poniedziałek, 1 października 2012

Rozdział XIV

Promienie słońca wpadają przez otwarte okno. Do mojego nosa dochodzi zapach skoszonej trawy. Wdrapuję się na stołek, który wydaje mi się nieproporcjonalnie wysoki. Po kilku minutach zmagań pomagają mi jej gładkie ręce. Rudawe włosy spływają na ramiona, a uroku dodają ułożone w uśmiech usta w pięknym malinowym kolorze. Wygląda jak anioł. Smucę się - czy córki nie powinny być podobne do matek? Ma dźwięczny głos. Kiedy do mnie mówi, czuję, że cały świat promienieje. I chcę być już zawsze tylko z nią. Przytulam się, usiłując objąć ją moimi krótkimi rączkami. Myślę tylko o tym, jak ją kocham. Ale wtedy kosogłosy przestają śpiewać, a słońce zachodzi za chmurami. Jej uśmiech znika z twarzy i porozumiewawczo przykłada palec do ust. Mam być cicho, cokolwiek się zdarzy. Kładzie mnie pod stojące w rogu łóżko i zakrywa jakimś pudełkiem. Nic nie widzę, ale też nikt nie widzi mnie. Słyszę głosy mężczyzn. Rozpoznaję w nich Strażników Pokoju, przed którymi mnie przestrzegała. Odgłosy szarpaniny. Chcę krzyczeć, ale powstrzymuje mnie jej prośba. Ostatnia prośba. 
***
Zbudziłam się pod wpływem kropel rosy, odbijających się od mojego ciała. Jak bardzo zmęczona musiałam być, żeby położyć się wśród jakichś krzaków? Miałam nadzieję, że nie krzyczałam, tak jak mi się często zdarzało w czasie tego snu. Moje jedyne wspomnienie matki. 
Usilnie starałam się sobie przypomnieć, co zdarzyło się ostatniego dnia. Poduszkowiec. Dziewięć osób. Trzy zabiłam ja. Na tą myśl robi mi się strasznie smutno. W niczym nie przypominam matki. Ona nigdy nikogo by nie zabiła. Staram się nie koncentrować nad tym wszystkim, nad krwią, nad bólem... Przecież ja sama też mogę tego doświadczyć, nadal mam przeciwko sobie szóstkę zawodowców.
Rozejrzałam się. Z ulgą zauważyłam, że nadal mam wszystkie przedmioty, więc nikt ich nie ukradł. Idiotka. Nie powinnam kłaść się w krzakach, raczej już nigdy tego nie zrobię. Co się stało, że opuściło mnie logiczne myślenie? Czyżbym znowu tak usilnie chciała zapomnieć? Pamiętam, jak się czułam po śmierci Patricka. Tylko trochę gorzej, niż w tamtej chwili. 
Trzeba wstać. Zrobiłam to, ale bolało mnie całe ciało. Runo leśne na tej arenie nie było najlepszym miejscem na sen, ale nie mogłam wyobrazić sobie nocy w strachu, że spadnę z drzewa. Poza tym - te drzewa były inne niż w Dziesiątce. To arena. Nawet najpiękniejsze rośliny mogła stanowić tu śmiertelnie groźną pułapkę. 
Założyłam pas z nożami, włożyłam plecak na plecy i uznałam, że jestem gotowa do drogi. Potrafiłam chodzić po lesie i górach, nie w tym leżał problem. Po prostu nie wiedziałam gdzie iść. Miałam kilka opcji - mogłam uciekać w górę, jak najdalej zawodowców, albo kręcić się koło nich. W końcu najciemniej pod latarnią. Jednego byłam pewna - moja strategia musiała być ściśle z nimi związana. 
Zanim podjęłam ostateczną decyzję wdrapałam się na drzewo, mając nadzieję zobaczyć co planują. Najwyraźniej już od kilku godzin byli na nogach, nie wyglądali na zmęczonych albo zaspanych. Byli zwyczajnie źli. Nie musiałam się nawet zastanawiać na kogo.
Do głowy wpadł mi obłąkany pomysł, żeby podejść jak najbliżej i dowiedzieć się co kombinują. Zakrawało to o próbę samobójczą. Jednak oczywiście nie mogłam posłuchać się rozumu, bo było to zupełnie nie w moim stylu. A szkoda, myślenie ma przyszłość.
Czułam się, jakbym wchodziła do jaskini lwa. Robiłam to. Dla nich jedynym zastanowieniem przed pchnięciem noża byłoby w jaki sposób to zrobić, na litość nie miałam co liczyć. Zdziwiłam się, że znajduję się tak daleko od Rogu. Wcześniej wydawało mi się, że biegłam tylko kilka minut. Teraz marsz przeciągał się w godzinę. Zastanowiłam się, jak ludzie na Kapitolu na mnie spoglądają. Za jak głupią uważają moją decyzję. Albo jeszcze inaczej, jak patrzy na to Erick. I czy mi pomaga. W końcu muszę mieć sponsorów, zabiłam trzy osoby... Zatrzymałam się, kiedy ta myśl zahuczała mi w głowie. W tym stwierdzeniu była duma. A ja nie powinnam być dumna z takiej rzeczy. Mimo wszystko nie mogłam oszukiwać samej siebie, Igrzyska dopiero się zaczęły.
Zauważyłam błysk słońca, odbijającego się od Rogu. Zaczęłam iść wolniej, najciszej, jak tylko mogłam. Schyliłam się za krzakiem i skoncentrowałam na urywkach rozmów. Nic to nie dało, nie potrafiłam rozróżnić głosów. Musiałam podejść bliżej. Nie chciałam działać pod wpływem emocji, więc zaczęłam układać w głowie zarysy taktyki. Najbardziej opłacało mi się podejść do Travisa i jakiejś dziewczyny, rozmawiających właśnie na podłużnym głazie. Jedno było w nim dobre - był szeroko zakończony, więc nikt nie mógł mnie zobaczyć. No, przynajmniej na pierwszy rzut oka.
- Nie chodzi o to, czy jest potrzebny, czy nie, Cassidy - odezwał się Travis. - Jeżeli nie zawarlibyśmy z nim sojuszu, pewnie uganiałby się teraz razem z Rudą, jak najdalej od nas - załapałam,  że chodziło mu o mnie. Z rozbawieniem ujęłam kosmyk moich włosów. Nadal obstawałam przy zdaniu, że są one miedziane. - A to mogłoby robić z nich groźnych przeciwników.
Bzdura. I tak nigdy nie zgodziłabym się na sojusz z Liam'em. Raczej mogło chodzić tylko o niego.
- Przecież ona i sama jest już groźną przeciwniczką - odezwał się przesłodzony głos Cassidy. - Z tego co o niej mówisz wynika, że rozłożyłaby nas wszystkich, zanim zdążylibyśmy wypowiedzieć jej imię - roześmiała się. - Nie rób z niej niebezpiecznego wroga, może dostała dwunastkę, ale nie poradzi sobie z nami wszystkimi.
- Nie jest najgroźniejsza - powiedział zachowując spokój. - Ale jeśli będziemy ją ignorować, będzie miała przewagę. Musimy ją załatwić jak najszybciej. 
- Wyluzuj - odparła po chwili. - Ona jest daleko stąd, nikt przy zdrowych zmysłach by tu teraz nie przychodził. A tak w ogóle...
Zamilkła. Dało mi to czas na przemyślenie paru spraw. Czy naprawdę byłam taką idiotką, siedząc w takim miejscu w tamtej chwili? Na pewno. A przynajmniej trochę.
- Może nie musimy jej zabijać - dokończyła. - Może warto by było się z nią sprzymierzyć?
Tym razem zapanowała cisza absolutna i bezwzględna. Pozostali zawodowcy podeszli bliżej, zostawiając wszystko, czym wcześniej się zajmowali. 
- Cassidy... - Nie była to normalna wypowiedź. Raczej szept. - Czy ty nie możesz do cholery jasnej zrozumieć, że ona zabiła moją siostrę! - Artykułował każde słowo, strasznie krzycząc. Byłam pewna, że usłyszał go cały las. Zbliżyłam się do głazu. Miałam świadomość, że patrzą na mnie kamery Kapitolu - nie mogłam okazać strachu. Przecież wiedział, że jedno z nich będzie musiało zginąć. Nie kochał jej. Dlaczego więc tak się wściekał? 
- Rozumiem - odrzekła spokojnie po jakimś czasie. - Ale nie myśl, że możesz nami rządzić.
Czekałam na rozwój wydarzeń. Właśnie sobie ustalali, czy jak mnie spotkają to od razu zabiją, czy może poczekają jeszcze trochę, na bardziej odpowiedni moment.
- Zróbmy to demokratycznie, głosowanie powinno rozwiązać spór - Travis próbował jej przeszkodzić, ale na nic się to zdało. - No, to kto jest za sojuszem z Emily Saws? - Zapytała oficjalnym tonem.
Żałowałam, że nie mogę zobaczyć, kto się zgłosił. Przede wszystkim chodziło mi o Liam'a, był dla mnie największą zagadką. - Dobrze, a kto jest przeciw? - Znowu chwila ciszy. - No, więc to nam daje cztery do dwóch. Wybacz Travis, nie masz tu nic do powiedzenia.
Chcieli ze mną sojuszu. Nie mogłam w to uwierzyć. Oczywiście już wtedy wiedziałam, że nie mogę się na to zgodzić. I że moja decyzja może być okupiona nawet własną śmiercią. Nigdy nie zdecydowałabym się na współpracę z zawodowcami. W tamtej chwili najbardziej interesowała mnie jednak ta druga osoba, która się nie zgodziła.
- Albo ona, albo ja - powiedział Travis stanowczo. - Odpowiedź jest chyba prosta.
- Może się zastanówmy, kto jest dla nas cenniejszy - usłyszałam inny dziewczęcy głos. 
- To chyba oczywiste - powiedział kpiąco trybut z Czwórki. - Ona jest tylko dziewczyną...
- To źle? - Zamknęła mu usta Cassidy. 
- Nie powinniśmy się rozdzielać - powiedział Sean z Jedynki. - Nie wybiliśmy nawet połowy trybutów...
- Bo ona to zrobiła - przerwał mu dziewczęcy głos dziewczyny z Dwójki. - Może zaczekajmy z tą decyzją, co?
- Tak czy inaczej będziemy musieli się pozabijać - mruknął Travis. - Obojętne mi, czy zabiję was teraz, czy trochę później.
Nastąpiła cisza. Żałowałam, że nie widzę co robią. Czułam się, jakbym oglądała film w kinie, choć tak naprawdę ważyły się losy mojego życia lub śmierci.
- Skoro tak, to odjedź teraz - powiedziała Cassidy, kiedy szok po tym zdaniu opadł. Wszyscy wiedzieli, że zwycięzca jest tylko jeden, ale nikt jeszcze nie powiedział tego na głos w stosunku do sprzymierzeńców.
- Zgadzam się - potwierdziła druga dziewczyna. - Skoro tak, to nie masz czego tu szukać. Jesteś z nami, albo przeciwko nam.
Sean najwyraźniej nie był typem osoby, która miała coś do powiedzenia. Mógł się tylko zgodzić. Czekałam na Liam'a. Nie doczekałam się.
- Pieprzcie się - powiedział Travis. Była to najbardziej spokojna wypowiedź, jaka padła do tej chwili z jego ust. - Teraz was nie zabiję, byłoby to dyshonorem dla zawodowców. Liam, idziemy.
A więc tak. Odeszli oboje. On też był przeciwko mnie. Jedno jednak było pocieszające - rozdzielili się. Dali mi minimalnie większe szanse na zwycięstwo.

6 komentarzy:

  1. Kolejny świetny rodział. Co do tej zakładki -zgadzam się.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy kolejna notka?? Błagam cię, pisz szybciej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się ją dzisiaj dokończyć, ale nie obiecuję ;P

      Usuń
  3. Odmówiono oceny Twojego bloga na Erze Krytyki, post numer 275.
    Zajrzyj proszę do tej ocenialni i zapoznaj się z powodem odmowy, gdyż jest to niespowodowane złamaniem regulaminu, a wolą oceniającej i są inne chętne, by go ocenić.
    Pozdrawiam, Elaina.

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj biedni, naiwni zawodowcy. Jeszcze się nie domyślili, że Emily jest od nich sprytniejsza? Może to i dobrze, bo ma sporą przewagę. Ciekawe tylko, jak to wykorzysta.
    Liam. Liam cały czas mnie wkurza i przysięgam, że jak napsoci, to go znienawidzę na amen. Faith hejterka.
    Emily na arenie wymiata. Kochana, kocham twój styl pisania, wszystko czyta mi się tak przyjemnie, a co ważniejsze cała historia tak wciąga, że od dwóch godzin siedzę i czytam *-*
    Pozdrawiam, Faith.

    trybuci-dystryktu-czwartego.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń