poniedziałek, 9 lutego 2015

Epilog

- muzyka dzięki uprzejmości i w wykonaniu Loksa :3 Dziękuję bardzo!


"Żyjemy, aby walczyć jeszcze jeden dzień"

~ Stephen King Lśnienie




     I tu wreszcie doszliśmy do momentu, w którym chcę podziękować. Robię to na początku tej notki, żeby potrzymać Was jeszcze chwilkę w niepewności ;) Osób jest wiele, dlatego dziękowanie indywidualne jest dość ryzykowne, no ale... Komu dedykuję całą historię?
Po pierwsze mojej mamie, która po dwóch latach dowiedziała się w ogóle, że mam bloga.
Po drugie Loks, w której opowieści Emily jest wplatana w świetną historię przez utalentowaną autorkę.
Po trzecie - Gall Anonim, za najdłuższe komentarze, na które zawsze czekałam i za to, że popchnęła mnie do decyzji, która podjęłam.
Po czwarte Astorii i Sandrze M (nie pytajcie dlaczego razem, jakoś tak zawsze was łączyłam), bo prowadzą świetne blogi i zawsze były, kiedy pojawiała się nowa notka.
Po czwarte Kuburdkowi, co do którego wierzę, że mimo, że nie komentował ostatniej części, nadal czyta i pociśnie mi tu teraz długą opinią, która mi obiecał.
Po piąte Blacky i Mii Ten, za to że były.
Po szóste (wrzucę już wszystkich może?) Lisicy, Rudej, Pannie W, Halcyon Laxton, Fejf, MakexAxChance,  Paulli K, Clove Allison i wszystkim, których ostatnio tu nie zauważyłam, ale i tak dziękuję za wsparcie, które dały mi wasze komentarze, a także osobom, które nie komentują, ale czytają.
I po siódme - Julce, która ma dziś urodziny :)
No to co? Zaczynajmy.
_________________________________
____________




- Gdybym miał wybrać osobę, która najwięcej zmieniła w moim życiu, byłaby nią zapewne Emily Saws - zacząłem.
     Spojrzałem na kartkę. Mowa była bardzo ładna, napisana ozdobnym pismem Effie Trinket. Poprosiłem ją o to, bo wiedziałem, że nie jestem w stanie samodzielnie myśleć. Nie po jej śmierci. 
     A oczywiście zostałem poproszony, żeby wygłosić mowę na jej pogrzebie. Chciałem to zrobić. W końcu uratowała mi życie. Z podziemi wyciągnęli nas oboje... Ale tylko ja przeżyłem. Wzięła na siebie siłę wybuchu.
     Teraz jednak, kiedy stałem pod Dębem, gdzie kazała się pochować po swojej śmierci, słowa same przyszły. Ona przecież nie chciałaby, żebym czytał z kartki.
- Kiedyś szczerze jej nienawidziłem - zacząłem spokojnie, jednostajnym tonem, niezdradzającym mojego rozdarcia. - A ona mnie. Ja zabiłem kogoś, kogo ona kochała, a potem... Potem ona uratowała Annie. 
     Usłyszałem śpiew kosogłosów. Na pewno śpiewały dla niej.
- Nikt nawet nie domyśla się ile dla nas zrobiła. Bo nikt tego nie pamięta. Jej tortury nie były nagłaśniane, jej wypowiedź na Arenie została ocenzurowana. Ale świat już ją poznał.
     Po jej śmierci powstało mnóstwo dokumentów, filmów, zdradzających wiele elementów jej życia. Ale nikt nie wiedział tego, co wiedziałem ja. Sekrety jej rodziny zastępczej, a także miłość, jaką darzyła Jamesa Bensona. 
     Zatrzymałem wzrok na siedzących w pierwszych rzędach przyjaciołach - Johannie i Jake'u, Katniss i Peecie, Gale'u, Haymitchu... Wszyscy czuli się tak samo. Nikt nie udawał smutku, oni też chcieli, żeby przeżyła.
- Mimo, że nigdy nie miała lekko, naprawdę, nigdy nie poznałem odważniejszej osoby. Nikogo, kto potrafiłby zabić bez zastanowienia, a potem poświęcić własne życie, by uratować kogoś innego. A ona taka była. Poświęciła się całkowicie dla dobra sprawy, cierpiała, chciała być szczęśliwa...
     Mój głos zakołysał się dość mocno. Wiedziałem co chcę powiedzieć, ale nie potrafiłem wyrzucić z głowy obrazu płaczącej Emily. Wtedy, kiedy mówiła mi jak bardzo chce żyć. Zasłoniłem usta dłonią, po której spłynęła ciepła łza. Musiałem mówić dalej. 
- Ale nie było jej to dane. 
     Nawet kosogłosy przestały śpiewać. Przed oczami stanęły mi wszystkie obrazy naszych wspólnych chwil. Ten moment, kiedy mi powiedziała, że umiera. Mi. Nikomu innemu. Nawet nie Jamesowi, którego szczerze kochała.
     Czułem, że moje serce roztrzaskane jest na milion kawałków. Przez ostatnie dni, odkąd to otworzyłem oczy w szpitalu i zapytałem o Emily, nie mogłem się pozbierać. Nie potrafiłem się cieszyć z wygranej wojny, ze śmierci Coin, a już najbardziej - z tego, że żyję. 
- Była dziewczyną, która niosła ogień. Naprawdę nie doceniała tego kim była i co znaczyła dla innych. Myślała, że ludzie jej nienawidzili, bo zabiła kilka osób na arenie. Myślała, że jest zła i żyła z brzemieniem odebrania kilku niewinnych żyć przez całe życie. Ale nie miała racji. Była symbolem. Symbolem, o którym nie można zapomnieć!
     Nawet wiatr, który tego dnia wiał dość mocno, zupełnie się uspokoił. Jakby cała pogoda próbowała oddać jej cześć. A przynajmniej zawsze później tak o tym myślałem. Czasami łatwiej się z czymś pogodzić, tłumacząc sobie to w jakiś zupełnie nierealny sposób.
     Tak samo myślałem o jej śmierci. Ona nie umarła, a raczej odeszła. A ja traktowałem życie jako oczekiwanie na ten moment, kiedy w końcu wróci.
- Kazała się pochować tu - dodałem, kiedy uspokoiłem się na tyle, by móc coś powiedzieć. - Razem z jej rodzicami, którzy również zginęli broniąc Panem. I byliby z niej tak bardzo dumni, jak my wszyscy. Straciliśmy w wyniku wojny wiele ofiar, w tym ją - inteligentną, nieprawdopodobnie silną nie tylko fizycznie, wrażliwą i kochającą osobę. I nikt nigdy nie uderzył mnie w twarz lepiej niż ona.
     Uśmiechnąłem się.
- Dałbym wiele, żeby uderzyła mnie znowu. I żeby móc jej podziękować, że poświęciła się, żeby mnie ratować. A także zganić, że nie pozwoliła mi uratować siebie. 
     Słowa utknęły mi w gardle.
- Ale oczywiście musiałaś wygrać, tak jak zawsze. I odeszłaś w chwale, tak jak Dziewczyna, która niosła ogień. Nigdy cię nie zapomnę, Em.
     Zszedłem z podestu. Naprawdę chciałem się skoncentrować, ale nie mogłem. Annie od razu mnie objęła. 
     Sama też miała problem, żeby zaakceptować to, co się wydarzyło. Nie chciałem żeby się denerwowała, ze względu na ciążę. Miała urodzić dziewczynkę, już niedługo. To chyba oczywiste, że nazwiemy ją Emily. Emily Odair.
     Wpatrywałem się w nagrobek z białego marmuru i wyobrażałem sobie co by było, gdyby przeżyła. Zamieszkalibyśmy blisko siebie, ona z Jamesem, byliby szczęśliwi...
      Ale Jamesa też już nie było. 
     Nie kontrolowałem łez. Rękawy mojego garnituru były już całkowicie mokre. Wyobrażałem sobie, że nasze dzieci bawiłyby się wspólnie, Annie urządzałaby przyjęcia, jeździlibyśmy nad morze... Bylibyśmy wolni.
     Prim odwróciła się i złapała mnie za rękę. Siedziała rząd dalej.
     Nie mogłem się nie uśmiechnąć, kiedy wlepiła we mnie te wielkie oczy. Była tak niewinna i czysta, że aż trudno było w to uwierzyć.
     Puściła mnie dopiero wtedy, kiedy sama szła przemawiać. Bo w końcu - nie byłoby jej tu gdyby nie James.
     Tego dnia, kiedy wojna się skończyła, będącym również dniem śmierci Emily, Kapitol dopuścił się czegoś strasznego. Ustawił przed pałacem Snowa żywą tarcze. Dzieci.
     Trzynasty Dystrykt zrobił jednak coś gorszego - zdecydował się i tak ją zbombardować. James oczywiście nie zgodził się z rozkazem, ale nie miał zbyt wiele do powiedzenia, to Coin podejmowała decyzje. Dlatego, mając pewność, że Emily nie żyje, zdecydował się polecieć na miejsce i spróbować uratować jak najwięcej dzieci. Zaczął od Prim, potem pomagał przejść przez mur reszcie. Czasu jednak było zbyt mało. Kiedy nadleciały poduszkowce nawet nie uciekał.
     Mimo, że nie znali się długo, potrafili w krótkim czasie pokochać się i razem umrzeć, chociaż dzieliło ich wiele kilometrów. Wielokrotnie zastanawiałem się, dlaczego to właśnie oni. Dlaczego umierali najbardziej wartościowi ludzie?
     Przemawiało jeszcze wiele osób - wszyscy, Katniss, Peeta, Gale, a nawet Haymitch. Każdy z nich chciał coś powiedzieć, ale dałem radę skupić się jedynie na przemówieniu tego ostatniego. I najbardziej mnie interesowało, co on ma do powiedzenia.
- Emily, Skarbie - zaczął typową dla siebie tonacją. - Pamiętam jak dzisiaj dzień, kiedy przeniosłaś mnie, całkowicie pijanego, z powrotem na moje piętro. Już wtedy widziałem, że je wygrasz. Tak też się stało.
     Teraz też nie mógł być całkowicie trzeźwy. Ale zupełnie mu się nie dziwiłem. Gdyby nie Annie najpewniej też upijałbym się do nieprzytomności.
- Od tamtej pory już zawsze byłaś zwyciężczynią w moich oczach. Nikt nie potrafił tak dokopać prezydentowi jak ty. Zawsze mówiłaś to co chciałaś, miałaś głęboko gdzieś, że będą cię torturować.
     Na chwilę przerwał.
- Wiecie, dlaczego tyle osób tu teraz jest, dlaczego ją podziwia? - teraz zwrócił się do uczestników pogrzebu. - Bo była wolna! Zawsze, nawet wtedy, kiedy Kapitol kontrolował  wszystkie dziedziny życia zwycięzców, ona była sobą! Mało kto miał taki tupet. Wszyscy chowali się w swoich domach jak myszy, a ona chodziła po ulicach z dumą, bo cierpienie było dla niej lepsze, niż utrata wolności.
     Teraz i z jego oczu popłynęła łza.
- Obiecałem cię uratować, Saws - powiedział jeszcze na koniec. - Ale nie dałem rady. I za to cię przepraszam.
     Potem głos zabrało jeszcze kilka innych osób, tym razem mówili o Jamesie. Nie kojarzyłem prawie żadnego z nich, a i tak wszystko co mówili kończyło się z mojej strony wodospadem łez. Było mi niewiarygodnie głupio, że nie potrafię się powstrzymać, bo ona na pewno dałaby radę. Gdyby to był mój pogrzeb przyszłaby na niego z kamienną twarzą, wygłosiła taką mowę, że wszyscy byliby zachwyceni, a cierpiałaby tylko w środku - po cichu, tak, jak to robiła całe życie.

 *****
     Zamieszkaliśmy z Annie w Czwartym Dystrykcie, w moim starym domu. Dokładnie w tym, w którym byliśmy kiedyś z Emily i Jamesem. Często paliłem w kominku, przy którym leżeli, brałem do ręki zdjęcia, które oglądali, i nie mogłem się nadziwić, że to wszystko działo się naprawdę.
     Emily coraz bardziej stawała się dla mnie wspomnieniem, niż żywą osobą, z którą tyle przeżyłem. Martwiło mnie to. Rozmyślałem całe dnie, siadając w fotelu przed oszkloną ścianą mojego domu, z widokiem na morze. Wspominałem ją, przypominałem sobie każdy szczegół jej wyglądu, jakbym bał się, że kiedyś o niej zapomnę.
     Często oglądałem jej Igrzyska, wywiady, propagity z jej udziałem - a szczególnie tą, w której się pogodziliśmy. 
     I może to dziwne ale czasem.... Czasem wydawało mi się, że nadal jest ze mną. Że obserwuje mnie. Wyczuwałem jej obecność.
     Nieraz wydawało mi się, że czuję, jak kładzie mi rękę na ramieniu, potrząsa głową z politowaniem i wyśmiewa mnie za moją przydługą żałobę.
     Annie martwiła się o mnie, ale nie mogłem nic na to poradzić. Ona sama była bardzo przybita, więc chyba rozumiała, ile to dla mnie znaczyło. Sama z każdym dniem stawała się bardziej samodzielna, silniejsza. Ona nie starała sobie niczego przypominać. Może sam powinienem tak zrobić? 
     Dziennikarze często dzwonili, chcieli przeprowadzać wywiady - szczególnie dotyczące Emily, ale nie miałem zamiaru ich udzielać. Postanowiłem po prostu napisać książkę o jej życiu. No bo w końcu - kto wiedział więcej ode mnie?
     Prasa miała inne źródła. Mnóstwo o niej pisali. Na szczęście - dobrego. Doszli do wielu szczegółów jej życia, takich jak rodzina zastępcza czy Seneca Crane, ale nie znali szczegółów. 
     Stała się bohaterką. Do tego bardzo interesującą i, co dla prasy najważniejsze, nieżywą. Symbolem rebelii na miarę Katniss. 
     Historia o niej nie mogła zginąć. Więc zacząłem pisać. 
     Przerwały mi dopiero narodziny małej Emily. Córka pozwoliła mi na chwilę wrócić do świata żywych, przestać myśleć o Saws. Była taka piękna... Prawie odeszły wszystkie złe wspomnienia, zająłem się byciem ojcem. 
     Ale niedokończone wspomnienie o Emily nie pozwalało mi zostawić pracy. Annie często wyrywała mi małą, i kazała pisać. Więc pisałem. Dzień po dniu, tydzień po tygodniu, a przez szklaną szybę obserwowałem zmieniające się pory roku. 
     Któregoś dnia wszystko przysypała gruba warstwa śniegu. Tego dnia skończyłem.
     Czułem się, jakby z serca spadł mi wielki głaz. Teraz miałem ją tylko wydać... Ale nie przestałem myśleć o Emily. Nadal nie potrafiłem. Myślałem, że nigdy się to nie zmieni.
     Aż do pewnej nocy. Pamiętam, że spałem wtedy bardzo niespokojnie, budziłem się co kilka godzin. Miałem wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. 
     Za którymś razem stało się coś dziwnego. 
     Obudziłem się, znowu z tym dręczącym uczuciem obserwowania. 
     I zobaczyłem Emily, siedzącą na skraju mojego łóżka. 
- No w końcu - odezwała się. - Myślałam, że nigdy mnie nie zauważysz.
     Zamiast, jak każdy normalny człowiek, wytłumaczyć sobie, że to przecież niemożliwe, zeskoczyłem z łóżka i pobiegłem ją przytulić, cały zalany łzami. Otrzymałem liścia w twarz.
- Ok, witaj się, ale nie płacz - powiedziała z uśmiechem. - Zawsze byleś cienki.
     Nigdy tak bardzo nie ucieszył mnie żaden cios.
- Tego chyba chciałeś? - dodała. - Powiedziałeś to na moim pogrzebie. Tak poza tym - bardzo ładna mowa. Szczera. Ale strasznie chaotyczna. Popracuj nad tym.
     Wyglądała pięknie. Jak w swoich najlepszych czasach. Nie było śladu blizn, krwi, worów pod oczami. Wbiła we mnie swoje brązowe oczy, które - przysiągłbym - były teraz złote. Nie było w nich cienia mgły. 
     Podeszła do kołyski małej. Jej miedziane włosy błyszczały, cera, nawet w takiej ciemności, była rumiana. Poruszała się nadal z gracją, tak jak to miała w zwyczaju. Nigdy nie rozumiała, dlaczego kapitolińczycy tak kochają na nią patrzeć, na czym polega ten jej "styl zabijania". Nie miała pojęcia jakie wrażenie robiła na innych ludziach.
- A oto mała Emily - pochyliła się nad kołyską. - Naprawdę ładne imię.
     Podszedłem bliżej. Mała nie spała, ale wcale nie krzyczała, tak jak to miała w zwyczaju. Patrzyła się na imienniczkę i szeroko uśmiechała. Emily okryła ją kołderką, a kiedy chciała zabrać rękę, mała złapała ją za palec.
- Będę się tobą opiekować - uśmiechnęła się. - Wyrośniesz na kogoś wielkiego.
     Żałowałem, że nie mogę jakoś uwiecznić tej chwili. Doszło do mnie jednak, że przecież nie może się to dziać naprawdę.
- Jesteś duchem? - zapytałem. - Czy o co chodzi?
- Nazywaj mnie jak chcesz - odparła, wzruszając ramionami. - Ale raczej nazwałabym to "wytworem twojej chorej głowy". Naprawdę, musisz za mną cholernie tęsknić.
     Potem wzięła do rąk maszynopis książki.
- Dręczyło cię to, co? - zapytała.
- Strasznie - przyznałem. 
- Mogłam przyjść wcześniej...  - zamyśliła się. - Ale może dobrze się stało.
- To tylko sen - podjąłem temat jeszcze raz.
     Skupiła na mnie wzrok i zamilkła, jakby zastanawiała się na odpowiedzią.
- Tak. Albo po prostu zwariowałeś ostatecznie.
- Długo będziesz tu jeszcze siedzieć? - spytał inny głos. James.
     Nie wiem nawet jak się pojawił i kiedy. Podszedł do Em i pocałował ją tak samo jak to robił zawsze, kiedy się witali.
- Już idę - odpowiedziała. - Wpadłam tylko na chwilę.
- Cześć Finnick - rzucił James. - Ładna mowa. Ale trochę mało o mnie.
     On również wyglądał lepiej niż kiedykolwiek. Wyjątkowo dziwny, ale jaki realistyczny sen - myślałem cały czas. Ale bardzo, bardzo chciałem wierzyć, że to się dzieje naprawdę.
- Mamy dosyć napięty plan - powiedziała Emily. - Dlatego chyba będziemy iść - położyła mi rękę na ramieniu. - A ty przestań o mnie myśleć cały czas. Zajmij się małą, porozmawiaj z Annie. Ja nie potrzebuję twojej pomocy.
- Poczekaj! - złapałem ją za rękę. - Dziękuję za uratowanie życia. Wiem, że trochę późno...
- Drobiazg - mruknęła i ponownie się odwróciła.
- Poradzisz sobie? - spytałem, choć wiedziałem, że to raczej ja z naszej dwójki mogłem potrzebować pomocy, niż ona.
- Ja sobie nie poradzę? - uśmiechnęła się. - W końcu jestem, jak to było? Dziewczyną, która niosła ogień, tak? 
- Tak - potwierdziłam.
- Jak stąpam topi się śnieg... - zaczęła, choć nie do końca poważnie.
- ...i wyrastają wiosenne kwiaty - dokończyłem.
- Jakie kwiaty? - zapytał James.
- No nie wiem - zastanowiła się. - Może chabry? Wiedzieliście, że odstraszają gończe osy? - wbiła pusty wzrok w ścianę, jakby usiłowała coś sobie przypomnieć. 
     Delektowałem się tym obrazem. Emily. Taka jak kiedyś. Tak samo marszczyła czoło i przekrzywiała głowę, kiedy coś ją intrygowało.
- Przyjdziesz jeszcze? - zapytałem.
Uśmiechnęła się.
- Oj, Finnick. Przecież ja tu jestem cały czas.
 *****
     Rano - mimo, że byłem prawie pewny, że to wszystko tylko mi się śniło, zerwałem się z łóżka i pobiegłem do małej. Próbowałem jakkolwiek udowodnić sobie, że to wszystko naprawdę się wydarzyło. Ale kołdra wydawała się leżeć tak samo jak leżała wieczorem. 
     Potem udałem się do łazienki, próbując na własnej skórze odnaleźć ślady uderzenia, które mi zaserwowała. Nic z tego. Moja skóra była taka sama jak zawsze.
     W końcu zerknąłem na maszynopis książki. Również nic nie zmieniło się w jego położeniu. Jednym słowem - sen. To był po prostu sen, a ja miałem coś z głową.
     Zrezygnowany wróciłem do sypialni. Annie już wstała, kołysała Emily na rekach. Patrzyły przez okno. Mała śmiała się, dotykała szyby, a czasem unosiła rączki, jakby komuś machała.
- Spójrz Finnick - powiedziała Annie z uśmiechem.
     Zbliżyłem się do okna. 
     Cały śnieg stopniał, a zielona trawa pokryła się kwiatami.
     I to nie byle jakimi kwiatami.
     Chabrami.

_________________________

42 komentarze:

  1. ludzie to stworzenia złe, Emily, ale jednocześnie dobre.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja naprawdę nie wiem, od czego zacząć. właśnie skończyła się jakaś część mojego życia, bardzo ważna część. to była jedna z najpiękniejszych rzeczy, jakie ktokolwiek, kiedykolwiek mi podarował - nawet, jeśli to nie było dane mi bezpośrednio. kocham to opowiadanie całym sercem, nawet jeśli tego nie widać. ich świat stał się moim światem, ich humory moimi, dzieliłam z nimi problemy, wzloty i upadki. Bóg mi świadkiem, że kiedy przeczytałam epilog, przytuliłam się do kaloryfera. gadałam, że tylko on mnie rozumie, bo zabrakło mi słów. ja nadal nie wiem co powiedzieć, dlatego tak pieprzę, przepraszam, ale naprawdę, nie wiem, co mogę napisać.
      o, to popiszę o postaciach.
      stworzyłaś ich takimi ludzkimi. wszystkich - Emily, Finnicka, Johannę, Jamesa. naprawdę, towarzyszyli mi na każdym kroku, wszędzie widziałam symbole, utożsamiałam z nimi moich znajomych. każde z nich było innym człowiekiem, miało inny charakter. nie byli wielkimi bohaterami, nie wywyższali się, nie udawali niezniszczalnych. cierpieli, płakali, śmiali się (nadal się uśmiecham na wspomnienie sceny rydwanowej) i żartowali. między nimi wszystkimi jest taka więź, Emily, Finnick, Annie, Haymitch, James, wszyscy są połączeni niewidzialnymi nićmi. bez jednego z nich wszyscy umierają. na szczęście Emily żyje, bo ja nadal wierzę, że tak jest. ba, jestem tego pewna.
      pokochałam ich mocno, miłością szczerą i bezgraniczną, jak tylko człowiek może kochać wytwór wyobraźni.
      wywoływałaś u mnie łzy, śmiech, nieraz chodziłam zła - niby nic, niby jedno opowiadanie, a tyle jest w nim emocji, zarówno naszych, jak i twoich. nasz wszystkich też połączyła sieć, i jeśli teraz znikniesz, to wszystko się rozpadnie.
      Emily, nie zostawiaj nas. proszę.
      ale, może trochę weselej. dalej mdleję na myśl, że Finnick, Haymitch, Annie... oni wszyscy są taką zgraną ekipą. czasami miałam ochotę pocieszyć Finnicka, spoliczkować Jamesa, napić się z Emily i Haymitchem - nic z tego. nie mam takiej możliwości. jednak ty i twoja wielka wyobraźnia dały radę to zrobić, i chwała ci za to, kochanie. chwała ci.
      kilka słów o pożegnaniu - nie ty jedna płaczesz. wszyscy płaczemy. przynajmniej ja... no, w każdym razie, chciałam powiedzieć, że bałam się słuchać tej piosenki. naprawdę się przestraszyłam. nie chciałam jeszcze raz tego przeżywać. ale i tak, muszę ci powiedzieć, że ,,Bracia Lwie Serce" to doskonałe porównanie. i to boli jak nie wiem co, ale to dobrze. ból, który znosimy w imię miłości, to najpiękniejsza rzecz na tym świecie. ból i poświęcenie. Emily zniosła ból, poświęciła się. uratowała cały świat, siebie, wszystkich. wychwalajmy ją pod niebiosa. Emily jest kimś wielkim, kimś, kto zostanie ze mną już na zawsze.
      czasami chciałam znienawidzić tą historię, ale nie potrafiłam. zbyt mocno ją kocham. i choć miłość nie wyklucza nienawiści, ja nie czułam się na tyle dobra, żeby móc to czuć. geniusz jest doceniony, skarbie, i zawsze będzie. nie zniechęcaj się kilkoma nieudanymi próbami, tym, że wszystkie będą jak Emily. nigdy nie zwracaj na to uwagi. idź przed siebie, nie myśl że jest idealnie, dopóki nie będziesz miała 60 lat i nie zdasz sobie sprawy z tego, że czas to względność. no, ale nie o czas chodzi, a o ciebie. nie oglądaj się za tym, co było. uda ci się dotrzeć na szczyt, kochanie. musi się udać.
      chciałam dodać jakąś złotą myśl, ale nic nie wpadło mi do głowy. więc...
      Do widzenia, Emily. Niech bogowie ci błogosławią, a ludzie kochają. znajdź pracę, miej rodzinę, bądź szczęśliwa. nigdy nie mierz się z głodem i z chorobą, a śmierci wyjdź naprzeciw z uniesioną głową.
      ostatni raz, Emily, ostatnie słowo, ostatnia litera.
      Smutno mi, Boże.
      Tęskno mi, Panie.

