środa, 20 sierpnia 2014

Rozdział XIII

     Stałam wśród zgliszczy, ruin budynków, w których spędzałam kiedyś dużo czasu. Wszędzie były kawałki rzeczy codziennego użytku, gruzy domów...
- Spóźniliście się - powiedział koordynator działań zbrojnych w Dziesiątce, żołnierz Axel.
- Spóźniliśmy się? - Spytałam sarkastycznie wysokim głosem, podchodząc bliżej niego. - Gdybym tylko miała taką możliwość, walczyłabym tu od samego początku...
- Ale Prezydent Coin zadecydowała o niewkraczaniu do Dziesiątki, z powodu zagrożenia zbyt dużymi stratami.
     Zbyt dużymi stratami?
- Wyrżnięcie połowy mieszkańców Dystryktu to zbyt mała strata? - Wbiłam wzrok w przewróconą szubienicę.
- Nie kwestionujemy decyzji narzuconych z góry - bronił się Axel.
- Jesteśmy tu w ogóle po coś potrzebni? - Zapytał Gale, kiedy ja odwróciłam się i zmierzałam w kierunku czegoś, co było kiedyś kamienną kolumną. Musiałam odpocząć.
- Zabezpieczyć Dystrykt, wesprzeć na duchu tych, którzy przeżyli... Nie wiem po co was tu przysłali, może dlatego, byście odpoczęli przed akcją w Dwójce?
     Zgięłam się wpół, położyłam łokcie na kolanach, starając się nie płakać, a w mojej głowie kłębiły się najgorsze myśli. To musiała być moja wina. Dwunastka została zbombardowana przez Katniss, a Dziesiątka wyludniona przeze mnie. Po co Snow miałby niszczyć ten Dystrykt? Już w Siódemce walczyli mężniej, a mimo to nie zostali zlikwidowani.
- W porządku? - Zapytał James, kładąc mi rękę na ramieniu.
- Nie - nawet nie miałam siły kłamać.
- Nie obwiniaj się - powiedział Finnick. Cała trójka oczywiście już nade mną stała.
- Skąd ci przyszło do głowy, że się obwiniam. Czyżbym... Powinna?
- I tak nie dałabyś rady ich uratować - dorzucił Gale. - To miejsce wygląda... Jakby cała armia Kapitolu miała ochotę się wyżyć.
- Serio? - Jakbym tego nie wiedziała.
     Wstałam, popatrzyłam jeszcze raz na plac, który niegdyś był tętniącym życiem centrum tego Dystryktu i miałam nadzieję, że za chwilę obudzę się, a to wszystko okaże się tylko złym snem. Ale niestety to nie był sen, ani nawet jedna z najgorszych halucynacji. To była rzeczywistość.
- Coin nie chciała, żebyśmy tu walczyli. Dlatego tak długo przetrzymała nas w Czwórce. Poświęciła tylu ludzi, żeby nie poświęcać żołnierzy? Coś mi tu nie gra.
- Musiała to zrobić z jakiegoś powodu - stwierdził Gale. - Nie chcę niczego sugerować, ale wątpię, żeby zgodziła się poświęcić tylu ludzi tylko po to, żeby dokopać tobie.
      Coś w tym musiało być. Dlaczego myślałam tylko o sobie? Wcale nie byłam przecież taka ważna. Coin na pewno nie zrobiła tego ze względu na mnie.
- Masz rację. To by było głupie - zgodziłam się.
- Ale Snow? - Finnick chyba czytał mi w myślach. - To mogło być związane z tobą. Może wiedział o naszej akcji i chciał cię jakoś podłamać psychicznie. W sensie... Bardziej niż zazwyczaj.
- Tylko po co? - Zastanawiałam się, aż doszło do mnie, że znowu rozumuję egoistycznie.
- Nie sprowadzajmy wszystkiego do mnie - ucięłam konwersację.
     Przez chwilę wszyscy ucichliśmy.
- Snow zostawił Katniss różę w jej domu w Dwunastce, po bombardowaniu - przerwał ciszę Gale. - Może i ty tam znajdziesz odpowiedź?
- O ile mój dom jeszcze stoi - mruknęłam
     Zwróciliśmy się więc w stronę Wioski Zwycięzców. Wśród gruzów Dystryktu Dziesiątego nietrudno było mi wypatrzeć wprost nieruszone miejsce. Strażnicy pokoju niszczyli i bombardowali wszystko i wszystkich, których zobaczyli. Oprócz tych kilku bogatych domów, z których większość nigdy nie została zamieszkana. Mogłam się tylko zastanawiać dlaczego.
     Po kilku minutach drogi zatrzymałam się. Nie do końca wiem dlaczego to zrobiłam, ale chyba historia musiała zatoczyć koło. Skręciłam w jedną z uliczek, zostawiając za sobą zdziwionych chłopaków.
- Em, gdzie ty idziesz? - Zdziwił się Finnick. - Twój dom jest tam.
- Nie - zaprzeczyłam. - Mój dom jest tutaj.
     Być może wrócenie do niego po latach było zbyt bolesne, ale czy coś mogło mnie jeszcze zranić?
    Doszłabym tam z zamkniętymi oczami (co swoją drogą, biorąc pod uwagę stan mojego Dystryktu, było teraz bardzo przydatne), przypominałam sobie te wszystkie wieczory, kiedy wydłużałam drogę jak tylko mogłam, byle opóźnić powrót do domu. Wiązałam z nim same najgorsze wspomnienia, za jego progiem nie wydarzyło się zupełnie NIC co kojarzyłoby mi się dobrze. Miałam niewielką nadzieję, że poszedł z dymem podobnie jak cała reszta Dystryktu.
     Ale nie. On nadal stał tam gdzie stał, jakby na przekór mi. Cała ulica była zniszczona, zniszczone meble walały się po całej ulicy. Ale mój dom wyglądał, jakby dopiero został zbudowany. Miałam wrażenie, że się na mnie patrzy, że za oknem stoi moja przybrana matka i tylko czeka, żeby zabrać mi wynagrodzenie za pracę w rzeźni.
     Otworzyłam drzwi.
- Znowu tak późno - oburzyła się Marva, moja zastępcza matka. - Nie będziemy czekać na ciebie wiecznie, musimy coś przecież jeść.
Jasne, że muszą - pomyślałam, próbując przemknąć do mojego pokoju - cudownie, że tak chętnie się dzielą.
- Tato, Emily wróciła! - Krzyknęła Anabella, widząc moje nieudolne starania zachowania ciszy. - Ja nie wracam tak późno. Nigdy! A ona może? Bezkarnie?
W jej oczach było coś takiego, że miałam ochotę udusić ją, podpalić, albo zrobić coś bardziej bolesnego. Niestety wiedziałam, że mogę jedynie pomarzyć. Bo jedyną osobą, która poczuje ból, miałam być ja ja. Za kilka sekund.
     Nie myliłam się. Od razu oberwałam pasem w kark. Moje ciało opanował nie tyle ból, co złość. Pracuję na nich. Biorę astragale. A wszystko co za to dostaje, to kilka uderzeń pasem.
- Za karę nie dostaniesz dzisiaj kolacji - mówi jeszcze ojciec i wraca do pokoju.
- Jak zawsze - mruczę pod nosem i znów czuję pas na moich plecach. Tym razem się przewracam. 

- Wszystko w porządku? - spytał  James, wyrywając mnie z zamyślenia.
- Tak - skłamałam, przesuwając palcami po ścianie przedpokoju.
     Nic się tu nie zmieniło od Dożynek, kiedy ostatni raz tu byłam. No, może oprócz niewielkiego bałaganu - cóż, w końcu całe Igrzyska mnie nie było, kto miał sprzątać, gotować i zarabiać? Anabella?
     Cały parter mojego domu był jednym wielkim pokojem - salonem, sypialnią rodziców i kuchnią w jednym. Jak na standardy Dziesiątego Dystryktu i tak bogato. Nie wiem skąd oni brali pieniądze, domyślałam się, że rodzice mojego zastępczego ojca - Ethana, byli po prostu przy kasie, a potem jakimś dziwnym trafem, zniknęli, zostawiając duży spadek i dom swojemu jedynemu synowi. On sam był człowiekiem porywczym i agresywnym, podobnie ustawił swoją żonę i wychował córkę. Niby to je trochę usprawiedliwia, ale ja nie potrafię przestać ich nienawidzić.
- Na żadnym zdjęciu nie ma ciebie - zauważył Finnick, który, podobnie jak ja w jego domu, przeglądał "dekoracje".
- Bo to nigdy nie była moja rodzina - powiedziałam, biorąc do ręki zdjęcie. Ethan obejmujący jedną ręką Marvę, drugą trzymający Anabellę. Uroczo.
- Jak to? - Zdziwił się.
No tak. On nic nie wiedział.
- Byli rodziną zastępczą. Wyzyskiwali mnie.
     Weszłam po schodach na górę. Do pokoju Anabelli. Rzadko tu bywałam. Nie pozwalano mi z nią za dużo przebywać, chociaż z tego nawet się cieszę.
     Pokój był całkowicie utrzymany w różowych barwach, na ścianach wiszą kolorowe obrazki, zabawki były rozrzucone jakby... Jakby kogoś stąd wyciągali siłą. Dopiero po jakimś czasie dostrzegłam ślady krwi na podłodze.
- Tu się musieli ukrywać, kiedy Strażnicy po nich przyszli - powiedziałam, chociaż trochę tłumacząc sytuację.
- Zabili ich od razu po twoich Igrzyskach? - Zapytał Gale.
- Tak, tylko Anabellę trochę później - odpowiedziałam, a potem dodałam - na moich oczach.

- Nie dam rady - mówię, kiedy gorączka jest już tak wysoka, że ledwo się ruszam. - Nie pójdę dzisiaj do pracy.
- Jesteś bezużytecznym śmieciem - mówi Marva, a ja dostaję z liścia w twarz. - A my ci tyle daliśmy!
- Co?! - Krzyczę. - Ból?! Już bym wolała mieszkać na ulicy! - Krzyczę, a potem dostaję drugi raz. Tym razem od ojca.
- Droga wolna! 
Oczywiście jest zima. Mróz spowija moje ciało. W normalnej sytuacji szukałabym schronienia, ale nie mam siły. To już koniec. Czas umierać. Kładę się na śniegu, obejmując nogi - staram się zachować chociaż trochę ciepła, żeby zachować te kilka minut życia. Tylko po co? Nie lepiej szybciej tego skończyć?
- Hej! - Ktoś szturcha mnie w rękę. - Żyjesz? 
Otwieram oczy. Chłopak jest mniej więcej w moim wieku.
- Tak - mówię, ale zanim zdążę powiedzieć coś w stylu "zostaw mnie i pozwól umrzeć" on przerzuca mnie przez ramię, a ja tracę przytomność.
     Budzę się dopiero w ciepłym łóżku. Czyżbym umarła?
- Obudziła się! - Mówi chłopak, podając mi coś do jedzenia, chyba zupę. - Jak się czujesz?
- Lepiej - szepczę, bo nie jestem w stanie wydać z siebie głośniejszego dźwięku.
- Patrick Graves - przedstawił się. - A ty?
- Emily. Emily Saws.
     Pamiętam, że mieszkałam razem z państwem Graves, aż przyszli po mnie Strażnicy Pokoju i siłą oddali mnie z powrotem mojej rodzinie zastępczej, której zapewne zabrakło pieniędzy i darmowej służby. 
     Tak właśnie poznałam Patricka Gravesa, chłopaka, który jeszcze wiele razy ratował mi skórę.

- Mały ten pokoik. Mieszkałaś tu tak długo? Współczuję - powiedział Finnick.
Fakt, pokój, podobnie jak dom, ma się mniej więcej tak jak Dystrykt Dziesiąty do Dystryktu Czwartego, uwzględniając bombardowanie. Czyli nie ma porównania.
- Chciałabym, żeby to był mój pokój. Chodźcie za mną - zachęciłam.
Kiedy szliśmy w dół zauważyłam jeszcze kilka krwistych śladów na schodach. Czułam pewną satysfakcję. Przynajmniej jeden dzień cierpieli tak jak ja.
     Kiedy byliśmy już na dole, zaprowadziłam ich do małych drzwi "mojego pokoju", jeśli w ogóle można to nazwać pokojem. Była to raczej... Piwnica? Nie, piwnice z założenia są duże... To był swego rodzaju ciemny schowek. To chyba najlepsze słowo.
     Kazałam im się schylić i wślizgnęłam się w ciemną dziurę, jak to robiłam wielokrotnie. Pomieszczenie było poziom niżej niż kuchnia, ale nie do końca, bo część wystawała powyżej kuchennej podłogi. Miało z... pięć metrów kwadratowych i było wysokości przeciętnego dziesięciolatka. Kiedy trochę urosłam musiałam się już schylać. Nie było tam okien, tylko jedna mała szpara z kratą, którą zawsze kojarzyłam z więzieniem, z widokiem na ulicę. Zawsze kiedy padał deszcz wszystko leciało na moje słomiane łóżko, które potem gniło... Dlatego kiedy urosłam już na tyle, żeby mieć jakikolwiek zmysł techniczny, zbudowałam drewnianą osłonkę. Nie miałam wiele rzeczy. Ledwo jedna skrzyneczka, której nie otwierałam od dawna. Nie pamiętałam nawet co w niej jest. Skrzyneczka była jedyną rzeczą, która towarzyszyła mi przez całe życie, od mrocznych czasów sierocińca, do tego dnia, kiedy zgłosiłam się na Dożynkach.
- Nie mów, że tu... To nie są ludzkie warunki - Finnick nie mógł uwierzyć. - Nawet zwierząt nie trzyma się w takich miejscach.
- Nie było tak źle - stwierdziłam. - To było jedno z niewielu miejsc, gdzie moi rodzice nigdy się nie zapuszczali. Byłam tu poniekąd... Bezpieczna.
     Kiedy wszyscy wymieniali uwagi na temat pokoju, ja usiadłam na moim łóżku (z którego nawiasem mówiąc już niewiele zostało) i otworzyłam drewnianą skrzyneczkę. Nie pamiętam w jakich okolicznościach ją dostałam, ale z pewnością nie była zabrana przez przypadek. Moja mama chciała, żebym ją miała. Mieściła się na ręce, może przemyciłam ją w kieszeni?
     Pierwsze co zobaczyłam, to uschnięty i nie przypominający już w żadnym calu czegoś, co kiedyś było żywe i zielone, bukiecik.
- Dostałam go od Patricka - powiedziałam. To akurat wiedziałam.
     Pozostali śledzili uważnie każdy mój ruch. Moja przeszłość musiała ich trochę ciekawić.
     Następnie wyciągnęłam wilczy ząb.
- Kiedyś rzuciło się na mnie stado wilków. Kiedy polowałam. Rzucałam nożami prawie na oślep, ale w końcu zabiłam je wszystkie. To był przełomowy moment. Potem już nie bałam się ojca.
     Trzecią pamiątką była mała spinka do włosów i szczerze mówiąc, nie pamiętałam skąd ją mam. Pokiwałam tylko głową.
     Na samym dnie pudełka widniał napis:
Zawszę będziemy przy Tobie.
A w rogu jeszcze podpis:
Dla kochanej córki, Madeline & Oliver Saws
Nie pamiętałam tego napisu. Może po prostu kiedy ostatni raz ją otwierałam, nie umiałam czytać.
- Przynajmniej wiem jak się nazywali - ucieszyłam się. - Teraz może znajdę ich grób i... 
Przerwałam. Widziałam jak na mnie patrzyli. Jak na biedne dziecko, które dostało lizaka. Znajdę ich grób i... Znajdę ich grób i... Jak chciałam to zakończyć? Co zrobię, złoże kwiaty? Mam nadzieję, że o tym właśnie pomyśleli. Ja chciałam dać inne zakończenie.
Znajdę ich grób i niedługo spocznę obok nich.
*****
     Siedzieliśmy w tym pokoju jeszcze kilka minut. Byłam zasypywana pytaniami o moje życie. Nie mogli uwierzyć, że tak długo tu wytrzymałam. James o nic nie pytał, ale sprawiał wrażenie zainteresowanego. Zamiast tego obracał skrzyneczką w rękach tak, jakby czegoś szukał. W końcu obrócił je do góry dnem i uderzył z deczko, a potem wyciągnął wygrawerowany spód, a potem... Łańcuszek. Łańcuszek z wisiorkiem w kształcie serduszka.
- Nigdy wcześniej go nie widziałam, zdziwiłam się i od razu wyciągnęłam rękę, żeby go obejrzeć. 
- Założę ci - zaproponował.
     Obejrzałam wisiorek i zauważyłam, że są na nim inicjały moich rodziców. M&O. 
- Warto tu było przyjść - powiedziałam, ściskając znalezisko w ręce. - Teraz czuję się trochę tak, jakbym ich znała.
     James mnie przytulił. Normalnie odtrąciłabym go i powiedziała, że sama sobie poradzę, ale tym razem łzy same cisnęły mi się do oczu. 

- Masz tam iść! - Krzyczy ojciec, wypychając mnie przez drzwi. Ja jednak łapię za framugę i nie daję się ruszyć. Odpycham się i wyciągam nóż.
- Będę robić co chcę - po raz pierwszy sprzeciwiam się Ethanowi. 
On próbuje złapać mnie za gardło, ja bez zawahania przejeżdżam ostrzem po jego ręce. Krew spływa po mojej koszuli. 
- Zapłacisz za to - tym razem przyciska mnie do ściany tak, że ledwo łapie oddech. - Będziesz robiła co chcę, gówniaro. Jesteś na naszej łasce.
     Uginam się pod jego siłą. Jeszcze nie czas. Mam czternaście lat. Jeszcze nie jestem silniejsza od niego. Ale już niedługo. 
Wychodzę z domu.
- Emily! - To Anabella z jej przyjaciółeczkami. - Wyprałaś już wszystkie moje sukienki? Bo nadal nie mam co na siebie włożyć.
     One oczywiście śmieją się, jakby to było rzeczywiście zabawne. Anabella lubiła wywlekać moją niską pozycję w domu w gronie moich rówieśników. 
     Mam ochotę ją zabić, ale jeszcze nie. Jeszcze nie mam odwagi, by odebrać komuś życie.
     Zamiast tego wyciągam zakrwawiony nóż i wycieram go o jej sukienkę. 
- Jak możesz?! - Krzyczy ze złością.
- Ciesz się, że nie twoja - syczę w odpowiedzi.
- Wszystko powiem ojcu!
     Moje ręce aż świerzbią, ale Patrick kładzie mi rękę na ramieniu.
- Nie warto.

     Teraz rozumiem, dlaczego ją zabiłam. Albo raczej - dlaczego jej nie uratowałam. Wszystkie myśli krążą mi po głowie, oni odebrali mi wszystko. Przez nich poszłam na Igrzyska. Przez ten dom... Dlatego teraz tu jestem. Dlatego umieram.
- Wyjdźcie - mówię, również kierując się do wyjścia. Jednak zamiast wyjść na powietrze, otwieram stary barek Ethana. Nadal jest w nim dużo alkoholu. Biorę wszystko. Zaczynam od pokoju Anabelli. 
Wszystko nam zawdzięczasz!
Wylewam stary bimber na pościel na jej łóżku, polewam zakrwawione schody. 
Lepiej byłoby, gdybyś już nie żyła!
Rzucam butelką w łóżko rodziców, drobinki szkła dzwonią odbijając się od podłogi.
- Co ty robisz? - Finnick próbuje mnie uspokoić, ale James go zatrzymuje. Przynajmniej on wie, dlaczego to robię. 
Nie odpowiadam na pytanie. Oni są teraz częścią innej rzeczywistości nie mojej. W mojej głowie odgrywa się zupełnie coś innego, mój mózg jest bombardowany wspomnieniami, słowami, zdaniami...
Zabiję cię! Zabiję cię, gówniaro!
Wrzucam kilka dwie butelki do mojego pokoju. On też musi spłonąć. Za wszystkie moje wylane łzy. 
Cóż to, nie masz żadnej innej sukienki? Czy twoi RODZICE nie zadbali o to? 
Śmiech jej koleżanek, jego echo było tak wyraziste, jakby było prawdziwe. Ale za chwilę się skończy. Za chwilę i one spłoną. Wchodzę do przedpokoju ostatni raz. Wyciągam zapalniczkę. Rzucam jeszcze okiem na to, co zostawiam za sobą. 
Nigdy się od tego uwolnisz. Nie uciekniesz. Skończysz jak my, Emily. Spłoniesz w tym samym ogniu!
Zapalam zapalniczkę. Wystarcza jedna iskra. Wychodzę przed dom. Prawię słyszę ich krzyk. 
     Dopiero teraz czuję ich śmierć. Wcześniej to było zbyt nierzeczywiste. Mój dom stoi w ogniu, już nigdy nikt do niego nie wyjdzie. Nikt nie będzie pamiętał o Ethanie, Marvie i Anabelli. Już nigdy o nich nie opowiem. Ich historia, podobnie jak historia tego domu, właśnie dobiegła końca.
_____________________
Jestem pod wrażeniem, że napisałam dzisiaj cały rozdział, praktycznie od początku do końca. Taka wena mnie złapała, jak dawno :D Dlatego dedykuję ten rozdział Loks (Loksowi? Jak to się odmienia?), bo to czytając jej ff  - http://lilybird-everdeen.blogspot.com/ jakby ktoś nie wiedział, mnie natchnęło. Dzięki wielkie :D
A tak poza tym zapraszam na tego bloga http://iskrypozogifanfictionigrzyskasmierci.blogspot.com/, bo naprawdę warto.  Historia inna niż wszystkie ;)
Dużo wspomnień tutaj i jakoś nie potrafię tego rozdziału ocenić. Dlatego nic nie napiszę.
Pozdrawiam! <3
Acha i już niedługo nadrobię zaległości na waszych blogach (już trochę nadrobiłam, serio :P)

22 komentarze:

  1. Ja też jestem po wrażeniem, pod wrażeniem tego rozdziału oczywiście ;) Wow, tyle wspomnień, ale miło się zagłębić nieco w psychikę Em, można ją nieco lepiej zrozumieć, spalenie domu to super pomysł-dobrze, że chociaż tak mogła się otrząsnąć z tego wszystkiego. No i znaleźć pamiątkę po latach od rodziców-bezcenne! A James rozumie Em tak dobrze ;)
    Dwa rozdziały pod rząd bez walk, boje się co będzie w następnym, za spokojnie się zrobiło ;P
    Weny życzę i miłego odpoczynku M.
    pierwsza :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie w następnym rozdziale też nie będzie dużej jatki. Doszliśmy właśnie do tego uspokojenia akcji. Myślę, że to ostatnie takie uspokojenie na tym blogu, po tym wszystko potoczy się już szybko.
      Dziękuję bardzo za komentarz, wzajemnie życzę i pozdrawiam <3

      Usuń
  2. Hue hue hue byłam leniwa i w życiu nie chciało mi się komentować, ale cóż.
    To dziwne, dwa rozdziały bez walk, śmierci, tortur, bombardowań, Kapitolu, kłótni.
    Co ty masz zamiar zrobić? Uśmiercić wszystkich, nawet nieśmiertelnych i będzie Apokalipsa? Czy też jesteś zdania, że takie rozdziały są potrzebne?
    Potem te wspomnienia. Fajnie, cudownie i okropnie, ale nie umiem ocenić, czy fajne, czy nie, bo w końcu i tak wszystko sprowadza się do słowa ,,cudo".
    No, ale, NN będzie szybko, mam nadzieję, życzę weny i czego tam chcesz :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że jednak skomentowałaś. Może wielu autorów to powtarza, ale to naprawdę wiele dla nas znaczy.
      Tak, takie rozdziały są potrzebne, co więcej - następny będzie podobny. Poza tym nie wiem czy pożar zalicza się do specjalnie spokojnych rzeczy ;)
      Dziękuję bardzo i pozdrawiam :D

      Usuń
  3. Rozdział jak zawsze perełka;) To nic że taki spokojny, w końcu to twoja historia.
    Mam małe pytanie. Może się mylę i pamięć mi szwankuje ale wydaje mi się że Em mieszkała w szopie przylegającej do domu jej zastępczej rodziny? Zmieniłaś początkowe rozdziały? Jak tak to muszę zabrać się do czytania:-) Chyba że jak to ja czegoś nie zrozumiałam.
    Rozdział ogólnie był super i jako że jestem wiecznie żądna krwi czekam na kolejny z rosnącą niecierpliwością.
    Ps przyłączam się do pana/pani X z pierwszego komentarza, pomysł na podpalenie domu był nieziemski.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, spokojny rozdział. Pomijając pożar oczywiście, ale to już inna sprawa.
      I masz rację. Zmieniłam po prostu koncepcję, a poza tym byłam zbyt leniwa by sprawdzić jak to było. No nic, po prostu zmienię ten początkowy rozdział. Poza tym fakt, że moi czytelnicy znają mojego bloga lepiej niż ja jest i tak bardzo pocieszający :)
      Dziękuję bardzo i pozdrawiam <3

      Usuń
  4. Wybacz, że poprzedni rozdział, skomentowałam tak późno, ale jestem leniem nieokiełznanym, który nie napisze Ci teraz długiego komentarza. ;-;
    Ja mam taki niebanalny patent do czytania Twoich rozdziałów w 100% ze zrozumieniem! Będę czytać je o drugiej w nocy, tak, jak ten. I skomentowałam już kolejnego dnia, bo na telefonie pisać nie umiem.

    Ekhem, ale wracając. Przez te wszystkie rozdziały, tak bardzo przywiązałam się do Emily, że nie mogę uwierzyć, że może ona odejść. Sama nie wiem. Czasami się zastanawiam, czy ona naprawdę umrze... Może jednak... Jednak będzie OK? Albo James... No, masakra się dzieje w mojej głowie.

    Tak, naprawdę mam się śmiać, czy płakać? W sumie, sama nie jestem pewna. Cieszę się, że Emily nie żałowała tego, jak podpaliła dom. Tak, aż się wyszczerzyłam do ekranu, gdy czytałam ten wątek.

    Musisz wiedzieć, że rozdział mnie wciągnął i przeczytałam go jednym tchem. Tak długo czekałam i wreszcie jest! No po prostu... NIEKOŃCZĄCA SIĘ RADOŚĆ NIEOKIEŁZNANA. Uwielbiam Twój styl pisania, że chciałabym Ci go ukraść, no.

    I cóż mogę więcej? Weny.
    Trzymaj się ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybaczam. Też często nie chce mi się komentować :P
      Co do śmierci Em to nie wiem jak to rozstrzygnę. Fakt, przywiązałam się do niej, ale czy nie lepiej epicko zakończyć? Może rzucę monetą?

      Myślę, że możesz śmiać się i płakać jednocześnie, dasz radę? Bo sama nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. To kwestia interpretacji czytelnika.

      Dziękuję bardzo, kradnij, jak dasz radę, tylko po ostatnim rozdziale. Potem niestety nie będzie mi do niczego potrzebny ;)

      Dziękuję i pozdrawiam <3

      Usuń
  5. Dobra Ems, przybywam. Bój się, albowiem mam zamiar napisać komentarz kompletnie nie na temat.

    Już początek mnie rozwalił. Czekałam na Dystrykt Emily i po prostu wiedziałam, że się nacierpię. No i proszę! Na samym wstępie dostaję kuźwa ataku nerwicy i mam ochotę popełnić samobójstwo. Bo kurdę, co by się tam nie stało, to jednak jest nadal jej Dystrykt. A utrata domu boli, no kuźwa. Dlatego tak bardzo chciałam zobaczyć reakcję Emily na to wszystko. I wyłam. O Boże, jak ja wyłam. Bracia się na mnie patrzyli jak na debila ale zapytali: "smutna scena czy ktoś zginął?". ODPOWIEDZIAŁAM IM, ŻE OBYDWA.
    A MARTWĄ OSOBĄ JESTEM JA.
    No ale okay, ogar.
    Już mi lepiej.
    COIN TO SUKA :))))))))))))

    Jak tylko Emily powiedziała: "Nie, tam jest mój dom", to miałam kolejny atak płaczu bo tyle wspomnień wpadło mi do głowy i za co, borze zielony, za co. Miałam chwilę słabości, kurde. Właściwie to żeby ci powiedzieć, co mi się najbardziej podobało w tym rozdziale, to musiałabym go całego skopiować. A tego nie chcemy. Więc krótko.
    Pokój Emily złamał mi serce. Ogólnie, wszystkie wspomnienia, które tu przytoczyłaś - bolało. Bardzo. Ale dałam rade. Chyba. Sama nie wiem.

    No i wisiorek. Bosz, Ems, za co. Serio, za co. Me serce krwawi soł much. Jak możesz. To było takie... sama nie wiem, czy smutne, czy śliczne. Może obydwa na raz? Łezka mi pociekła.
    "Znajdę ich grób i niedługo spocznę obok nich." O, tu chyba jednak odpuściłam sobie i wybuchłam płaczem ponownie. Dzięki. Rodzina uważa mnie za niestabilną psychicznie.

    No i palenie domu. GENIALNE. Chyba wszyscy już to mówili, ale ja powtórzę. GENIALNE. I to, że wcale nie było jej tego szkoda. MI TEŻ BY NIE BYŁO, HUH.
    "Ich historia, podobnie jak historia tego domu, właśnie dobiegła końca." Ostatnio zaczęłam zwracać uwagę na ostatnie zdania w rozdziałach. A to było świetne.
    Ach, no i dziękuję za dedykację! Borze liściasty, nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy... i to jeszcze od ciebie. Jednej z moich mistrzyń. Po prostu... brak słów żeby wyrazić, jak to jest dla mnie ważne. Amen, alleluja.
    I TAK. ODMIENIA SIĘ "LOKSOWI" :>
    xoxo, Loks.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że to wywołuje emocje. Ale że aż takie. Loks, nie umieraj ;__; Wiem, że smuteczeg smuteczgiem, ale trza się nie oglądać na przeszłość i iść dalej. Spalić jakieś domy za sobą czy coś takiego ;))

      Dobrze, że dałaś radę. Kiedy to pisałam, bardzo, ale to bardzo nie chciałam tego spieprzyć. I mam nadzieję, że wyszło mi to, choć do tej sceny palenia nie byłam przekonana i nadal nie jestem. Ale co zrobić.

      Wisiorek? Myślę, że raczej śliczne. Kojarzy mi się to z taką bajką z dzieciństwa... "Barbie jako Roszpunka". Nigdy nie lubiłam Barbie, ale babcia kupowała mi te kasety (tak tak, moje dzieci, lata 90., nie to co ta gimbaza ;D), a w tym filmie rodzice Roszpunki zostawili jej szczotkę, na której było wygrawerowane chyba "Pewna jak na niebie gwiazd, zawsze będę kochać Was". Ciul, że nie pamiętam do czego to się odnosiło, ale jakoś zapadło w pamięci.

      Dziękuję bardzo i pozdrawiam <3

      Usuń
  6. Powiem tyle: to jest genialne! Uwielbiam Twój styl i lekkość, z jaką piszesz :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, że tak to odbierasz i pozdrawiam <3

      Usuń
  7. Boskie. :)
    Te wspomnienia rzucały mnie na kolana. Nie rozumiem jak można być tak okrutnym. Co ta Emily tam przeżywała. Tak patrząc to właśnie przez nich Em wylądowała na igrzyskach. Brrr... jak ja nienawidzę takich ludzi.
    To musiało być przeżycie, spalić swój dom. Zdecydować się na taki krok. Ale wydaję mi się, że Saws to było potrzebne. Takie oderwanie się, rozbicie tamtych wspomnień, złych wspomnień. Podobała mi się ta akcja. Bardzo. A szczególnie między tym te zdania co oni wypowiadali do niej, bardzo okrutne zresztą słowa. Pięknie napisane.
    I nasza Emily się rozpłakała. Do tego pozwolił się przytulić Jamesowi, no nieźle.
    Przeraziło mnie to, że ona chce znaleźć grób rodziców i spocząć obok nich. To mnie tak boleśnie uświadomiło, że ona umiera. Ehhh... mam nadzieję, że ją uratujesz.
    Nienawidzę Coin. Wredna jędza. Co ona sobie wyobraża? Albo inaczej. Co ona knuje? Jak ona mogła nie wysłać żołnierzy do Dziesiątki, która potrzebowała pomocy. Tyle ludzi zginęło. Tak jak w Dwunastce. Życie czasami jest takie okrutne. ;c
    Zauważyłam jaki to musiał być cios dla Emily, że w jednej chwili pamiętasz ten plac, kiedyś tętniące życiem centrum Dystryktu, a w drugiej chwili patrzysz na zniszczone, zrujnowane miejsce.
    Rozdział bardzo mi się podobał. Oby tak dalej. :)
    Pozdrawiam i życzę weny! ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pierwowzorze nie mieli być aż tak okrutni, ale tak wyszło... I chyba dobrze się stało, bo jest o czym pisać. Spalenie domu było jej na pewno potrzebne, choć na ten pomysł wpadłam jak byłam w połowie rozdziału. Tak - u mnie nic nigdy nie jest zaplanowane.
      Cieszę się, że jednak nie spieprzyłam tego podpalania, bo przekonana do tej sceny nie byłam i nadal nie jestem. Ale chyba jakoś wyszło.
      Emocjonalna bariera pęka, też prawda. Na szczęści niedługo kończę bloga, więc wiele łez już nie wyleje. Mwhahaha! :D
      Dziękuję za komentarz i za poświęcony czas :D
      Pozdrawiam <3

      Usuń
  8. Genialny. Lubię taką Emily. Jej wspomnienia są okropne. Fajnie wiedzieć jak poznała Patricka. Strasznie mi się podoba, że wtrącasz takie wzmianki o nim. Uwielbiam ten ostatni moment kiedy Emily podpala "rodzinny dom". Teraz zastanawiam się, czy pójdzie do tego w Wiosce Zwycięzców i czy znajdzie tam "prezent" od Snowa. James w tym rozdziale. Żal mi go i Emily.
    Smutny i ciekawy rozdział.
    Życzę dużo weny i serdecznie pozdrawiam!
    Dzięki za komentarz i odwiedziny u mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba już nie napisze zbyt dużo o Patricku, jeżeli w ogóle, więc można nazwać to również zakończeniem jego historii. Uff, trochę mi ulżyło.
      Pójdzie na pewno, ale czy znajdzie? Dowiesz się jeszcze ;)
      Nie ma za co, dziękuję i pozdrawiam <3

      Usuń
  9. Ło boze, co za CUDEŃKO!
    No Em, postarałaś się i jak zwykle genialny rozdział. Najbardziej przemówiło do mnie ostatnie zdanie i ten fragment o nieludzkich warunkach w pokoju Em... To było mocne!
    Zacznijmy od początku. Nie wiem o co chodzi Coin, ale mam nadzieje, że się niebawem dowiemy i że Em zostanie generałem. Coin to jakiś wybryk natury, sierota bez uczuć i jeszcze wiele ciekawych określeń...
    Cieszę się, że James tak rozumie Emily.
    Kiedy poszła do swojego starego domu to myślałam, że się posikam! POPŁAKAŁAM SIĘ PRZEZ CIEBIE!Każdy opis dotyczący poprzedniego życia głównej bohaterki był pełen emocji i bólu. Takie fragmenty zapisują się w mojej pamięci na długo. Później to o grobie i łańcuszek, w ogóle jprdl! Zycie traci sens kiedy czyta się takie dramatyczne sceny!
    No i na koniec sfajczyła dom! THAT WAS AMAZING! . ROZDZIAŁ BOSKI!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
    Amen;_;

    PS: Dzięki, że mnie poleciłaś;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, coin to suka i wszyscy to wiedzą. Nie mam zamiaru łagodzić jej wizerunku.
      Cieszę się, że budzę takie emocje, jeeej, jednak potrafię :) Chociaż płakanie to dosyć negatywna rzecz, ale co tam. Dziękuję za te łzy.
      I ogólnie dziękuję za komentarz.
      Pozdrawiam <3

      Usuń
  10. http://maybe-one-day-world-will-be-different.blogspot.com/

    Na ruinach Stanów Zjednoczonych powstało państwo o nazwie Panem, w którym panował porządek i harmonia. Wszyscy mieszkańcy żyli w spokoju i beztrosce, nie martwiąc się o przyszłość...
    Błąd.
    Myśleliście, że to koniec brutalnej walki? Ha.
    Walka dopiero się rozpoczyna.
    Pewne dwie dziewczyny, obie odważne, ambitne i silne, muszą sobie nawzajem stawić czoła. Czy będzie to walka dobra ze złem? Czy nastoletnia Michelle, słynna Córka Kosogłosa, zdoła opanować piekło, które rozpętała niejaka White?
    Pamiętajcie, w Panem nie można ufać nikomu. Jesteście zdani tylko na siebie.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ok, spoko. James jest takim bohaterem, którego albo się kocha, albo nienawidzi i chyba wiem o co ci chodzi z tym takim ten :D Załapałam ^^

    Tez się dziwie. Mi i mojemu zrytemu mózgowi. Ale nic nie mogę z tym zrobić.

    Na bloga wpadnę jak nadrobię zaległości.
    Dzięki i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ave!
    Baardzo dawno trafiłam na Twojego bloga, potem go zawiesiłaś, ja o nim zapomniałam i tym podobne, ale sobie przypomniałam i tak oto BOOM! Jestem, czytam i zachwycam się jak dziecko.

    Jest to jedne z pierwszych Igrzyskowych FF jakie czytałam i byłam (jestem) bardzo do niego przywiązana. Masz przyjemny, lekki i ładny styl pisania. Tylko pozazdrościć. Czasem dostrzegam błędy takie jak brak przecinka, literówki i takie tam, ale przymykam oczy. Masz fajne, ciekawe pomysły na prowadzenie tego FF, więc te drobne byczki w zasadzie się nie liczą.

    Uwielbiam Emily. Jest taka życiowa, naturalna, twarda i doświadczona, po prostu miód-malina! Przywiązałam się do niej, nie chcę, żeby umierała. Te dolegliwości z powodu jadu os, kojarzą mi się trochę z guzem mózgu, jakby na tym było to wzrowane, ale to tylko takie spostrzeżenie. Ale proszę, nie uśmiercaj Em (chociaż i tak pewnie nie posłuchasz). Dopiero co na nowo się zakochała i tak po prostu to teraz zaprzepaścić. Ojej. Aż mi się łezka w oku kręci. No i nie zapominajmy o pogodzeniu się z Finnickiem (mojego męża też zostaw w spokoju!). A, właśnie. Skoro już jestem przy Symbolu Seksu z Dystryktu Poławiaczy Ryb (o ile się nie mylę, to tekst Katniss xd )... Uwielbiam, kocham i całuję stopy Twojemu Finnick'owi. Jest taki uroczy, taki seksi, taki boski, taki... Mruu <3 I jeszcze jego bezwarunkowa miłość do Annie. Facet pierwsza klasa. Oczywiście, zaraz po Jamesie! Ten typek to już szczególnie w moim guście, ale zostawi go Emily, mam za dużo mężów. Gdzieś w tym wszystkim jednak zginęli inny. Gdzie Katniss? Gdzie Joannah? GDZIE JEST TA SUKA COIN? W sumie to chodzi mi tylko o Joannę, bardzo mi jej tu brakuje. Wprowadzisz ją? Proszę *^*

    A teraz z innej beczki. GENIALNY ROZDZIAŁ. Palenie domu szczególnie w moim guście. Wiem, że wojna, śmierć i tak dalej, ale daj trochę więcej sentymentalnych scenek... Chociaż nie, bo będzie za słodko xD
    Cholera, nie wiem, co jeszcze napisać. Jesteś fenomenalna i tyle. Weny i więcej pomysłów na dalsze rozdziały! Pozdrawiam.
    ~ Potterhead.

    PS: Nie wiem, czy lubisz i czy w Twoim guście, ale zapraszam na potterowskie opowiadanie w klimatach Dramione. Dopiero zaczynam ;-;
    http://people-sometimes-change.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że starzy czytelnicy odnajdują tego bloga :) Starałam się powiadomić o tym, że wróciłam po roku kogo mogłam, ale najwyraźniej wcześniej specjalnie nie komentowałaś i nie miałam jak :C

      Tak, błędy są na pewno. Nigdy nie byłam orłem z ortografii i interpunkcji, więc nie łudzę się, że teksty są bezbłędne. Ale bardzo się cieszę, że podobają ci się moje pomysły.

      Nie myślałam o guzie mózgu, raczej nie jestem dobra w znajomości chorób, ale każdy ma swoje skojarzenia. Co do śmierci Em... Nie wiem, nie wiem. Mam nadzieję, że z biegiem czasu zakończenie przyjdzie samo i że będę wtedy tego pewna.

      Finnick chyba ogólnie jest taki mrr xD Także nie trzeba się jakoś strasznie starać, żeby ludzie go polubili. James też niezły, przyznam, oczami wyobraźni widzę go i jest napraaawdę dobry ;)

      Tak, co do Johanny mam już swoje plany, jeszcze się ona pojawi, Coin też, nawet niedługo. Katniss będzie mało, ale w Dwójce już się spotkają. Sorki, nie lubię Katniss i niezbyt lubię o niej pisać.

      Dziękuję bardzo. Ale bloga obczaję jak skończę tę historię (już niedługo), bo na razie chcę sie stuprocentowo skupić na nim.

      Pozdrawiam <3

      Usuń