czwartek, 12 lipca 2012

Rozdział IV

Rozdział IV


Pociąg odjeżdżał. Obrzuciłam wzrokiem ludzi stojących na peronie. Nie machali, nie wiwatowali, po prostu patrzyli z kamienną twarzą, skutecznie unikając moich oczu. Ile razy to ja byłam na ich miejscu? Ile razy ja bałam się spojrzeć w oczy tych dzieciaków, które jechały na pewną śmierć? Nienawidziłam siebie za to. Nawet w pewnym sensie byłam zadowolona, że niedługo umrę. 
Weszłam do mojego wagonu. Tak - dostałam cały wagon tylko dla siebie. Nigdy nie widziałam takich luksusów, ściana obita ciemnym materiałem, wielkie łóżko, które sprawiało wrażenie, jakby kładąc się tam można było się zapaść po czubek nosa. Z boku widniała interaktywna tapeta, którą mogłam zmieniać za pomocą pilota. Weszłam do łazienki. Nigdy nawet nie podejrzewałam, że tyle automatyki można umieścić w zwykłej wannie. Ja, w moim domu nie miałam wanny, nie mówiąc już nawet o takiej, jaka była tutaj. W Dziesiątce tą funkcje pełniła wysokie wiadro, o kształcie bardziej miski, niż wanny, do którego można było wlać wodę. Z tym, że o ciepłej mogliśmy tylko pomarzyć, a ja to już w ogóle nigdy nie zaznałam kąpieli w ciepłej wodzie. No, przynajmniej tego nie pamiętam.
Rzuciłam się na łóżko - to był najlepszy sposób, żeby zapomnieć. Lecz kiedy tylko moje palce zacisnęły się na jedwabnym materiale z którego została zrobiona kołdra, pomyślałam, że gdyby ją sprzedać, można by było wykarmić wiele rodzin. Ta myśl wywołała bolesne ukłucie w brzuchu - miałam tam już nigdy nie wrócić. Zamknęłam oczy i położyłam głowę na poduszce. Nie chciałam płakać, musiałam być odporna, żeby coś ugrać. Mimo to wiedziałam, że tutaj mogę być sobą. Kiedy wjedziemy do Kapitolu, nie będę mogła pozwolić sobie na słabość. Z moich oczu popłynęły łzy, robiąc mokrą plamę na jedwabnej poszewce poduszki. Nie było ich wiele, tylko trzy, może cztery. Wystarczyło mi popłakać symbolicznie, tylko dzięki temu doszło do mnie, co zrobiłam.
Po kilkunastu minutach, w czasie których nie robiłam nic oprócz użalania się nad sobą, zebrałam się i wstałam. Przebrałam się w znaleziony w wielkiej szafie kostium - ciemne spodnie, brązową bluzę i podeszłam do lustra. Było idealnie, żadnych oznak mojego płaczu. Miałam to do siebie, że nigdy się nie rumieniłam, a do tego nigdy nie było po mnie widać, co naprawdę czuję.
- Kolacja gotowa - powiedział ktoś z obsługi, po zapukaniu do moich drzwi.
Nie odpowiedziałam. Wyglądało na to, że siedziałam w pokoju dłużej, niż kilkanaście minut. Wtedy z wielką siłą uderzyła mnie moja słabość. Okropne.
Wstałam i poszłam za chłopakiem, który powiadomił mnie o kolacji. Po jakim czasie dołączył do nas Liam, po którym, w przeciwieństwie do mnie, widać było oznaki płaczu. Cała jego twarz była jakby podrażniona, z nasileniem w okolicach oczu.
- Więc jesteśmy trybutami - powiedział po chwili z opanowaniem.
- Nie da się ukryć - odpowiedziałam głosem bardziej znużonym, niż zdenerwowanym. Właśnie tak miało być.
- I zginiemy? - Wydukał po chwili, choć jego intonacja bardziej oznaczała pytanie.
Zastanowiłam się nad tym. Tak, to było oczywiste, że zginiemy. Nie widziałam nawet cienia szansy. Mimo to przybrałam jedną z tych ironicznych min i postanowiłam zrobić najlepszą rzecz, jak tylko przyszła mi do głowy. Udać lepszą, niż byłam w rzeczywistości.
- No, skoro masz takie plany - odparłam. - Ja raczej nie dam się zabić.
Moje słowa odbiły się mocnym echem w głowie. Musiałam powtarzać je sobie tak często, żebym w nie uwierzyła. To było mi potrzebne, same umiejętności nie mogłyby wystarczyć. 
Liam nie odpowiedział, zwiesił głowę i nie odzywał się, aż doszliśmy do pokoju ze stojącym pośrodku wielkim stołem, który zdawał się uginać pod ciężarem potraw. Z jego jednej strony siedzieli już nasi mentorzy. Lora, o której już wspominałam - kobieta z zamiłowaniem do zmieniania swojej twarzy przy każdej okazji i Erick - triumfator 60. Głodowych Igrzysk. Wygrał jako trzynastolatek, co było nie lada wyzwaniem. Nikt w niego nie wierzył, a jednak dał sobie radę. Obrzuciłam go wzrokiem - trudno było nie przyznać, że jest przystojny. Półdługie, ciemne włosy, interesujące oczy i doskonale wyrzeźbione ciało. Można powiedzieć - taki Finnick Dziesiątego Dystryktu. Może właśnie dlatego jakoś nigdy go nie lubiłam, mogłam też z czystym sercem przyznać, że nigdy mi się nie podobał. Usiadłam po drugiej stronie stołu, ale nie zaczęłam jeść. Nie miałam na to ochoty.
- Więc co umiecie? - Zapytał po chwili Erick kierując wzrok na mnie. Mimo to, nie powiedziałam ani słowa, czekałam aż Liam się wypowie.
- Ja w sumie nic - burknął po chwili, trudno było nazwać to wypowiedzią. - Trochę się bić, ale nic więcej.
Wszyscy przenieśli wzrok na mnie.
- Ja umiem... polować - Uznałam, że od tego trzeba zacząć. - Rzucać nożami, strzelać z łuku, radzę sobie z włócznią, dosyć szybko biegam - nie umniejszałam niczego. - A z walką wręcz też sobie dam radę.
Popatrzyli na mnie ze zdziwieniem wymalowanym na twarzach. Trudno było, patrząc na mnie pierwszy raz, uwierzyć, że potrafię chociaż połowę z tych rzeczy.
- Nie jest źle - powiedział Erick po zbyt długiej chwili milczenie. - No, w końcu sama się zgłosiłaś.
- Zrobiła to dla tej dziewczynki - powiedziała Lora ostrym tonem.
Już otwierałam usta, żeby zaprzeczyć.
- Tak - mruknął Erick z ironią. - Oczywiście.

3 komentarze:

  1. To jest tak potwornie zajebiste, że nie mogę wydusić z siebie słowa! Spotkałam się z wieloma igrzyskowymi FanFick'ami, ale ten dosłownie zwalił mnie z nóg! Pisz dalej dziewczyno, błagam, pisz dalej xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahah, ta ironia. ;D Erick teraz bardziej przypomina Haymitcha niż Finnicka. ;D Przypomniała mi się scena z filmu, w której Hay wchodzi do przedziału restauracyjnego i z tą swoją miną mówi do Kotny i Peety : "Moje gratulacje.". ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Emily zdolna bestia.Zaskakujące jest jak szybko popada z dołka do jeszcze większego dołka. Przekonuje samą siebie, że będzie dobrze, choć wie, że rzeczywistość może być inna. Mam nadzieję, że zapanuje nad tym. Pokaże wszystkim, że jest silna i wykorzysta tą siłę, którą w sobie ma. No i Liam. Irytuje mnie jego zachowanie, ale obawiam się, że to może być tylko zmykła i na arenie da jeszcze popalić. Hmmm. Aaa, kocham cię za to opowiadanie, wiesz?
    Pozdrawiam, Faith.

    http://trybuci-dystryktu-czwartego.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń