czwartek, 25 grudnia 2014

Rozdział XIX

Dzisiaj kilka słów na początek - jednak zdecydowałam się napisać jeszcze jeden rozdział, bo tej wojny na końcu według książki jest dość dużo, nie mogłabym się streścić w jednym rozdziale. W końcu dodaję, nie wiem co o tym myśleć, wiem, że dziwne przejścia czasów i mogą być błędy, bo nie mam głowy, żeby to sprawdzać, ale napisałam. Sami oceńcie jak i najważniejsze - Wesołych Świąt!
P.S. Jeszcze zostało mi kilka blogów do nadrobienia, m.in. Astorii i Halcyon,  postaram się je skomentować w najbliższych dniach :)
________________________________________________________
- Kiedyś ludzie bali się ciemności - powiedział cicho Finnick.
     Wszyscy podnieśliśmy głowy. Nasza podróż do Dwunastego Dystryktu, w którym mieściła się główna stacja transportowa Trzynastki, jak dotąd mijała w całkowitej ciszy. Dlatego ucieszyłam się, kiedy ktoś w końcu podjął się rozładowania atmosfery.
- Serio nie znacie tej legendy? - zdziwił się Finnick, patrząc na nasze zdziwione miny. 
     Pokiwaliśmy głowami. Nie przypominałam sobie, żeby w Dziesiątce ktokolwiek, kiedykolwiek opowiadał mi jakąś legendę, czy choćby bajkę. Ale to może przez moją nieudaną rodzinę.
- No dobrze - ciągnął temat. - W Czwartym Dystrykcie to opowieść, którą zna każde dziecko - odchrząknął i zaczął mówić nieco głośniej. - Kiedyś ludzie bali się ciemności. Nie znali ognia, a jedynym źródłem światła jakie mieli, było słońce. Było to problemem, szczególnie w zimie, kiedy dni są krótkie, a mróz doskwiera szczególnie mocno. W każdym razie - pewnego dnia jedna dziewczyna przez przypadek, bawiąc się kamieniami, roznieciła iskry. Od razu pobiegła pokazać innym, co odkryła. Ale ludzie nie docenili ognia. Zaczęli się go bać jeszcze bardziej niż ciemności, nie wiedząc, że tylko to może ich uratować. Ale dziewczyna się nie poddawała. Eksperymentowała ile mogła, by wykrzesać go wystarczająco dużo. Jej ciało szybko pokryło się oparzeniami, ludzie unikali jej, bo tak bardzo bali się dziewczyny i tego, nad czym pracowała. 
     Wszyscy słuchali jak zaczarowani. Ja powoli zaczynałam dostrzegać przekaz.
- Ludzie zatracili się w ciemności tak bardzo, że nie mieli nawet nadziei, że kiedykolwiek uda się ją przezwyciężyć. Nikt nawet nie próbował, a jeśli już ktoś się odważył, zostawał wykreślony ze społeczności. Ale pewnego dnia coś się zmieniło. Ciemność i mróz doskwierały tak mocno, że większość ludzi była na granicy życia, jeśli już nie umarła. I wtedy dziewczyna przedstawiła światu swój wynalazek. Była okryta płomieniami jak... Jak Katniss i Peeta, podczas swoich pierwszych Igrzysk...
     Katniss lekko się uśmiechnęła. Myślała że to o niej. Wszyscy myśleli. I w zasadzie to by się zgadzało. Dziewczyna Igrająca z Ogniem... Ale kiedy Finnick odwrócił się w moją stronę i złapał mnie za rękę, wiedziałam, że nie o nią mu chodziło.
- Uratowała ich wszystkich, mimo, że nikt jej o to nie prosił.
     Utkwiłam oczy w podłodze. 
- Co się stało z dziewczyną? - zapytałam po chwili.
- Odeszła. Kiedy stąpała śnieg topniał i wyrastały młode, wiosenne kwiaty.
     *****
     Nie trafiliśmy od razu do Kapitolu, ale do obozu pod Kapitolem, gdzie mieliśmy spędzić kilka najbliższych dni. Oprócz tzw. "gwiazd" czyli zwycięzców Igrzysk, było paru żołnierzy Trzynastki, Boggs, dwie prawie identyczne dziewczyny o nazwisku Leeg i kilka osób, których nie znałam. 
     Mimo mojego generalskiego tytułu, nie miałam na nic wpływu. Mało tego, nikt nie dopuszczał mnie nawet do głosu. Wszystkim kierował Boggs z polecenia pani prezydent. Czasami kazano nam strzelać do szyb, biec bez sensu w jakimś kierunku, jakby naprawdę gonił nas tłum Strażników Pokoju. Byliśmy jedynie marionetkami Plutarcha. 
     Wszyscy, a najbardziej Gale, byli źli, że nie dopuszczają nas do walki. Oczywiście odbijało się to na mnie, bo w ich mniemaniu tylko ja miałam realny wpływ na nasz los. Ale kiedy próbowałam narzucić Boggsowi moje stanowisko, słyszałam jedynie "to decyzja Pani Prezydent".
     Od Plutarcha dostaliśmy mały przyrząd, nazwany "Holo". Na kapitolińskich ulicach było mnóstwo pułapek, które zostały po Mrocznych Dniach. Nazwaliśmy je zasobnikami. Holo pokazywało gdzie możemy się ich spodziewać. 
- Ale po co nam je dali, skoro nie walczymy? - zastanawiałam się na głos, przerzucając urządzenie w dłoniach.
     Finnick również był tym zmęczony.
- Może żebyśmy mogli się wysadzić zanim umrzemy z nudów? - zaproponował.
- To da się tym wysadzić? - zainteresowałam się.
- Tak. Są jakieś słowa... "Uścisk nocy" czy coś takiego. Trzeba je wypowiedzieć trzy razy - rzucił i wrócił do polerowania swojej strzelby.
     Od razu Holo wydało mi się ciekawsze.
- Ale Em, nawet o tym nie myśl! - dodał, a ja zrezygnowana odłożyłam je na miejsce.
      Moje wybuchowe alter-ego nie było zadowolone z tego powodu.
     I tak właśnie toczyło się nasze życie w obozie, aż wreszcie nasza kochana prezydent zafundowała nam odmianę. Przyprowadziła Peetę. 
    Od razu zaczęły się cyrki, każdy musiał go pilnować żeby przypadkiem nie zabił Katniss, on sam wyglądał na bardzo skołowanego, trudno było określić ile jest w nim z tego dawnego Peety. Przekaz Coin było oczywisty - jesteśmy bardziej potrzebni martwi, niż żywi. 
      Nawet mnie to nie zdziwiło. Znałam już Coin na tyle by wiedzieć, że jest zdolna do wszystkiego by zachować władzę.
- Generale Saws - zawołał mnie Boggs jednego wieczoru. - Musimy porozmawiać.
     Zdziwiłam się, bo zazwyczaj to ja chciałam porozmawiać z nim, dowiedzieć się czegoś, albo spróbować coś na nim wymusić. A tu proszę, taka odmiana. 
     Poszłam razem z nim do jego namiotu, nie domyślając się nawet o co może chodzić.
- Prezydent Coin kazała pilnować Peety - zaczął. - Ale oboje wiemy czym to grozi.
Kiwnęłam głową. To było oczywiste.
- Więc... Zabijemy go?
     W normalnej sytuacji ochoczo odparłabym "tak, stwarza zagrożenie, zróbmy to!", ale teraz jakoś nie byłam przekonana. Być może gdybym powiedziała inaczej więcej ludzi przeżyłoby, a może mniej. Może ta decyzja mogła odmienić los wojny, podobnie jak każda inna. 
- Nagle pytasz mnie o zdanie? - zdziwiłam się.
- Jesteś generałem. Mimo, że Coin tego nie chce, ja muszę się z tobą liczyć.
Po raz pierwszy powiedział po prostu "Coin", a nie "Pani Prezydent". Czyżby on też był już wściekły, że nie walczymy?
- Nie zabijemy go - odparłam pewnie.
- Dlaczego? - był zdziwiony moją decyzją.
     Nie wiedziałam. To znaczy... Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Bo tak naprawdę chciałam ocalić mu życie tylko dlatego, że on jeden był tą cholerną nadzieją, że po osaczeniu można żyć normalnie. Jakimś światełkiem w tunelu, który kazał mi wierzyć, że może jednak przeżyję.
- Może być jeszcze potrzebny... - powiedziałam tylko i zdecydowałam opuścić namiot. 
     Rozmowa przypomniała mi, że mam coraz mniej czasu. Co, jeśli umrę zanim zacznie się walka? Nie miałam jak dotąd żadnej halucynacji. Wszystko we mnie było tak spokojne, że naprawdę zaczynałam wierzyć, że będzie dobrze. Ale to była cisza przed burzą. Beetee przecież powiedział, że nie ma dla mnie szans.
- James o ciebie pytał - rzucił Boggs, kiedy już byłam w wyjściu.
Od razu chciałam zapytać co u niego, jak się czuje i gdzie teraz jest, ale ugryzłam się w język i po prostu wyszłam. Nie mogłam już o nim myśleć, bo podejmowane przeze mnie decyzje mogły na tym ucierpieć. Wiedziałam, że będzie ze mnie najwięcej pożytku, jeśli nie będę miała złudnych nadziei i będę walczyć jak zwyczajna umierająca osoba. Powtarzałam to, próbując wyrzucić z głowy wspomnienie jego twarzy.
     Oczywiście Finnick próbował wielokrotnie poruszać ze mną ten temat. Spędzał ze mną naprawdę dużo czasu, albo raczej - starał się nie odstępować mnie na krok, jakbym mogła w każdym momencie wypowiedzieć trzykrotnie "uścisk nocy".
     To było bardzo denerwujące. Jedno wiedziałam - nie chciałam litości. A jego dziwne zachowanie mogło być spowodowane jedynie tym.
- Nie musisz cały czas za mną łazić - mruknęłam do Finnicka, wracając z namiotu Boggsa. - Wyglądam na tak przybitą, czy na samobójcę?
- Jedno i drugie - odparł, nie mając zamiaru odpuścić.
- Poradzę sobie - zapewniłam jeszcze raz. - Radzę sobie w każdej sytuacji... - Gdybym powiedziała to innym tonem, to może by mi uwierzył. Ale sam dźwięk imienia Jamesa potrafił mnie rozbić jak porcelanową lalkę.
- To musi być dla ciebie trudne...
- Nie jest! - krzyknęłam.
     Nie wiedziałam nawet, dlaczego to zrobiłam. Jakbym przestawała panować nad sobą. Nie mogłam tak tego skończyć, nie mogłam umrzeć zachowując się jak furiatka.
- Przepraszam - powiedział Finnick. - Chyba po prostu... Chce ci jakoś wynagrodzić to wszystko... To ja zabiłem Patricka, a ty tak po prostu ocaliłaś Annie... Mimo, że byłem twoim wrogiem.
- Nie, to ja przepraszam - odparłam. - Nie powinnam się tak zachowywać.
- Ja się po prostu boję, że będziesz chciała umrzeć w walce.
- A ty byś nie chciał na moim miejscu? Wolałbyś, żeby Coin cię zabiła? Rekami żołnierzy, których sam masz prowadzić do walki? A może lepiej przez jakąś mutację Kapitolu?
     Zamilkł.
- Wiem, że tego nie zrozumiem. Ale zawsze jakoś wychodziłaś ze wszystkiego zwycięsko.
- Wystarczająco długo - starałam się uśmiechnąć. - Nie jesteś mi nic winien, Finnick - dodałam. - I chyba jestem już na tyle dojrzała, żeby móc podejmować własne decyzje.
     Uznałam z zadowoleniem, że wypadłam wystarczająco przekonująco. Taka dorosła, pewna siebie, pogodzona ze sobą - zupełnie inaczej niż w środku. Ale co mogłam zrobić? Myślenie o tym tylko wywoływało u mnie jeszcze gorszy nastrój.
     Zgłosiłam się do pełnienia następnej warty przy Peecie, towarzyszyć mi zgodził się oczywiście Finnick, który mimo naszej rozmowy nie chciał sobie odpuścić. Obok nas siedział jeszcze Pollux - nasz kamerzysta. Szykował się do snu. Dowiedziałam się, że by pomóc Peecie wymyślili zabawę w "prawda czy nieprawda", żeby mógł oddzielić prawdziwe wspomnienia, od tych wygenerowanych przez Kapitol.
     Oczywiście nie spał. Siedział skulony na widoku, myśląc nie wiadomo o czym. Nie miałam potrzeby zaczynać konwersacji, wolałam posiedzieć w ciszy, skupić się na tym wszystkim co mnie otacza, nie myśląc w ogóle.
     Cisza nie trwała długo. Peeta zaczął zadawać pytania, głównie o Finnicka, jakby zupełnie mnie tam nie było. Rozmawiali tylko ze sobą, a ja bawiłam się pierwszym lepszym nożem, jaki wyjęłam. Nigdy nie zastanawiało mnie jak się je robi, kto odpowiada za to, że są tak ostre. Po kolorze zauważyłam, że to nóż z trucizną. Czerwony. Na pierwszy rzut oka nie różnił się niczym od innych noży, gdzie była więc trucizna? Trzymałam go bardzo blisko oczu, starając się wypatrzeć cokolwiek.
- ...Emily? - usłyszałam.
- Tak? - spytałam odkładając nóż.
- Peeta ma do ciebie kilka pytań....
- Byłaś w Kapitolu? Po Igrzyskach?
- Prawda - odparłam.
- Torturowali cię?
- Prawda.
- Wyrzekłaś się walki dla Trzynastki?
- Nieprawda! - oburzyłam się.
     Pokiwał głową.
- Byłaś w sąsiedniej celi?
- Prawda.
- Nie krzyczałaś?
     Zastanowiłam się. Czy krzyczałam? W tej chwili nie mogłam sobie tego przypomnieć.
- Prawda - powiedziałam z trochę mniejszą pewnością.
     Pollux otwierał wejście swojego namiotu. Wtedy Peeta wbił w niego wzrok i zaczął mówić:
- Jesteś awoksem, prawda? Poznaję po sposobie, w jaki przełykasz. Było dwoje awoksów razem ze mną w więzieniu. Darius i Lavinia, ale strażnicy zwykle mówili o nich rudzielce. Byli naszymi służącymi w Centrum Szkolenia, więc aresztowali również ich. Patrzyłem jak torturują ich na śmierć. Ona miała szczęście. Użyli zbyt dużego napięcia i jej serce przestało bić. Całe dni zabrało wykończenie jego. Bili go, odcinali części ciała. Wciąż zadawali mu pytania, ale nie mógł mówić, wydawał z siebie tylko takie przeraźliwe zwierzęce odgłosy. Nie chcieli żadnych informacji. Chcieli tylko, bym to oglądał. -Nawet nie zauwazyłam, kiedy wszyscy zbiegli się i wbijali w niego wzrok. Peeta patrzył wokoło na nasze oszołomione twarze, jakby czekał na odpowiedź. Kiedy nikt nie odpowiada, pyta: - Prawda czy nieprawda? - Brak odpowiedzi jeszcze bardziej go złości. — Prawda czy nieprawda?! — domaga się.
- Prawda - mówi Boggs. - Przynajmniej z tego co wiem… prawda.
- Tak myślałem. Nie było w tym nic… błyszczącego.
     Powoli reszta rozeszła się, a Boggs ukradkiem zostawił mi jeszcze jeden pistolet.
- Błyszczącego? - zapytałam.
- Tak. Te fałszywe wspomnienia są mniej rzeczywiste, czasem zwyczajnie migoczą, a innym razem wszędzie jest tylko taka...
- ...mgła? - spytałam.
- Tak, mgła.
     Byliśmy tylko ja, Finnick i Peeta. Nie bałam się o tym mówić.
- Też ci coś zrobili?
Zawahałam się, ale postanowiłam nie kłamać.
- Prawda.
- Coś innego niż mi?
     Kiwnęłam głową.
- Och - odparł on cicho. To małe "och" było pierwszym słowem, które zdradzały choćby niewielkie emocje. Peeta już nie odezwał się do końca naszej warty.
     *****
     W końcu Plutarch postanowił wysłać nas na choćby namiastkę prawdziwej akcji. Więc dzisiaj została dla nas zarezerwowana specjalna przecznica, specjalnie na potrzeby filmowania. Jest na niej nawet parę aktywnych zasobników. Jeden uwalnia deszcz ognia z broni palnej. Inny zarzuca na intruza sieć i więzi go, by można było go później przesłuchać lub zabić, w zależności od preferencji porywaczy. Wciąż jednak jest to nieważna mieszkalna przecznica bez żadnych strategicznych celów.
     Byliśmy tam jeszcze tego samego popołudnia. Ubrani w swoje wyjściowe stroje, uzbrojeni - zupełnie, jakby to była prawdziwa akcja. Nawet Peeta dostał pistolet, choć Boggs na głos zapewnił go, że jest naładowany ślepakami.
     Ulica była opuszczona - wszędzie leżały kawałki rozbitych szyb, gruzy i śmieci, a w powietrzu unosił się pył. Wyglądało to trochę śmiesznie, gdyby wziąć pod uwagę dawną świetność, o której przypominały jedynie kolorowe kostki brukowe. Mimo, że wszyscy zapewniali nas, że ryzyko jest minimalne, miałam przeczucie, że wreszcie zacznie się coś dziać.
     Niestety. Karzą nam jedynie od czasu do czasu rzucić się na ziemię, schować w jakiejś wnęce i udawać, że właśnie coś za nami wybucha. Chciałabym wyglądać przekonująco, ale najlepsze na co mogłam się zdobyć, to tłumienie śmiechu, kiedy oglądałam aktorskie miny Finnicka i kilku żołnierzy z oddziału.
     Kiedy doszliśmy do przecznicy z zasobnikami, kazali nam strzelać do okien, a kiedy trafiliśmy na zasobnik, rzucaliśmy się na ziemię i kryliśmy. Do jedynego prawdziwego zasobnika został przydzielony Gale, mimo, że wszyscy zgłosili się na ochotnika. Zupełnie tego nie rozumiałam, to przecież ja byłam generałem. I co? Nie było ze mnie żadnego pożytku.
- Leżcie jeszcze na ziemi! - krzyknęła Cressida, a kamerzyści robili zbliżenia naszych twarzy. Teraz jednak i ona zorientowała się, że jesteśmy beznadziejnymi aktorami.
-Weźcie się w garść! - Boggs ponaglił nas i cofnął jeden krok. Na czerwoną kostkę brukową, która wysadziła mu nogę...
     *****
     Nagle wszystko się zmienia, jego krew jest prawdziwa. Nikt już nie śmieje się z udawanych min, są tu zasobniki, o których nie mieliśmy pojęcia.
     Na początku zostaje uruchomiona seria pocisków, a w jej ogniu - ja i Finnick. Ciągnę go za rękę i padam na ziemię. Mamy niesamowite szczęście, ledwo unikając pocisków.
- Dwa dwa - szepnęłam, sama nie wiedząc dlaczego. Kogo to obchodzi, skoro Boggs się wykrwawia?
     Oczywiście zostawiam lekko oszołomionego Finnicka i biegnę do niego. Nie ma już nogi. Widziałam wielu umierających ludzi, więc domyślam się, że długo to nie potrwa. Wszyscy stoją wokół niego, Katniss trzyma w ręku Holo.
- Niezdolny do dowodzenia. Transfer dostępu na Żołnierza Oddziału Cztery-Pięć-Jeden, Emily Saws - mówi zachrypniętym głosem. - Powiedz jak się nazywasz - zwrócił się do mnie.
- Emily Saws - odparłam oszołomiona.
     Boggs przekazał dowodzenie mi....
- Przyszykować się do odwrotu - mówię machinalnie, byłam przecież do tego szkolona.
- Nie! - krzyczy Finnick. - Uciekać!
     Teraz widzę jak czarna maź bucha z drugiej strony ulicy i zalewa budynki. Nie trzeba się na tym znać, by wiedzieć, że jest śmiercionośna.
     Gale i Leeg wypuszczają serię pocisków, która odminowuje dalszą drogę. Chcę wziąć Boggsa na plecy, zaciągnąć go dalej, ale biorą go za mnie dwaj żołnierze, których imion nie znam. Nie pozostaje mi nic innego jak pobiec za nimi. Odwracam się jednak, by sprawdzić, czy wszyscy jeszcze żyją. Zauważam Peetę, rzucającego się na Katniss, próbującego kolbą pistoletu rozwalić jej czaszkę. Nie myśląc długo, biegnę, jak najszybciej się da, kopie Peetę w głowę wystarczająco mocno, by go ogłuszyć.
- Uciekaj! - rzucam do Katniss, próbując założyć mu kajdanki. Chwila nieuwagi wystarcza, by rzucił mną o ziemię jak zabawką. Czuję ból w plecach, ale mogę jeszcze wstać. Kopię go w brzuch, a inni żołnierze zakładają kajdanki. Widzę czarną maź, która jest coraz bliżej, sprawdzam jeszcze czy mam Holo i uciekam jak najszybciej mogę.
     Inni schronili się w budynku na rogu - to znaczy, ci, którzy przeżyli. W biegu mijam pokiereszowane ciała moich żołnierzy, przeskakuję przez kupy gruzów, odwracając się co jakiś czas, sprawdzając, czy reszta mojego oddziału nie ma problemów.
     Wszyscy razem wpadamy do różowego pomieszczenia, wpychamy Peetę do jakiegoś schowka. W budynek uderza czarna maź, ale nie dostaje się do środka. Możemy odetchnąć.
     Padam na ziemię, zginając się tak, aby kręgosłup bolał jak najmniej. W tej samej chwili Boggs przyciąga mnie do siebie i szepcze:
- Nie ufaj im. Nie wracaj. Zabij Peetę. Zrób to, po co tu przybyłaś.
     To są jego ostatnie słowa.
     *****
     Cała akcje nie trwała więcej niż dwie minuty - a przynajmniej tak mi się wydawało. Wszyscy zwrócili swoje oczy w moją stronę, a ja, nadal wyrównując oddech, zastanawiałam się, co takiego mam im powiedzieć
- Emily - powiedział Gale. - W porządku?
- Tak - odparłam szybko i wstałam, otrzepując się z kurzu.
     Szybko przeliczyłam ludzi.
- Dwójka umarła - wyszeptałam, nie wiedząc, czy mam się bardziej cieszyć czy smucić.
- Słuchajcie - powiedziałam głośniej. - Trzeba podjąć decyzję czy wracamy do obozu czy idziemy w to dalej. Czy walczymy, czy raczej wolimy się wycofać. Ale... Jakakolwiek nie byłaby wasz decyzja, ja idę dalej. Jeżeli ktoś nie czuje się na siłach- w porządku, rozumiem. Więc... Ktoś chce się wycofać?
     Wszyscy milczeli, wpatrując się we mnie. Podobał mi się ten wzrok.
- Cieszę się. W takim razie zostańmy tu aż uzupełnimy zapasy i opatrzymy rany, jeżeli oczywiście ktoś ma taką potrzebę, a potem ruszamy.
- Co z Peetą? - zapytał Gale.
- Pójdzie z nami dalej - odparłam, choć w głowie kołatały mi słowa Boggsa: "Zabij Peetę". 
     To jedno nie budziło moich wątpliwości. Boggs widział w nim duże zagrożenie, ale ja nadal nie mogłam się wyzbyć nadziei. 
- Musimy go zabić - Gale uniósł głos.
     Już otwierałam usta, żeby odpowiedzieć, kiedy Katniss krzyknęła:
- Nie!
- Nikogo nie zabił.... - to najbardziej sensowny argument, jaki przyszedł mi do głowy.
- Ale mógł! Nawet ty od niego dostałaś! - kłócił się Gale.
- Dwójka żołnierzy będzie jego strażą boczną - zadecydowałam. - Ale dopóki ja tu rządzę, nikt nie zrobi mu krzywdy, chyba, że w obronie własnej.
- Dziękuję - wyszeptała Katniss, a Gale spojrzał mi w oczy jedynym ze spojrzeń w stylu "zachowujesz się jak kompletna wariatka, byłbym sto razy lepszym przywódcą". No cóż, ale to ja tu teraz rządziłam. 
     Kiedy wszyscy rozeszli się, by choć chwilę odpocząć, zastanowiłam się nad resztą słów Boggsa. To, że nie zabije Peety, już ustaliłam. Ale co było poza tym? "Nie ufaj im. Nie wracaj. Zrób to, po co tutaj przybyłaś". I to właśnie robię. Ignoruję rozkazy, narażam wszystkich na niebezpieczeństwo i idę walczyć tak, jakby to wszyscy mieli śmierć nad głową, nie tylko ja. Ale czy ona nie czeka również w obozie? Mam IM nie ufać. To oczywiste, że chodziło o Coin.
. I wtedy, kiedy tak o tym myślałam, stało się coś dziwnego. Coś, co dobrze znałam. Mgła. Wychodziła zewsząd. Ale nie było tak jak zawsze - była ledwie dostrzegalna, delikatna. Widziałam ją wszędzie, gdzie odwróciłam wzrok. Nie zniekształcała mi obrazu, nie wywołała większych problemów. Przeszły mnie dreszcze, wsparłam się na jednym z mebli, oparłam czoło o ścianę. Próbowałam mrugać, wmawiałam sobie, ze to tylko zakłócenia w widzeniu, że mi się wydaje. Ale nie. To był tylko wytwór trucizny w moim mózgu.
Szykowała się ostatnia, największa halucynacja.

22 komentarze:

  1. Pierwszy raz jestem pierwsza!
    Dzisiaj weszłam na twojego bloga kilka razy i za każdym mówiłam sobie
    - Skoro poprzednim razem nic nie było to na pewno już nie będzie, ale... sprawdzę ten jeden raz i stąd wyjdę.
    No i nareszcie się doczekałam!
    Gdybym miała skomentować ten rozdział w kilku słowach napisałabym
    Krótki, zgodny z wydarzeniami z książki, końcówka zepsuła mi święta bo teraz przez cały czas będę się zastanawiała czy to już ta ostatnia i najgorsza halucynacja, która zakończy się śmiercią Emily.
    Tak w ogóle to byłoby dziwnie gdyby umarła, bo przed nami jeszcze dwa rozdziały,( Super, super, super, że postanowiłaś napisać jednak o jeden rozdział więcej) ale wszystko może się wydarzyć.
    Fajnie, że wstawiłaś trochę fragmentów z książki, to pozwala bardziej się wczuć, wyobrazić sobie, że Emily naprawdę jest jedną z postaci z IŚ, ale... Czuję niedosyt. Mimo, że fragmenty książki są dobre, mam wrażenie, że wstawiłaś ich jednak nieco za dużo. Z mojej perspektywy o wygląda trochę tak jakbyś wzięła do ręki Kosogłosa przepisała kilka stron na komputer i w niektórych miejscach wstawiła imię Emily, albo parę zdań od siebie. Podobała mi się końcówka i ten moment w którym Saws poszła do namiotu Boogsa( czy jak to tam się pisze)Co by tu jeszcze naskrobać...
    Finnick. Podoba mi się, że próbuje pocieszyć Em i w ogóle, ale tak na przyszłość..
    * wyobrażam sobie, że staję naprzeciw Finnicka*
    - Wiesz, stary... Przypominanie umierającej dziewczynie o tym jak to zabiłeś jej chłopaka nie jest najlepszym pomysłem, jeśli chcesz jej poprawić humor. Uwierz mi.
    * Finnick znika, uprzednio zostawiając autograf na moim laptopie i składając uroczystą obietnicę, że nie umrze w walce ze zmiechami*
    No, to by było chyba na tyle, jeśli chodzi o rozdział...chociaż nie!
    Jeszcze JAMES. Dlaczego? Dlaczego?Dlaczeeegooo? Musiałaś ich ze sobą rozdzielać? Przez cały czas byłam przekonana, że on też będzie należał do Drużyny Gwiazd. W sumie to bezsensu, bo jest przecież jeszcze słaby po wyjściu ze szpitala i Ems sama mówiła, że do końca wojny będzie siedział w centrum dowodzenia, ale moja podświadomość, która jak powszechnie wiadomo jest głucha i ślepa na bodźce z zewnątrz, przez cały czas siedząc we wnętrzu mojego mózgu, wylegując się na kanapie ,zżerając popcorn, czy co tam serwują i czytając twoje rozdziały była przekonana, że James razem z Emily uratują świat idąc ręka w rękę, noga w nogę, karabin w karabin obok siebie, a za nimi będą eksplodowały budynki w pióropuszach czerwonych ,niczym krew zabitych przez nich wrogów, płomieni i przy akompaniamencie wrzasków i. Stop! Trochę się zagalopowałam, ale naprawdę tak to sobie wyobrażałam( mniej więcej).
    Teraz już na serio kończę. Ogółem podobało mi się, ale czekam na więcej.
    I przede wszystkim WESOŁYCH, WESOŁYCH, WESOŁYCH świąt! No i spokojnych. No i klimatycznych , chociaż raczej ciężko wczuć się w atmosferę świąt, kiedy nie ma śniegu tylko deszcz. Ale na to zawsze pomaga obejrzenie sobie Krainy Lodu :))
    Narka!
    Gall Anonim

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :>
      Masz racje, siedziałam z tą książką i wiele fragmentów przepisywałam (głównie wypowiedź Peety, nie mogłabym tego lepiej ująć niż w książce) i fakt, że Holo dostała Em, nie Katniss. Tak myślałam czy tego nie za dużo, ale stwierdziłam, że wolę być zgodna, przynajmniej częściowo, z książką.

      James... Musiałam ich rozdzielić i tyle, nie miałabym pojęcia jak tutaj go wstawić, gdzie i w ogóle... Co z nim robić. Nie planowałam takiego romansu jak mi wyszedł, ale stało się i nie widzę tego człowieka w końcówce, co zrobić :<

      Tak, Finnick odegra ważną rolę, wspominanie o Patricku faktycznie, głupie, ale chciałam, żeby tak wyszło xD Wiem, że to dziwne, ale uznałam, że chcę o tym wspomnieć.

      Postaram się zrobić więcej wybuchów, karabinów i pocisków w następnym, mam nadzieję, że po nim nie będzie niedosytu :3

      Również życzę Wesołych Świąt i jeszcze raz dziękuję za opinię :)

      Usuń
  2. Wybacz chaotyczność mojego komentarza, ale zaraz do domu zwalą mi się goście, a muszę jeszcze zrobić masę rzeczy xd
    Uwielbiam dialogi w tym rozdziale! Szczególnie ten Emily/Peeta i Emily/Boogs. I cudowna legenda Finnicka. Nie ma słów by wyrazić Twój talent!
    Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam czytając 'mogłabym nie streścić się w jednym rozdziale'. Chwała Collins, że wojny jest dużo i masz o czym pisać.
    Jejku ostatnia halucynacja brzmi strasznie, boję się, że coś złego się stanie. Coraz częściej wydaje mi się, że Emily poświęci się w kanałach za Finnicka... Ale co wtedy z Jamesem? Wolę nie myśleć.
    Nie lubię tego tu Galea. Denerwuje mnie swoją postawą wojownika, który chce tylko zabijać. Podoba mi się, że Emily broni Peety i nie chce go zabić. I Twoja Katniss nie jest taka zła jak oryginalna. Chwalić to.

    Kończę już i przepraszam za marny komentarz, wiesz jak jest w święta ;)
    Życzę Ci Wesołych Świąt, udanego Sylwestra i oczywiście dużo weny na Nowy Rok. Choć jak mówisz kończysz blog, ciągle mam nadzieję, na jakieś nowe opowiadanie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Collins napisała jednak dość dużo o tej wojnie... A ja też chcę móc jeszcze trochę pisać ;)
      Halucynacja będzie inna niż wszystkie inne, nie ma się czego bać. A Gale to Gale po prostu. Lubię go jako postać, ale chciałam przedstawić nieco inaczej niż w ksiażce.

      Spoko, ja twojego bloga niedługo nadrobię, obiecuję i przepraszam za zwłokę ;)
      Dziękuję i pozdrawiam <3

      Usuń
  3. Aaaa, co z tą halucynacją? :OOOOOOO

    OdpowiedzUsuń
  4. Tu MiaTen;-) Wesołych........itd;-) aaa I hucznego nowego roku!!!
    A ja wiem, a ja wiem!!! Wiem jak się skończy!!! (A przynajmniej mam przeczucie że wiem jak się skończy, tak na 99,99%. Jak sie potwierdzi to ci powiem)
    A rozdzialik optymalny. Ja osobiście czekam na prawdziwą walkę!!! Wiesz taką z wybuchami, strzelaninami, krwią iiii i różnymi takimi jak z filmów akcji;-)
    Powodzenia i jeszcze raz wesołych!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok, przekonamy się w następnym rozdziale ;)
      Tak, walki będzie więcej w następnym, to, to tylko wstęp.
      Dziękuję i wzajemnie :)

      Usuń
  5. Jeju cudo. NIE WYTRZYMAM! HALUCYNACJA... myślę i myślę i stwierdzam że w next notce może być że zacznie się rzucać i bedzie chciala kogoś zabić albo coś i uznają ją za wariatke xd albo.. Finnick wyjawi im wszystko i tak ją uznają za wariatke xd bardzo mi się podoba że nie ma Jamesa! To by było glownie
    -hej kocham cie i mnie nie ranisz
    -james zrozum ze umre
    -nie, coś wymyslimy
    I cały czas ;/ więc...
    Tak wgl na początku myślałam ze będzie ty paring Galea i Emily xd wiem głupie xd

    Ogólnie bardzo mi się podoba całość ale napisz szybko kolejny rozdzial blagam! Przepraszam za chaotycznosc mojego kom. Pozdrawiam
    ~Marcysiaa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, ciekawie przewidujesz. Ale będzie trochę inaczej ;) A jak to przeczytasz w następnym rozdziale. I tak, fajnie, że ktoś się ze mną zgadza jeśli chodzi o brak Jamesa, mi też by on tu nie pasował.
      Wiele ludzi myślało, że będzie taki paring, nie martw się ;) Dlatego dałam Jamesa wcześniej, niż początkowo miałam zamiar.

      Dziękuję, choć z tym szybko może być problem ;<
      Pozdrawiam <3

      Usuń
  6. JESTEM!
    Wiem, że zniknęłam na jakiś czas, ale w końcu jestem. Szkoła mnie zabija.
    No ale zawsze tu byłam i czytałam. To jestem i teraz. Próbuję wrócić.
    Ems. Ems, Ems, Ems... gdzie by tu zacząć... może od tego, że wyję hardo, bo zbliżamy się do końca. Nienawidzę pożegnań i zakończeń. Nie znikniesz potem z blogosfery, prawda? Nie wybaczyłabym ci tego. Mam nadzieję, że wrócić, tylko z innym blogiem i świeżymi pomysłami.

    Ale teraz w temacie rozdziału.
    Urzekła mnie opowieść Finnicka o ogniu. W sumie przypominała mi trochę historię Krudów (nie wiem, czy oglądałaś tą bajkę, ale jeżeli nie - to powinnaś, wyłam na niej jak dzieciak i wyję nadal jak o niej pomyślę). I mnie w sumie wzruszyłaś przez to. Nie wiem, jak to zrobiłaś, ale w jednej chwili tego rozdziału siedziałam happy, że jest nowy, a w drugiej czułam, jak łzy spadają mi na dłonie.
    Super, brawo, jak zwykle sprawiasz, że płaczę.

    No i akcja! To, w czym jesteś po prostu fenomenalna! Uwielbiam jak opisujesz jakieś sceny walki czy coś w ten deseń. Zawsze ci jakoś wyjdą, zazdroszczę ci tego w cholerę. No, ale... zakończeniem mnie dobiłaś.
    Ja myślałam, że to już koniec i najgorsze za nami, a tu proszę, jak zwykle zaskakujesz i mordujesz moje serce. Świetnie, brawo, powtórzę to - jak zwykle sprawiasz, że płaczę.
    Ostatnie zdanie też zapowiada nam sieczkę.
    Będzie ciekawie.
    NO TO CO? Czekam na następny.
    xoxo, Loks.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko, wiem, mnie szkoła też zniechęca do życia.
      Z blogosfery może nie zniknę, ale jak na razie nie mam pomysłu na nic, a bez pomysłu żal zaczynać. Na pewno będę czytać i komentować twojego bloga, ale nie liczyłabym na coś nowego w moim wykonaniu... Naprawdę :C

      Nie oglądałam tej bajki, ale chyba będę musiała, skoro tak ją chwalisz. Cieszę się, że wzruszyłam. A bajka będzie miała duze znaczenie jeszcze ;)

      Akcja może i była, ale tak naprawdę to tylko zapowiedź przyszłego rozdziału. Też będzie się działo. Jak to bywa w ostatnich rozdziałach ;)

      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam :>

      Usuń
  7. Nie tylko nie teraz.. Emily musi dac rade tej mgle. Czekam z ogromna niecierpliwoscia na kolejny rozdzial

    OdpowiedzUsuń
  8. O cholercia... Ostatnia największa halucynacja? Ummm.... to grubo...

    Się dzieje w tym rozdziale! :D To tu coś... to tam... o mateńko nie ogarniałam czasami, ale mi się to strasznie podobało! :D

    Przepraszam, że rozdziału o ślubie nie skomentowałam, ale przeczytałam go już dawno, a jakoś wypadło mi z głowy zostawić komentarz. :D

    Ale tutaj od razu po przeczytaniu komentuję, bo potem zapomnę. :D
    Więc tak... strasznie mnie wkurzała Coin nawet gdy jej nie było. :D Przecież Em jest generałem, a nic nie mogła zrobić. Bezsilność jest najgorsza. :D
    A co z Jamesem? Chyba się pogubiłam, bo nie mam pojęcia gdzie on się podział. Został w Trzynastce? :D
    Tyle zarąbistych akcji. Choć było to wszystko w Kosogłosie, to naprawdę fajnie to opisałaś. Ta akcja, która miała być tylko udawana, ich śmiechy z nieudolnego aktorstwa i nagle bum! Boggs nie ma nogi.
    Potem wszystko się wali i Em dostaje dowodzenie.
    To musi być takie straszne, że w jednej chwili jesteś żołnierzem, który jest generałem, a potem wcielasz się w swoją rolę. Stresujące xD Ale Emily jak zawsze sobie z tym poradziła. I jak w rozmowie z Finnickiem... ona zawsze wychodziła zwycięsko nawet z najgorszej sytuacji, musi dać radę :P
    Mam nadzieję, że przeżyje te osaczenie. Musi. A jak już to niech ten denerwujący Peeta umrze. Nie lubię gościa i Em powinna żyć. Ale nie ja daje i odbieram życia xD Więc... zobaczymy co z tego wyniknie :D
    Rozdział boski, wybacz za mój chaotyczny komentarz, ale mam tyle myśli, że nie mam pojęcia co napisać :D
    Pozdrawiam i życzę weny :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, wiem jak to jest jak ma się duże zaległości, nie martw się, rozumiem :)

      Gdzieś wspominałam, że James został w Centrum Dowodzenia i jest bezpieczny. Nie wiem, czy napisze o tym jakoś szerzej :P
      Tak, da radę na pewno, pytanie jak skończy ;) Staram się trzymać Kosogłosa bardzo dokładnie, prawię przepisuję to samo, dodając Em. Ale musiałam, tym razem będę się trzymać kanonu.
      Czyli zwolenniczka przeżycia Em? Zapiszę sobie, ale czy ja uratuję... Sama nie wiem.
      Dziękuję za komentarz, twój rozdział już przeczytałam, skomentuję jak ogarnę więcej czasu :/
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  9. Hm... od czego by tu zacząć...
    To może tak. Twoja historia jest niesamowita. To jak piszesz to... normalnie jakbym czytała igrzyska w oryginale! *-*

    Cieszę się że nie ma Jamesa bo czituje parring Eminick ^-^ (Finnick+Emilly) xd

    Ta halucynacja to tortura dla czytelnika! Błagam daj już kolejną notke! Jak ja wytrzymam?

    Ogólny pomysł jest równie swetny jak twój sposób pisania. Coś nowego, świeżego, czego nikt ci nie ukradnie bo jest za bardzo charakterystyczne ;) oczywiście chodzi mi o różne rzeczy. M.in. że Finnick zabił jej chłopaka, kiedy wyjaśniła się historia halucynacji i w ogóle sama ich idea, i zakochałam się w tym, że oni oglądali jej tortury i ich przylapala.
    To ostatnie jest cudowne!

    Chce jeszcze zwrócić uwagę na to, ze jestes jedną z niewielu blogerek, które ni piszą chaotycznie i wszystko jest przemyślane :)

    Kiedy już wyraziłam swoją opinie, czas spadać ;)

    JEŻELI KTOŚ LUBI TRYLOGIE "Rywalki" ZAPRASZAM DO MNIE!
    theselectionmirandahalley.blogspot.com <------
    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Parring Eminick? No nieźle, o tym nie pomyślałam. No, ale okej, w sumie to mogłoby być ciekawe.

      Dziękuję bardzo za wszystkie ciepłe słowa, one dają niesamowitego kopa do pracy! :) Tak, wszystko jest przemyślane, bo ja sama najpierw miałam historię, a dopiero potem bloga, a nie odwrotnie, jak większość osób z blogosfery. Wydaje mi się, że na tym to polega.

      Tak ze jeszcze raz dziekuję i pozdrawiam :)

      Usuń
  10. Haloo no mamy czekać miesiąc na next notke? >.<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całkiem możliwe :< Pięć sprawdzianów w przyszłym tygodniu, więc nie ma szans, żebym coś napisała do tego czasu :C

      Usuń
  11. Kurcze ;-; kiedy notka! Chociaż napisz mniej wieciej ;-;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem już w połowie, mam nadzieję dodać... Nie wiem, albo jutro, albo za tydzień. Nie wiem czy będę miała wenę :/

      Usuń