sobota, 31 stycznia 2015

Rozdział XX

I
,,Kiedyś ludzie bali się ciemności"

     Z początku pomyślałam - "świetnie, w końcu przejęłam dowodzenie, a już czas się zbierać". Mgła, otaczająca wszystko, na co popatrzyłam, nie budziła już we mnie lęku, wiedziałam co się stanie. Mimo to moim ruchom towarzyszyło jakieś dziwne uczucie w dołku, które ściskało mnie i sprawiało, że obiecywałam sobie przeżyć mimo wszystko - przeżyć i wygrać wojnę.
     Już miałam przeprogramować Holo na kogoś innego, a potem wybiec bez wyjaśnienia zanim zrobię komuś krzywdę. Ale potem zauważyłam różnicę - nie było tak jak zawsze. Gdyby to była normalna halucynacja, po tak długim czasie dawno tarzałabym się po podłodze próbując kogoś zabić, albo cierpiąc na skutek bólu zadawanego przez kogoś, kogo już zabiłam. 
     Obszar pokryty mgłą jednak nie powiększał się, ona była - ale nie sprawiała, że coś jeszcze się zmieniało. Miałam jeszcze czas.
     Włączyłam Holo i obejrzałam dokładnie mapę, starając się wymyślić najszybszą trasę. Biorąc pod uwagę, że nie mieliśmy pewności czy nie uruchomiono więcej zasobników, o których nie mieliśmy informacji, zadecydowałam:
- Idziemy drogą, którą tu przyszliśmy.
     Zebrałam ludzi w kilka minut, zaczęło mi zależeć na czasie. Rozstawiłam wszystkich łącznie z nadal nieprzytomnym Peetą, którego niosło dwóch żołnierzy. Kazałam założyć maski - nie wiedzieliśmy z czego jest maź i czy jej opary nie sprawią, że udusimy się na miejscu. Ruszyliśmy ze mną i Galem na przedzie. 
     Gęsta, czarna maź, tak jak przypuszczałam, uruchomiła wiele zasobników na naszej drodze. Fakt, ciągnęła się jak bardzo gęsty kisiel, ale przynajmniej maskowała nasze ślady. 
- Dobra, ostatnia szansa - odezwałam się. - Ktoś chce się wycofać, to teraz.
Ale jak przypuszczałam, nikt się na to nie zdecydował.
     Obserwowaliśmy pozostałości po odpalonych przez maź zasobnikach. Mnie najbardziej uderzyły zatopione ciała martwych os. Czy nie mogły pokąsać mnie tutaj? Przynajmniej zginęłabym od razu, a nie tak na raty...
     Mimo pewności, że wszystkie zasobniki uwolniły już swoje zabójcze niespodzianki, rozglądam się uważnie przed każdą przecznicą. Teraz nie darowałabym sobie, gdyby ktoś zginął przeze mnie.
     Wykonuję swoje zadanie jak maszyna - w końcu w Trzynastce byłam szkolona właśnie do tego. Kapitolińskie ulice utraciły dawną świetność, po kolorowej kostce brukowej nie pozostał nawet ślad. Usiłowałam skupić się na roli dowódcy, ale moją głowę pochłaniały obrazy z przeszłości - wszystkie chwile spędzone tutaj, wywiady... Czy wtedy chociaż przez chwilę pomyślałam, że któregoś dnia będę biegać po tych samych ulicach w ciemnej mazi, z pistoletem w reku i obietnicy szybkiej śmierci, wiszącej nad głową? Szczerze wątpiłam.
     W końcu, sprawiając wrażenie, że wiem co robię, wybrałam jeden z budynków.
- Wchodzimy do środka! - zadecydowałam i już chciałam otworzyć drzwi i sprawdzić teren, ale Gale zrobił to przede mną.
     Zdenerwowałam się. To ja tu rządziłam, i to ja powinnam ryzykować własnym życiem dla dobra innych.
     Już miałam biec za nim, ale stwierdziłam, że to będzie wyglądało, jakbym nie miała kontroli. Dlatego odczekałam chwilkę i kazałam wchodzić pozostałym. Sama zostałam do końca i zamknęłam drzwi.
      Mieszkanie, w którym się znaleźliśmy, było bardzo podobne do poprzedniego. Całe w jaskrawych kolorach - światła pozostały włączone, prawdopodobnie przez szybką ewakuację. No tak, tu też niedawno żyli ludzie. Jednak ten apartament, mimo, że opuszczony i, przynajmniej teoretycznie, w rekach Trzynastego Dystryktu, w niczym nie przypominał zniszczonego Dziesiątego Dystryktu.
     Ta myśl chwilowo pozostała w mojej głowie i wywołała dziwne uczucie bólu. Ale szybko pozbierałam się, kiedy Gale oznajmił, że możemy ściągnąć maski. Rzuciłam mu wściekłe spojrzenie.
- Zabił cię ktoś? - podeszłam do niego.
- Jeszcze nie - odparł z uśmiechem. - A chciałabyś?
- Żołnierzu Hawthrone - doszłam do wniosku, że muszę zacząć traktować go inaczej. - Jeszcze raz zrobisz coś bez pozwolenia, a będę musiała odesłać cię z powrotem do obozu.
     Oboje wiedzieliśmy, że nic takiego się nie zdarzy, bo powrót do bazy Trzynastki jest w obecnych warunkach niemożliwy. Dlatego miałam nadzieję, że posłucha się i nie będę musiała dłużej go upominać.
- Ja po prostu nie chcę, żeby coś ci się stało Em... Generale Saws - poprawił się.
- Dostałeś takie rozkazy?
- Tak.
     Zdziwiłam się.
- Jak to?
Milczał.
- Masz powiedzieć! - postarałam się, żeby mój głos brzmiał bardziej stanowczo.
- Boggs mi kazał. A jemu... James.
     To zamknęło mi usta. James kazał mnie chronić. Ale po co? Przecież już wiedział, że umrę. Czemu nie mógł się z tym po prostu pogodzić?
     Ale to wiele wyjaśniało. Dlatego nikt nie chciał mnie w nic wtajemniczać, dlatego całą robotę wykonywali inni. Po co chronić tych, którzy na pewno nie przeżyją? Z jednej strony oczywiście ucieszyłam się, że nawet nie będąc blisko mnie chciał mnie chronić, ale z drugiej... Rozbudziło się to wspomnienie o nim. Nie chciałam o tym myśleć, nie teraz.
- Ale teraz ja tu rządzę i wykonujesz moje rozkazy - powiedziałam twardo.
     Już miał otworzyć usta, prawdopodobnie kiedy usłyszeliśmy wielki wybuch kilka przecznic dalej.

II
,,Pewnego dnia jedna dziewczyna przez przypadek, bawiąc się kamieniami, roznieciła iskry"

- Tam, gdzie zostawiliśmy Boggsa - odezwała się jedna z sióstr Leeg, odpowiadając na niezadane pytanie. 
- To miało nas zabić - myślałam na głos. - Nie zauważyli, że wydostaliśmy się z budynku. Albo po prostu...
     Przerwał mi telewizor. Sam się włączył, wydając piskliwy dźwięk. 
     Byliśmy świadkiem emisji materiału awaryjnego, w którym to my odgrywamy główną rolę. Pokazują nasza nieudaną akcję, próbę ratowania siebie nawzajem, całkowity chaos i czarną maź. Oczywiście wspominają nasze imiona, gdyby przypadkiem ktoś w Kapitolu jeszcze ich nie znał.
     A potem łańcuch eksplozji, którą to zapewne niedawno usłyszeliśmy. Oficjalnie zostajemy uznani za zmarłych.
     Czyli Haymitch, Beetee i James myślą, że nie żyjemy. Że ja nie żyję. Mimowolnie wyobraziłam sobie jak zapłakany Haymitch wybiega z Centrum Dowodzenia, krzycząc, że mnie stracił.... Ale taka wizja budzi raczej mój śmiech niż smutek. On na pewno zachował zimna krew.
     Co innego James, nie mogłam przestać o nim myśleć. Mimo, że wiedział, że nie mam szans na przeżycie, nadal chciał mnie chronić. Nie chciałby, żebym się narażała. Czy nadal nie mógł tego zrozumieć? A jeśli nie, to co teraz robi? Miałam nadzieję, że nic głupiego.
     Kamerzyści wymienili kilka uwag o ujęciach, o zniszczonej flocie Kapitolu i braku ujęć z powietrza. Od czasu do czasu kiwałam głową, udając, że ich słucham. Dopiero później pojawił się prawdziwy problem - co teraz?
    Zastanawiałam się nad tym. Może faktycznie udać się do pałacu Snowa i go zabić? Może rzeczywiście przyspieszyłoby to zakończenie wojny? Albo po prostu włączyć się do regularnej walki?
- Nasz następny ruch to... zabicie mnie - przerwał mi Peeta.
     Wszyscy zdziwieni zwróciliśmy głowę w jego stronę.
- Zamordowałem członka oddziału - tłumaczy swoją decyzję.
     To ja się tu produkuję, żeby w jakikolwiek sposób utrzymać go przy życiu, a on? W ogóle nie chce mi w tym pomóc! Przez chwilę nawet chciałam po prostu wyciągnąć i pistolet i, wedle życzenia, rozwalić mu czaszkę, ale szybko mi przeszło. Wiedziałam, po co próbuję go ocalić.
- To nie twoja wina - Finnick próbował go uspokoić.
     Po chwili wszyscy na głos zaczęli wyrażać swoje zdanie, każdy miał już jedyny słuszny pomysł. Już miałam ich uciszyć, kiedy usłyszałam coś dziwnego, tak jakby - muzykę.
- Zabiję cię zanim do tego dojdzie, obiecuję - dopiero po tym zdaniu, wypowiedzianym  ust Gale'a, zapada cisza. Tym razem słyszę muzykę wyraźniej.
- Chcę dostać kapsułkę - zwraca się Peeta do mnie.
     Uścisk nocy. Tak ją nazwali. Każdy z nas miał taką, na wypadek, gdyby nas pojmano. Wystarczy rozgryźć, by szybko pożegnać się z tym światem. Ale ja wiedziałam, że nigdy już nie będę torturowana. Snow z pewnością wydał rozkaz zabicia nas.
- Nie mamy żadnych dodatkowych kapsułek - powiedziałam twardo.
- Jesteś częścią grupy - dodała Katniss. - Mamy misję do wykonania.
     Byłam ciekawa o czym teraz myśli Katniss. Czy boli ją zmiana Peety? Na pewno. Ale co z Galem? Ja nadal, mimo tego co zrobił, uważałam, że byłby zdecydowanie lepszy od Peety...
    Muzyka.
- Słyszycie to? - zapytałam w końcu. Była na tyle głośna, ze wszyscy powinni ją słyszeć.
     Na chwilę wszyscy zamilkli i skoncentrowali się na dźwiękach. Teraz słyszałam wyraźnie. Czy to nie melodia z tej propagity, Drzewo Wisielców? 
     Ale oni tego nie słyszeli, widziałam to.
- Nie, wydawało mi się - zdecydowałam się skłamać. W końcu ta mgła... Może to było tylko w mojej głowie?
Czy chcesz, czy chcesz
Pod drzewem ukryć się?
Gdzie zawisł ten
Który zabił trzech...

- Nie - na początku nie byłam pewna czy rzeczywiście to słowo wyszło z moich ust, czy tylko to sobie wyobraziłam. Rozejrzałam się po innych - byli zajęci szukaniem jedzenia lub przejęci oczekiwaniem na jakieś przemówienie Snowa lub następną propagitę Trzynastki. Czyli tylko mi się wydawało. Ale wiedziałam, że to i tak niedobrze. 
     Mgła również zyskiwała na mocy. Miałam coraz mniej czasu. Może powinnam oddać dowództwo? Ale jeśli tak, to komu?
     Na szczęście reszta grupy nie zauważyła mojego rozdarcia, bo wreszcie telewizor włączył się, a ja zobaczyłam na ekranie Snowa, który gratulował Strażnikom dobrze wykonanej akcji i podkreślił, że teraz, kiedy Kosogłos jest martwy, losy wojny zostały przesądzone. Tak. Jeżeli były jakiekolwiek plusy mojej bliskiej śmierci, to jednym z nim była pewność, że nigdy już nie będę musiała oglądać jego gęby.
     Chwilę po tym pojawił się inny komunikat, tym razem Prezydent Coin, w którym podkreślała, że Katniss nadal jest symbolem rebelii, nawet martwa. Zachęcała ludzi do dalszej walki.
     I to był drugi plus. Jej też nigdy nie zobaczę. 

Czy chcesz, czy chcesz
Pod drzewem ukryć się?
Gdzie martwy mężczyzna wzywa
By miłość swą odprawić
Dziwnie już tutaj bywało,
Nie dziwniej więc by się stało
Gdybyśmy spotkali się o północy
Pod wisielców drzewem

Tym razem nie przerywałam. Muzyka nie wywoływała żadnego zdziwienia, żadnej reakcji. Jedynie przypominała o tym jak ważnym żołnierzem jestem. Mogłam się poświęcać do woli, zero strachu.
     Usłyszałam ciche tykanie zegara. Tik-tak. Przypomniała mi się Wireless i Igrzyska Ćwierćwiecza. Pamiętam co wtedy czułam. Ekscytację. W końcu mogłam coś zrobić. A z drugiej strony oddech śmierci na plecach, które to uczucie tak bardzo kochałam. Tak, kochałam, choć nigdy nie znalazłam w sobie tyle odwagi, by powiedzieć to na głos. To to pchało mnie do podejmowania większości decyzji. W tej chwili byłam zadowolona z każdej z nich. Nie żałowałam nawet zgłoszenia się na Arenę. Bo to własnie ona ukształtowała mój charakter. To dzięki niej tak nienawidzę Kapitolu. 
     Przypomniałam sobie, jak bardzo wtedy nienawidziłam Finnicka, jak bardzo chciałam go zabić. Kto by pomyślał, że tak się to zmieni? Teraz byłam gotowa zrobić wszystko, żeby przeżył.
     Podobnie Katniss - wtedy moją misją było, żeby przeżyła. Teraz niewiele się zmieniło. Nadal miałam za zadanie chronić Kosogłosa.
     Ale to tykanie mówiło mi jeszcze o czymś - czas leciał. Otworzyłam Holo i przejrzałam plan miasta. Musieliśmy być blisko Centrum, bo zasobników było coraz więcej. A poza tym jeszcze te, o których nie wiedzieliśmy...
- Zostało nam podziemie - powiedziałam wystarczająco głośno. Nie musiałam nad tym długo myśleć - tylko tam mieliśmy minimalną szansę przeżycia. Na ulicach patrzylibyśmy tylko na swoją śmierć, nic więcej.
- Nie chcesz tego przedyskutować? - spytał Gale.
- Nie - powiedziałam. - Jak widzisz, pod ziemią jest mniej zasobników. To nam daje szansę. 
- Pollux kiedyś pracował w tunelach - odezwał się Castor. - Może się przydać.
- No widzisz - odzywam się do Gale'a. Teraz już chyba nie masz wątpliwości.
     Miałam wrażenie, że Gale widzi jak się czuję. Widzi, że coś jest ze mną nie tak i właśnie dlatego tak mnie kontroluje. A przynajmniej tak starałam to sobie tłumaczyć.
     Przed wyjściem sprzątnęliśmy wszystkie ślady naszego pobytu i udaliśmy się do najbliższego wejścia do podziemi. Oczywiście nie obyło się bez cyrków z Peetą, który oczywiście nie chciał się ruszyć z miejsca, bo jest dla nas takim ciężarem. Choć oczywiście w moim mniemaniu byłby mniejszym, gdyby chciał iść samodzielnie... W duchu modliłam się, żeby Katniss w końcu zaczęła go bronić. Byłoby to mniej dziwne, niż kiedy robiłam to ja. Miałam wrażenie, że zaczęła się przekonywać, ale na razie nie powiedziała niczego konkretnego. 

III
,,Ludzie nie docenili ognia"

    Znowu czułam, że się duszę. Podziemia Trzynastego Dystryktu działały na mnie bardzo podobnie jak to miejsce. Nie rozumiałam, że ci ludzie mogli spędzić pod ziemią tyle czasu, a pracy awoksów w znacznie mniej cywilizowanym systemie tuneli Kapitolu, jeszcze bardziej. Nagle poczułam się szczęściarą. Ktoś miał rzeczywiście gorzej ode mnie. Bo ja pracowałam tylko w... rzeźni. Choć to też nie było najprzyjemniejszą rzeczą, szczególnie dla takiej małej dziewczynki, jaką wtedy byłam.
Ale przecież nie było tak źle - usłyszałam i szybko obróciłam się, rzucając zdziwione spojrzenie na Polluxa i resztę grupy. Nikt nie utrzymywał ze mną kontaktu wzrokowego. Bo nikt tych słów nie wypowiedział. Wszyscy szli ze wzrokiem wbitym w ziemię, albo rozpamiętując śmierć Boggsa, albo zastanawiając się czy i kiedy skończymy tak samo. Albo po prostu tak mi się wydawało.
     Mimowolnie zwróciłam uwagę, że wszystko na co patrzyłam traciło swój ciemny kolor. Bardzo chciałabym móc to sobie wytłumaczyć długim przebywaniem w ciemności, ale nie miałam zamiaru oszukiwać siebie aż tak. Miałam wrażenie, że moje oczy przykryte są jakąś gęstą, jasną pajęczyną. Próbowałam je przecierać, ale nic to nie dawało. Pomyślałam o jadzie gończych os w moim mózgu i zrobiło mi się niedobrze.
- Wszystko w porządku? - spytał Gale. Tym razem inaczej, z troską.
- Tak - pokiwałam głową i uśmiechnęłam się, mając nadzieję, że uwierzył.
     Chyba się udało. Położył mi rękę na ramieniu.
- Jak coś, mów od razu.
On chce ci odebrać dowodzenie.
     Tym razem głos na pewno nie był moim wymysłem. Rozejrzałam się jeszcze raz. Nie miałam złudzeń - tylko ja go słyszałam. To następny etap halucynacji. Już nie było muzyki. Ale dlaczego ten głos atakował Gale'a?
     Gale, mimo tego, że rzeczywiście ostatnio zachowywał się dziwnie, był moim przyjacielem. Z całej siły wierzyłam, że Katniss mimo wszystko w końcu będzie z nim. Zresztą, jeśli Peeta miał zamiar nadal się tak zachowywać, to wcale nie będzie trudne.
Wszyscy chcą cię zabić. Nikt nie będzie po tobie płakał.
     To był głos Greysona. Mojego kata, którego zresztą sama zabiłam. Doszło to do mnie z taka mocą, że prawie się zatrzymałam. Ale potem przypomniałam sobie, że przecież ja tu dowodzę i muszę iść dalej. To tak samo, jak czasem próbuje się hamować zawroty głowy, bo ma się nadzieję, że jednak same przejdą, bez robienia zbędnej paniki. Ale tym razem było inaczej - przecież wiedziałam jak to się skończy. Musiałam oddać dowództwo.
     Ale nie zamierzałam tego zrobić tak od razu. Poczekałam aż ktoś zacznie jakąś rozmowę - co od czasu do czasu się zdarzało, żeby podejść do Finnicka i powiedzieć mu co się dzieje.
     Czekałam bardzo długo. Dopiero Cressida po jakimś czasie wymamrotała, że jest zmęczona i musi napić się wody. Musiała z tym naprawdę długo czekać, bo usta miała całkowicie popękane.
- Finnick, to się zaczyna - wyszeptałam. - Albo kończy...
Czy to nie on zabił Patricka?
     Rzeczywiście, on. Przed oczami przeszło mi wspomnienie z tego dnia, kiedy go zabił. Bicie mojego serca, kiedy słyszałam ten głos z telewizora "trybut z Dziesiątki nie ma szans"... Moje trzęsące się ręce, kiedy przebijał mu serce. I sam Patrick, kiedy pierwszy raz go zobaczyłam. Kiedy mnie uratował...
- Co się dokładnie dzieje? - spytał.
 - Zabiłeś Patricka - powiedziałam odrobinę za głośno. Kilka osób zwróciło się w moją stronę.
     Ugryzłam się w język. Co się ze mną działo? To mówił przecież Greyson, a poza tym... Minęło tyle lat...
     Finnick złapał mnie mocno za nadgarstki, pewnie spodziewał się jakiejś halucynacji, podczas której zacznę skakać, biegać i zabijać wszystko jak leci, tak jak to bywało do tej pory. Ale nie, nic z tego. Ja już od dawna miałam nad tym kontrolę.
- Nie, jest w porządku. Tylko mgła, muzyka... Głosy...
- Głosy? - zdziwił się.
- To jest zupełnie inne niż do tej pory. Zupełnie...
Umrzesz już niedługo, Emily. Z każdą chwilą bliżej ci do mnie. Tik-tak.
     Wzięłam głęboki oddech, musiałam sobie z tym poradzić. Czy cokolwiek mogło mnie zniszczyć jeszcze bardziej, niż byłam zniszczona w tamtej chwili?
     Przecież to ja przeżyłam kapitolińskie tortury. I do tego uratowałam Annie. Fakt, zabiłam wielu ludzi, z czego nie jestem dumna, ale żałowałam. Pytanie, czy to mi coś da. Gdzie pójdę, kiedy TO się stanie.
     Usiadłam na jednej z rur i oparłam się łokciami o kolana. Zwracałam na siebie coraz większą uwagę i chyba jeszcze bardziej mnie to nie obchodziło. Myślałam tylko o jednym.
- Co się stało z tą dziewczyną z legendy kiedy odeszła? - spytałam Finnicka normalnym tonem głosu, chciałam, żeby słyszeli.
- Znalazła się w lepszym świecie - odparł. - A ludzie w Panem nigdy nie zapomnieli, co dla nich zrobiła.

IV
,,ludzie unikali jej, bo tak bardzo bali się dziewczyny i tego, nad czym pracowała"
     
     Szliśmy naprawdę długo. Całkowicie straciłam poczucie czasu, ale wiedziałam, że mam przewagę nad Strażnikami Pokoju, którzy prawdopodobnie dopiero szukali naszych ciał. Wyobraziłam sobie Boggsa... A raczej to, co po nim zostało. Jeżeli coś w ogóle zostało. 
     Poczułam bolesne ukłucie w boku, kiedy uświadomiłam sobie, że nawet nie mieliśmy szansy go pochować. No ale przecież nie tylko on został nieludzko potraktowany.
     Z drugiej strony nawet trybuci, którzy zostali zabici na Arenie powracali do swoich Dystryktów w drewnianych trumnach...
     Głos Greysona przestał mnie dręczyć. Kolejny etap. Na początku się go bałam, ale później poczułam dziwną ekscytację, jak mała dziewczynka, która chce się przekonać co będzie dalej. Po raz pierwszy byłam tak blisko...
     Szybko zrozumiałam, na czym ten następny etap będzie polegał. Przed oczami przewijały się obrazy z mojego życia. Prawie za każdym razem, kiedy myślałam o mojej przeszłości, wszystko wracało tak wyraźne, jakbym oglądała film. 
     Stara szkoła w Dziesiątce kontrastowała z czernią tunelu. Bo ona przecież była biała... A przynajmniej tak ją zapamiętałam. Ostatecznie - długo do niej nie chodziłam. Byłam bardziej potrzebna pracując. Nawet nie miałam przyjaciół. Nigdy nie dowiedziałam się dlaczego. Albo się mnie bali, albo po prostu... nie chcieli się ze mną zadawać. Przecież byłam biednym adoptowanym dzieckiem.
     Tylko Patrick... Ale od razu odrzuciłam od siebie tą myśl. Koniec o Patricku.
     Mnóstwo ludzi mnie nienawidziło. Na czele oczywiście ze Snowem i Coin, czym jednak zbytnio się nie przejmowałam. A poza nimi? Finnick, ale to już przeszłość. Pół Dystryktu, rodzice zabitych przeze mnie osób, pewnie większość kapitolińczyków.... A nie. Teraz to już chyba wszyscy.
      A Seneca Crane? On to dopiero musiałby mnie nienawidzić, gdyby tylko wiedział, jak go oszukiwałam.... No chyba, że wiedział, tylko nie dopuszczał tego do siebie. Zresztą, to już nie było ważne.
     Z drugiej strony przecież było też mnóstwo ludzi, którzy darzyli mnie sympatią. Przed oczami stanęła mi Johanna, rzucająca mi się na szyję w Trzynastym Dystrykcie, która teraz, kiedy wojna się skończy (w co bardzo mocno wierzyłam) będzie szczęśliwa z Jake'iem, odratowanym przez mnie przed stoczeniem się w poigrzyskową ruinę... Annie, czesząca mi włosy w kapitolińskim więzieniu. Nathan, który zapewniał mnie na Arenie, że nie jestem zła. Finnick, który popłakał się, kiedy powiedziałam mu, że umieram. Katniss, Gale i Peeta, którzy miałam szczerą nadzieję - przeżyją. Haymitch, częstujący mnie alkoholem, albo raczej, rozpijający mnie zawsze, kiedy tylko miałam jakiś problem. Szalony, który uratował mnie, kiedy byłam małym dzieckiem. Sam, który dał mi szklankę tego soku pomarańczowego, co pomogło mi podjąć decyzję o zgłoszeniu się na Igrzyska. Rodzice, po których pamiątka wisiała na mojej szyi. Cody, Beetee, którzy próbowali mnie uratować. Ale przede wszystkim James, który dał mi coś, czego nikt inny wcześniej. Coś, dzięki czemu nadal miałam nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
     Zrobiło mi się ciepło na sercu. Przez chwilę czułam się, jakby wszystkie objawy ustąpiły, a mgła rozstąpiła się, ukazując moim oczom prawdziwe barwy. Ale nie na długo. Nierealistyczny wymiar obrazu uderzył mnie z niewiarygodną mocą, jakby mój mózg bronił się przed pozytywnym myśleniem. 
     Znowu moja krew na białych posadzkach Kapitolu, mój nóż w sercu jakiegoś trybuta, wybuch w Siódmym Dystrykcie. Niedokładna wizja śmierci mojej matki, znowu śmierci Patricka, a na koniec Nathan, nad którym płakałam w jego ostatnich chwilach.
- Nie - powiedziałam na głos.
     Od razu ugryzłam się w język. Czemu traciłam kontrolę? Szło mi tak dobrze... Wszyscy zwrócili się w moją stronę.
- A ja sądzę, że powinniśmy zrobić postój - przybył mi z pomocą Finnick. 
Teraz to przynajmniej można było wziąć za rozmowę....
- Nie traćmy czasu - odparłam od razu, mimo, że marzyłam o postoju.
- Emily, proszę. Lepiej będzie, jeśli się trochę prześpimy - Cressida była już na skraju wyczerpania. 
- Gale? - zapytałam, dając mu do zrozumienia, że jego zdanie się dla mnie liczy. Nie chciałam pogarszać naszego kontaktu.
- Zróbmy postój - powiedział.
     Więcej nie trzeba było. Pollux znowu nas nie zawiódł - zaprowadził nas do ciasnego pomieszczenia z dużą ilością dziwnej maszynerii, o której nie miałam pojęcia i której zapewne nigdy nie będzie mi dane zrozumieć. 
     Zaproponowałam, że obejmę pierwszą wartę, ale nikt nie chciał się na to zgodzić. Wszelkie próby protestowania były bez sensu. Z jednej strony wiedziałam, że sen jest tylko marnowaniem tej małej części życia, która chyba mi pozostała. Ale z drugiej strony - może właśnie miałam przeżyć? 

V
,,I wtedy dziewczyna przedstawiła światu swój wynalazek. Była okryta płomieniami..."

- Już niedługo, prawda? -Patrick zakłada mi kosmyk włosów za ucho. - Niedługo już się spotkamy.
     Jestem na łące w Dziesiątym Dystrykcie. Coś chyba jest nie tak, co ja tutaj robię?
- Będziemy już zawsze razem? - pyta.
     Nie mogę mu odmówić. Wyciągam dłoń, by złapać go za rękę, ale zauważam obrączkę. James. To słowo przewija się teraz w mojej głowie. Kim jest James? 
Nie wiem. Ale chyba powodem, dla którego nie mogę tu zostać. Wstaję, odwracam się. Widzę Senecę, który zmierza w moją stronę. Chce złapać mnie za rękę, ale wyrywam się. Ledwo ociera się o moje palce. Wszystko robi się ciemniejsze. Z wielkiej chmury mroku przede mną wyłania się prezydent Snow.
- Trybutką 76. Igrzysk Śmierci zostaje... Emily Saws! 
     Nie ma braw? Czemu nie ma braw, przecież zawsze były!
     W oddali widzę kapitolińską publiczność, trzymającą kieliszki, sięgającą po rozmaite potrawy, noszone przez awkosów. Awoksi... 
     Zaczynają bić brawo. Nie czuję się jednak najlepiej. Widzę za nimi biegnących trybutów, na czele z Travisem i Erickiem. Nie chcę z nimi walczyć, nie mam nawet noża. Zaczynam uciekać, ale ze zdziwieniem zauważam, że wcale się nie boję. Pod moimi stopami znajduje się taki sam piasek jak ten, który widziałam w Czwartym Dystrykcie. Nie poruszam się nawet o metr, biegnę, ale nie przemieszczam się do przodu. Czuję na sobie ciężar, przewracam się. 
     Upadam na białą posadzkę kapitolińskiego więzienia, wszędzie jest moja krew. Podnoszę się na łokciach, odczuwając ogromy ból w klatce piersiowej. Ktoś pomaga mi wstać, to moja mama. Na pewno ona. Rzucam się jej na szyję, ale ona mnie odpycha. Przewracam się. To jednak Coin.
- Zawsze chciałam dla ciebie jak najlepiej -mówi, świdrując mnie wzrokiem. Podchodzi trochę bliżej, jej srebrne włosy opadają na nieskazitelny, czarny strój. Klęka.
- A teraz najlepiej dla ciebie będzie... Umrzeć.
*****
     Krzyk. Nie wiem czyj. Przynajmniej na początku. To był tylko sen. Ale oczywiście to ja krzyczę. Wszyscy się zbudzili.
- Emily... - odzywa się Katniss, która chyba właśnie miała wartę.
- To tylko - biorę głęboki oddech. - To tylko sen.
- Ona ma dziwne oczy - szepce Katniss. - Popatrzcie. 
     Wszyscy wbijają we mnie wzrok, chce się ukryć. Nie chcę, żeby wiedzieli.
- Szare - potwierdził Gale.
- Zamglone - dodał Peeta.
     Wbiłam w niego wściekłe spojrzenie. Tylko on wiedział. Oczywiście nawet nie zauważyłam, że Finnick trzymał mnie za nadgarstki, jakbym był więźniem w jakimś szpitalu wariatów.
- W porządku, Finnick - mówię. - Jest normalnie. 
- Jak to normalnie? - pyta Katniss. - Jak to? O co chodzi?!
- Że wszystko jest w normie - odpowiadam najbardziej spokojnym głosem, jaki potrafię z siebie wykrzesać.
- Jest osaczona - mówi Peeta. - Tak jak ja.
- To prawda? - Katniss wygląda na przerażoną.
- Nie - od razu zaprzeczam i żałuję, że jednak nie zabiłam Peety. - To zupełnie coś innego. Ale... Ale już nie ma się czym przejmować.
     Nie dziwię się jej przerażeniu. Wszystko co jest osaczone jest złe. Co do tego nikt nie ma najmniejszej wątpliwości. A najlepszym tego przykładem jest choćby Peeta.
     Próbuję się uśmiechnąć.
- Czasem mam po prostu złe sny, Igrzyska i tak dalej, sami wiecie. I potrafię być dość niespokojna, dlatego właśnie Finnick chciał mi pomóc.
- A oczy?
- Przy okazji - mówię głosem nie znoszącym sprzeciwu, choć wiem, że nie ma to najmniejszego sensu.
     Siedzimy tak krótką chwilę, widzę, jak wszyscy próbują przetrawić uzyskane informacje. Nikt nic nie wie, nikt niczego nie rozumie. Nie zamierzam tego tłumaczyć, nie chcę, żeby wiedzieli. Wydaje mi się, że coś słyszę, coś niepokojącego. Czyżby kolejny etap? Co tym razem?
     Kątem oka zauważam, jak Peeta siada przy ścianie i zakrywa usta dłonią. Nie rozumiem o co chodzi, podnoszę się z miejsca, podchodzę do niego, a za mną idą spojrzenia grupy. Odrywam jego rękę od ust i słyszę, jak wypowiada to słowo:
- Katniss.
     Teraz ja niczego nie rozumiem. Potem ponownie słyszę Katniss ale tym razem nie jest to wypowiedziane przez niego. Odwracam się, a mój wzrok pada prosto na grot strzały Katniss. Chce nas zabić?
      Wtedy ona ruchem głowy każe mi się odsunąć. Więc jednak nie uwierzyła, że jestem osaczona. Spokojnie odsuwam się na bok, ale czuję na plecach to niebezpieczeństwo, które nam grozi.
- Katniss, uciekaj! - krzyczy Peeta. - Jesteś w niebezpieczeństwie!
     Odkłada strzałę. Może Peeta jest osaczony, ale wcale nie chce jej skrzywdzić. Szybko dochodzi do nas powaga sytuacji.
- Pójdę sama - mówi Katniss. - To idealny moment, żeby się rozdzielić.
      W tym momencie słyszymy krzyki awoksów. Tak, jestem z całą pewnością przekonana, że to krzyki awoksów. Nadal w pewnej odległości od nas, ale jakoś mnie to nie pociesza. To chce zabić nie tylko Katniss, ale też wszystko, co spotka na swojej drodze.
     Każę im zabrać broń, szybko otwieram Holo i szukam najszybszej drogi. Pollux uświadamia mi jednak, że nie warto marnować czasu. Musimy się zbierać.
     Odgłosy są coraz bliżej. Nie czekamy. Kiedy wszyscy mają pistolety, wyskakuję z naszej dotychczasowej kryjówki. Od razu zwracam uwagę, że nasze przemieszczanie się robi dużo hałasu. Przydałoby się robić to ciszej, ale chyba nie mamy wyboru, one i tak prawdopodobnie dopadną nas po zapachu. Wszyscy patrzą na mnie, muszę podjąć decyzję.
- Uciekamy - mówię. - Szybko!
     Puszczam wszystkich przed siebie, ale nie zostaję sama. Finnick oczywiście nie chce mnie zostawić. Mam ochotę pogrozić mu bronią, żeby tylko ruszył do przodu, ale nie ma na to czasu.
     Cokolwiek nas goniło, nie mogło być ludzkie. Jakieś zmiechy? Wyobrażam sobie głoskułki z Ćwierczwiecza, które wcale nie były groźne, a potem... gończe osy. Moje ciało przeszywa dreszcz i nagle zaczynam zwracać większą uwagę na całkiem gęstą już mgłę przed moimi oczami.
- Tylko nie teraz - mówię sobie. - Bo ten idiota na pewno ze mną zostanie.
     Finnick przewraca oczami. Widzę to, mimo, że jest ciemno i oboje biegniemy. Gdybym mu nie powiedziała? Czy teraz biegłby z przodu?
     Zastanawiam się nad tym, kiedy wybiegamy na ulicę Transferu. Wygląda tak jak te na górze, ale zamiast budynków jest biała ściana. Tak biała jak podłoga więzienia w Kapitolu. Dzięki temu widać gdzie są zasobniki, nie potrzeba Holo. Ale czy to coś zmienia?
     Na środku jesteśmy znowu zwartą grupą, Katniss wysadza wybuchową strzałą zasobnik z mięsożernymi szczurami. Kręcę się w kółko jakby nie wiedząc, za co się zabrać. Ale po kilku sekundach uświadamiam sobie, że dokładnie przeanalizowałam już tę mapę. Na naszej drodze jest jeszcze jeden zasobnik, który nazywaliśmy "Młynek do Mięsa". Planowałam go obejść, poprosiłam, żeby trzymali się blisko mnie.
- Uważaj Katniss! - słyszę za sobą głos Finnicka, który ciągnie ją w swoją stronę.
     Moje spojrzenie trafia na snop złotego światła, który więzi jednego z żołnierzy. Nie zdążyłam nawet wyciągnąć noża, kiedy Gale wystrzelił już dwie strzały. Musisz oddać dowodzenie. Czy mgła oddziaływała też na moje reakcje?
- Nie dotykajcie - mówię, kiedy ktoś wyciąga rękę by go uwolnić. Ciało żołnierza topnieje jak świeczka w ogniu.
Jestem zła, że nie znam nawet jego imienia.
- Mesalla - płacze Cressida.
- Nie można mu pomóc - odzywa się Peeta.
Czy tylko on myśli na tyle sprawnie, żeby to zauważyć?
- Szybko! - mówię i popycham Katniss. Nadal trzymam się z tyłu.
     Kiedy jesteśmy prawie przy drugim skrzyżowaniu, zauważam oddział Strażników Pokoju. Co możemy zrobić, kiedy mamy między sobą Młynek? Jedynie odpowiedzieć ogniem. Wyciągam pistolet i zaczynam strzelać w podłogę, co powoduje uruchomienie Młynka.
     I nagle widzę, jak coś rzuca się na Strażników, odrywając im głowy, zaciskając ogromne, uzębione szczęki na ich szyjach. Zmiechy są wielkie - pewnie trochę wyższe od nas, czworonożne, białe i całkowicie nagie. Mają zakrzywione palce, idealne do zabijania oraz długie gadzie ogony.
- Na co czekacie? - pytam, każąc im uciekać w prawo.
     Ja zostanę. To był odpowiedni moment. Widzę, że oprócz mnie chce zostać jeszcze dwójka żołnierzy, w tym jedna z bliźniaczek Leeg. Wyciągam Holo, żeby przeprogramować go na Finnicka, ale ten kiwa głową.
- Nie Em, nie zostaniesz tu - mówi twardym tonem, kiedy strzelam do zmiechów przeskakujących młynek.
- Zostanę! - krzyczę, pakując chyba z dwanaście pocisków by rozwalić jednemu ze zmiechów łeb.
- Nie - wyrywa mi pistolet. - Jeszcze nie teraz.
     Ciągnie mnie za rękę, oddając pistolet dopiero na zakręcie. Dlaczego się go słucham? Przecież to ja tu dowodzę. Jeszcze odwracam się, żeby zobaczyć ciało Leeg, które rozrywają dwa zmiechy naraz. Całe we krwi.
     Tłumię krzyk. Finnick ciągnie mnie za sobą, chcąc uratować za wszelką cenę. Ale ja wiem, że to już koniec, że niepotrzebnie się męczy. Znowu słyszę głosy i muzykę. Jakby Drzewo Wisielców śpiewał chórek złożony ze zmiechów.

Czy chcesz, czy chcesz
Pod drzewem ukryć się?
Gdzie kazałem ci biec
By oboje nas wybawić...

     Mgła zasłania mi już całkowicie świat. Ale słowa piosenki, którą słyszę wyraźnie jak nigdy, sprawia, że przestaję walczyć z Finnickiem. Teraz to on ma przeżyć, to ja mam go uratować, a nie wszystko utrudniać.
     Przyspieszam. Kostka brukowa, którą jest wysadzony cały transfer, zamienia się w beton, a na samym jego końcu znajduje się bardzo cienka i brudna rura, którą musimy się przecisnąć. Przez chwilę mam nadzieję, że może dzięki temu zmiechy nas nie dopadną, ale szybko pozbywam się złudzeń. Ktoś kto je zaprogramował nie był idiotą.
     Na końcu rury jest tylko wąski występ skalny. Na pewno nie pomyliliśmy drogi? Spoglądam na rzekę chemikaliów, która płynie pod naszymi stopami. Bulgocze, śmierdzi, jakby chciała powiedzieć "no skocz, czy nie lepiej tak umrzeć niż w paszczach zmiechów?".
- Gale, nie strzelaj! - słyszę głos Katniss.
     Czyli jednak to dobra droga. Pozostało tylko przejść tym występem do mostu i przebiec na drugą stronę. Nic trudnego. Łapię Finnicka za rękę. Jeśli spadnie, to tylko ze mną. 
     Idziemy dość szybko, ale wystarczająco wolno, żeby się nie zabić. Kiedy jesteśmy na moście, zauważamy jak zmiechy wychodzą z rury. Katniss wysadza most, jak tylko dołączamy do grupy.
     Zmiechów jest więcej niż potrafię sobie wyobrazić, a żaden z nich nie waha się skoczyć w trującą ciecz. Otwieramy ogień. Nie są niezniszczalne, ale wystarczająco mało ludzkie, żeby jeden pocisk mógł je rozwalić. 
     Muzyka przybiera na sile, mgła jest gęsta jak nigdy wcześniej, ze wszystkich stron torturują mnie krzyki Greysona, pomieszane z głosami wszystkich, których kiedykolwiek zabiłam, albo patrzyłam na ich śmierć. 
     Zmiechy są coraz bliżej nas, pociski się kończą, nawet moje specjalne noże mają problem, by pozbawić je życia.
     Patrzę na Gale'a, również zajętego strzelaniem do Zmiechów. On chce ci odebrać dowodzenie. 
- I bardzo dobrze! - krzyczę odpowiadając głosowi, nikt nie zwraca na to uwagi. Wszyscy są skupieni na głosach zmiechów i odgłosie broni palnej. 
- Gale, bierz Katniss i każdego, kogo się da i uciekajcie! - mówię. - To mój ostatni rozkaz. Ja tu zostanę. 
     Gale kiwa głowa, ale widzę, że ma łzy w oczach.
- I powiedz Jamesowi, że go kocham - dodaję i wracam do zabijania zmiechów, co na dłuższą metę i tak jest bez sensu, ale przynajmniej da innym trochę więcej czasu. 
- Nie, Emily! - tym razem Katniss krzyczy. - Nie idę bez ciebie!
     Gdybym poszła z nimi, zmiechy dopadłyby ich zanim wyszliby z podziemia i nikt by nie poszedł. A tak... Zajmą się mną.
- Pamiętaj co mi obiecałaś, Katniss! - odpowiadam.
     Miała zabić Coin. To chyba przywróciło jej zdrowy rozsądek, bo rzeczywiście zaczęła wspinać się do wyjścia. 
     Pierwsze zmiechy były już kilka metrów ode mnie. Na dole zostało oprócz mnie kilku żołnierzy... I Finnick.
- Uciekaj! - krzyczę. - Potraktuj to jak rozkaz!
- Nigdy. Jak mamy umrzeć to razem!
     Chciałam się kłócić, ale to nie był najlepszy moment. Wyjęłam dwa dość długie noże i przygotowałam się na krótką walkę. Wiedziałam co zrobię, kiedy będę pewna, że wszyscy są bezpieczni. Wyciągnę Holo.
     Próbuję poderżnąć gardło pierwszemu zmiechowi, rzeczywiście, ranię go, ale skacze na mnie drugi, Kopię go i wije się jak tylko mogę, obracam się z nożami, a całe moje życie przepływa mi przed zamglonymi oczami. Zamiast zmiechów widzę zawodowców z moich pierwszych Igrzysk. Wiem, że to już koniec.  Nigdy przeświadczenie o mojej śmierci nie było tak silne.  
- Uścisk nocy, uścisk nocy, uścisk nocy - szepcę do Holo. Od tego czasu mamy tylko kilka sekund.
     Jestem cała we krwi, zęby wbijają się we mnie ze wszystkich stron. Widzę Finnicka, który również jest na wyczerpaniu. To nie może się tak skończyć. Nie dla niego. Rzucam w zmiechy nóż wywołujący płomienie i jednocześnie w drugą stronę - wybuchający - zaprojektowany przez Cody'ego na moją prośbę. Wiem, że ogień nie powstrzyma ich na długo, ale przynajmniej da mi kilka sekund, a wybuchowy zrobi niewielką wnękę w ścianie.
     Resztkami sił, korzystając ze zdziwienia zmiechów, rzucam się w stronę Finnicka i ciągnę go w stronę wnęki, którą przed chwilą zrobiłam. Holo ma zasięg piętnastu metrów.
- Co ty...
- Ratuję ci życie - mówię, jakby to miało być moje ostatnie tchnienie. Wiedziałam, że tak własnie jest. Ale on miał przeżyć. - Trzy do dwóch - dodałam, wpychając go do szczeliny i zasłaniając własnym ciałem.
Słyszę odgłos wybuchu.
- Wygrałam.


____________________________
Nie wiem, czy tego nie zniszczyłam. Starałam się jak tylko mogłam, żeby to było dobre, mam nadzieję, że własnie takie jest. Przepraszam, że tak długo nie dodawałam, bo nie mogłam jakoś się zabrać, nie miałam weny. W sumie tu też nie miałam, ale jakoś chyba mi to wyszło... No, nieważne. Jak sami widzicie został nam tylko epilog, który... Może być różny.  Jak się pewnie domyślacie mogła to zakończyć tylko na dwa sposoby. Jako, że nadal nie wiem jak, napiszę obie wersje i wybiorę tą lepszą. Stąd moje pytanie - jak chcielibyście, żeby się to skończyło? 
Oczywiście tak czy inaczej decyzja będzie należała do mnie, ale może ktoś napisze coś co ostatecznie mnie przekona. Dodatkową opcją jest jeszcze dodanie obu wersji, ale codo tego nie jestem przekonana. 

P.S.
Przepraszam za zaległości na blogach, ale w ciągu najbliższych dni nadrobię, bo w końcu ferie :)

18 komentarzy:

  1. Super? To było lepsze niż super.
    Dziewczyno, chwała ci za to, że napisałaś ten rozdział. Albo rozdziały... Z resztą, nieważne! Czekałam, czekałam i się doczekałam.
    Dostałam dwie niespodzianki! Śnieg za oknem i twoje opowiadanie. Z czego na opowiadanie mało co nie dostałam zacieszu.
    Dziękuje za uwagę, pisz dalej.
    ~ Kokoszauka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, wiem, że dużo czasu mi to zabrało, ale w końcu jest imam nadzieję, że się udał... A bardzo się o to bałam. Chyba każdy chce skończyć swoją historię jak najlepiej.
      Pozdrawiam <3

      Usuń
  2. na samym początku - chciałabym z całego swego kamiennego serduszka najmocniej przeprosić. za wszystko - hańba mi. jestem okropną czytelniczką. czytam, a nie komentuję.
    ten komentarz będzie równie krótki, jak i beznadziejny, że aż żal mi siebie, serio.

    mówisz, że jeszcze epilog? szloch. mam nadzieję, że nie zrezygnujesz z pisania, a Twój blog o Emily Saws zawsze będzie moim ulubionym.
    historia ta stanowi połączenie wszystkiego, co może wzruszyć, zaskoczyć lub wywołać skrajne emocje. z pewnością rozprawia o ludzkich uczuciach, które znajdują się w brutalnej sferze - również, które ujawniają się w najmniej lub najbardziej oczekiwanych momentach.
    musisz wiedzieć, że powoli kończysz pisać najwspanialsze opowiadanie. i to mnie cholernie boli.

    widać doskonale, że Emily pogodziła się już, jednak nadal ma w sobie tę chęć przetrwania, która zakodowana jest w każdym człowieku.
    najbardziej ostatnia scena mnie dobiła. i nie zdajesz sobie z tego sprawy, jak bardzo.
    dwa rozwiązania, mówisz. nie mam pojęcia, które jest lepsze. z jednej strony, gdy dziewczyna się poświęci (albo zginie razem z Finnickiem) to Twoje opowiadanie stanie się nietuzinkowe. czytelnicy to zapamiętają. w wielu opowiadaniach ginie masę bohaterów (weźmy takiego Loksa) - to jednak nieliczne są takie, gdzie to właśnie główni bohaterzy giną. choć nie jestem tu od samego początku - to bardzo przywiązałam się do Ems.
    jednak jeśli główna bohaterka, jakimś cudem przeżyje - będzie dobrze i wszyscy będziemy się radować, że nasza kochana Emily żyje. może nie do końca ma się dobrze, ale najważniejsze, iż żyje.

    jako, że nienawidzę, gdy rozdziały kończą się w takim momencie, a autorzy zostawiają nas w tej cholernej niepewności - moje myśli będą się skupić tylko na Twoim opowiadaniu i jego zakończeniu.
    to chyba wszystko, co chciałam powiedzieć.
    jeszcze raz przepraszam, ale i mocno ściskam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, dobrze, że jednak napisałaś ten komentarz, bo do końca życia nie wiedziałabym, że mam taką czytelniczkę. Bardzo cieszę się za każdym razem, kiedy ktoś, kto nigdy nie komentował, w końcu decyduje się to zrobić.

      Fajnie, że jetem w stanie wywołać jakieś emocje :) Co prawda, niekoniecznie będzie to dla czytelnika miłe i łatwe, ale na pewno sprawi, że szybko o tej historii nie zapomną, i - jak sama mówisz, na razie mi się to udaje.

      Też bardzo przywiązałam się do Ems i jakiekolwiek rozwiązanie nie wybiorę (chociaż już wiem które huehuehue ^^). to będzie mi cholernie żal to kończyć. Już jest. Tak, że prawie płaczę.

      Dziękuję jeszcze raz, że jednak ten komentarz napisałaś i zapraszam na epilog, który ukaże się 9 lutego.
      <3

      Usuń
  3. Wiele razy myślałam, że nie wrócisz na tego bloga, a teraz zwracam Ci honor, uda Ci się go zakończyć, mimo, że szczerze tego żałuję.
    Rozdział jest świetny, ale to chyba po pierwsze mało zaskakujące słowo z mojej strony i po drugie za małe słowo.
    A co do zakończenia to nie wiem jakie bym chciała. Z jednej strony uwielbiam "krwawe" i smutne zakończenia, ale tak przywiązałam się do Emily, że nie chciałabym, żeby zginęła... Dlatego chyba jestem zwolenniczką, żebyś dodała obie wersje XD każdy czytelnik sam będzie mógł wtedy wybrać odpowiadujące mu zakończenie.
    Weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Moim życiowym zadaniem było chyba dokończyć tę historię i teraz wiem, że się uda. Obie wersje zakończenia są kuszące, ale zaczęłam od pisania jednego... I chyba na tym poprzestanę.
      Zapraszam na epilog 9 lutego i pozdrawiam <3

      Usuń
  4. Kto mowił, że wyszła ,,kupa"?
    Nieprawda, jak coś jest kupowate, to tylko ja, bo jestem głupia i nie komentowałam, a czytałam. no, ale się stało.

    dobra. bardzo przywiązałam się do Ems, chociaż jestem tu dość krótko, ale chciałabym, żeby przeżyła. chociaż z drugiej strony, jeśli chcesz nas doprowadzić do bycia jednym wielkim fangerlem przy umieraniu, to okay. zrozumiem. ale wiesz, ja bym chciała, żeby ona jednak przeżyła (chociaż moje zdanie się nie liczy, bo jestem beznadziejną czytelniczką). wiem, wiem - jest wojna, są straty, ale nie umierają wszyscy, prawda? ktoś zawsze musi przeżyć. nawet, jeśli ten ktoś jest na skraju załamania, umiera od dłuższego czasu i właśnie został zaatakowany przez zmiechy. ktoś musi żyć.

    poza tym, Finnick. oni z Ems tak się strasznie nie lubili, a teraz jedno przez drugie rwą się do ratowania siebie nawzajem. to słodkie, a ja dawno zaczęłam widzieć ich razem, chociaż na początku się nie lubili. ja wiedziałam, że będzie ship finly. albo eminick. no, whatever. tak czy inaczej, to takie zajedwabiste. wiesz, o co chodzi, towarzyszu fangerlu.

    strasznie szkoda mi Cressidy. musi nadążać za szkolonymi żołnierzami, a sama, mówmy szczerze - jest nieudacznikiem życiowym, bo trafiła do Trzynastki, a potem na tą misję. ale jednak mam do niej sentyment i ją podziwiam, bo musiało to być dla niej trudne, a szła z nimi dalej. no. poza tym, u Ciebie jest jeszcze bardziej Cressidowata (if you know what i mean), więc bardziej kocham was obie, amen.

    i te kosogłosopodobne sceny, ale tak pięknie napisane. tak po twojemu. serio, ja nie wiem, jak ty to robisz, ale to robisz.
    tak, ja kocham to opowiadanie. nie wierzę... inaczej, wiem, że już został tylko epilog, ale chcę, żebyś pisała dalej. a jak nie opowiadanie, wydaj książkę, serio. na pewno znajdzie się kilka wydawnictw, które będą chciały ją wydać. ty w słowach umiesz po prostu zawrzeć tyle emocji, że tak musi być.

    ten rozdział, zarówno jak cała ta historia, jest absolutnie fenomenalna. mówiłam to, ale muszę powtórzyć. wydaj książkę. proszę.

    życzę powodzenia w pisaniu prologu, jakikolwiek by nie był, i weny! (chociaż może lepiej nie, bo wtedy szybciej będzie epilog...)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też bym chciała, żeby przeżyła, ale wersja z umieraniem chyba też jest w sumie okay? Zakończenie będzie jedno, tak jak już to pisałam gdzieś na górze, bo chyba się zdecydowałam. I szczerze mówiąc, chociaż strasznie trudno będzie mi się rozstać z tym blogiem, czuję się szczęśliwa, że doprowadziłam go do końca.

      Finly brzmi ładniej <3 Naprawdę, sama lepiej bym tego nie wymyśliła. Oto chodziło, żeby tak się zakończyło, w przyjaźni. Od początku tak właśnie miało być i to chyba jedyna rzecz, której nie zmieniłam podczas pisania.

      Nie wiem nawet dlaczego tak bardzo podkreślałam obecność Cressidy, ale chyba dobrze zrobiłam, bo też bardzo ją lubię, mimo, że nie odgrywa jakiejś wielkiej roli w tej historii.

      Wydać książkę? Fajnie by było, ale chyba ten blog to zwieńczenie mojej krótkiej pisarskiej kariery. Jakoś nie wierzę, że kiedykolwiek będę w stanie coś jeszcze doprowadzić do końca. Że zdołam wymyślić kogoś, kto będzie przynajmniej tak interesujący jak Em.

      Dziękuję bardzo i zapraszam na epilog 9 lutego.
      Pozdrawiam <3

      Usuń
  5. Ems, Ems, Ems, co ja mam ci powiedzieć.

    Zacznijmy od tego, że bardzo podobała mi się ta ostatnia "halucynacja". To był taki przeskok przez to wszystko, co przeżyliśmy z Emily. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, ile tego wszystkiego było; ile ta dziewczyna przeszła, jak bardzo się zmieniła... patrzyliśmy, jak Emily Saws kształtuje się na naszych oczach. To była niesamowita przygoda i jestem ci za nią ogromnie wdzięczna. Wiem, wiem, powinnam zostawić takie wyznania na koniec, na epilog, ale to mi tu jakoś tak pasuje do kontekstu.

    Szykowałam się na śmierć Ems już od kilku rozdziałów ale to się tak cudownie odwlekało i dawało tą nadzieję. Ale jak to zwykle bywa, nadzieja umiera ostatnia, no i proszę, mamy, co mamy. Stworzyłaś niesamowitą historię i zakończyłaś ją w fenomenalny sposób, i do tego bardzo odważnie. Najbardziej w tym rozdziale złamałaś mi serce czterema postaciami, pomijając oczywiście Emily, bo to jasna sprawa:
    Cressida, Gale, James i... Finnick. To ostatnie to jakiś pieprzony żart i chyba umarłam, jak się dowiedziałam, że Emily go ocaliła. Popłakałam się, nie żartuję.

    Z ogółu przy ostatniej scenie byłam już tak wykończona poprzednimi, że wyłam jak debil i zmarnowałam przez ciebie całe opakowanie chusteczek. Jest źle. Serio.
    I jeszcze ta historia o "dziewczynie w ogniu"... mówiłam już, jak bardzo cię kocham? Ciebie i twoją twórczość? Jesteś genialna.
    No, dobra. To czeka nas końcówka.
    Szczerze mówiąc to śmierć Emily wydaje mi się sensowna. Nie wiem, dlaczego, ale zawsze widziałam ją jako typ "walcz do końca, choćby nie wiem, co się działo". A ta scena była tego potwierdzeniem.

    Więc pomimo to, że zniszczyłaś mnie psychicznie, to uważam, że ten rozdział był naprawdę świetny.
    xoxo, Loks.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, rzeczywiście trochę tego jest. Koło 200 stron w wordzie... Nigdy nie zakładałam, że aż tak długo to potrwa. Cieszę się, że Em zostawi jakieś, nawet minimalne ślady w twoim serduszku. To najlepsze, co autor może usłyszeć :>

      Gale, James, Cressida i Finnick? No tak. Rzeczywiście te postaci odegrały tu chyba największą rolę, nawet James, którego właściwie tu nie było. Chciałam zamknąć wszystkie sprawy dotyczące tych bohaterów, żeby nie pisać za dużo w epilogu.

      Tak, ona jest potwierdzeniem jeśli chodzi o tą walkę do końca. I tutaj walczyła, ale czy do końca rozdziału, czy życia, to dowiesz się 9 lutego, kiedy już dodam to, co napisałam.

      Przepraszam za to niszczenie ciebie psychicznie każdym rozdziałem, ale już niedługo przestanę, obiecuję :) I czy mogłabym użyć jednej pisoenki z twojego soundclouda, jako podkład do epilogu? Byłoby mi bardzo miło, gdybyś się zgodziła.

      Kocham, Em <3

      Usuń
    2. MOJEJ PIOSENKI? BOŻE EM BĘDĘ SIĘ CZUŁA ZASZCZYCONA <3

      Usuń
  6. Niby bym chciała, żeby Em przeżyła, ale wydaje mi się, że jednak lepiej jeśli nie... To by w sumie wtedy takie sensowne było. Rozdział boski :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo,wezmę opinię pod uwagę :)

      Usuń
  7. Nie wiem co napisać...Brak mi słów.Napisałaś ten rozdział z jednej strony prawie dokładnie tak jak się spodziewałam ale z drugiej zupełnie po swojemu. Wiedziałam że Emily umrze(no chyba że masz w planach zmartwychwstanie)Po prostu to wiedziałam.Wiem, że to dziwnie zabrzmi ale ja właściwie chciałam, żeby zginęła.Tak musiało być i koniec.Cieszę się że nie próbowałaś robić happy endu na siłę.To by zepsuło całą twoją ciężką pracę włożoną w napisanie tylu rozdziałów. Nie wiem co jeszcze napisać.Ten rozdział zasługuje na długi komentarz zwłaszcza że jest to jeden z ostatnich jakie piszę na twoim blogu. To będzie dziwne uczucie nie czekać na kolejne rozdziały,ale mam nadzieję,że czasem będziesz tu zaglądać.Wracając jednak do rozdziału był napisany naprawdę niesamowicie.O ile w poprzednim dało się odczuć, że przepisywałaś fragmenty z książki tu tego nie zauważyłam(choć możliwe że coś było) w każdym razie nie przeszkadzało mi to. Najbardziej podobał mi się ten chaotyczny sposób pisania, jakby halucynacja Em odbierała jej zdolność racjonalnego myślenia, jakbym widziała te sceny jej oczyma.No i do tego te fragmenty z legendy Finnicka.Po prostu magnifico! A propos Finnicka Chwała ci!!!!!Uratowałaś mu życie i moje złamane serce zagoiło się przynajmniej częściowo po szoku związanym z jego śmiercią w orginale. Teraz to tak jakby żył.
    To chyba tyle.
    A co do tego o czym mogłabyś napisać w epilogu to może coś o dziecku Finnicka i Annie?Bardzo chciałabym coś takiego przeczytać.Ale lepiej nie śpiesz się z pisaniem epilogu.Powinien wyjść idealny, bo w końcu to już ostatni rozdział.
    W każdym razie powodzenia i życzę weny.Nobi przepraszam za ten głupi komentarz ale piszę to z telefonu a do tego jest późno.Obiecuje że następny będzie lepszy :)
    Gall Anonim

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś jest w tym wszystkim co piszesz. Ja już podjęłam decyzję i napisałam epilog, a jaki on będzie to dowiesz się 9 lutego, jeśli go przeczytasz. Smutne, że to jeden z ostatnich komentarzy. Tak samo jak smutne, że to ostatni rozdział.

      Będę tu zaglądać, ale pewnie niczego już nie napiszę. A w tym rozdziale używałam książki, ale nie przepisywałam zbyt wiele. Tak czy inaczej zrobiłam to co chcialam i trzymałam się kanonu praktycznie do samego końca. Można by Em dopisać do oryginału i nie zmieniło by to zbyt wiele. O to mi chodziło.

      Cieszę się z powodu Finnicka. Też myślę o nim już jakby naprawdę żył, jakbym mu faktycznie to życie uratowała. Hmmm... Może rzeczywiście coś ze mną nie tak? :)

      O Finnicku i Annie będzie dużo, zobaczysz. I chyba... Chyba wyszedł idealny. Ja przynajmniej jestem spełniona, kiedy go czytam.

      Dziękuję i pozdrawiam <3

      Usuń
  8. Bardzo fajnie piszesz. Historia wciąga i nie można się od niej oderwać. Czekam na ciąg dalszy. Obserwuje i w wolnej chwili zapraszam do mnie - dopiero zaczynam, ale będzie u mnie bardziej pikantnie:)

    Fantazyjna
    mysli-bez-cenzury.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, jak dam radę przeczytać, to wpadnę :)

      Usuń
  9. Em..nie wiem co napisać! Ja nie chcę końca :((( Nie chcę epilogu.. No ale wszystko co dobre, się kończy. Ja bym chciała, abyś uśmierciła Emily :)) Tak teraz odzywa się moja psychopatyczna strona XDD Rozdział bardzo mi się podoba, i z niecierpliwością czekam na...na epilog :c
    Życzę powodzenia i Pozdrawiam Choise

    P.S. Czy masz zamiar po ukończeniu tego bloga, pisać nową historię?

    OdpowiedzUsuń