      Usuń
    2. Nawet nie wiem dlaczego ten komentarz tak bardzo mi się podoba.
      Może dlatego, że faktycznie nie wiedziałam, że dla kogoś ta historia może tyle znaczyć. Oczywiście - dla kogoś poza mną. Dla mnie Emily to część życia, jest we mnie i jestem pewna, że zostanie już na zawsze.
      Nigdy nie myślałam o tych niewidzialnych niciach, o których wspomniałaś. Naprawdę, odniosłam wrażenie, czytając twój komentarz, że nie zdawałam sobie sprawy naprawdę z wielu rzeczy i że mogłabym tę historię napisać lepiej, gdybym wiedziała to wcześniej.
      Moje pierwsze rozdziały nadal mi się nie podobają. Ale nie chcę ich zmieniać, bo to jest w pewnym sensie moja historia - tak się zmieniałam pisarsko w ciągu tych paru lat. Nie żałuję niczego czego tu napisałam.
      Nad Emily na pewno myślałam najdłużej, biorąc pod uwagę wszystkie postaci jakie wymyśliłam przez lata. Jest dopracowana, dość skomplikowana psychologicznie i chyba to właśnie dlatego wyszła taka ludzka. Cieszę się, że potrafiłam przez nią przekazać jakieś emocje :)

      Ja nadal uśmiecham się, kiedy myślę o jej przeszłości. Słucham "video games" Lany del Rey, bo to właśnie przy tej piosence, mimo, że dość nie lubię tego rodzaju muzyki, pisałam pierwsze rozdziały. Pisałam je i wyobrażałam sobie, że mam dużo czytelników i wszyscy czekają aż dodam rozdział, ponaglają mnie i przeżywają to razem ze mną.
      Ale potem nachodziła mnie myśl, że tak nie będzie. Że ta historia zawsze pozostanie ważna tylko dla mnie.
      A teraz? Teraz wielu ludzi, razem z Tobą, udowadnia mi, że jest inaczej.

      Dziękuję, że byłaś. Że przeżywałaś tą historię razem ze mną. Nie odchodzę, wątpię, że kiedykolwiek wymyślę coś co najmniej tak dobrego jak to i zdecyduję się założyć kolejnego bloga, chociaż szczerze mówiąc - chciałabym. Brakuje mi tego.
      Dziękuję za wszystko :)

      Usuń
  2. Hej, czytałam Twojego bloga od początku. Chciałam Ci teraz podziękować, jako że nigdy nie dodawalam komentarzy. Od czego zacząć? Po prostu dziękuję. Za wszystko. Czytanie tej historii sprawiło mi wiele radości. Dużo się nauczyłam w tym czasie, ale długo by opowiadać. Wiele razy próbowałam brać przykład z Emily. Gdy było mi źle, wiedziałam że nie mogę się załamywać, tylko muszę iść dalej, nie ważne co by się działo. Zakończenie jest cudowne. Śmiało mogę stwierdzić, że to najlepszy rozdział jaki napisałaś, chociaż nie pamiętam kiedy ostatnio tyle płakałam nad zakończeniem opowieści. Chyba lepiej tego nie ujmę. Jeszcze raz dziękuję Ci za wszystko.
    ~Ewa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma za co :)
      Cieszę się, że Emily Ci coś dała, bo to dowód na to, że nie marnowałam czasu pisząc tę historię. Dziękuję, że napisałaś ten komentarz, inaczej nigdy nie dowiedziałabym się, że miałam taką czytelniczkę.
      Starałam się, siedziałam długo nad tym rozdziałem. Poprawiałam go chyba z milion razy. Ale wyszło.
      Ja też dziękuję :)

      Usuń
  3. Czytając to myślałam że mi serce pęknie! :P Piękne opowiadanie, a epilogiem mnie powaliłaś!!! :D Nadal ryczę i nie mogę uwierzyć że to się tak skończyło, ale podobnie jak ty uważam, że tej historii nie dało się zakończyć happy endem i proszę Cię nie rezygnuj z pisania taki talent nie powinien się zmarnować!!! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałam Happy End, ale nie ma sensu robić czegokolwiek na siłę. Wiedziałam, że napisanie takiego zakończenia będzie mega epickie i nie mogłam się powstrzymać, mimo mojej wielkiej miłości do Emily.
      Nie chcę rezygnować z pisania, ale jak na razie muszę odpocząć od tego bloga i może wymyślić co nowego... Choć wątpię, że założę nowego.
      Dziękuję <3

      Usuń
  4. napisałam dwa długaśne komentarze i umieram z przerażenia, że mi gdzieś uciekły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. uciekły obydwa. idę się pociąć mydłem. skomentuję jak wrócą mi chęci bo w tym momencie je straciłam, Ems, przepraszam.

      Usuń
  5. Cześć. Chciałam napisać, że czytałam tę historię od początku do końca.
    Czytając epilog, prawie płakałam. Trzeba się naprawdę postarać, by mnie wzruszyć do płaczu i pewnie by ci się to udało, gdyby rodzice nie siedzieli obok.
    Szkoda mi Emily. Przez całe życie nie zaznała szczęścia. Nawet kiedy poznała Jamesa, nie dane jej było z nim żyć. Była torturowana, miała okropną rodzinę. Wiesz, teraz sobie pomyślałam, że ty to chyba nie lubisz Emily, czy coś. xd
    Chciałam się zapytać o jedną rzecz. Czy ludzie dowiedzieli się o tym, co w Kapitolu zrobili Emily? O jadzie os gończych? O tym, że walczyła, wiedząc, że umrze?
    Mam nadzieję, że nie skończysz pisać.
    Dziękuję za to, że mogłam czytać tak wyjatkową historię.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, trochę dałam jej popalić. Ale nie żałuję. Nie do końca zgodzę się z tym, że nigdy nie zaznała szczęścia, po prostu to szczęście było jej cały czas odbierane. Myśląc o niej nie myślę o tym, że byłą torturowana i w końcu zginęła. Myślę o jej miłości do Jamesa, o wygranych walkach, o poświęceniu, o piciu z Haymitchem, wszystkich pięknych chwilach jakie przeżyła.
      Cierpienie uszlachetnia. Ona bez niego byłaby zupełnie inna. Wątpię, że ktokolwiek chciałby o niej wtedy czytać.
      Na początku chciałam napisać końcówkę, która byłaby tylko monologiem Finnicka, bez późniejszej wstawki o tym śnie(jakkolwiek go interpretujesz). Ja chciałam dać nadzieję, że jest w lepszym świecie i wreszcie jest szczęśliwa.

      Tak, ludzie dowiedzieli się o wszystkim, Finnick ujął to wszystko w książce.
      Też nie chcę kończyć pisać, ale bez pomysłu nie ma sensu zawracać sobie głowy.
      Nie ma za co i dziękuję za to, że byłaś <3

      Usuń
  6. Czytając epilog Twojego opowiadania, czułam się tak samo jak czytając ostatnie strony Kosogłosa. Czułam okropny smutek, że to nie może trwać wiecznie. A teraz czuję dokładnie to samo, co czułam, zamykając Kosogłosa. "Co mam teraz zrobić ze swoim życiem?".
    Kiedy zaczynałam czytać Twojego bloga, byłam wyjątkowo podekscytowana jak na "zwykłego" bloga igrzyskowego. Jakoś tak do serca przypadła mi Emily, jej siła i wszystko inne. Właściwie to muszę Ci podziękować, ponieważ byłaś jedną z tych osób, które popchnęły mnie do pisania. Tak więc, dziękuję Ci ślicznie i kłaniam się do stópek.
    A co do samego epilogu to... Śmierć Emily była właściwie dobrym posunięciem, żałuję, ale dzięki temu opowiadanie jest po prostu inne i... tak wspaniałe. Śmierć Jamesa mnie bardzo zaskoczyła, ale też mnie w pewnym sensie cieszy. Zasługiwał na to, żeby być z Emily, prawda? Perspektywa Finnicka też była cudownym posunięciem.
    Gratuluję, że udało Ci dokończyć tę historię (mi się to nigdy nie udawało XD), przepraszam, że czasem miałam wątpliwości czy to zrobisz i dziękuję za niezapomniane opowiadanie.
    Mam nadzieję, że nie przestaniesz pisać, będziemy tęsknić :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, też mam takie uczucie w tej chwili. Nikt nie ponagla mnie do napisania kolejnego rozdziału, nie mam tej myśli nad głową, że muszę się za niego zabrać, chociaż totalnie nie mam weny. I z jednej strony jest tak lekko, a z drugiej... Tak bardzo przygnębiająco.
      Cieszę się, że przekonałam Cię do pisania. Z pewnością, jest to jedna z najważniejszych rzeczy, którą osiągnęłam przez pisanie tego bloga. Dzięki temu czuję, że to nie było bez sensu. Sama też piszesz na blogu, czy sama dla siebie?

      Co do śmierci, wiem. Musiałam ją zabić, choć bardzo mnie to bolało. Ale inaczej czułabym taki niedosyt, jak po epilogu Kosogłosa. To po prostu musiało się tak skończyć, a ta myśl dojrzewała we mnie wraz z pisaniem bloga. Na początku tylko miała umierać przez chwilę, a potem... To stało się głównym motywem. I nawet się z tego cieszę.
      Tak. Miałam dwie opcje. Wszyscy przeżyją, albo wszyscy oprócz Em i Jamesa. Nigdy nie pomyślałam o tym, że on mógłby przeżyć i żyć bez niej.
      Może jeszcze coś napiszę, ale na razie muszę ochłonąć.
      Również dziękuję za wszystko <3

      Usuń
  7. Wiesz, że masz wrócić, prawda? Nie wybaczę sobie jak nie przeczytam czegoś nowego co rozpoczniesz pisać od samego początku.
    Ile ja już u Ciebie jestem? Bo pamiętam tę niedzielę jak nadrabiałam prawie całą pierwszą część, bez obiadu, z bólem oczu, ale aż do nowego posta. I już wtedy płakałam nad perfekcją. A przecież napisałaś jeszcze dwie następne części.
    Boże, wybacz, że nie skomentowałam poprzedniego, tak ważnego rozdziału. Cierpiałam na brak czasu. Ale go przeczytałam. I do końca miałam nadzieję, że i Finnick i Emily przeżyją. Ale ten epilog i tak jest cudowny.
    Dziwnie to zabrzmi, ale dziękuję, że zabiłaś Jamesa. Nie dałabym rady gdyby musiał żyć bez ukochanej Emily.
    Dziękuję Ci za nazwanie córki Finnicka tym imieniem. To po prostu piękne.
    Dziękuję, że napisałaś epilog z perspektywy Finnicka. I że pomimo iż był smutny to był taki... w stylu Emily. Wieesz, ten sen był śliczny ;)
    Dziękuję za całokształt. Twoje opowiadanie (odkąd zaczęłam je czytać) było jednym z moich faworytów. Zawsze czekałam na nowy rozdział, nigdy mnie nie zawiodłaś, każdy kolejny był lepszy i lepszy.
    Kurczę, smutny ten komentarz, prawda?
    Nie wiem co mam jeszcze napisać.
    Chciałabym życzyć weny i napisać do następnego.
    No ale to koniec.
    Wróć, błagam! Może tym razem z czymś innym, albo z historią malutkiej Emily ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może kiedyś wrócę, ale na razie jestem daleka od tego. Muszę ochłonąć po tym blogu, lekko zapomnieć o Em, choć oczywiście nigdy nie zrobię tego do końca, bo jest zbyt ważną częścią mnie.
      Tak, jesteś już u mnie długo :) Podziwiam twoje poświęcenie w czytaniu mojego bloga i bardzo mnie cieszy, że potrafiłam napisać coś wciągającego.
      Nie ma sprawy, ja też nie mam zbyt dużo czasu. Tak długo czekałam z odpowiedzią na te komentarze... Choć może to dlatego, że to pewnie ostatnie co napiszę na tym blogu. Odkładałam to najdłużej jak mogłam :/
      James musiał umrzeć. Albo oboje umrą, albo oboje przeżyją, tak sobie postanowiłam. Nie mógłby żyć bez niej.

      Zmieniłam syna Finnicka w córkę, wiem. Ale musiałam to zrobić. Emily Odair. Bardzo ładnie brzmi *.*

      Sen jest najlepszą, wg mnie, częścią tego rozdziału. Dzięki temu nie wylałam wiadra łez. Daje nadzieję i pozwala myśleć, że ona nadal w jakiś sposób istnieje.

      Może wrócę, ale jeszcze nie wiem. Historia malutkiej Emily raczej nie, bo szybko zmieniłaby się w Saws, a tego nie chcemy. Prędzej napisałabym coś z perspektywy Jamesa przed poznaniem Em, ale wątpię, że się na to zdecyduje. Mam różne pomysły.
      Dziękuję za wszystko <3

      Usuń
  8. WIĘC TAK. Byłam wściekła, bo zeżarło mi dwa cholernie długie komentarze, ale postaram się to nadrobić. Serio, postaram się.
    I zacznę od tego, że złamałaś mi serce. Kompletnie. Wyrwałaś mi je z piersi, włożyłaś do cienkiego azotu i zrzuciłaś z Mount Rashmore aż rozbiło się w miliardy kawałeczków. Masakra. Umierałam czytając to. Naprawdę.

    Spodziewałam się wszystkiego. Ale zdecydowanie nie spodziewałam się tego. A już na pewno nie spodziewałam się tutaj epilogu z punktu widzenia Finnicka. Tego samego, który zabił ukochanego Emily. Tego Finnicka, który potem stał się jej najlepszym przyjacielem. Tego, który przeżył dzięki niej. Boże, Ems, to był genialny ruch.
    I ten epilog, pomimo tego, że nienawidzę epilogów, podbił moje serce.
    On jest smutny, to prawda; cała śmierć Jamesa, pogrzeb Emily, przemowy (szczególnie Haymitcha, o Boże, nie wiem, dlaczego, ale to mnie wzruszyło okrutnie)... to wszystko jakoś tak pięknie złożyło się w całość. I sprawiało, że uśmiechałam się przez łzy w ostatnich momentach.
    CHABRY. POWAŻNIE. Słuchaj mnie tu, sama miałam w planach coś takiego zrobić, jasne?! Przed domem Lilybird miały rosnąć chabry! Boże, i to wspomnienie o osach gończych... i moja piosenka... no, Ems, brawo. Zniszczyłaś mnie i dobiłaś psychicznie. Jak ja mam się teraz pozbierać, co?

    Jak ja mam teraz normalnie żyć, pytam...

    "Mimo, że nie znali się długo, potrafili w krótkim czasie pokochać się i razem umrzeć, chociaż dzieliło ich wiele kilometrów." To zdanie było takie dziwnie piękne w swojej tragedii; niby smuci, ale cieszy. Nie wiem, czy mogę to tak ująć, ale mam nadzieję, że zrozumiesz. Dobrze to zakończyłaś. Tak powinno być.
    Wszystko jest takie, jakie powinno być. Idealne. Smutne, ale piękne. Boże, takie właśnie powinno być, tak sobie to wyobrażałam. I chwała ci za to.

    Zausie, znowu płaczę. Czwarty raz. Przez ciebie. I przez naszą kochaną Emily, która tak wiele zmieniła w moim życiu. Naprawdę, czytając ten epilog czułam się tak, jakbym była z tobą od początku tego bloga. Dokonałaś czegoś niesamowitego. I nie da się tego opisać słowami.
    To opowiadanie było niesamowite; cała ta historia... po prostu będę za tym tęsknić, naprawdę.

    Cóż, lecę w takim razie skomentować pożegnanie.
    I to pewnie tam zobaczysz mnie na tym blogu po raz ostatni.
    xoxo, Loks.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, ale wiedziałam, że wielu ludzi zranię tą końcówką. Mimo to musiałam to zrobić i chyba wszyscy w jednym są zgodni - nie mogło się to skończyć Happy Endem. Byłby to najgorszy koniec wśród najgorszych końców blogów w blogosferze. Byłby taki... niezakończony.

      Na początku myślałam, żeby dać jakąś notatkę z gazety z jego punktu widzenia, ale potem zdecydowałam się napisać cały rozdział. Głównie z tego powodu, że narrator trzecioosobowy jakoś mi nie pasował, a poza tym... Nigdy Emily nie pisała sama o sobie, nie z punktu widzenia kogoś innego. Chciałam pokazać jaka była za życia szczególnie przed pryzmat urody i "tego czegoś" co miała w sobie, a o czym sama nie myślała. I chyba udało mi się.

      Chabry. To była jedyna rzecz z twojego opowiadania, jaką mogłam tu wrzucić. Niestety, ty tak ładnie wplatasz Em do swojego opowiadania, a ja nie mogę zrobić niczego :/ To takie podziękowanie dla Ciebie za wszystko i przepraszam, jeśli w pewnym sensie zabrałam ci pomysł, ale widzisz. Myślimy bardzo podobnie ;)
      Jako ciekawostkę dodam, że w razie Happy Endu lekarstwo z chabrów miało ją uratować. I że Haymitch miał pomóc je wynaleźć. Ale to by było tak naciągane, że sama bym tego nei zniosła :/

      To zdanie o miłości było ostatnim zdaniem jakie dodałam do tego prologu, kiedy czytałam go setny raz. Czułam, że jego tu brakowało. Krótkiego podsumowania tej całej tragedii, która właściwie jest nie do końca smutna.

      Dziękuję bardzo za to, że byłaś. I że twoje opowiadanie dawało mi tyle weny, możliwe, że tylko dzięki niemu dokończyłam tę historię. Zawsze czekałam na twoje komentarze.
      Szkoda, że to się skończyło.
      Ale w sumie było bardzo fajnie :)

      Dziękuję <3

      Usuń
  9. Cudowne zakończenie, smutne, ale piękne <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Płaczę... Emily doprowadziłaś mnie do płaczu. To zakończenie było naprawdę piękne ♥ I mimo tego że byłam pewna tego, że uśmiercisz Saws jestem wstrząśnięta... Te przemowy, szczególnie Finnick'a(ale Haymitch( jak to Haymitch) też pięknie wszystko powiedział.) były tak smutne...Nie mogę uwierzyć ze to już koniec.. Historia którą tu opisałaś była niesamowita..Dziękuję Ci za nią. Dziękuję Ci za piękne opisy. Dziękuję Ci za wszystkie słowa które tu napisałaś. Ja lecę się pozbierać i życzę ci wszystkiego dobrego. Mam też nadzieję, że za niedługi czas znów przeczytam jakieś twoje nowe dzieło...
    Choise

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba wszyscy stawiali na to, że ją uśmiercę. Tylko ja nie byłam do końca przekonana. Nie chciałam jej zabijać, ale po prostu w pewnym momencie stwierdziłam, że nie może być inaczej, że tak to musi się skończyć i muszę jakoś sobie z tym poradzić. Dlatego dodałam sen. Dzięki niemu jakoś to przetrwałam.
      Nie ma za co, to ja dziękuję, bo bez czytelników nie byłoby sensu zaczynać. Pisałam to dla Was. Doceniliście i za to Wam dziękuję :D
      Nie obiecuję, że coś napiszę. A na pewno nie szybko. Ale może... kto wie?
      Pozdrawiam ♥

      Usuń
  11. Myślę,że ostatni komentarz powinien być tym najlepszym, dlatego postaram się nie pisać tym razem zbyt chaotycznie.Epilog...podobał mi się, naprawdę mi się podobał.Był taki jaki powinien być każdy epilog.Bez zbędnej akcji, po prostu ostatni rozdział, pożegnanie z bohaterami opowiadania i czytelnikami. Bardzo się cieszę, że postanowiłaś skorzystać z mojej rady i napisać również o dziecku Finnicka, nie spodziewałam się że zrobisz z jego syna córkę, ale to dobrze! Fakt, że nazwali ją Emily jest dopełnieniem całości.Jakby to dziecko było żywą pamiątką po Emily. Zabiłaś Jamesa...Ti dziwne ale jakoś po nim nie rozpaczam.Zawsze go lubiłam, ale moim zdaniem śmierć była dla niego lepszą alternatywą niż życie bez Emily. Cieszę się że po twoim epilogu nie czuję żadnego niedosytu, takiego jakiego czułam po przeczytaniu epilogu kosogłosa.Tam wszystko się spieprzyło.Gale został opisany tak jakby
    już w ogóle nie interesowała go Katniss, dwunasty dystrykt był jakiś ponury i bezbarwny
    bez Haymitcha i innych.U ciebie jest o wiele wiele lepiej.Po przeczytaniu kosogłosa byłam smutna, zła i rozdrażniona(to niby dobrze jeśli książka wywołuje emocje, ale tamte były dla mnie zbyt negatywne) ty z kolei napisałaś coś co można by nazwać epilogiem-sprzątaczem.Uporządkowałaś wszystkie sprawy, dokończyłaś wszystkie wątki i wyczyściłaś serce czytelnika, tak żeby był gotowy na związanie się z nowymi bohaterami jednocześnie pamiętając o starych. ( tak wiem :) dziwaczne porównanie)
    To by było chyba na tyle jeśli chodzi o część techniczną.
    Trochę ciężko piszę mi się ten komentarz bo wiem, że z każdym słowem zbliżam się do naciśnięcia przycisku " opublikuj", potem będzie już tylko czekanie na odpowiedź i...koniec. Nie mówię, że ten blog był czymś wokół czego kręciło się moje życie, jednak zawsze był jakąś małą cząstką mojego życia i smutno będzie mi się z nią rozstać. Blogi są fajne dlatego, że można poczuć pewien rodzaj więzi z piszącym.Kiedy piszę ten komentarz wyobrażam sobie, że gdzieś tam siedzi sobie dziewczyna i właśnie czyta mój komentarz.Podczas czytania książek nie ma takich odczuć, autorzy wydają mi się jakimiś odległymi bytami z którymi tak naprawdę nie ma kontaktu.Dlatego bardzo trudno będzie mi się rozstać z twoim blogiem.No ale cóż, w życiu trzeba iść naprzód!
    Dziękuje ci za wszystkie chwile które spędziłam razem z Emily,
    Gall Anonim

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postanowiłam trochę zmienić kanon, skoro już oszczędziłam Prim i Finnicka, niewiele zmieniło zamienienie syna w córkę.
      Postanowiłam zabić Emily i Jamesa, bo nie mogłabym myśleć o tym, że mógłby żyć bez niej. Nie było opcji "jedno umiera, jedno żyje dalej". Razem umierają, albo razem przeżyją.
      Chyba nikogo nie zdziwiło, że jednak zdecydowałam się zakończyć to w taki sposób. To było trudne, zawsze myślałam o Happy Endzie. Ale gdybym go zrobiła, zawsze czułabym niedosyt i miałabym poczucie, że źle zrobiłam. Bo to po prostu musiało się tak skończyć. Historie rządzą się swoimi prawami, czasem, choć może dziwnie zabrzmi, same wybierają własne zakończenie. A ta właśnie wybrała to.

      Koniec Kosogłosa też mi się nie podobał. Był taki, jaki nie chciałabym, żeby był mój. Wszystko zostało otwarte, więc w zasadzie nic nie było wiadomo. A tutaj dostaliście całe życie Emily. Od początku do końca.

      Tak, ostatnie komentarze... Nic fajnego. Dlatego tak długo zwlekałam z napisaniem odpowiedzi. Trudno tak po prostu to skończyć i... odejść. Sama myśl o tym jest rozbrajająca.

      I tak, rzeczywiście z tej strony siedzi dziewczyna i rzeczywiście czyta ten komentarz :) To jest niesamowite w blogach, ta więź z czytelnikami... Dzięki temu chce się pisać :)

      Dziękuję Ci za wszystko, za komentarze, za rady. Za czas, który spędzałam na oczekiwaniu na twój komentarz.
      Dziękuję ♥

      Usuń
  12. Nie cierpię płakać, ale niestety jestem zbyt wrażliwa w tego typu sprawach :( Żałuję, że przy ostatniej notce powiedziałam, że wydaje mi się sensowne, jeśli Emily by umarła. Chciałabym, żeby jednak przeżyła. Trochę mi się nie podoba zmienienie tego iż Finnick i Prim przeżyli, bo myślałam, że to będzie stworzone na podstawie książki, no ale cóż... Teraz jeszcze jedno pytanie: zamierzasz coś pisać? Masz wielki talent i chciałabym móc znów zagłębić się w Twoje pomysły na kolejne blogi. Szkoda, że opowieść o Em już dobiegła końca, będę za nią tęsknić ;(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez cały czas, kiedy to pisałam bloga, starałam się nie zmieniać kanonu, ale tylko dopisywać Emily do tej historii, bo moim zdaniem, jeśli zmienia się kanon i wkłada własnych bohaterów, to trzeba zrobić to cholernie dobrze, żeby się udało. Nie wiem czy zakończyłam to w taki sposób, ale musiałam oszczędzić Finnicka i Prim. Za to oddałam moją dwójkę bohaterów i wcale nie żałuję.
      To zrozumiałe, że nie wszystkim to się podoba i wiedziałam to, zanim opublikowałam epilog. No ale cóż, zawsze można wyobrażać sobie, że stało się inaczej ;)
      To czy coś napiszę zależy od weny i pomysłu. Na razie nie mam ani jednego ani drugiego. Może jak nabiorę dystansu do tej historii. Ale teraz nie.
      Też będę za nią tęsknić.
      I za blogiem.
      Dziękuję za wszystko ♥

