet na jakiś czas dali mu spokój. Od tamtej pory zawsze dziękował mi, kiedy tylko mnie zobaczył.
- Wylatujemy do Dwójki za jakąś godzinę - oznajmił James, a ja próbowałam przypomnieć sobie, co miałam tu jeszcze zrobić. 
     Ta myśl dręczyła mnie już od jakiegoś czasu. Wiedziałam, że nigdy tu już nie wrócę. To moja ostatnia godzina w Dystrykcie Dziesiątym. 
     I wtedy spojrzałam na serduszko zawieszone na mojej szyi. Odpowiedź pojawiła się sama. Grób moich rodziców. Musiałam wiedzieć gdzie są. 
- Szalony - zwróciłam się do niego. - Musisz mi pomóc. 
     Skinął głową. Tylko on mógł wiedzieć gdzie zostali pochowani. Zginęli jako powstańcy, mimo wielu lat od Mrocznych Dni, spiskowali przeciwko Kapitolowi. Tacy ludzie nie mieli własnego nagrobka. 
- Olivier i Madeline Saws - powiedziałam. - Muszę wiedzieć, gdzie są ich ciała. Pamiętasz kiedy Strażnicy Pokoju wyżynali spiskowców? Wtedy najprawdopodobniej zginęli. 
     Nie wiedziałam czy Szalony umiał mówić. Nigdy nie powiedział w moim towarzystwie ani jednego słowa. Kiwnął tylko palcem, a ja bez zastanowienia poszłam za nim. Gale zatrzymał mnie, kładąc mi rękę na ramieniu.
- Gdzie ty idziesz? Mamy tylko godzinę!
- Zdążę - powiedziałam i udałam się za Szalonym.
     Gale chyba chciał jeszcze coś powiedzieć, ale James nie pozwolił mu krótkim:
- Daj jej iść.
     Cieszyłam się, że rozumie ile to dla mnie znaczy. 
     *****
     Mimo leciwego wieku, Szalony wcale nie szedł wolno. Zawsze ciekawiła mnie jego osoba. Musiał naprawdę dużo przeżyć. Więcej niż komukolwiek mogło się wydawać.
- Jakim cudem przetrwałeś bombardowanie? - Zapytałam w końcu.
     Nie odezwał się ani słowem. Po kilku krokach pokazał palcem studnię kanalizacyjną. Skojarzyło mi się to od razu z powstańcami z Czwórki, ale o różnicach między kanałami w Dziesiątce, a kanałami w Czwórce, można by mówić godzinami. W Czwórce przynajmniej były do czegoś potrzebne...
     A więc Szalony schronił się właśnie tam. Sprytnie. Może nawet tam mieszkał, kto wie? Nikt nigdy nie widział śpiącego Szalonego.
- Umiesz mówić? - drążyłam dalej.
    Odwrócił się w moją stronę. 
- Kiedyś umiałem - po raz pierwszy usłyszałam jego głos.
- Wow! - zdziwiłam się. - Twój głos... Powiedz coś jeszcze!
     Spojrzał na mnie krzywo.
- Czekaj - powoli zaczynało do mnie dochodzić. - Ty w ogóle jesteś szalony?
- Myślisz, że gdybym naprawdę był chory psychicznie, przeżyłbym tyle lat? Chociaż z drugiej strony, gdybym nie udawał takiego, na pewno Snow zabiłby mnie w pierwszej kolejności.
     Mój światopogląd runął. Szalony wcale nie był szalony. Cholera, to tak bardzo zmieniało jego wizerunek. Wcześniej traktowałam go bardziej jak zwierzę, a teraz...
- Walczyłem z powstańcami podczas Mrocznych Dni. Tak - uprzedził moje pytanie, a raczej - upewnienie się - jestem tak stary. 
- Byłem przywódcą - kontynuował. - Snow wykorzystał mnie, by zwabić moich ludzi do pułapki i ich zabić. Patrzyłem na ich śmierć, a potem byłem torturowany tak długo, aż wyciągnęli ze mnie wszystkie informacje. Zabili pozostałych.
     Nie chciałam mu przerywać, ale wiedziałam do czego dąży. Musiał mieć koszmarne wyrzuty sumienia.
- Byłem przywódcą. Dobry przywódca ginie razem ze swoimi żołnierzami. Zasługiwałem na tą śmierć. Ale nie chciałem umrzeć. Wybrałem życie. Życie, jako szaleniec. Snow postanowił mnie nie zabijać, jakby ku przestrodze innych. A ja przez te wszystkie lata udawałem, że brak mi piątej klepki, bo czekałem na kogoś, komu mógłbym to w końcu powiedzieć. I wtedy pojawiłaś się ty. Zwyciężczyni Igrzysk. Znałem twoich rodziców, Emily. Twój ojciec szmuglował informację do Dystryktu Trzynastego. Tak - już wtedy o nim wiedzieliśmy, długo po Mrocznych Dniach. Był bardzo odważnym człowiekiem - popatrzył na mnie - masz po nim oczy...
     Na chwilę zawiesił głos, żeby potem kontynuować.
- A twoja matka zajmowała się głównie pomocą szpiegom Trzynastki, którzy akurat przebywali na terenie Dziesiątki, czasem leczyła rannych. Była niesamowitą kobietą, znała się na wszystkim i była niesamowicie dobrą osobą. Bardzo cię kochała... 
     Chciałabym móc chociaż wyobrazić sobie jej twarz. Niestety miałam w głowie tylko ostatnie wspomnienie, kiedy Strażnicy Pokoju wyprowadzali ją z domu. Jej rysy... Nadal zachowało się niewyraźne wspomnienie jej twarzy. Za to jej głos... Pamiętałam go doskonale.
- Tylko oni wiedzieli, że tak naprawdę nie jestem szalony. Próbowałem odkupić swoje winy. Próbowałem pomóc, ale nikt w Trzynastce nie powierzyłby żadnego stanowiska szalonemu człowiekowi. A ja bałem się ujawniać przed kimkolwiek. Tylko oni wzbudzili moje zaufanie.
     Próbowałam wszystko poukładać sobie w głowie. Te przypadki... Nagle spotykam człowieka, na którego jak dotąd nie zwracałam uwagi i okazuje się, że jest to jedyna osoba, która pamięta moich rodziców. Przeszliśmy pod siatką do lasu. Nie mogłam uwierzyć, że są pogrzebani własnie tam.
- Kiedy zabrali Madeline z domu, to ja zabrałem cię i położyłem przed drzwiami sierocińca. Wiem, że nie miałaś łatwego życia, ale na pewno miałaś większe szansę na przeżycie niż u boku szaleńca. A wiedziałem, że jesteś twarda. Z takimi rodzicami - nie mogłabyś nie być. 
     Las znałam doskonale, każde drzewo, każdy krzak. Spędziłam tutaj większość życia. Zmierzaliśmy w stronę jednej z niewielu polan. Zawsze lubiłam tu odpoczywać. Kiedy świeciło słońce, robiłam sobie przerwę od polowania i kładłam na zielonej trawie, w cieniu dużego dębu. To były jedne z niewielu dobrych wspomnień z mojego życia.
- Tu ich pochowałem - powiedział, kiedy doszliśmy na miejsce. - Wykradłem ich ciała, a zamiast nagrobka posadziłem dąb. Mogłem postawić jakiś duży kamień, ale po co? Kamień nie ma nic wspólnego z życiem, a drzewo? Jest jego idealnym symbolem. Podobnie jak ludzie czas pozostawia na nim ślady, daje dużo słońca, wody. Drzewo rozwija się, rośnie, rozsiewa inne drzewa, a potem, po wielu latach, łatwiejszych bądź trudniejszych, umiera... 
     Położyłam rękę na korze drzewa. Tyle czasu tu spędziłam, nie wiedząc, że oni spoczęli tak blisko. Tym razem obyło się bez łez. W milczeniu obserwowałam ziemię, słyszałam jak wiatr porusza gałęzie. Czasem wydawało mi się, że chce mi coś przez to powiedzieć. 
- Dziękuję, że mi to powiedziałeś - powiedziałam po kilku minutach cichej zadumy. - Że mnie tu przyprowadziłeś. Dziękuję też, że ich pochowałeś. 
Zawiesiłam głos. Nie wiedziałam, czy mogę przejść do tego tak bezpośrednio. Ale miałam mało czasu i w zasadzie żadnego wyboru.
- Mam do ciebie prośbę, jeżeli mogę cię oczywiście o coś prosić. 
- Oczywiście - odparł Szalony. - Proś o co chcesz.
- Gdybym przypadkiem umarła na tej wojnie, no wiesz... Może tak być. I jeżeli wygramy i będziesz miał taką możliwość, proszę, powiedz im, że chcę być pochowana tutaj. 
     Widziałam, że nie wie co powiedzieć.
- Naprawdę myślisz, że mnie nie przeżyjesz? - Zdziwił się Szalony. - To niedorzeczne. Jesteś przecież młoda i...
- To nie ma znaczenia - urwałam. - Obiecaj mi, że to zrobisz. 
- Obiecuję - nie zawahał się. - Ale wątpię, żeby to było potrzebne.
     Podziękowałam mu jeszcze raz, po czym odwróciłam się, rzucając ostatnie spojrzenie drzewu i polanie. Chwilę później byłam już z powrotem pod Pałacem Sprawiedliwości, gdzie jeszcze kilka minut czekaliśmy na poduszkowiec. Zdążyłam. Kiedy oderwałam stopy od ziemi, wiedziałam, że wszystko co złe, zostawiam za sobą. Już nigdy nie będę wspominać niczego złego w moim życiu, niezależnie od tego, ile ono właściwie będzie jeszcze trwało.
____________________________
Przepraszam, że krótki i taki jakiś... dziwny, ale wiedziałam, że jeżeli nie napiszę go dziś, to będziecie czekać jakiś miesiąc, więc chyba ujdzie. Zaczął się rok szkolny, więc z moimi trzema treningami dziennie jest dość trudno znaleźć choć chwilę czasu kiedy nie trenuję/uczę się/śpię i mogę coś napisać. Podobnie ma się to do zaległości na waszych blogach. Ale nadrobię.
Pozdrawiam :)

22 komentarze:

  1. Taki melancholijny. Spokojny.cudowny. Smutny. Składającym do refleksji. Niewiele czyli o to chodziło ale ja to tak odebrałem i bardzo mi się podobało.
    Nic dodać nic ująć:-)
    Szkoła,a może raczej wysyłasz chęci do życia. Żarcik;-) rozumiem cię odkąd zaczęła się niemal na nic czasu.
    Dobra nie będę zanudzac życzę weny i odrobinę wolnego czasu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sorki za błędy ale piszę z komórki.

      Usuń
    2. Spoko, dziękuję za komentarz. Rzeczywiście, nie mam czasu do tego stopnia, że ledwo mam kilka minut na odpowiedź na komentarze. Przepraszam za zwłokę, ale zbyt szybko nowy rozdział się nie pojawi :C

      Usuń
  2. Oooo... pierwsza scena z Jamesem bardzo słodka. Taka miłość należała się naszej Em. Świetnie wychodzi ci pisanie tego. :D
    Szalony jednak nie jest szalony? Uuuu.. nieźle. Fajnie, że otworzył się przed nią. I to takie okrucieństwo losu, nie? Miała całe swoje życie pod nosem człowiek, który przyjaźnił się z jej rodzicami. Tak naprawdę zawdzięcza mu życie, bo nie wiadomo, czy Strażnicy Pokoju nie zabili by jej jak była mała tylko dlatego, że jej rodzice byli spiskowcami. Ale spiskowcami, którzy naprawdę pomagali. Powinna być z nich dumna i jestem pewna, że jest. :)
    Trochę się wzruszyłam, gdy było o tej polanie. To musi być straszne. Wiedzieć, że się umiera i, że nie można nic z tym zrobić. Coś jak rak lub białaczka. I do tego ta obietnica, którą Saws wymogła na Szalonym. Boję się końca opowiadania, a wiem, że ono się zbliża wielkimi krokami. Smutno mi, że ona musiała się ubezpieczyć na wypadek, gdyby nie przeżyła wojny. Ale miejmy tylko nadzieję, że gdybyś zdecydowała się na najgorszy koniec z możliwych, czyli śmierć Emily (nie daj, Boże!), to chociaż spełnią jej ostatnie życzenie. Cóż... wpadłam w trochę melancholijny nastrój xD
    Nie mogę się doczekać nexta!
    Pozdrawiam i życzę weny ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, bo wątek romantyczny to mój koszmar i nadal mam problem z jego pisaniem.
      Szalony jest dziwną postacią i szczerze mówiąc nigdy nie miało go tu być, ale cieszę się, że coś takiego jednak wymyśliłam.

      Dziękuję za komentarz i przepraszam, że nie komentuję twojego bloga, ale jak na razie ledwo mam czas, żeby odpowiedzieć na komentarze :C
      Nadrobię jak tylko będę mogła :/
      Pozdrawiam :>

      Usuń
  3. Przybywam płacząc ze szczęścia. Z dwóch powodów.
    A) NAPISAŁAM ROZDZIAŁ
    B) NOWY ROZDZIAŁ U CIEBIE
    I tak sobie siedzę i myślę, że ten weekend to dobry weekend.

    Jejciu. Pozwolisz, że nie wypowiem się na temat pierwsze sceny tak długim komentarzem. Podobała mi się, to prawda. Kurczę, cieszę się, że James jednak w pewnym sensie się z tym pogodził, no i że już wie i jest tego świadom.

    Wątek z Szalonym był genialny. I bardzo pomysłowy. Poza tym, lubię postacie, które niby nie mają dużego wkładu w historię, ale mają bogatą przeszłość.

    Cholera, Ems, z każdym rozdziałem odczuwam coraz bardziej, że zbliżamy się do końca tego opowiadania i mnie to boli. Tak na przykład ta scena z dębem. To ubezpieczenie Emily na wypadek śmierci. Ech, łezki mi się w oczkach zbierają. Ja możesz mi coś takiego robić, no.

    Przepraszam, że tak krótko, ale lecę się ogarnąć na jutro do szkoły, bo jestem nie do życia.
    xoxo, Loks.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że napisałaś rozdział i każdy rozdział u ciebie czytam, tylko nie mam czasu skomentować. Nie mam czasu nawet napisać żadnego u siebie. Przepraszam :C

      Dziękuję bardzo za opinię i ponownie przepraszam, że nie jestem w stanie wymusić z siebie jakiejś sensownej, dłuższej odpowiedzi. Ale jestem zmęczona.
      Pozdrawiam i dziękuję :*

      Usuń
  4. Och, ile ja bym dala żeby poczuć się tak kochana i tak bezpiecznie w czyiś ramionach. Chociaż tyle Emily dostaje na koniec życia (chyba powoli się godzę z tą ewentualnością). Szalony, tak On był potrzebny, właśnie tu i teraz, Emily chyba przydała się ta polana, choćby po to by móc zakończyć jakiś rozdział w życiu. Oj już tak blisko końca, Dwójka zaraz (będzie Katniss?!), wszystko się zaraz skończy, kurcze mnie też ta melancholia dopadła :P tak więc
    Weny życzę i wytchnienia w szkole
    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, w Dwójce będzie Katniss. Już trochę zaczęłam ten rozdział, więc jesteśmy bliżej dodania go niż dalej. Ale nie mogę obiecać kiedy go wrzucę. Zupełnie nie mam weny i jestem zarąbiście zmęczona.
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam <3

      Usuń
  5. Tak, zgadzam się z poprzedniczką, powoli godzę się z tym, że Ems umiera. To dalej okropne, ale... życie trwa dalej.
    PRZYNAJMNIEJ MOJE.

    Szalony jest tak bardzo awwwww... <3 Fajna postać :D Szkoda, że dopiero na koniec...

    James jest taki naiwny i słodki. Uratuje ją. Jak?
    MIŁOŚCIĄ.
    Albo lepiej - ona umrze, on zacznie płakać, a ona jak w bajkach - zmartwychwstanie, bo łzy. Ja chcę, żeby tak było. Tak ma być.
    SŁYSZYSZ?!

    Życzę weny niezabijającej Emsów i wgl...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko, zastanowię się nad zabiciem jej bądź nie. Nadal nie wiem jak będzie, pewnie będzie zależało to od mojego humoru w chwili pisania. Zobaczymy.
      Dziękuję za komentarz, wena by się przydała :/
      Pozdrawiam <3

      Usuń
  6. Kolejny wspaniały rozdział. Nie mam pojęcia jak wpadasz na te wszystkie genialne pomysły, ale wpadaj dalej, jak najczęściej. Uwielbiam tego tu Jamesa. Jest taki... czuły. I troskliwy. Nie mogę sobie wyobrazić tej pary osobno. Tak bardzo się przyzwyczaiłam, że są razem.
    Kocham Szalonego! Tak, wiem to brzmi trochę głupio, bo on taki stary, ale wiesz o co mi chodzi. Najlepsi są tacy bohaterowie, którzy pomimo, że nie odgrywają zbyt dużej roli w opowiadaniu to i tak są dobrze 'napisani'. Tak Szalony. I wszyscy inni u Ciebie.
    Scena pod dębem była taka prawdziwa i wzruszająca, że nie mogę się pozbierać. I do tego jeszcze ta wzmianka, że Em jest już po ostatniej halucynacji. Czuję głęboko w kościach, że zbliża się koniec. Szczęśliwy czy nie i tak jestem pewna, że się popłaczę i będzie mi smutno, że to już koniec.

    Życzę weny i mnóstwa czasu na pisanie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, bo czasu nie mam i to zupełnie. Jak tylko napiszę następny rozdział chyba pójdę to jakoś uczcić, bo to będzie cud. Czasu jak na lekarstwo, podobnie jak weny. Ledwo ogarnęłam chwilkę żeby napisać odpowiedzi. Wiem, że dodałaś rozdział, ale na razie nie dam rady skomentować, przepraszam. Jak będę miała chwilkę czasu, na pewno to zrobię.
      Dziękuję i pzodrawiam <3

      Usuń
  7. Och.
    To wszystko, co w tej chwili jest w mojej głowie.
    To było piękne.
    Po prostu cudowne.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ave!
    Klepię miejsce, przeczytam i skomentuję później, ale teraz chcę Cię nominować do LBA, chociaż nie wiem, czy się w to bawisz.
    ~ Potterhead.
    http://people-sometimes-change.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko, jak tylko będę miała czas.
      Dziękuję ;)

      Usuń
  9. Jesteś świetna. I to, co piszesz też jest świetne. Bardzo podoba mi się twój styl opisania. Jest taki lekki, jakbyś z łatwością odnajdywała słowa. Opowiadanie jest ogólnie bardzo dobre.

    OdpowiedzUsuń
  10. Jeszcze jedno - bądź pewna, ze zacznę cie tu nawiedzać - bardzo mi sie tu spodobało ;)
    Twoja nowa zagorzała czytelniczka - Alicja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, każdy nowy czytelnik bardzo mnie cieszy :D
      Ale na razie szybko nic nie dodam, bo nie wyrabiam. Brak weny, brak czasu, co zrobić :<
      Dziękuję bardzo za opinię i pozdrawiam <3

      Usuń