piątek, 14 września 2012

Rozdział XI

Już nawet nie liczyłam, który raz upadłam na ziemię. Nie potrafiłam chodzić w butach na obcasach i nikt ani nic nie mogło mnie tego nauczyć. Lora nie miała już siły. Erick nie zmienił swojego nastawienia do mnie, więc podzieliliśmy się według płci. To była moja ostatnia szansa na poprawienie swojego wizerunku, ale nie potrafiłam z niej dobrze skorzystać. 
- Czy ona naprawdę musi chodzić w obcasach? - Zapytała Lora Presscott'a, nie ukrywając nadziei.
On jednak nie pozostawiał najmniejszych złudzeń.
- Ona nie będzie CHODZIĆ - powiedział gestykulując, jakby mówił do pięciolatki. - Ona będzie sunąć! Jej suknia będzie ostoją, będzie ją podtrzymywać - aż dziw, że wcześniej nie zauważyłam jego akcentu. 
- No dobrze - powiedziała cicho moja mentorka. - Ale ja umywam ręce.
Nie zdziwiłam się, kiedy w końcu się poddała. Ja też na jej miejscu nie miałabym cierpliwości do swojej osoby. Kiedy zatrzasnęły się drzwi popatrzyłam na Presscotta'a, mając nadzieję na szczerą rozmowę, a tym samym jakieś wyjaśnienia co do mojej taktyki. 
- Po co to wszystko? - Zapytałam normalnym tonem głosu. - Ta cała pogarda i w ogóle... - Nie wiedziałam jak ubrać to w słowa.
- Dowiesz się w swoim czasie - uśmiechnął się tajemniczo i obrócił się, kierując kroki w stronę wieszaka.
- A może wolałabym wiedzieć te... - Nie skończyłam. Pokazał mi kreację. 
Była piękna. W zasadzie z góry dosyć odkryta, ale nie przeszkadzało mi to. Bez pleców i ramiączek, z długim dołem, ciągnącym się do ziemi. Srebrna. Połyskująca w świetle. Doskonała przez swoją prostotę. 
Nie powiedziałam już ani słowa. Po prostu ją założyłam. Dodawała mi takiego czegoś, czego nie potrafił wydobyć żaden inny strój. Coś... smutnego.
- Piękna - powiedziałam tylko, nie mogąc zdobyć się na cokolwiek innego. 
Nie odpowiedział szybko. Na początku tylko wpatrywał się w moje odbicie w lustrze, jakby coś analizował.
- Pamiętaj o taktyce. Zachowują się tak jak wcześniej, ok?
Popatrzyłam na niego i postanowiłam nie zadawać więcej pytań.
- Ok.
***
Było tak jak w telewizji. Ten sam wystrój, ta sama sala i oczywiście ten sam Ceasar, tym razem we wściekle różowych włosach. To właśnie ten człowiek siedział mi w głowie przez ostatnie dni. To jego głos słyszałam, chociaż wcale go nie było.
Pierwsze części wywiadu zleciały szybko, poznałam kilka imion innych trybutów. Sammy z Dwunastki, czy choćby Louelle z Dziewiątki. Wszystkie wywiady były prowadzone w lekkim tonie, zabawnym i przyjacielskim. Oczywiście tylko ja miałam być inna i szczerze mówiąc nie byłam pewna, czy nie zignorować rad Presscott'a. 
Niewiele wywiadów zapadło mi w pamięć. Może tylko Monique, która była nie tylko ładna, ale i inteligentna. Już ją widziałam, jako jedną z groźniejszych przeciwniczek. Postanowiłam jednak o tym nie myśleć, miałam się odstresować przed tą rozmową. Dużo od niej zależało, mimo, że wyniki już miałam.
- ...Emily Saws! - Nie słyszałam początku. Jakiś pracownik skinął na mnie i dopiero wtedy się domyśliłam, że teraz moja kolej. Zdziwiłam się, że tak szybko.
Publiczność oceniła mój strój gorącymi brawami, ale raczej nie były one większe niż te, które otrzymała reszta zawodników. Zobaczyłam na ekranie zbliżenie uśmiechniętego Pesscott'a, najwyraźniej zadowolonego z efektu. Suknia rzeczywiście mnie podtrzymywała, prawie się nie chwiałam. Usiadłam na fotelu, nadal nie siląc się na uśmiech.
- Witaj Emily - skinęłam głową. - Jesteś dla nas wszystkich zagadką, wiesz? Dwunastka na prezentacji, zgłoszenie podczas dożynek. Może należałoby to wyjaśnić? 
Tego człowieka najwyraźniej nigdy nie opuszczał uśmiech.
- Niektórych rzeczy nie wiem nawet ja sama - powiedziałam niepewnym głosem. Kręcenie było moim jedynym wyjściem, tak samo jak lakoniczne wypowiedzi.
- Widzę, że nie chcesz o tym mówić - powiedział po chwili, kładąc rękę na mojej dłoni. - Ale ja znam prawdę.
Zdziwiłam się. Nie wiedziałam o co mu może chodzić.
- Kilka lat temu na tym fotelu siedział pewien chłopak. Oznajmił, że jest zakochany w jednej dziewczynie - poczułam ucisk w żołądku i łzy napływające do oczu. Nie mogłam płakać... - Powiedz mi. Czy ty jesteś TĄ Emily?
Nie mogłam odpowiedzieć. I to nie z tego powodu, że nie miałam co. Bałam się, że ton mojego głosu będzie cienki i płaczliwy. Wręcz czułam wzrok tych wszystkich ludzi, czekających na odpowiedź. Nie zaszkodziło potrzymać ich trochę w niepewności.
- Tak - mój głos przybrał silną barwę. - Jestem tą Emily.
Na chwilę wszyscy zamilkli, nie bijąc braw, tak jak po każdej wypowiedzi. Chcieli, żebym mówiła dalej.
- Czy to miało coś wspólnego ze zgłoszeniem? - Zapytał, patrząc mi w oczy.
- On był moim powodem. Kiedy zginął, nie mogłam się pozbierać. Uznałam, że... Moje życie jest mniej warte od życia tej dziewczynki, która miała tu być zamiast mnie. 
- Ale chcesz wygrać? - Brzmiało to bardziej jak pytanie.
- Jeśli umrę, to będę zadowolona, że na oczach całego Panem. Jeśli wygram - przerwałam i złapałam oddech. - To zrobię to dla niego.
Dopiero teraz zabrzmiały oklaski. Niektórzy płakali. Nie mogłam tego zrozumieć.
- Czyli, mówiąc prościej - Ceasar puścił do mnie oczko. - Finnick Odair może mieć problem.
Uśmiechnęłam się. Znowu w sarkastyczny sposób, tak, jak dawniej. Jak on doskonale mnie rozumiał...
- Tak - tym razem nie zdejmowałam z twarzy uśmiechu.. - Może.
Ceasar wziął mnie za rękę i podniósł do góry.
- Trybutka z Dystryktu Dziesiątego, Emily Saws!
Staram się uśmiechnąć do wiwatującego tłumu, aż w końcu udało mi się osiągnąć coś na kształt uśmiechu. W końcu zrozumiałam o co chodziło. Miałam być biedną, zakochaną bez pamięci dziewczyną, która straciła miłość swojego życia na Igrzyskach. Uśmiechy nie pasowały. Poza tym, nie bardzo podobała mi się perspektywa pozyskania sponsorów na litość. Mimo to była jedna zasadnicza zaleta tego całego planu - Finnick dowiedział się, za co go nienawidzę.

4 komentarze:

  1. [Wybacz, nie znalazłam spamownika]

    Masz dość czekania na ocenę w ponurych, ciemnych i smutnych korytarzach kolejnych ocenialni? W Gaolu czeka na Ciebie przytulny ciepły kąt, gdzie przy okazji możesz dowiedzieć się, co ludzie sądzą o Twoim blogu! Dodatkowo Gaol zapewni wysokie warunki sanitarne, najlepszej jakości ciasta pani Basi z komisariatowej kawiarenki i przyjemne lektury w postaci wywiadów z personelem. Grzechem byłoby nie skorzystać z mądrej, konstruktywnej krytyki, czyż nie?

    [www.fair-gaol.blogspot.com]

    (Jeżeli w jakikolwiek sposób treść tego komentarza uraziła Cię, bądź nie tolerujesz reklam ocenialni, usuń go)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. o rany :o Szczerze powiedziawszy nie mogłam nigdzie znaleźć tak dobrego fanfiction, jakie tutaj prowadzisz. W żadnym nie było czuć napięcia, takiego jak w prawdziwej książce. A Emily? Takie bohaterki uwielbiam, a nie wyidealizowane, nie cukierkowe, tylko takie...spontaniczne. supersupersupersuper <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Wywiad. Tak bardzo chciałabym zobaczyć reakcję Finnicka. I ALLELUJA I DO PRZODU, udało jej się przyznać, bez zająknięcia, bez płaczu. Dzielna dziewczynka. Zobaczysz, dzisiaj nadrobię całe opowiadanie, ale zawalę całą nockę.

    OdpowiedzUsuń