piątek, 7 grudnia 2012

Rozdział XVIII

Nie mogłam już dużej biec. Nogi odmówiły posłuszeństwa. W oddali słyszałam tupot stóp zawodowców. Był coraz głośniejszy. Ucieczka nie mogła już niczego załatwić, musiałam walczyć. Dołączyć do nich, albo zginąć. 
Wyciągnęłam noże i oparłam się o pierwsze lepsze drzewo, starając zachować najbardziej wyluzowaną pozycję, na jaką było mnie stać. Rękawem kurtki ukryłam ranę po nożu, która dzięki maści nie bolała aż tak bardzo. Teraz musiałam zrobić to, co robiłam zwykle - udać lepszą, niż w rzeczywistości byłam. Bali się mnie. Wiedziałam o tym bardzo dobrze. I za nic w świecie nie chciałam tego zmieniać. Dlatego właśnie przybrałam najbardziej pogardliwą minę, na jaką było mnie stać i czekałam.
Po kilkunastu sekundach po osiągnięciu przeze mnie dobrej pozy, zobaczyłam blond włosy Cassidy. Również trzymała nóż w ręce. Obok niej z lasu wyłoniła się Pansy, a krótko po niej Victor. Każde z nich dysponowało orężem, ale nie okazałam strachu. W pewnym sensie go nie odczuwałam. Nie pierwszy raz byłą kilka cali od śmierci.
- No co mi powiecie? - Zapytałam z sarkastycznym uśmiechem, po czym obróciłam noże w dłoni. 
Nie wydawali się zdziwieni. Każdy z nich miał plan - tego byłam pewna. Ale nie ustalili wersji oficjalnej.
- Zabijmy ją - powiedział Victor po chwili. - Cassidy, jaka by dobra nie była, nie wygra z naszą trójką.
W pewnym sensie to była prawda. Nie czułam się na tyle silna. Nic jednak nie powiedziałam.
- Pomoże nam zabić Travisa - rzekła sucho Cassidy. - Potem to rozwiążemy.
Pansy nie powiedziała nic. Nie wyglądała na osobę manifestującą swoje zdanie. Wolała siedzieć cicho.
- To nie ma sensu - szepnął Victor. - Zabije nas we śnie, ucieknie. Zabiła Gabrielle. Zabiła Sean'a. To samo będzie z nami, jeśli nie położymy temu kresu.
Denerwowała mnie ich rozmowa, i choć byłam ciekawa jej finału, wolałam im przerwać, póki jeszcze mogłam.
- A może wypadałoby mnie zapytać o zdanie? - Powiedziałam, nadal bawiąc się nożami. Nie uważałam się za dobrą aktorkę, ale zanosiło się na najlepszą rolę w moim życiu. Możliwe, że ostatni akt.
- Dobrze - powiedziała Cassidy. - Wybieraj. My, albo śmierć.
Mogłam do nich dołączyć, być skończona w moim Dystrykcie w wypadku wygranej, albo nie dołączyć i umrzeć bohatersko. Miałam jednak przeczucie, że w przypadku zgody jedno z nich i tak prędzej czy później włożyłoby mi nóż w plecy. Nie, żebym kiedykolwiek była patetyczna, ale kręciło mnie odejście w wielkim stylu.
- Ani to, ani to - odparłam z sarkastycznym uśmiechem, bez tonu strachu w głosie. Zacisnęłam ręce na obu nożach i powiedziałam - walczmy.
Reakcja zawodowców była natychmiastowa. W moją stronę poleciały noże Cassidy i Pansy. Po chwili włócznia Victora uderzyła w drzewo tuż obok mojej głowy. To jego trzeba było wykończyć najpierw. Rzuciłam nożem, ale zrobił unik. Nie mogłam pozwolić sobie na tracenie większej ilości. Pobiegłam na niego najszybciej jak mogłam, nie przejmując się Pansy i Cassidy nieustannie próbujących mnie trafić. Wskoczyłam na Victora, którego krótki miecz był jedyną obroną. Ledwo go wyciągnął, kiedy przewróciłam go na ziemię. Czułam, że muszę załatwić to szybko, bo dziewczyny biegły w moją stronę. Po szybkiej, nieudanej próbie skręcenia karku odepchnęłam się mocno od czegoś, na co natrafiła moja noga i pchnęłam chłopaka w kierunku drzewa. Zabił się o swój własny nóż. Okazało się, że "to coś" od czego się odepchnęłam, to była Pansy. Zbierała się z ziemi. W tej chwili Cassidy pociągnęła mnie za włosy na ziemie i usiadła na mnie, trzymając nóż w ręce. Zrobiłam podobnie, jak z Monique. Ugięłam kolano, dziewczyna straciła równowagę i poleciała do przodu, a ja trafiłam ją celnym i bardzo bolesnym prawym sierpowym. Niestety, również dla mnie. Rana bolała jak cholera, a krew lała się strumieniami. Pansy już wstała i próbowała uderzyć mnie ręką. Nie miała już broni i prawdopodobnie była od zawsze najsłabszym ogniwem zawodowców. Oberwałam, ale nie zdołała mnie przewrócić. Miałam przewagę - nóż. Postanowiłam być miłosierna i tylko podcięłam jej gardło. To był mniej bolesny typ umierania, niż nóż w sercu. Została tylko Cassidy. Moje ciało nie mogło wytrzymać, ale adrenalina osiągnęła szczytowy poziom. Znowu jechałam na sile woli. 
- Nie wygrasz tego Emily - powiedziała. Wyglądała przerażająco. Z ust lała jej się krew, a jej włosy były bardziej miedziane niż złote. - Teraz nie będę już miała litości.
Wierzyłam. Ale mimo licznych ran byłam w lepszym stanie niż ona.Chwyciłam nowe noże w ręce i odparłam jej cios. Usłyszałam metaliczny chrzęst. Teraz ja zaatakowałam, nie była gorsza. Za drugim razem zrobiła to samo, tylko znacznie mocniej. Obroniłam się resztkami sił, nie chciałam wykonać pchnięcia. Czekałam aż ona to zrobi.  mojej głowie zaczął rysować się plan. Kiedy wreszcie skoczyła, usunęłam się z drogi, a kiedy upadła, wbiłam jej nóż w plecy. Niezbyt to honorowy sposób, przyznaję, ale nie miałam czasu na coś bardziej wyszukanego.
Kiedy ją zabiłam, upadłam na ziemię. Moje zwycięstwo nie mogło dojść do mojego mózgu. Uwierzenie w coś takiego było dla mnie bardzo trudne. Nawet przez myśl mi przeszło, że to następna halucynacja. Ale nie, strzały z armat były prawdziwe. Z trudem łapałam oddech. Wszystko bolało do granic możliwości. Poczołgałam się po jeszcze mokrej trawie do plecaka Victor'a, po maść i nasmarowałam nią całe ciało. Ból trochę puścił, ale nie było idealnie. Nie mogłam w takim stanie walczyć z nikim, a już na pewno nie z Travis'em i Monique. Chciałam spać. Bardzo długo. Nawet myślenie zaczęło sprawiać mi problem. Zebrałam wszystkie plecaki, praktycznie turlając się po trawie. Nie zawracałam sobie głowy szukaniem noży. Z błota zrobiłam kamuflaż i położyłam się pod pierwszym lepszym krzakiem. Musiałam najpierw odpocząć, a dopiero potem myśleć. Zajmowanie się czymkolwiek nie miało jakiegokolwiek sensu.
_____________________
Wiem, że długo mnie nie było. Wiem też, że rozdział krótki, ale nie mogłam go wydłużyć - tak wymyśliłam Emily. Dokładnie w tej scenie. Jest to zapewne, choć może nie wygląda, najważniejszy rozdział tej historii. I ma być taki z założenia. Co do długości, wiem, że idę wolno, ale blog będzie miał najwyżej 25 rozdziałów. W rekompensacie za długość, następny dodam trochę szybciej. I dzięki wielkie za komentarze ;)

6 komentarzy:

  1. Łuhuhu, znowu cudo. Jak ty potrafisz świetnie pisać. Takie emocje...
    Twój blog ma mieć tylko zaledwie 25 rozdziałów?! Nieeeee! Nie rób mi tego! Ja sama na blogu o Clove chcę dobić do trzydziestki, a na tym o Debby.... Oj dużo tego będzie tak przynajmniej planuję :)

    Pozdrawiam cię serdecznie i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział (na pewno tak samo świetny)

    P.S. na spiewkosoglosa.blogspot.com jest rozdział 20 :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nowy rozdział bardzo mi się podoba, choć racja, trochę krótki. Nie jest to wada, bo potrafisz tak zakończyć notkę, że czytelnicy ciekawią się, co będzie dalej :) Fajnie, że Emily załatwiła zawodowców, w każdym razie dobrze, że się nie dała. Scena walki była świetnie opisana, naprawdę wciągnęła, mogłam sobie wszystko dokładnie wyobrazić.
    Szkoda tylko, że opowiadanie będzie takie krótkie, ale cóż, nie mam większego wpływu na długość tej historii. W każdym razie- jest świetnie, czekam na następny rozdział :)
    Pozdrawiam :>
    PS. Lądujesz u mnie w linkach (strona "Polecane")

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolejny, świetny rozdział. Walka bardzo mi się podobała i dobrze, ze Emily pokonała zawodowców. Jestem niepocieszona, że rozdziałów będzie tak mało. Takie malutkie sprostowanie: dobrze by było, gdybyś informowałam nie o nowych notkach w podstronie "Spam", tam jest miejsce do informowania, ale nic się nie stało, że napisałaś gdzie indziej.
    Pozdrawiam. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kolejny świetny rozdział. ^^
    Zapraszam do mnie - dzisiaj dodałam notkę. :)
    http://igrzyska-isabelle.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Chciałabym tylko powiadomić, że rozpoczęłam pracę nad oceną Twego bloga, więc proszę o nie zmienianie szablonu i postów. :) (Chodzi mi o radykalne zmiany, oczywiście za zmianę koloru linków czy tekstu się nie pogniewam)
    Pozdrawiam,
    Issle z era-krytyki

    OdpowiedzUsuń
  6. Udało jej się~!

    Wszystko masz tak idealnie rozpracowane, co do akcji, śmierci, że ach i och. Nie mogę się nacieszyć tą historią. Jest 00:11 i doszłam już do tego rozdziału i och nie, na tym nie przestanę. Emily wygra, musi. Ostateczna walka z dwoma panami się szykuje? Oby nie, bo tutaj może być ciężko. Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że Emily jest w bardzo słabym stanie. Intrygują mnie te halucynacje, no! Potrzebuję więcej odpowiedzi.
    Pozdrawiam, Faith.

    trybuci-dystryktu-czwartego.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń