Dzisiaj napiszę wstęp, jako, że to najważniejszy rozdział. Wydaje mi się, że napisałam go tak, jak chciałam napisać. A tak btw. zostałam nominowana do Liebster Awards jeszcze parę razy, ale na pytania odpowiem dopiero za jakiś czas. Na początku chcę, żebyście przeczytali to. A co do częstych pytań, czy będę coś pisać po zakończeniu tego bloga, odpowiadam, że COŚ będę pisać. Jeszcze nie wiem co xd Miłego pożegnania z areną :)
_________________________
Na arenie pozostało dziewięć osób, jak na razie sytuacja wygląda stabilnie, nie spodziewamy się niespodzianek, lecz chyba każdy z nas chciałby, żeby coś zaczęło się dziać! - Głos Ceasar'a Flickermana rozchodzi się po całym domu.
_________________________
Na arenie pozostało dziewięć osób, jak na razie sytuacja wygląda stabilnie, nie spodziewamy się niespodzianek, lecz chyba każdy z nas chciałby, żeby coś zaczęło się dziać! - Głos Ceasar'a Flickermana rozchodzi się po całym domu.
Podczas Igrzysk każdy ma w domu telewizor. Szkoda, że służy tylko do takich celów jak wpajanie wszystkim ludziom kapitolińskiej propagandy.
Stoję w kuchni, właśnie robię ciasto na chleb, które urabiam z mąki otrzymaną z mojego astragala. Chociaż "chlebem" bym tego nie nazwała, bardziej jest to nędzny placek, który i tak nie wyrośnie wyżej niż na trzy centymetry. Na początku wydawało mi się to niesprawiedliwe, że w zasadzie płacę życiem za coś tak marnego, ale z czasem zaczęłam się przyzwyczajać. I to właśnie jest problem nas wszystkich - wszyscy przyzwyczaili się, że jest tak jak jest.
Ceasar w jednym się mylił - nie wszyscy chcieliby, żeby coś zaczęło się dziać. Ja nie chcę. Staram się zapomnieć, że Patrick jest na arenie. Łapię się każdej pracy, żeby o nim zapomnieć.
- Ruszaj się, nie będę głodna cały dzień! - Moja kochana siostra motywuje mnie do pracy. Nie odpowiadam, mój opór zawsze kończy się batami od ojca.
- ...Patrick Day zostaje zmuszony do opuszczenia swojej kryjówki - słyszę dźwięk z telewizora - chyba lepiej uciec w dół rzeki, niż zginąć przez rój gończych os...
Podnoszę na chwilę wzrok, ale zaraz ponownie wracam do chleba. Nie mogę na niego patrzeć. Nie mogę tego słuchać.
-...chociaż może rzeczywiście lepiej byłoby umrzeć tam na górze, bo oto nasz młody trybut trafia na Finnick'a Odaira...
Kładę ręce na stole i nie podnoszę wzroku. Mam ochotę zatkać uszy albo wyjść, jednak wiem, czym by się to skończyło.
-...od razu widać który z nich jest silniejszy, lepiej przygotowany. Patrick raczej nie będzie miał szans z lepiej uzbrojonym i zaopatrzonym Finnickiem...
Wolę ominąć przeplatankę pochwał trybuta z Czwórki. Nadal wierzę. Nadal mam nadzieję. Ponownie wkładam palce w ciasto.
Słyszę huk armatni.
Podnoszę wzrok. Widzę jego ciało. Przebite trójzębem, całe we krwi. Widzę twarz Finnicka i wszystko to dzieje się jakby obok mnie, żeby zaraz boleśnie we mnie wejść.
- Nie - mówię, odsuwając się od blatu stołu. Mam ochotę krzyknąć, ale hamuje mnie obecność reszty rodziny. Idę chwiejnie w kierunku korytarza, opierając się o ścianę. Czuję, że za chwilę wybuchnę. Łzy spływają mi po policzkach, a kolana załamują. Nie myślę. Po prostu chcę wyjść. Jak najszybciej.
- Gdzie ty się wybierasz! - Słyszę krzyk ojca. Innym razem pewnie bym się przestraszyła, teraz mam to gdzieś. Jest lekko podpity, w ręku trzyma pas. - Tylko spróbuj, a stłukę ci tak, że...
Wyciągam nóż, który zawsze trzymałam w kieszeni. Podkładam mu pod gardło.
- Tylko spróbuj mi coś zrobić - mój głos brzmi naprawdę żałośnie. Nie wydaję się zdolna do zabicia choćby muchy. Wybiegam z domu i biegnę przed siebie. Nie zdjęłam fartucha, jestem cała pobrudzona mąką. Wiatr wieje mi w twarz, rozwiewając łzy na wszystkie strony.
- Patrick - szepczę i zaczynam płakać jak małe dziecko. Do głowy lgną wszystkie wspomnienia z nim związane. Nie mogę uwierzyć, że to się stało. Nie mogę uwierzyć, że on już nigdy nie wróci.
♦♦♦
Nie wiem kiedy upadłam. Leżałam na ziemi obok krwawiącego Liam'a. Nie byłam pewna czy nie żyje. Mój wzrok przeniósł się na Travisa z mieczem. Zranił własnego sojusznika.
- Dobrze, będę gentlemanem - powiedział, nie ruszając się z miejsca. - Pozwolę ci wstać, zanim ostatecznie z tobą skończę.
Podniosłam się z ziemi, ściskając nóż. Na szczęście nic mnie nie bolało, a więc nie byłam tak zupełnie przegrana. Jeszcze wszystko mogło się zmienić.
- Od początku wiedziałem, że tak będzie wyglądał finał - zaczął przemowę. Na szczęście byłam przygotowana na tą przeplatankę samozachwytu. - Odkąd zaatakowałaś mnie na sali treningowej, broniąc jego - wskazał palcem na Nathana. Ponownie zalała mnie złość.
- Kto tu kogo zaatakował... - mruknęłam.
- Do tej pory nikt ze mną nie zaczął. W sojuszu byłem uznany za najsilniejszego i najlepszego. I ty, tylko ty mi podskoczyłaś. I wtedy, podobnie jak mój drogi przedmówca - tu lekko kopnął leżącego Liam'a. - Za punkt honoru postawiłem sobie ciebie zabić - znów spojrzał na chłopaka. - Wybacz, stary, to ja z nią skończę.
Postanowiłam mu nie przerywać, robiąc sarkastyczne uwagi. Powoli dochodziło do mnie, że to już koniec, i że powinnam być poważna. Teraz miała się rozwiązać kwestia mojego życia lub śmierci.
- Na początku wydawało mi się, że masz więcej tupetu niż umiejętności. Gabrielle wprawdzie opowiedziała mi o incydencie z nożami, ale wyśmiałem ją. Dopiero twoja dwunastka mnie zastanowiła. Nie pamiętam, żeby ktokolwiek dotąd dostał tak wysoką notę. Byłaś dla mnie tajemnicą, Emily. Poza tym działałaś zupełnie sama. Moi mentorzy chcieli mnie wkręcić w sojusz z tobą. Mnie i wszystkich zawodowców. A wiesz jaką otrzymali odpowiedź? Że "nie za bardzo mają na ciebie wpływ". No tak, ty raczej nie chciałaś się układać z Finnickiem. Zamiast ciebie, zaproponowali Liama.
Przeszedł mnie dreszcz. Erick to wszystko ukartował, od początku do końca. Nawet nie zamierzał mi pomóc. Nie chciał też być neutralny. On po prostu chciał mnie zabić.
- Marna to była wymiana, nie powiem. Ale potraktowaliśmy to taktycznie, udaliśmy, że robi nam łaskę, dołączając. W krótkim czasie stał się mi wierniejszy niż pies, zależało mu na twojej śmierci tak samo jak mi. Niestety - tylko nam. Reszta moich sojuszników wolała się z Tobą zbratać. Uważali, że na arenie będą mieli większe szanse, żeby tego dokonać. Bali się ciebie. Tak, bali się ciebie chociaż było ich znacznie więcej! Już wtedy pomyślałem, że to po prostu żałosne. Nie chciałem więcej im pomagać. Poza tym zabiłaś Gabrielle. Nie spodziewałem się, że zginie aż tak szybko...
- Była twoją siostrą - przerwałam mu. - I tak po prostu o tym mówisz? "Zginie aż tak szybko"? Oboje się zgłosiliście, wiedzieliście, że tylko jedno wróci...
- Masz racje - powiedział bez cienia emocji. - Nie byliśmy zwyczajnym rodzeństwem, od zawsze rywalizowaliśmy o wszystko. Igrzyska miały rozwiązać nasz odwieczny spór, kto jest lepszy. I rozwiązały.
- Ty miałeś rodzinę - powiedziałam z lekką złością w głosie. W końcu aż tak bardzo mnie to nie obchodziło. - A gdybym ja jej nie zabiła i to ona była na moim miejscu, to co? Zabiłbyś ją?
- Tak - wzruszył ramionami. - Tylko wtedy wyglądałoby to trochę inaczej. Nie musiałbym jej tego wszystkiego tłumaczyć. Poza tym - nie sądzisz, że to komiczne? Zostaliśmy tylko we dwójkę, no, przynajmniej licząc tych w pełni sił, reszta i tak za chwilę zdechnie... I co? Nie walczymy, tylko rozmawiamy.
- To ty wygłaszasz swoje przemowy, a ja wtrącam swoje trzy grosze - zauważyłam. - Ja, szczerze mówiąc, od razu bym przeszła do walki. Tobie jednak zasadniczo bardziej chodzi o styl.
- Nie zaprzeczę - powiedział. - U nas w Dystrykcie jest wielu zwycięzców, trzeba się wyróżnić.
- U nas jest tylko dwójka - mruknęłam. - I oboje za mną nie przepadają.
- Zauważyłem. Ale wiesz co? Przynajmniej to ja będę teraz mentorem, nie Finnick! Podoba ci się ta perspektywa?
- Niespecjalnie - odparłam. - Ale co zrobić...
- No i po co to zrobiłaś? Po co się zgłosiłaś? Chciałaś się zemścić na nim? Przecież wiedziałaś, że nic nie ugrasz. Nie wierzę, że oceniłaś swoje możliwości tak nisko, żeby po prostu umrzeć w chwale...
- To uwierz. Myślałam, że jestem beznadziejna. A tu co? Zabiłam dziesięć osób. Dziesięć. I nie, nie jestem z tego dumna, bo przyjechałam tu, żeby umrzeć. Na arenie dopiero doceniłam moje życie. Nie mogę go tak po prostu stracić. Nie stracę go i teraz. Nie umrę na półmetku. A ty jesteś jedyną przeszkodą, stojącą między mną a moim domem. Tobie zależy tylko na chwale, mi na lepszym życiu dla ludzi z mojego Dystryktu. Ty chcesz się na mnie po prostu zemścić, ja chcę zakończyć te Igrzyska jak najszybciej. Ty tylko wszystko przeciągasz, chcesz, żeby cię zapamiętali. I uwierz, że cię zapamiętają. Może nie jako zabójcę Emily Saws, ale jako jej ostatnią ofiarę. Jedno jest pewne - cokolwiek to będzie, i tak będzie związane ze mną.
Odłożyłam nóż. Na małą odległość nie mógł mi pomóc. Zamiast tego chwyciłam dwa miecze i czekałam na jego reakcję. Najwyraźniej nie miał zamiaru już niczego mówić. Wystąpił krok do przodu i niezbyt mocno machnął mieczem. Zamierzał zacząć łagodnie, a kiedy już się zmęczę zadać mocny cios i mnie zabić. Byłam przygotowana na taką taktykę. Mojej jeszcze nie ułożyłam. Postanowiłam więc też się w to pobawić i udać znacznie słabszą.
Blokowałam wszystkie ciosy mieczem, ale nie wyprowadzałam żadnego swojego. Pełna defensywa.
- Przestańmy się bawić - powiedział po jakimś czasie. To co robiliśmy było zbyt słabe, jak na finałową walkę.
W tamtej chwili to ja zaatakowałam, uderzyłam dwoma mieczami w dwa różne miejsca. Odparł atak i lekko odrzucił mnie w tył. Potem się cofnął. Nie potrafiłam rozwikłać co kombinuję, nie miałam zamiaru pobiec za nim. Lekko zdezorientowana stałam tam, gdzie stałam i czekałam aż znowu się zbliży. Nie czekałam długo.
Chciał mnie zaskoczyć od tyłu, ale obróciłam się i cisnęłam mieczem, chcąc podciąć mu gardło. Zrobił unik, a miecz wbił się głęboko w drzewo, przed którym stał. Chciał go wyjąć, ale kopnęłam jego rękę. Oboje zostaliśmy z tylko jednym mieczem w ręce. Travis podbiegł i pchnął mnie do tyłu, ubezpieczając się mieczem. Prawie się przewróciłam, ale w ostatniej chwili ruszyłam do przodu i zaczęłam biec, zbliżając się do Rogu. Był na lekkim wzniesieniu, co dawało mi naturalną przewagę. Obok ucha przeleciał mi nóż. Odwróciłam się, był jakieś pięć metrów za mną. Ścisnęłam mocniej miecz i czekałam. Kiedy podszedł bliżej skoczyłam, kopnęłam go i, co prawda, przewrócił się, ale chwycił mnie za nogę i oboje sturlaliśmy się w dół wzniesienia. Na dole żadne z nas nie miało już miecza. Najbliższy leżał trzy metry ode mnie. Wstałam szybciej, ale dostałam mocnego kopniaka w twarz. Nos zaczął mi pulsować, czaszka bolała, jakby była w strzępach. Chciałam mu oddać, ale prawda była taka, że bez niczego ostrego nie miałam z nim szans. Zgubiłam gdzieś mój pas z nożami, a jedyną bronią jaka nam pozostawała były nasze ręce. Był znacznie silniejszy ode mnie, więc dostanie się do tamtego miecza było kwestią mojego życia lub śmierci. Na szczęście leżał w trawie i Travis nie miał szans go zauważyć. Podbiegł do mnie i włożył moją twarz pod łokieć, chcąc pewnie skręcić mi kark. Podniosłam nogę i kopnęłam go w głowę, powodując rozluźnienie uścisku. Walnęłam go z pięści twarz, ale praktycznie nie zrobiłam mu krzywdy. Nie miałam szans go zabić bez oręża. Nie mogłam też tak po prostu po nie pobiec.
W tej chwili dostałam olśnienia. Przypomniała mi się nasza wcześniejsza walka, a przynajmniej jej zakończenie. Teraz stawiałam wszystko na jedną kartę - albo zachowa się tak, jak podejrzewałam i go zabiję, albo to on zabije mnie. Popatrzyłam na niego i czekałam na cios. Nastąpił bardzo szybko, krew zalała mi usta. Nie był na tyle mocny żeby mnie przewrócić, ale odskoczyłam do tyłu udając, że już umieram. Objęłam rękoma leżący pode mną miecz i czekałam na to co zrobi.
Usłyszałam skrzypienie noża wyciąganego z pokrowca. A jednak miał go przy sobie. No nic, nadal miałam nadzieję, że zachowa się tak, jak chciałam.
- No cóż, czas się pożegnać, laleczko - powiedział.
Usłyszałam, jak podrywa się z ziemi, jak skacze. Tak samo, jak wtedy, kiedy walczyliśmy pierwszy raz. Na to tylko czekałam. Odwróciłam się na plecy i podniosłam miecz, który wbił się idealnie w serce Travisa, albo raczej, na który Travis się nabił.
- Nigdy nie mów do mnie "laleczko" - wyszeptałam, a krótko po tym nastąpił huk armaty.
♦♦♦
Zrzuciłam z siebie jego ciało i wstałam. Chwiałam się, ale nadal byłam żywa. Nie mogłam w to uwierzyć. Jak na razie nie dochodziło do mnie, że to właśnie ja przeżyłam. Czekałam na jakiś komunikat czy coś w tym rodzaju. Że mi gratulują, że to ja zachowałam życie. Ale nie, nic takiego się nie zdarzyło. Ciała Liama i Nathana nadal leżały na arenie. Powód mógł być tylko jeden - oni oboje jeszcze żyli.
Nie chciałam, żeby doszło do czegoś takiego. Wolałam, żeby oni oboje zostali zabici przez innych. Niestety miałam jeszcze robotę do wykonania, nic się nie skończyło. Ruszyłam w stronę Liama. Nadal oddychał, choć stracił już mnóstwo krwi.
- Emily - wyszeptał. - Zabij mnie. Przepraszam. Strasznie cierpię...
Spojrzałam na jego żałosną postać, ale nie zamierzałam się zatrzymać.
- Nie zasłużyłeś na względy - powiedziałam, idąc w stronę Nathana. Wzięłam nóż, choć nie wyobrażałam sobie, w jaki sposób skrócę jego męki.
- Nathan - pogładziłam go po policzku. - Słyszysz mnie?
- Tak. Emily... Ty... Ty... Zabiłaś Travisa?
- Tak - odpowiedziałam. - To wszystko już się prawie skończyło.
- To dobrze - uśmiechnął się w odpowiedzi. - Tylko my dwoje zostaliśmy?
- Tylko my jesteśmy istotni - powiedziałam, hamując łzy.
- Zabij mnie - powiedział niespodziewanie twardo. - I tak zginę. Bardzo mnie boli. Naprawdę.
Tego najbardziej się obawiałam. Że to ja będę musiała go zabić.
- Nic z tego. Jesteś dla mnie jak brat - powiedziałam, całując go w czoło.
- Tylko jedno z nas może przeżyć - odparł. - I to będziesz ty.
- Nie - odpowiedziałam. - Nie proś mnie o nic. Ja... Naprawdę nie potrafię...
- Potrafisz - powiedział. - Już to udowodniłaś. Po prostu weź nóż i zrób to, co robiłaś do tej pory.
- Nie - powiedziałam twardo, a z moich oczu polały się pierwsze łzy.
- Myślisz, że kiedy to zrobisz, staniesz się zła? - Zapytał, ledwo wypowiadając słowa. Był jak balonik, z którego powoli ulatnia się powietrze.
- Myślę, że już taka jestem - wzięłam trzymany nóż w obie ręce, pogładziłam ostrze i wyrzuciłam go daleko przed siebie.
- Nie, nie jesteś - odpowiedział ostatkiem sił. - Mimo, że za chwilę odejdę, zawszę będę przy tobie, obiecuję. Muszę odejść, żebyś ty mogła wrócić do domu. A teraz po prostu zabij mnie...
- Nie - Powiedziałam już chyba setny raz. - Nie, rozumiesz! Mam gdzieś te Igrzyska, mam gdzieś, że tylko jedna osoba przeżyję! Nie zabiję cię! Chcę, żeby widzieli!
Wstałam, popatrzyłam w niebo.
- Tak, wy wszyscy! Wy, którzy nas zabijacie i traktujecie nas jak jakąś grę! To nie jest gra! Nie dla nas! Zabijamy się nawzajem, walczymy o życie, a wy patrzycie na nas, jakbyśmy byli szczurami w klatce! Tak fajnie? To niech wszystkie kamery skierują się na tego chłopaka, na Nathana! Patrzcie jak umiera! I wiecie co, mógł żyć! Mógł żyć, gdybyście wy okazali chociaż trochę serca! - Westchnęłam ze złością. - Ale po co! Za rok dostaniecie swoje następne dwadzieścia trzy ofiary. Następne dzieci, które mogły wyrosnąć na bardzo wartościowe osoby - uklękłam. - Następnych przyjaciół, ukochanych, braci, siostry... Zabijcie ich wszystkich - łzy mieszały się z moją krwią i opadały na ziemię. - To takie zabawne...
Przytuliłam się do Nathana i płakałam dalej. Chciałam z nim być, aż do końca.
- Żegnaj siostrzyczko - powiedział, a po chwili usłyszałam huk armaty. Nie przesunęłam się. Płakałam nad jego ciałem wystarczająco długo, żeby wszyscy mogli to zobaczyć.
- Żegnaj braciszku - powiedziałam przymykając jego powieki.
♦♦♦
Niedługo potem stałam już przy Liamie. Nadal żył, jakby na przekór mi. To ja miałam wykończyć trybuta z mojego Dystryktu. Wszystko wydawało mi się jednym wielkim snem. Sprzed oczu nie mogłam usunąć obrazu martwego Nathana.
- Finał Dziesiątki, co? - powiedziałam, trzymając nóż.
- Proszę... - szepnął.
- Powinnam się nad tobą pastwić - mruknęłam, nie zmieniając pozycji. - Za to co mi zrobiłeś, a raczej co chciałeś mi zrobić.
Pogładziłam ostrze.
- Ale nie chcę już niczego przeciągać. Zakończmy to szybko i sprawnie.
Odwróciłam go na plecy, jęknął z bólu.
- Szybko - powiedział, płacząc ostatni raz.
- Wedle życzenia - odparłam, przebijając jego klatkę piersiową. Huk armaty obwieścił jego koniec. I koniec Igrzysk.
- Gratulujemy Emily Saws, zwyciężczyni 69 Głodowych Igrzysk z Dziesiątego Dystryktu!
Wygrałam.
Wygrałam.
Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!!!!!! Jak ja kocham Emily! A teraz zwyciężyła i zabiła Liama, oł yeeee!!!!! Tyle czasu spędziłam czekając na tem moment.
OdpowiedzUsuńGratulacje Emily Saws, zwyciężczyni 69 Głodowych Igryzsk! Naszej najlepszej zwyciężczyni z Dystryktu Dziesiątego!
Dla państwa mówiła Clove Allison, wasza nowa komentatorka i przyszła zwyciężczyni. Do zobaczenia za rok, Kapitolu!
Dobra, wczyłam się w rolę komentatorki :D Czy będziemy mogli spodziewać się kolejnych rozdziałów, wywiadu i streszczenia Igrzyska? Mam nadzieję. I powiem ci szczerze. Strasznie mi smutno, że to już koniec Igrzyska, bo oznacza to koniec twojego bloga. A ja tego nie chcę!
A więc będziesz pisać tajemnicze COŚ. Jak zaczniesz to mnie poinformuj, pięknie proszę
A i zapraszam cię na rozdział 27 o Clove
Yeeaaa, wiedziałam, wiedziałam, wiedziałam, że Emily wygra. Podobało mi się wspomnienie Emily dotyczące Patrick'a. Ukazało ją w bardziej uczuciowym świetle. Ja tam osobiście Finnick'a uwielbiam. : 3 Hmn, fajne opisy walki, łezka się w oku zakręciła jak czytałam pożegnanie " braciszka " Emily, co w moim wypadku jest trudne. Nie jestem zbytnio uczuciowa. Szkodaaaa Nathana, ale i tak daleko zaszedł. I taka radocha jak umarł Liam. I ta jego wcześniejsza przemowa - To ja cię zabiję ! - a potem padł. Dobrze mu tak. Fajnie, że Em wygarnęła trochę Kapitolowi. Po za tym szkoda, że koniec. Mam nadzieję na jakiś epilog. : D I w ogóle gratulacje dla ciebie bo wiele osób zakłada blogi, a potem nie prowadzi do końca. A ty dałaś radę ! Bravo : D . Hmn, czekam niecierpliwie na to COŚ. Miłego tygodnia i dużo weny. ; )
OdpowiedzUsuńBrak mi słów. To było... boooskie! Muszę przyznać, że się prawie popłakałam, kiedy Emily żegnała Nathana. Bardzo rzadko to robię, trudno jest mnie wzruszyć, a ty tego dokonałaś. Dobrze, że Emily wygarnęła Kapitolowi, ale czuję, że poniesie tego konsekwencje, jeśli oczywiście napiszesz jakiś rozdział.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. ;)
Boze, lzy mi polecialy.Mam nadzieje ze dodasz jeszcze jakis epilog.I cos o Finnicku.Mam nadzieje, ze jeszcze bede mogla czytac twoje twory, bo naprawde pieknie piszesz.
OdpowiedzUsuńMionka*
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZgadzam się opowiadanie boskie, w niektórych momentach miałam łzy w oczach. Mam nadzieje ze nadal będziesz pisać,masz świetny styl. Oby tak dalej.
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze...
OdpowiedzUsuńTen rozdział był najlepszym, jakiego dotąd napisałaś! Mogłabym pokusić się, że był perfekcyjny.
Ale od początku.
Zaczęłaś retrospekcją. Bardzo wzruszającą, na dodatek. Podobał mi się ten zabieg, nawet łezka zakręciła mi się w oku. Była to jednak dopiero pierwsza, z wielu smutnych scenek.
Powracamy na arenę. Siedziałam wgapiona w monitor, zastopowałam muzykę, a serce waliło mi, jakbym brała udział w opisywanych przez Ciebie scenkach. Ba, jakbym to ja była Emily.
Na dobre wzruszyłaś mnie przy pożegnaniu "braciszka" Emily. Dokonałaś tym czegoś, co uważałam dotąd za niemożliwe. Gdzieś już pisałam, że bardziej działa na mnie muzyka. Jednak dopisuje Cię do krótkiej listu wyjątków :)
Oczywiście, popieram pomysł Mionki* o krótkim streszczeniu co działo się po Igrzyskach. Ale nie wymagam- jeśli uważasz, że to powinien być koniec, to nie dopisuj nic.
"Wielki Finał cz. 2" to piękne zakończenie.
Mam do Ciebie jedną, wielką prośbę. Czy mogłabyś poinformować mnie o Twoim kolejnym tworze? Nie chciałabym niczego przegapić :)
Gratuluję i oczywiście pozdrawiam!
Witam.
OdpowiedzUsuńNiestety, szablon ocenic muszę, bo za to są punkty. Jednakże mogę ocenic ponownie nowy szablon, nie ma problemu c; Zmień, a ja napiszę nowy opis. Jeśli chodzi o długi czas oczekiwania - bardzo za niego przepraszam. Przed ocenieniem Twojego bloga chciałam jeszcze raz przeczytac "W pierścieniu ognia", by miec większe rozeznanie, a Twój blog stosunkowo niedawno trafił na szczyt w mojej kolejce. W ramach rekompensaty postaram się przeczytac wszystkie rozdziały i mniej-więcej połowę z nich ocenic pod względem poprawności tekstu.
Pozdrawiam serdecznie,
Idariale [fair-gaol]
Boże, wiesz, że uwielbiam twój styl? Jest świetny - lekki, interesujący, zadziwiający, mieszanka tego, jak naprawdę powinien być napisany tekst.
OdpowiedzUsuńStrasznie żałuję, że wcześniej nie zajrzałam na tego bloga, bo przynajmniej teraz byłabym lepiej obeznana z fabułą. Ale na szczęście czytałam Igrzyska i wiem, o co chodzi.
Rozdział mi się podoba, choć szczerze mówiąc wydaje mi się, że poprzedni był lepszy. Oczywiście to nie znaczy, że mi się nie podoba, bo jest naprawdę dobry! Widzę, że długi i tak dalej, ale trochę zabrakło mi przeżyć wewnętrznych Emily. Najbardziej podobała mi się retrospekcja i mini monolog Emily przed walką z Travisem. Sam moment ich walki jest również świetnie opisany - nagromadzenie czasowników i słownictwo związane z czasem nadają temu dynamiczność i nawet się nie spostrzegłam, gdy Travis nie żył.
Tym razem wychwyciłam kilka małych błędów (nie jestem pewna, czy wszystkie, ale jeśli są jakieś jeszcze to naprawdę drobnostki).
„Ja, szczerze mówiąc, od razu by przeszła do walki.” - chyba chodziło Ci o "bym"?
"Była na lekkim wzniesieniu, co dawało mi naturalną przewagę." - tu wcześniej była mowa o Rogu, więc "był".
"- Nie zasłużyłeś na względy - powiedziałam idąc w stronę Nathana." - no i nierozdzielone czasowniki.
Poza tym to już chyba wszystko. Ogólnie jest genialnie i zgadzam się z kimś, kto pisał o epilogu - przydałoby się jeszcze coś przeczytać, może o spotkaniu Emily i Finnicka? ;)
A jeszcze jedna rzecz: jeśli założysz nowego bloga to proszę Cię, żebyś mnie o tym poinformowała - chciałabym jeszcze przeczytać coś twojego ;).
Pozdrawiam i niech los zawsze Ci sprzyja!
Dziękuję za korektę ;) Jak przesiąde się na komputer to poprawię.
UsuńZostałaś nominowana do Liebster Award !
OdpowiedzUsuńSzczególy u mnie - igrzyska-amy-moore.blogspot.com/
Uwielbiam Twojego bloga ! Twoje opisy i przemyślenia są bardzo dobre. Płakałam jak umierał Nathan; opisałaś to bardzo realistycznie. Czytam dalej.
OdpowiedzUsuńPłakałam jak małe dziecko przy Nathanie.
OdpowiedzUsuńPrzez cały ten czas Emily była nieposkromiona, zabijała wszystko co spotkała na swojej drodze. Aż w końcu zjawił się taki ktoś - dzieciak, który zmienił wszystko. Jej całe spojrzenie na świat, zrozumiała, wszystko zrozumiała. Przepraszam, ale cały czas płaczę, bo koniec tego rozdziału był tak wzruszający. Kochana, odwaliłaś kawał dobrej roboty. Wiedziałam, że śmierć chłopca będzie dla mnie trudna, ale nie wiedziałam, że będę aż tak płakać.
Travis. W sumie polubiłam go, jeśli tak to można powiedzieć. Miał zacięcie. Miał wszystko poukładane w swojej głowie, więc.... tak, na pewno lubię go bardziej od Liama.
Nie wierzę, że prawie przeczytałam całą część. Przez 3 godziny! Dobra. Jest 00:45 i zastanawiam się czy zaraz zabierać się za drugą część. Widzisz jak mnie wciągnęłaś? <33
Pozdrawiam, Faith.
trybuci-dystryktu-czwartego.blogspot.com