      Usuń

  13. nie będę pisała jak mi cholernie przykro z tego powodu, bo to chyba oczywiste. jednak - wszystko ma swój początek i koniec. to Twój wybór, więc jeśli podjęłaś taką decyzję, to mi pozostaje ją zaakceptować. a wiesz dlaczego? dlatego, że Cię tak bardzo kocham <3 kocham Cię za to, co tu stworzyłaś, za te wszystkie emocje, które towarzyszyły mi podczas czytania Twoich rozdziałów, te wszystkie łzy (zarówno smutku jak i szczęścia). bo na tym właśnie polega piękno tego wszystkiego. żeby umieć wpłynąć na uczucia i emocje czytelnika, żeby dotrzeć do jego serca. a Ty właśnie tak robiłaś. robiłaś to w każdym rozdziale. wchodziłaś do mojego serca i robiłaś z moimi emocjami to co chciałaś. i za to Ci dziękuję. a teraz siedzę i płaczę jak głupia, płaczę, bo skończyło się coś pięknego, coś genialnego. wiem, ze będę tu wracała zawsze, gdy będzie mi źle, zawsze, gdy zwątpię. a gdy już to zrobię, moje życie nabierze kolorów. to właśnie robiłaś, jesteś i zawsze będziesz jedną z osób, które zainspirowały mnie do pisania własnego opowiadania. Ty, Loks i Fejf. dzięki Wam uwierzyłam, ze to ma sens.

    i najpiękniejsze jest to, że mimo tych wszystkich zawirowań wszystko skończyło się dobrze. zaczęo się znacznie wcześniej, a zakończyło zapewne znacznie później niż możemy sobie wyobrazić.
    może i nie walnę ci super długiego komentarza, ale w tym zawarłam wszystko, co chciałam ci przekazać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, taką decyzję podjęłam i jestem z niej zadowolona. Czuję się spełniona i szczęśliwa, bo to wszystko miało sens. Teraz to widzę. Teraz, kiedy wszyscy piszą mi ile to dla nich znaczyło. Bo dla mnie też znaczyło bardzo dużo i cieszę się, że pokochaliście Emily tak jak ja kochałam ją, kiedy była tylko w mojej głowie.

      Czyli dotarłam też do Ciebie? Nie potrafię opisać jakie to piękne i... nietypowe uczucie. Czuję z Wami więź, ze wszystkimi, którzy to czytali. Jakbyśmy byli grupą uświadomionych osób, które widzą więcej... Wiem, że to głupie, ale czasami lubię o tym myśleć w inny sposób, bardziej... Hmm, patetyczny?

      Cieszę się, że zaczęłaś pisać :> Piszesz bloga, czy raczej do szuflady? Jeśli oczywiście przeczytasz tą odpowiedź :)

      Dziękuję za ten piękny komentarz i za wszystko ♥

      Usuń
  14. *klekam* oddaje hołd Emily i tobie
    *rycze* jezu to już koniec?!. :( nic wiecej nie umiem napisać *łza spływa na ekran*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to już koniec. Wszystko się kiedyś kończy. Nie płacz, nie ma po co.
      Dziękuję i Tobie ♥

      Usuń
  15. Dziękuję za wszystko. Piękne zakończenie

    OdpowiedzUsuń
  16. Mia Halley, to co napisałaś brzmi jakbyś stała pod krzyżem Jezusa i mówiła.
    -Oddaje hołd Emily i tobie.
    A kiedy Jezus Chrystus umiera
    -Jezu, to już koniec?
    Bez przesady. Każdy blog ma swój początek i koniec.Trzeba się z tym pogodzić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racja. Ale każdy ma prawo wyrażać swoje emocje jak chce, naprawdę nie wyobrażam sobie, że ktoś naprawdę przede mną klęka, bo przecież nie jestem tego godna ;)

      Usuń
  17. Rany jak strasznie chciało mi się płakać jak czytałam ten rozdział, ale nie mogłam, bo siedziałam na angielskim!
    To już koniec i to taki definitywny. Jest mi smutno, ale nie z powodu tego że Emily zginęła, ani dlatego że ta historia się skończyła, ale dlatego że się do niej przywiązałam. Ta atmosfera oczekiwania, pełna napięcia akcja, humorystyczne komentarze itd. Strasznie mi będzie tego brakować.
    Propo fabuły to nie mogłaś zakończyć tego opowiadania lepiej. Colins na sam koniec mnie rozbroiła emocjonalnie i to mi się średnio podobało (czułam się jak chodzący trup), ale u ciebie jest zupełnie inaczej. Mimo że jest mi smutno to czuje się tak jakaś lekka. Piękna historia i piękne zakończenie. Wszystkie wątki zakończone. Naprawiłaś wszystko co ja zmieniła bym w zakończeniu kosogłosa: uratowałaś Prim i tamte dzieci z barykady, no i pozwoliłaś przeżyć Finnickowi chociaż nie o samą postać mi chodziło tylko raczej o to jego dziecko które w książce osierocił (a swoją drogą to takie słodkie że nazwałaś te małą Emily).
    Sama śmieć Emily była taka... nie piękna, znacząca, a to że James poszedł w ślad za nią jest jeszcze lepsze.
    Ostatnio nie mam ani chwili wolnego czasu (no może poza kilkoma lekcjami) nie wiem w co ręce włożyć a mimo to coś mnie ciągnęło do komputer żeby jeszcze raz przeczytać twoje opowiadanie. "Książki są jak więzienie bez krat" się pamiętam kto to napisał ale dopiero teraz uświadomiłam sobie że miał w 100% racje. Dopóki nie skończyłaś tej historii czułam że cały czas coś mnie ty trzyma.
    Możesz a nawet powinnaś być się z niego cholernie dumna! Śmiem twierdzić że nawet sama Colons gdyby przeczytała twój blog, była by zazdrosna.
    Dziękuje, za wszystko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba ta utracona atmosfera oczekiwania to to, co jest w tym wszystkim najgorsze. Tego będzie mi najbardziej brakować. Albo raczej... już mi brakuje.
      Wszystkim średnio podobało się zakończenie Kosogłosa. To to, czego ja chciałam uniknąć pisząc moje zakończenie. Happy End sprawiłby, że wszystko byłoby takie... niezakończone. A ja pokazałam wam historię Em od początku do końca. Nic już się tu nie da dopisać. Definitywny koniec.

      Chyba tą lekkość dodał ten "sen", którego użyłam, zeby mi samej nie było tak strasznie smutno. A było, bo nie chciałam jej zabijać. Kochałam ją. To moja najlepsza postać. Sen dał tylko nadzieję, że ona nadal istnieje. I to w jakimś lepszym świecie.
      Finnick i Prim. Tak, musiałam ich oszczędzić. Dałam za to moje własne dwie postacie. James i Emily wykupili ich życia. Własnymi.

      Cieszę się, że chcesz wracać do tego opowiadania. To dowód na to, że jednak mi się coś udało. To daje mi tę siłę i radość, mimo, że wszystko się skończyło. Jestem spełniona jako autorka :)
      Z tą Collins to przesada, ale i tak bardzo dziękuję.

      Usuń






  18. Naprawdę nie wiem, jak mam to skomentować. Ta historia zrobiła na mnie gigantyczne wrażenie, takie samo jak u Collins.
    Trafiłam tu przypadkiem, szukając czegoś do czytania. Niestety, nie znalazłam czegoś. Znalazłam Powieść przez wielkie P. autorki nieznanej przez świat, Czarodziejki. Czarodziejki potrafiącej wyczarowywać historię, a jak ją czytasz, masz wraźenie, że tam jesteś. Łał. Po prostu wow.
    Nie wiem, czy zostawiłam wcześniej jakiś komentarz, ale wiem, że milion razy się do tego zabierałam i ciągle mi nie wychodziło.
    Czytając epilog łzy mi stały w oczach. Przepiękna końcówka. Cudowny pomysł z chabrami.
    Cała jej historia jest obiektywnie bardzo nieszczęśliwa. Początek. I koniec. Całe życie miała pod górkę. Czytając to naprawdę myślałam, że jednak zawsze może być gorzej.
    Niektórzy mówią, że książki, gdzie główny bohater umiera są słabsze. Ty pokazałaś, że czasami śmierć jest nieunikniona. I naprawdę mi się to podoba. Myślę, że będziesz doskonałą pisarką. Nawet, jeśli nie chcesz.
    Nie byłam od początku, ale naprawdę chciałabym. Choć miłe było to, że następne rozdziały były i nie musiałam na nie czekać.
    Chciałabym też, byś napisała coś więcej.
    Cieszę się, że oszczędziłaś Finnicka i Prim.

    Obiektywnie rzecz biorąc, jestem fanką twojego pisania.

    Rolga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za wszystkie miłe słowa :)
      Czarodziejka? Tego jeszcze nie słyszałam. I muszę się z tym niezgodzić. Po prostu, pisząc tę historię, robiłam to, co lubię. I chyba, z uwagi na wasze komentarze, mogę uznać, że dzięki temu zrobiłam to dobrze. Bo jak się coś lubi, to inni to widzą ;)

      Tak, zawsze może być gorzej, a śmierć jest nieunikniona. Ale mam nadzieję, że zakończenie jest nie do końca smutne. Przynajmniej ja je tak odbieram.

      Może jeszcze coś napiszę. Ale na razie nie ma opcji. Żadnego pomysłu, zero czasu... Chociaż czegoś mi rzeczywiście brakuje.
      Ale nic nie wiadomo ;)

      Dziękuję bardzo jeszcze raz i pozdrawiam <3

      Usuń
  19. Witam, Emily :) Mam przyjemność poinformować Ciebie (z opóźnieniem, ale nie miałam nawet kiedy wstawić tego komentarza), że nominowałyśmy Ciebie do LBA: http://somebody-is-perfect.blogspot.com/2015/02/liebster-blog-award.html
    Całuski,
    Carmel, Ann i Piper

    OdpowiedzUsuń
  20. Od zawsze czytałam tego bloga. Naprawdę. Czy to jako Anonim czy Halcyon. Dziękowałaś mi, ale to ja chcę podziękować tobie. Bo twoje opowiadanie umożliwiło mi przeżycie historii Igrzysk na nowo. Niesamowita historia. Dojrzała i Przemyślana. Dziękuję Ci za wszystkie łzy, które przy tym opowiadaniu wylałam i za uśmiechy, które towarzyszyły mi w tych radosniejszych momentach historii. Nie widzę sensu w ropisywaniu się, no to, że i ty i twoje opowiadanie to coś niezwykłego... To już wiesz od dawna i ja sama ci to niejednokrotnie pisałam. Emily Saws jako postać narzucila mi nowe cechy do mojej własnej wizji ideału człowieka. Nie była idealną Mary-Sue, ale kimś realistycznym, zniszczonym przez życie. Boże, jak ja ją będę miło wspominać.
    Życzę Ci wspaniałej przyszłości i napisz, jeśli coś będziesz kiedyś jeszcze pisać. Myślę, że chętnie bym to Przeczytała, choćby ze względu na stylistykę a historie zawsze masz dobre.
    Trzymaj się;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  22. Minął prawie rok od premiery epilogu "Skrzydeł Kosogłosa". Wcale o nim nie zapomniałem. Zaglądałem raz na jakiś czas, aby sprawdzić, czy nic się zmieniło. I nie zmieniało się. Ostatni rozdział kończący piękną historię. A ja byłem zbyt słaby (?), by przy nim usiąść i sobie też pozwolić skończyć. Tak jak ty to zrobiłaś. Bałem się nieuniknonego końca. Tak jak końca filmu, końca wakacji, czy rozstania. Bo gdybym przeczytał epilog już rok temu, to Emily stałaby się tylko mglistym wspomnieniem po nieprzespanych wieczorach.
    Impulsem, który skłonił mnie ostatecznie do odczytania Twoich ostatnich słów była premiera drugiej części "Kosogłosa". Stwierdziłem, że jest to odpowiednia pora na zamknięcie pewnego rozdziału. Zamknąłem więc, zarówno historię Emily jak i samej Katniss równocześnie.
    Przepraszam zatem, że byłem niewidoczny, niewidzialny. Za to, że podziękowałaś mi w epilogu, a ja dopiero teraz przychodzę się odwdzięczyć. Proszę więc o wybaczenie.
    [do postaci] Emily, droga Emily... Jesteś dla mnie osobowością wykreowaną idealnie. Nie brakowało Ci wad, ani zalet. Jesteś przykładem Męczennicy, postacią, o której można mówić, pisać, którą można polecać innym. Stałaś się bardziej realistyczna i bliska niż Katniss. Dzięki Tobie opowieść o Panem stała się pełna. Nareszcie. Pokazałaś mi przeszłość Katniss, uratowałaś Finnicka, dałaś tej książce powiew romantyzmu, odprężenia i dreszczu zarazem.
    [do autorki] Dziękuję. Nakarmiłaś moje żądze, dotyczące HG. Twoja opowieść stała się dla mnie historią, do której zawsze będę z chęcią wracać. Gdy oglądałem w kinie drugą część "Kosogłosa" zdałem sobie sprawę, jak bardzo jest ona wybrakowana bez Twoich melizmatów. Bez Em. Dziękuję, że swoją pasją przerosłaś oryginał i stałaś się mi o wiele bliższą niż Collins i jej Trylogia. Od pierwszego rozdziału z zapartym tchem śledziłem Twoje poczynania i do tej pory pamiętam moje podniecenie na wieść o chęci kontynuowania przez Ciebie historii po pierwszej części. Pamiętam moje łzy, które roniłem nad śmiercią kolejnych postaci. Pamiętam zdenerwowanie, gdy napisałaś, że Wiress była z Piątki (po prostu darzyłem ją ogromną sympatią, wybacz). Pamiętam ciepło na sercu, gdy wszystko kończyło się dobrze. Pamiętam też tę radość, gdy odpisywałaś na moje komentarze i gdy na moje własne życzenie opisałaś Igrzyska Lory i Erica. Ale mam też chęć uśmiercenia Cię. Za to, że skończyłaś! Ostatnią kropką zostawiłaś mnie samego... Koniec, którego za wszelką cenę starałem się uniknąć, nadszedł. Dopadł mnie w domowym zaciszu przed ekranem laptopa i rozwalił mnie na kawałki. Wiedz, że jesteś dla mnie wzorem współczesnej pisarki, autorki i osoby bliższej niż te, które znam osobiście.
    Pisząc to, naprawdę jest mi niezmiernie smutno. A na wspomnienie wszystkich wspólnie z Tobą spędzonych wieczorów w oczach kręcą mi się łzy.

    DZIĘKUJĘ, ŻE BYŁAŚ I JUŻ ZAWSZE BĘDZIESZ

    DO ZOBACZENIA

    zawsze wierny
    zawsze kochający

    Kuburdek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, czasem jeszcze wchodzę na tego bloga. Nawet nie wiesz, jak mi jest cholernie smutno, że go skończyłam. Pisanie jest jedyną rzeczą, która tak bardzo mnie cieszy , mam wrażenie, że wiążąc moje życie z przedmiotami technicznymi zamknęłam przed sobą pewną drogę, i że ogólnie pod tym względem tylko się cofam :P
      Emily również dla mnie jest pięknym wspomnieniem, mam ogromną satysfakcję z tego, że doprowadziłam jej historię do końca (mimo, że sama w to nie wierzyłam), i że zdołałam ją uśmiercić. Nie miała umrzeć, tak jak początkowo pisałam, ale jej autorka jest egoistką, która lubi klasykę, rzewne momenty i wykreowane, uszlachetniające cierpienie. No, ale o tym już pisałam.

      Co do Ciebie, serio... Myślałam, że nie wrócisz, że mnie opuściłeś. I naprawdę było mi smutno. Nie wiesz nawet jak się ucieszyłam, kiedy przeczytałam ten komentarz. I pewnie przeczytam go jeszcze kilka razy. Zawsze czytam. A to dlatego, że tęsknię :< Muszę tworzyć, od śmierci Emily czuję w sercu taką ogromną pustkę...
      Dziękuję za wszystkie Twoje komentarze pisane od zawsze, nadal sprawiają mi wielką radość.
      I za Ciebie.
      Spóźnionego, ale wiernego.
      Również kochająca -
      Emily :)

      Usuń